niedziela, 28 czerwca 2015

Większe recenzje - OSTRZE - Joe Abercombie

Joe Abercombie
OSTRZE
wydawnictwo: Mag
ocena: 5/6

Trudno w dzisiejszych czasach stworzyć dobrą powieść fantasy, która nie będzie kalką dokonań wielkich mistrzów i twórców gatunku. Zdarza się to tylko nielicznym, ale Joe Abercrombie do nich nie należy. Bierze co najlepsze od najlepszych i tworzy własny świat, który w równym stopniu przyciąga, co i odpycha.

Autor przenosi nas do mrocznego świata Unii, państwa stojącego na skraju wojny, w którym nie brak indywiduów i spiskowców, gotowych dla własnych korzyści pogrążyć kraj na w morzu chaosu i rozkładu. To świat brudny, podstępny i fałszywy, pełen okrucieństwa, korupcji i fałszu, znanego przede wszystkim z nadmiernie reklamowanego w ostatnich czasach cyklu „Pieśni Lodu i Ognia”. Nie da się jednak ukryć, że Abercrombie bardzo inspirował się serią książek George’a R.R. Martina. Widać to nie tylko w konstrukcji świata i postaci, czy w dialogach, które dominują tutaj nad akcją, ale również w sposobie prowadzenia samej narracji. Autor poświęca osobno uwagę trzem odmiennym bohaterom, pozwalając jedynie sądzić, że z czasem ich drogi się zwiążą, lub chociaż przetną. Warto jednak zauważyć, że Abercrombie nie czerpie z cudzych pomysłów bezmyślnie, twórczo przetwarza ograne schematy i w zmyślny sposób przedstawia wszystkie postacie.

Najważniejsze z nich to Logen Dziewięciopalcy, Jezal dan Luthar i Sand dan Glokta. Pierwszy z nich to wielki, brutalny barbarzyńca, który łączy siły z Bayazem, magiem-legendą, od lat uznanym za zmarłego. Drugi to młody i dumny kapitan marzący o zwycięstwie w turnieju szermierczym, zafascynowany Ardee, siostrą swego najlepszego przyjaciela. Trzeci jest straszliwie okaleczonym inkwizytorem, który nie potrafi samodzielnie wykonać wielu podstawowych czynności, jednocześnie będąc samemu mistrzem tortur i zadawania pytań. Jak widać, poza tym ostatnim, jest dość sztampowo i przewidywalnie. Nasza rodzima fantastyka wszak dorobiła się własnego inkwizytora i jego cyklu, więc oryginalność formalnie szlag trafia. Niemniej Abercrombie wykorzystuje do maksimum swój potencjał i pomysłowość, wykonując gwałtowne zwroty i ewolucje w miejscach najmniej spodziewanych. Logen istotnie jest wielkim bohaterem, który niejeden pojedynek wygrał i niejedną dziewicę ratował. Ale równie często salwował się ucieczką i niechętnie stawał do walki. Teraz często cierpi z powodu wyrzutów sumienia wywołanych swoimi czynami. Jezal choć przystojny, dzielny i waleczny, jest zadufanym w sobie pyszałkiem, którego nie udało mi się polubić przez całą książkę. A Glokta to już po prostu mistrzostwo samo w sobie. Z jednej strony złośliwy, cyniczny i okrutny, z drugiej budzący współczucie i sympatię. Diabelnie przy tym sprytny i inteligentny. Właśnie główni bohaterowie, wraz z innymi (Bayaz, Yugei, Ferro) stanowią największą siłę tej powieści. Początkowo przez większość czasu nic się w zasadzie nie dzieje. Zwolennicy szybkiej i wartkiej akcji mogą poczuć się zawiedzeni, ale należy pamiętać, że mamy do czynienia z pierwszym tomem, w którym całość dopiero się zawiązuje, a klasyczna dla powieści fantasy drużyna dopiero się formuje. Kto ma jakieś wątpliwości co do umiejętności opisywania walk przez Abercrombie niech zobaczy finałową walkę berserkera. Oto dowód na to, jak hartuje się stal. „Pierwsze prawo: Księga pierwsza. Ostrze” to bardzo dobre fantasy dla bardziej wymagającego czytelnika. Pozostaje liczyć, że następne tomy rozwiną sensownie wątki i relacje z postaciami, a wtedy będziemy mogli mówić o cyklu naprawdę wyjątkowym. W dzisiejszych czasach to rzecz niemal niemożliwa do zrealizowania.

Recenzja z portalu DZIKA BANDA.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz