wtorek, 9 sierpnia 2016

(142) Przerywamy milczenie... i szykujemy się na wojnę. Na początek jedną.

Sto czterdzieści dwa
Minęły ponad trzy miesiące od ostatniego wpisu, co jedynie potwierdza moje teorie na temat bycia i niebycia pisarzem. Moje jojczenie na ten temat stało się poniekąd prorocze, bo musiałem poprzestawiać pewne priorytety. Nie oznacza to jednak, że byłem w tym czasie bezczynny. Nie ma możliwości, żebym ogarnął tutaj obejrzane i przeczytane w tych ostatnich miesiącach książki, więc nawet nie będę próbował. Najprościej będzie po prostu ruszyć dalej.
Więc w skrócie – ostatni rok szkolny okazał się dla mnie wyjątkowo pracowity i tym samym wyczerpujący, ale przyznaję, że nigdy wcześniej nie osiągnąłem takich sukcesów zarówno wychowawczych, jak i czysto metodycznych, odzwierciedlonych w wynikach uczniów, jak i wygranych w różnych konkursach. Ten rok ewidentnie potwierdził, że jestem nauczycielem całym sercem, pisarzem nawet nie bywam. To się po prostu czasem zdarza. A ja w ostatnim czasie zdecydowałem, że zbyt wiele rzeczy w życiu się zdarza, a za mało jest zależnych ode mnie. Dlatego między innymi podjąłem radykalne decyzje i wycofałem od jednego z wydawców dwie swoje książki oczekujące na publikacje. Ukażą się być może gdzie indziej, być może wcale. A z owym wydawcą przyjdzie mi stanąć w szranki, bowiem mam dosyć czekania ponad rok na należną wypłatę. Efekty planuję na koniec tego tygodnia. Plus minus. Ale coś poleci w wentylator. Nie jest to zresztą jedyna wojna do jakiej się szykuję, nie jedyna sytuacja, w której powiedziałem sobie „dosyć”. Grunt, że przestaję pozwalać życiu się toczyć. Codziennie doświadczam momentów, które udowadniają, jak wiele zależy od nas. Banał, wiem, ale to właśnie czyni mnie i moją rodzinę szczęśliwą. To, jak się staramy i o co walczymy, czasem z całym światem.
Oczywiście z pisania nie zrezygnowałem, choć lipiec poświęciłem na nadrobienie zaległości recenzenckich. I wreszcie wyszedłem na prostą. W tak zwanym międzyczasie napisałem z Robertem połowę drugiego tomu „Zombie.pl” i sporą część trzeciego tomu „Bóg Horror Ojczyzna”. Tę drugą książkę muszę skończyć do 15 sierpnia, a potem... cóż, trzymajcie kciuki. Planów jest dużo, propozycji wydawniczych również, ale czasu coraz mniej. Zobaczymy, co się uda. Na pewno wkrótce ukaże się czeska antologia „Za Tebou”, gdzie moje opowiadanie „Wyrzygać duszę” znalazło się obok tekstów m.in. Honzy Vojtiska, Edwarda Lee, Grahama Mastertona, Roberta Cichowlasa, a przede wszystkim – Guya N. Smitha. Znaleźć się w towarzystwie króla kiczowatych horrorów – to kolejne z wielkich marzeń. Jeszcze większym jest tegoroczny Polcon, którego mam zaszczyt być gościem razem z Edwardem Lee, Jackiem Ketchumem, Łukaszem Śmiglem, Sylwią Błach, Tomaszem Czarnym, Tomkiem Siwcem i oczywiście Robertem. Frajda jest tym większa, że będzie tam również Andrzej Sapkowski, Jakub Ćwiek, Anna Kańtoch, Jarosław Grzędowicz, Bogusław Polch i Piotr Cholewa. Oczywiście wybieram się tam z małżonką i będę więcej niż uradowany, jeśli uda mnie się spotkać choć jedną z tych osób „na żywo”. 


No i tyle na dziś. O muzyce nic nie będzie. Muszę wrócić do pisania, bo wciąż mam dwa tygodnie obsuwy, a muszę skończyć wspomniany tom trzeci, opowiadanie z Honzą Vojtiskiem i drugą część „Sakramentu okrucieństwo”... A sierpień coraz krótszy...