piątek, 29 marca 2013

Elaborat 12

Dwanaście.
Zrobił się mały zastój, z przeróżnych powodów, o których jak zwykle mówić nie będę. Różnie w życiu bywa, a ponieważ jest ono moim prywatnym, takim też pozostanie.
Tymczasem na horyzoncie dużo zmian.
Po pierwsze, wszystko wskazuje na to, że już następna, albo któraś z kolejnych odsłon odbędzie się na profilu wyglądającym tak jak to sobie wymarzyłem. Dzięki Dariuszowi za pomoc.
Po drugie, jak wspominałem, doszły końca prace nad debiutem Damage Case i już dziś dokonano prezentacji okładki, która ozdobi to "dzieło". Zaskakujące, jaką wojnę wywołała ta okładka w pozornie zgranym zespole. Jaka jest oficjalna, widać na FB i w coraz głębszych czeluściach Internetu, pierwotna (i moja ulubiona) to taka:


Autorem jest enigmatyczny dla co niektórych Pan Goryl (tutaj znajdziecie jego prace).  I tym samym dochodzimy do po trzecie - już jutro, w zasadzie może zaraz, za moment premiera antologii "Gorefikacje". Drżę z niecierpliwości i zaciekawienia, czy spełnią się słowa Tomasza Czarnego i istotnie poziom będzie porażająco wysoki. Zachęcam wszystkich odważnych, dorosłych, dojrzałych posiadaczy mocnych nerwów i żołądków. Reszcie, naprawdę, z całego serca odradzam.

Z ciekawostek - pięć lat temu powstał projekt muzyczny, do którego podłożyłem klawisze (ponieważ gitar najzwyczajniej nie chciałem). Zrobiłem co miałem, o wszystkim zapomniałem. Niedawno okazało się, że projekt wreszcie (!) został ukończony i płyta znajdzie się na rynku. To się dopiero nazywa trup w szafie, prawda? Ale przeszłością żyją ci co nie mają przyszłości (sam to teraz wymyśliłem - patentuję i zastrzegam!) więc dywagować nie będę. Na tę chwilę nadchodzi Damage Case, tym bardziej, że wraz z płytą zaczną się koncerty, których nie mogę się doczekać. Klaruje się też sprawa nowej Acrybii, ale o tym kiedy indziej. W kwietniu ruszy też kolejny projekt, o którym marzyłem już od baardzo dawna. Zresztą, wtedy być może ruszy kilka projektów, nie tylko muzycznych. Także, cierpliwości. Zaczynam się rozkręcać.

Mogę obiecać, że już wkrótce poznacie zapowiedź mojej nowej książki, o której jeszcze dotąd nie wspominałem. Mam nadzieję, że będzie to miła niespodzianka dla tych, którzy poznali moje wcześniejsze utwory.

No i na deser tradycyjnie przegląd:
Książka: 
"Seryjny" - Johna Lutza. Nie wiem czemu, ale mimo iż lektura to mocna, wciągająca i ciekawa, w ciągu ostatnich kilku dni ogarnąłem ledwie 400 stron... Muszę się poprawić i wtedy coś napiszę więcej.
Gry:
Uparcie "Warhammer: Mark of Chaos" - choć odkąd prowadzę Imperium, to jakoś magia i ochota minęły. "Wojnę na północy" odpuściłem. Chyba zainstaluję "Powrót króla", żeby utrzymać klimat.
Film:
"Dom 1000 trupów" Roba Zombie. - W zasadzie klasyk, którego niedawno odświeżyłem. Jeszcze nieporadny, przewidywalny i nierzadko nielogiczny, ale już zdradzający wyjątkowość reżysera. Brutalność, humor, zabawę konwencją i wreszcie zdjęcia.
A skoro przy zdjęciach jestem - to muszę wspomnieć o arcydziele:
"Drzewo życia" - Terrence Malicka. Kto widział "Cienką, czerwoną linię" ten wie, czego spodziewać się po tym twórcy. Niewiarygodnie pięknych ujęć, powolnej pracy kamer, onirycznego, umownego, rwanego sposobu narracji... Długo by wymieniać. To unikat. Film, który dla większości okaże się nie do przebrnięcia. Który powali pierwszymi kilkudziesięcioma minutami każdego nastawionego na akcję, dialogi, fabułę. Kto przetrwa, kto się otworzy, może znaleźć wiele. Nie wiem, może miałem odpowiedni nastrój. Może mój syn tak mnie nastawił, że odbieram teraz pewne filmy bardziej emocjonalnie. Nie ukrywam też, że pewne uduchowione wstawki jedynie mnie irytowały. Niemniej mam świadomość, że obok "Melancholii" Larsa von Tiera jest to najlepszy film jaki widziałem w ostatnich latach.
"Niezniszczalni 2" Simona Westa. - Ech, zrobiła mi żona prezent. Nie da się ukryć. Niemal popłakałem się ze śmiechu. Stallone, Schwarzenegger, Van Damme, Bruce Willis, Lundgren, Chuck Norris. Panowie na których filmach wychowałem się na przełomie lat 80-tych i 90-tych. Obecnie wszyscy w wieku emerytalnym. Ba, Norris już poważnie po siedemdziesiątce. A rozkręcili akcję jak za dawnych lat, ze stertą wybuchów, mordobicia i strzelanin, i przeooogromnym dystansem do siebie. Pierwsza część była niezła. Ale druga po prostu powala. Warto obejrzeć choćby po to, żeby zobaczyć jak legendy kina akcji potrafią żartować sami z siebie. Teksty Schwarzeneggera i Norrisa do tej chwili mnie rozbawiają i uśmiecham się do ekranu. Znak, że czas kończyć.
Bez odbioru.
Albo ponieważ odbiór jest, to wprowadzimy zmianę:
Odbiór.


 

sobota, 23 marca 2013

Się dzieje

Jedenaście.
Regularnie nieregularnie nadaję dalej. W sensie, że piszę. A dzieje się ostatnio ciekawie i dużo. Przede wszystkim blog przywołał dawnych znajomych ze starej redakcji Horror Online i Zombie Zone. Jeszcze mi tylko Mihaugala brakuje. Naprawdę.
Dziś o pisaniu nie będzie, bo wreszcie ziściło się moje prywatne "Chinese Democracy 2" czyli debiutancki album DAMAGE CASE. Nie żeby się ukazał, na to jeszcze trzeba poczekać. Ale dziś dostałem w swoje ręce całą, zmiksowaną płytę. Po masteringu i w ogóle. Ogromne brawa za ogrom pracy jaki włożył w to Marek Reggi. W sieci już jest zajawka w postaci numeru "Carrie White".

DAMAGE CASE - Carrie White (promo)

Oczywiście, nie oddaje to klimatu całości, bowiem każdy z zawartych na albumie numerów jest inny. Naprawdę. Brzmi to jak truizm i banał, ale skończyły się czasy, że będziemy nazywani polskim Motorhead. Dziesięć kawałków solidnego metalowego grania według starej szkoły lat 80-tych. I nawet trochę 70-tych. Ale tych późniejszych. Zaczęliśmy nagrania w grudniu... 2010. Nagraliśmy pół płyty, potem studio się zwinęło, my zrobiliśmy sobie wakacje, potem epkę, potem urodził się Jaś, potem kolejne sprawy nas zaskoczyły (typu nagrywanie od nowa bębnów) i oto mamy rok 2013. Nieźle jak na tak krótki bo ledwie 30 minutowy materiał. Ale prawdę powiedziawszy, już teraz mogę potwierdzić, że jest to jedna z najlepszych płyt jakie w życiu nagrałem. A nie licząc demówek, epek, składanek i soundtracków, ta będzie trzynasta. Dziękuję Thomasowi i Reggiemu za to, że mogłem z nimi pracować. Oraz żonie i dzieciom, że mi tę pracę umożliwiły :)

Na koniec znów przegląd.
KSIĄŻKA:
"Niemy Strach" - Graham Masterton - zaskakująco dobry, trzymający w napięciu i naprawdę mocny thiller/horror klasyka grozy w wydaniu B. W moim osobistym rankingu jedna z najlepszych książek autora. Poważnie.
Bez odbioru.

piątek, 22 marca 2013

Refleksja i sztandar gore

Dziesięć.
W zasadzie planowałem nieco dłuższe milczenie, choćby z tego względu, że ostatnio mam taki nastrój, że pisałbym codziennie. A że zawsze robię na przekór, sobie zwłaszcza, to postanowiłem milczeć czas jakiś. Refleksyjny nastrój związany ze śmiercią Jamesa Herberta był również dobrym wytłumaczeniem. Nie wątpię, że znajdzie się u nas cała masa krytyków, którzy ocenią bardzo surowo twórczość tego wyjątkowego pisarza. A ja do dziś pamiętam "Włócznię"; "Nawiedzonego" czy "Ocalonego", a "Mgłę" uważam za jeden z najlepszych horrorów literackich ever. Fakt, ostatni raz czytałem go z piętnaście lat temu, ale wrażenie wciąż jest silne. Tak jak i silny był cios związany z jego odejściem. Nie mogę, niestety, zdradzić dlaczego.
Milczenie przerwałem na prośbę, bo dziś rozeszła się wieść o antologii, w której miałem zaszczyt zaprezentować jeden ze swoich najnowszych tekstów. Zawsze piszę dla czytelników dorosłych, zawsze piszę rzeczy mocne i nierzadko drastyczne i brutalne. Nigdy jednak nie znalazłem się w antologii tak hard corowej, jeśli wierzyć twórcy zbioru - Tomaszowi Czarnemu. Na przekór wszystkim i wszystkiemu postanowił on wydać antologię polskiego horroru ekstremalnego. I, jak widać, udało mu się. Przyznaję, że sam jestem niezmiernie ciekaw efektu. Kilku autorów znam, ale ekstremy po nich nie oczekiwałem, widzę paru debiutantów - wierzcie mi, będę jednym z pierwszych, który rzuci się na tę książkę. Mam nadzieję, że postąpicie podobnie. Jednak ostrzegam - tu nie ma litości, wszystkie dotąd wydane antologie nie umywają się do ekstremy zawartej tutaj. Nadchodzi "Goryfikacja" - już 30 marca. Poniżej link do okładki (świetna, bezlitosna robota - nie było czegoś takiego na naszym poletku) i spisu treści i autorów.

http://horrormasakra.blogspot.com/2013/03/premiera-nowej-antologii-grozy-30-marca.html?spref=fb

Ode mnie w tym zbiorze jedno opowiadanie. O jakże wszystko mówiącym i odpychającym tytule "Wyrzygać duszę". Zawsze starałem się dawać tytuły delikatne, subtelne, unikać dosłowności. Tym razem postanowiłem nie odpuścić. Przyznaję, nie jest to najbardziej obrzydliwa lektura jaką napisałem (tu prym wciąż wiedzie "Imperium Robali"), napisałem też w życiu dwa bardziej odrażające i brutalne teksty (jeden do zbioru z Robertem Cichowlasem, drugi do "Bóg, Horror, Ojczyzna" - oba dopiero ujrzą światło dzienne), a zamieszczony tutaj jest moją typową średnią, a więc pod względem okrucieństwa kompletnie niestrawnym dla przeciętnego czytelnika. Jestem pewien, że większość autorów w tym zbiorze zdoła mnie przebić ekstremą czy pornografią (której konsekwentnie unikam). Bo jak pisałem - zawsze robię na przekór. Głównie sobie. Ważne, że już 30 marca sztandar gore załopocze na wietrze, a ja nie będę już jedynym autorem od obrzydliwości.
I wierzę, że mój tekst zrobi na Was wrażenie jako idealne wprowadzenie do dalszych utworów.

Bez odbioru.

środa, 20 marca 2013

Pluję jadem i walczę z ustrojstwem

Dziewięć.
Dziś o nietypowej porze, bo siedzimy z Jaśkiem na chorobowym. Po prawdzie to ja siedzę, a on śpi.
Jak widać, walka z ustrojstwem trwa i dokonały się spore zmiany. Nie wiem czy na lepsze, czy na gorsze, na pewno bliżej do tego co bym chciał tu mieć. Powoli się dogrzebię, albo zacznę wywoływać do tablicy tych, od których potrzebowałbym względnej rady/pomocy/whatever.

Miałem pluć jadem, ale jak to mawiała moja prababcia, nie bij się z gównem, bo się upaprzesz, więc nie będę komentował tego co skomentowane być by mogło, ale szkoda zachodu i energii. Żeby jedynie naświetlić co nieco, to powiem tak - dlaczego w tym kraju możliwe są sytuacje, że jeden z największych serwisów poświęconych literaturze ma za sterami tak ograniczoną i zadufaną w sobie osobę. A kiedyś to naprawdę wyjątkowy serwis był... I potem się dziwić, że u nas nie przyjmuje się to co na zachodzie jest bestsellerami. A tak gimbusy czytają recenzje pastgimbusa i wszystko się kręci wokół żałosnych treści. Jak można tak święcie wierzyć, że własna opinia jest jedyną słuszną? Do tego stopnia, że potrafi się zmieniać cudze recenzje i odrzucać niestosowne we własnym mniemaniu. W opinii nie jestem osamotniony, dość mocno wspierają mnie choćby Stefan Darda, Kazek Kyrcz i Robert Cichowlas. Że o tabunie tłumaczy nie wspomnę.

Dosyć.
 

Przegląd:
KSIAŻKI
"Dziesiąta Aleja" Mario Puzo - znakomity dramat włoskiej rodziny, będący niejako ukrytą autobiografią autora. Bardzo zaskoczyła mnie ta książka. I gatunkowo i jakościowo. Na plus. Bardzo duży.
"W otchłani Imatry" Aleksander Ławrow - wyborny kryminał dziewiętnastowiecznego, rosyjskiego pisarza wydany przez "Dobre Historie". Istotnie, dużo tu podobieństw do Holmesa, niemniej widać oryginalny sznyt i wschodnią jakość pisania (czyli bardzo wysoką). Świetna rzecz.

FILM
"Labirynt Strachu" Takashi Shimizu. Efektowny horror japoński z wyjątkowymi zdjęciami (w końcu w kinach był w 3d -moje DVD takich cudów nie zna). Dwie sceny wywarły na mnie wrażenie, reszta do zapomnienia.

Jaśko się zbudził.
Bez odbioru.




niedziela, 17 marca 2013

Walka z ustrojstwem 0:1

Osiem.
Zasadniczo wynik zawarty w tytule jest znacznie zaniżony, bo wciąż uparcie próbuję ogarnąć ustrojstwo, ale ni cholery mi to nie wychodzi. Ktoś wie jak ogarnąć podstrony typu biografia, bibliografia, dyskografia? Bo ja nie wiem i jak próbuję to mi cuda wychodzą. Nie Jezusowe. HELP!
Poza tym serdecznie dziękuję za wsparcie wszystkim, którzy w ostatnich czasach rozpropagowali mego bloga. W szczególności Robertowi Cichowlasowi, Stefanowi Dardzie, Kazkowi Kyrczowi, Dawidowi Kainowi, Bartkowi Paszylkowi, Michałowi Stonawskiemu, Łukaszowi Orbitowskiemu, Tomaszowi Czarnemu i Grabarzowi Polskiemu. Tym ostatnim wybaczę chyba nawet okropną recenzję i niską ocenę "Mroczny Rycerz Powstaje" i znów coś dla nich napiszę ;)
Do rzeczy jednak. Skoro już się zbiera audytorium, trzeba pisać konkretniej. Jeśli więc chodzi o literaturę, po skończeniu książki z Robertem Cichowlasem bimbam sobie. Powiedzmy, że czekam na owoce mojej pracy. W tym roku mają się ukazać trzy książki sygnowane moim nazwiskiem i jedna właśnie z Robertem. Więc chwila przerwy zasłużona. Tym bardziej, że już wkrótce ukażą się trzy antologie, do których dołożyłem swoją cegiełkę. Jedna z nich to "Upiora" jedyny tekst, który popełniłem w kooperacji z Krzysztofem T. Dąbrowskim. Dawno temu. Miała się ukazać w połowie marca. Czekam. Drugi tekst to "Biel", napisany do niezwykłego projektu, którego sekretów na razie nie zdradzę. I trzeci, który w tym miesiącu ukaże się w antologii horroru ekstremalnego, pod redakcją Tomasza Czarnego. Zachęcam do przeczytania wywiadu z tym panem i posłuchania co takiego z ową antologią się kroi.
http://horrormasakra.blogspot.com/2013/03/wywiad-z-pisarzem-tomasz-czarny.html?spref=fb

A to nie wszystko co w literackim światku się dzieje. Na pewno wybieram się na Krakon (takich zaproszeń się nie odrzuca), rozważam też wizytę we Wrocławiu na Dniach Fantastyki. Ale to jeszcze nic w porównaniu z planami i marzeniami, które zdają się spełniać.

Zwyczajowo więc zarzucę wątek i przejdę do tematów innych, by zakończyć dzień. Tradycyjna prasówka z ostatnich gier/filmów/książek.

Książki:
"Omerta" Mario Puzo - bardzo przypomina mojego ulubionego "Ojca Chrzestnego", aczkolwiek zastanawiam się na ile autor zdążył ją skończyć przed śmiercią, a ile zrobili redaktorzy. Bo przyznaję, robi bardzo dobre wrażenie. Ale są momenty nie zazębiające się tak sprawnie jak zwykły wcześniej.
"Czarny Anioł" Mika Waltari - czas był zapoznać się z najsłynniejszym fińskim pisarzem, zwłaszcza, że to historyk. Jego dramatyczny romans historyczny w Konstantynopolu w przededniu napaści tureckiej jest książką specyficzną i wymagającą od czytelnika wyjątkowego podejścia. Jest to bowiem utwór najpierw mamiący romantyzmem średniowiecznym, później uderzający równie średniowieczną brutalnością. I moralnością.
Gry:
"Warhammer: Mark of Chaos" - wciąż, nieśpiesznie, na nowo podbijam Stary Świat.
"Władca Pierścieni: Wojna na Północy" - ot, kolejny sposób na wyciśnięcie paru groszy z kiesy fanów. Prymitywna, choć dająca chwile relaksu krwawa siekanina w świecie znanym z filmów Jacksona i okolic książek Tolkiena.

A muzycznie ostatnio odkrywam "Apostasy" i "Evangelion " Behemotha oraz po raz kolejny zachwycam się "Crimson" Edge of Sanity.
Tyle na dziś.
Idę spać.
Bez odbioru.

środa, 13 marca 2013

Tolkien i Żydzi

Siedem.
To numer wpisu nie recenzja filmu. Dla porządku zapisuję, bo może kiedyś dotrę do liczb dwu i trzycyfrowych.
Na tę chwilę tradycyjnie nie będzie emocjonalnego uzewnętrzniania czy plastusiowego pamiętnikowania. Pomijając owe kwestie ostatnio na tapecie u mnie jest Tolkien. O odświeżaniu trylogii i "Hobbita" już wspominałem, teraz zabraliśmy się z małżonką za wersje filmowe. A jak szaleć, to szaleć - więc wersje reżyserskie, rozszerzone.
I tak: "Drużyna Pierścienia" - dłuższa o ponad 40 minut ładnie uzupełnia wątki Boromira, samych hobbitów i rozterek innych bohaterów. Nie rozumiem dlaczego niektóre sceny wywalono wstawiając w to miejsce rzygawiczno-romantyczne scenki Aragorn i Arwena. Całość do książki ma się jak przysłowiowe siodło do świni.
"Dwie Wieże" - czas wydłużenia podobny, brak logicznych wpadek ziejących z kinowej wersji. I dlaczego wycięto sceny z Fangornu? Czemu usunięto całkowicie wątek Denetora i Boromira? Żeby zmieścić idiotyzmy o Arwenie i Aragornie. Ja lubię te filmy. Naprawdę. Ale jak widzę tę parę, albo robiącego maślane oczka Froda, czy pseudomyślącego Legolasa, to jednak nie wyrabiam. Co za dużo to i wspomniana świnia nie zeżre.
Tyle ze świata filmu i Tolkiena.

Teraz o Żydach.





Długo oczekiwana przeze mnie nowa powieść Marka Świerczka poraża już samą wstrząsającą i przerażającą okładką, później nie jest lżej. Już sam wstęp nie zna litości. A autor nie patyczkuje się opisując Polskę Ludową w 1946 roku. I nie wybiela ludności tępiącej Naród Wybrany. Książkę niemalże połknąłem, nie mogąc się oderwać od wciągającej akcji i znakomicie (choć przerażająco) oddanych realiów. A że w trakcie i wzruszyłem się i zasmuciłem srodze, a i nawet cytaty ze dwa wypisałem, takoż za bardzo dobrą powieść ową uznaję, Świerczka jednym z mych ulubionych autorów znajdując.
Jednakże ponarzekam lekko, bo to i mój blog i mnie tu wolno. A poza tym książka owa ma pewne wady. Po pierwsze w wielu momentach kompozycyjnie, a przede wszystkim w konstrukcji bohaterów przypomina "Bestię". Podobny główny bohater, podobna kompania, podobne rozmowy i wątki z pieśniami. Z jednej strony znać sznyt autora, z drugiej alarmowy dzwonek dał znać - "co będzie w trzeciej powieści"? Bo otrzymałem wszystko to co mnie w "Bestii" urzekło, jednak momentami w zbyt podobnym sosie. Drugim minusem jest minimalna znajomość historii... czytelnika. Gdy zobaczyłem czas akcji i miejsce, do którego zmierzają bohaterowie, finał odgadłem bez pudła. Ale cóż - tak, niestety, toczyły się koleje naszego nieszczęsnego państwa. Cieszę się, że są w tym kraju autorzy, którzy prócz makabry, groteski i horroru potrafią jeszcze w swoich książkach przekazać ważkie treści. Do tego w jakże znakomitej językowo formie. Gratuluję i zazdroszczę.
Niniejszym obrażam się na kilka dni na horrory. Po Kingu i Świerczku trzeba odpocząć.
Na tapecie "Omerta" Marco Puzo.
Bez odbioru.

sobota, 9 marca 2013

Sześć (a echo powtarza)

Blogowanie toczy się dalej.
Zaczyna być to nawet wciągające, do tego stopnia, że udzielam się już co dwa, trzy dni. Jest postęp. Z głośników dobiegają radosne nutki debiutu Pyorrhoea. Ech, tęsknię do takiego grania. Jakoś złagodniałem na średnie lata. Przynajmniej muzycznie.Trzeba to będzie wkrótce zmienić.
Całe szczęście nie ustaję w batalii literackiej. Mój debiut z Robertem Cichowlasem stał się faktem - "Ofiary" ukazały się w "Dziedzictwie Manitou" poświęconej Grahamowi Mastertonowi. Zresztą, jak czytacie tego bloga, to pewnie to wiecie. I wiecie, że współpracę z Robertem rozszerzyliśmy do całej książki, która mam nadzieję już wkrótce. Może nawet szybciej niż moje własne... Nie znam praw rządzących cyklami wydawniczymi. Wróćmy jednak na moment do wspomnianej antologii. Wczoraj w zasadzie połknąłem ją w jednym podejściu i szczerze powiem, jest to zbiór, którego sam Mistrz by się nie powstydził. Zresztą, na koniec serwuje nam swe krwiste danie. Naprawdę, bez kokieterii, jest to najlepsza antologia jaką dotychczas udostępniła Replika i mówię to z pełną odpowiedzialnością. Oczywiście, jest to horror klasy B. Tak, jest tu jeden (słownie - JEDEN) kiepski tekst. Ale całość zadowoli każdego miłośnika Mastiego. Szczerze polecam.




Co poza tym?
Ukończyłem wreszcie tego powracającego króla i odzyskałem resztkę młodzieńczych wspomnień. Do tego przeczytałem "Nothing Else Matters" czyli historię najsłynniejszych utworów Metalliki. Autora nie podam, bo na reklamę trzeba sobie zasłużyć. A takiego gniota, popisu grafomanii i kiepskiego dziennikarstwa dawno nie widziałem. Lanie wody, przestarzałe lub przekłamane informacje, nieścisłości, niedbalstwo i w ogóle wstyd i hańba. Facet doszukał się na "Reload" wpływów death metalu (sic!) Strzeżcie się.
Wciąż ogarniam "Christine" i z niepokojem spoglądam na półkę gdzie czekają na mnie "Dybuk" Marka Świerczka i "Słoneczna Dolina - Bisy" Stefana Dardy. Nie ukrywam, mam ogromne oczekiwania wobec obydwu książek.
 Bez odbioru.

środa, 6 marca 2013

Nergal, Batman i inni.

Wpis numer pięć.
Zgodnie z przewidywaniami trochę mnie nie było. Raz - nastąpiła planowana przerwa wypoczynkowa od treści literackich. Zakończona dziś. Dwa - czynniki niezależne, życiowo-problematyczne zaważyły ostatnio nad każdą wolną chwilą mego żywota, powodując, że zagubiłem się w odmętach różnych spraw, o których pisać tu nie będę. Bo konsekwentnie się nie uzewnętrzniamy, prawda?
Co w tak zwanym "międzyczasie"?
Na tapecie J.R.R. Tolkien i "Powrót króla". Idzie z bólami. Magii wspomnień starczyło na dwa poprzednie tomy. Nie że ten zły, czy gorszy. Po prostu wpadło parę innych lektur.
"Christine" Stephena Kinga. Wstyd przyznać, dotąd nie czytałem. Teraz oderwać się nie mogę. Takiego Kinga lubię chyba najbardziej. Tak. Zdecydowanie.
 "Adam Nergal Darski - Spowiedź Heretyka" Piotra Weltrowicza i Krzysztofa Azarewicza. Twórczości Behemotha komentować na razie nie zamierzam, bo szczerze mówiąc zraziłem się do niej przed laty (gdzieś po "Demigod"). I nie, wcale nie z powodu zespołu czy jego muzyki, tylko kumpla, który uznał Nergala za Boga, zespół za Absolut i uparcie zmuszał wszystkich do akceptacji tych faktów. A że ja żadnych nacisków i fanatyzmów nie lubię... Uraz trwał długo, choć wszystkie wcześniejsze płyty czasem w odtwarzaczu zagościły, a i późniejsze o uszy się obiły. Ostatnio postanowiłem nadrobić zaległości i nabyłem "Apostasy" i "Evangelion". Ale to wszystko nic. Małżonka moja kochana kupiła mi wspomnianą książkę i odpadłem. A raczej wsiąkłem, bo to dobra książka jest. Że pan Darski to zwierzę sceniczne, to już widziałem. Że to inteligentna bestia promocji i lansu to też (i nie mówię tego w znaczeniu pejoratywnym). Ale tu zobaczyłem jeszcze człowieka, wraz z jego wszystkimi zaletami i wadami. Przyznaję, ostatnie dwa rozdziały nieco mnie przymuliły, ale trudno utrzymać tempo przy takim wywiadzie rzece. Godna polecenia lektura i to nie tylko dla fanów zespołu czy twórczości Nergala. Pamiętam lata temu zazdrościłem jak cholera Norwegom ich dobra narodowego jakim był/jest black metal, ostrej muzyki na wszelkich galach (Satyricon otwierający imprezę narciarską? czemu nie!) czy sponsorowania płyt przez ministerstwo kultury (Ulver), Szwedom ich death metalu i grania z baletem (Entombed), ogólnie faktu, że TAM taką muzykę się ceni. Cieszę się, że my mamy Nera i Behemoth. I pomyśleć, że lata temu, gdy w jednym zinie widziałem zdjęcie niejakiego Holocausto of the Seven Black Blasphemous Souls of Damnation i Abominating Sodomizer of the Violated Decomposed Jesus Flesh, to Abadoth z Agalirept mówił mi, że są to pozerzy. I gdzie jedni, a gdzie drudzy?
To mi przypomina, że Damage Case płytę skończyło i zmiksowało, ale mastering się opóźni, więc premiera w kwietniu raczej.
Dobra, Nergal pochwalony i to za darmo, czas na Batmana.
Z rozpędu po Burtonowskim z 1989 roku obejrzałem kolejne w kilkudniowym maratonie. Po raz kolejny. I ponieważ o Behemocie było dużo, to teraz będzie krótko:
"Batman Returns" T. Burtona - Pingwin i Kobieta Kot wciąż robią wrażenie, całość również imponuje mroczną atmosferą, jednak razi mnie już jakoś ta baśniowość. Ja wiem, że Burton tak ma. To jest świetny film. Ale jednak się postarzał.
"Batman Forever" J. Schumachera. Oj, tu już było mi naprawdę ciężko. W zasadzie tylko Val Kilmer jako Bruce Wayne ratuje całość, bo z mrocznej baśni zrobiła się cepelia, a z całości jakaś taka tandeta. Niby da się obejrzeć, ale po co?
"Batman i Robin" J.Schumachera. Ja się ciągle zastanawiam, bo Joel to dobry bardzo reżyser. Ale te jego Batmany to jakieś porażki są. Chociaż... Tu tandeta i cepelia osiągnęły szczyt. Kuriozalne dialogi i idiotyczne rozwoje akcji wprost lasują mózg. I wiecie co? Ryzykownie zmieniłem ścieżkę na polski dubbing i... to było to! Strzał w 10-tkę, który pozwolił mi rozgryźć system. Batmany Schumachera w żaden sposób nie mogą być porównywane do Burtonowskich, bowiem stylem i wykonaniem nawiązują do serialu i filmu z lat 60-tych. Ta sama żenująca dawka humoru, ci sami duzi chłopcy w rajtuzach. To jest głupkowate. I takie miało być. Z takim nastawieniem ogarnąłem kuwetę.
"Batman Begins" Ch. Nolana. Wciąż nie mogę się przekonać do twarzy Christiana Bale jako Wayna. Ale poza tym. Oj, majstersztyk. Nieco nadęty momentami, nieco nadmiernie rozdmuchany, ale jednak film wciąż mający moc i siłę.
"Mroczny Rycerz" Ch. Nolana. Czy tu coś jeszcze trzeba mówić, po tym co powiedzieli inni? Nie ma lepszego filmu o superbohaterze. NIE MA. A przy tym film jest do bólu rzeczywisty i prawdopodobny (poza kretyńsko przesadzonym make-upem Two Face'a i durnym moralitetem Gordona na koniec). W swojej klasie arcydzieło.
"Mroczny Rycerz Powstaje" Ch. Nolan. Oglądałem w kinie w dniu premiery, czy coś koło tego. Bardzo mi się podobało. Wczoraj jak wreszcie ogarnąłem DVD, to zasnąłem. Faktów wiązać nie należy, bo zmęczony byłem. Ale podsumowania nie zrobię.
Na dziś napisałem i tak nadmiernie dużo.
Nergal i Batman z Wami.
Bez odbioru!