niedziela, 28 czerwca 2015

Większe recenzje - POZAŚWIATOWCY - Brandon Mull

Brandon Mull
POZAŚWIATOWCY
wydawnictwo: Mag
ocena: 5/6

Brandon Mull to już uznany pisarz młodzieżowego fantasy, co udowodnił brawurowym cyklem „Baśniobór”. Chociaż nie zdążyłem do tej pory zapoznać się z całością serii, zaintrygowałem się autorem na tyle, że bez wahania sięgnąłem po jego nowe dzieło – trylogię „Pozaświatowcy”. O ile pierwszy tom okazał się niezły, o tyle im dalej w las… tym było lepiej!

Trylogia zaczyna się niepozornie, choć oryginalnie. Oto młody chłopak, Jason Walker zostaje połknięty w Zoo przez hipopotama, dzięki czemu trafia do magicznej krainy Lyrian. Tutaj poznaje też Rachel, inną młodą Amerykankę. Oboje, choć są swoimi przeciwieństwami i nawet nie spojrzeliby na siebie w zwykłym świecie tutaj jednoczą siły przeciw okrutnemu czarnoksiężnikowi Maldorowi, którego obiecują pokonać, by pomóc mieszkańcom krainy. Wystarczy zdobyć tajemnicze SŁOWO, które uśmierci maga…

Mull to pisarz, do którego nie trzeba przekonywać nikogo, kto miał już styczność z jego twórczością. Posiada nieograniczoną wyobraźnię i lekką rękę, pozwalającą mu przenieść niezwykłe światy na karty powieści i uczynić je niemal realnymi. I chociaż pierwszy tom pełnymi garściami czerpie z dorobku klasyków literatury fantasy, składając tym samym hołd gatunkowi, to całość jest przetworzona w sposób oryginalny i intrygujący (vide przejście Jasona do świata Lyrian). Co niezwykle ważne, autor pamięta, co jest najważniejsze w przypadku takiej literatury, a więc akcja i przygoda. Na brak zdarzeń i emocji nie sposób tutaj narzekać. Ciekawym zabiegiem są również kreacje głównych bohaterów. Zostały skrojone w opozycji do typowej fantastyki, nie różnią się w zasadzie niczym od swoich rówieśników w normalnym świecie, prawdę powiedziawszy są nad wyraz zwyczajni, czasem wręcz przewidywalni, a tym samym bardziej prawdopodobni i zapewne łatwiej będzie młodym czytelnikom identyfikować się z Jasonem i Rachel. To przykład klasycznych „everymanów”, nawet ich obecność w świecie Lyrian nie jest powodowana żadną przepowiednią, pozornie jest to wręcz przypadek. Za to postacie drugoplanowe, bohaterowie magicznego świata, włącznie z Maldorem, to już osobowości, obok których nie da się przejść obojętnie. Jeszcze lepiej robi się w kolejnych tomach, ze wskazaniem na najlepszy według mnie „Zarzewie buntu”. Tutaj nasi bohaterowie muszą pokonać znacznie więcej niż tylko zwykłą odległość dzielącą ich od celu. Szczególnie Jason musi dojrzeć i spoważnieć wobec czekających go zadań. Łącząc siły ze ślepym królem Galloranem staje w szeregach rebelii przeciwko cesarzowi. Jako dojrzewający młodzieniec nie może pozwolić sobie na dziecinne przekomarzania z Rachel, tym bardziej, że choć wciąż mamy do czynienia ze schematycznymi questami i podróżowaniem od zadania do zadania, to Mull postarał się, żeby bohaterowie mieli odpowiednio pod górkę i żeby nie zawsze było im przyjemnie. Dość powiedzieć, że jako czytelnik obeznany bądź co bądź w tego typu literaturze znalazłem kilka naprawdę zapadających w pamięć scen, a postacią Ferrina, tak fałszywego, że nie dowierzającego samemu sobie jestem delikatnie zachwycony. No i finał, podobnie jak w przypadku części pierwszej stojący na wysokim, zaskakującym poziomie.

Część trzecia „W pogoni za proroctwem” to już wprawna kontynuacja „Zarzewia buntu”, gdzie nasi bohaterowie muszą stoczyć naprawdę heroiczne boje, by dopełnić proroctwo zasłyszane w tomie drugim. Czy im się to uda? Zdradzić nie mogę, tak jak i muszę powstrzymać się od naiwnego listu Jasona, jaki możemy odczytać pod koniec powieści, by nie ujawnić zbyt wiele. Pomijając bowiem ten szczegół, Mullowi udało się zakończyć trylogię w sposób logiczny, konsekwentny i w ramach konwencji literatury młodzieżowej nie tak bardzo oczywisty. Mamy więc do czynienia z bogatym światem zachwycającym przepychem i rozmachem. O ile w pierwszym tomie (i w kilku momentach ostatniego) rzuca się w oczy pewna młodzieńcza naiwność, to całość prezentuje się naprawdę poważnie i brawurowo, a Brandon Mull pokazuje, że radzi sobie świetnie zarówno z mrocznymi baśniami, jak i klasycznym fantasy (co z tego, że dla młodzieży). Osobiście wolę go w tym drugim wydaniu, do kolejnych tomów Baśnioboru mnie nie ciągnie, do Lyrian jeszcze wrócę.

Recenzja z portalu DZIKA BANDA.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz