sobota, 27 czerwca 2015

Większe recenzje - Z ARCHIWUM X: ŻYWICIELE - Harris, Casagrande, Walsh, Scott, Menton3

Z ARCHIWUM X: ŻYWICIELE
Harris, Casagrande, Walsh, Scott, Menton3
Wydawnictwo: SQN
stron: 122
ocena: 6/6

Wydany niedawno komiks „Z Archiwum X: Wyznawcy” rozbudził na nowo w wielu sercach fascynację serialem i sprawdził się świetnie jako oficjalna kontynuacja kultowego serialu i jednocześnie obrazkowa wersja dziesiątego sezonu. I choć album ów spełnił pokładane w nim nadzieje, nie mogłem go nazwać znakomitym z prostej przyczyny. Brakowało mi w nim tego wszystkiego, co znalazłem tomie drugim: „Żywiciele”.

Opisując jakiś czas temu dla magazynu „Grabarz Polski” serial „The X-Files” nie wyszedłem przed szereg dzieląc odcinki na te związane ze swoistą mitologią stworzoną na potrzeby serii i te niezależne, dotyczące pojedynczych spraw. O ile wątki z tych pierwszych ciągnęły się w zasadzie przez wszystkie sezony, to te drugie zamykały się zawsze w obrębie jednego, góra dwóch epizodów. Nigdy też nie ukrywałem, że to właśnie te odcinki przykuwały najmocniej moją uwagę i stanowiły dla mnie wyjątkowość serialu. Dlatego po ładnie grających na sentymentach „Wyznawcach” oczekiwałem od nowego zeszytu czegoś więcej i... to właśnie dostałem!

Na omawiany album składa się pięć „epizodów”, które hołdują właśnie konwencji pojedynczych, względnie dwusegmentowych odcinków serialu, gdzie Mulder i Scully napotykają się na sprawy nadprzyrodzone, niezwykłe, brutalne, osadzone mocno w gatunku horroru. Pierwsze dwa dotyczą tajemniczych utonięć, za którymi stoją tytułowi żywiciele, a źródeł tego koszmaru należy szukać w... No cóż, miejsce może niewyszukane i niezbyt oryginalne, ale za to cała historia nadrabia suspensem, świetną kreską i brawurowym zakończeniem, jakże charakterystycznym dla serialu. Trzeba przyznać, że o ile w poprzedniku dało się odczuć drobne wahania co do sposobu prowadzenia narracji, tym razem tego nie ma. Język serialu, wraz z obowiązkowym wprowadzeniem przed napisami, po zaskakujący finał lub cliffhanger, zostały do perfekcji przełożone na język komiksu, tak bardzo, że w trakcie lektury miałem wrażenie, że po prostu oglądam kolejny odcinek i słyszałem w umyśle zarówno sławetną ścieżkę dźwiękową i głosy Duchovnego i Anderson. Pierwsze dwa epizody wypadają więc znakomicie, a później jest jeszcze lepiej.

„Specjalnie dla pana X” to mistrzowski, upiorny epizod, który zachwyci fanów serialu powrotem jednej z najbardziej charakterystycznych postaci serii. Odcinek (pozwolę sobie go tak nazwać) orbituje bardzo blisko tych mitologicznych, równie silnie stopniując napięcie aż do sugestywnego finału. To jednak nic w porównaniu z kwintesencją grozy i horroru za jakie uwielbiałem „Z Archiwum X”, a które udało się zamknąć w mrocznej i strasznej opowieści zatytułowanej „Szczebiot”. To po prostu artyzm w pigułce, idealne przeniesienie klimatu i ducha serii na karty komiksu. Już wcześniej nie miałem wątpliwości, że eksperyment przeniesienia serialu do historii obrazkowej okazał się udany, ale tu osiągnął on apogeum geniuszu, a granica dla mnie została zatarta. Rewelacja!

Całość zamyka zaś przepięknie narysowana historia „Przemyślenia palacza”, przywodząca bardziej eksperymentalne i retrospektywne odcinki. Osobiście nie przepadałem nigdy za tymi wątkami, ale nie sposób było nie docenić inwencji twórców i artyzmu nimi kierującego. Podobnie jest w tym przypadku, co więcej, jest to kolejny dowód na to, że seria komiksowa w niczym nie ustępuje tej filmowej. Jeśli ktokolwiek miał wątpliwości, jeśli kogoś nie do końca przekonali „Wyznawcy”, to w „Żywicielach” znajdzie wszystko za co można pokochać „Z Archiwum X”. Mistrzostwo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz