sobota, 27 czerwca 2015

Większe recenzje - W SIECI - Thomas Pynchon

Thomas Pynchon
W SIECI
wydawnictwo: Albatros
stron: 528
ocena: 5/6
Są książki, wobec których nie da się przejść obojętnie i choć nie zawsze trafią one w Wasze gusta, odciskają się w pamięci i świadomości tak głęboko, że nigdy już nie wyrzucicie ich z pamięci. Można poznać po tym dobrą prozę, można po tym poznać autorów wybitnych. W przypadku wydanej właśnie przez wydawnictwo Albatros powieści Thomasa Pynchona „W sieci” problem jest bardziej skomplikowany. O tym, że jest pisarzem wybitnym wiedzą wszyscy oczytani, że pisze znakomicie, to też nic nowego. Kłopot w tym, że po lekturze omawianej książki część ludzi może w to zwątpić.

Fabuła dotyczy Maxine Tarnow, audytorki finansowej, która otrzymuje zlecenie od znajomego filmowca-amatora, Rega Desparda. Jej zadaniem jest sprawdzić internetową firmę hashslingrz, specjalizującą się w systemach bezpieczeństwa. Powodem jest obecność w tajnym pomieszczeniu firmy grupki obcokrajowców z Bliskiego Wschodu. Tropiąca oszustwa finansowe Maxine szybko trafia na trop prowadzący do rządzącego firmą miliardera, potentata internetowego Gabriela Ice'a. To jednak dopiero wierzchołek góry lodowej, a cała sieć powiązań i wątków pobocznych prowadzi do wydarzeń ze znamienną datą 9/11.

W sieci” pod wieloma względami jest powieścią niezwykłą i niewątpliwie bardzo wymagającą. Zaskakuje multum postaci i wątków, które jak tytułowa sieć osaczają i bohaterów i czytelnika, doprowadzają do zatarcia wszelkich granic. Intryga choć rozgrywa się w Nowym Jorku i początkowo dotyczy malwersacji finansowych, wkrótce wkracza w świat rzeczywistości wirtualnej i wtedy już naprawdę trzeba się bardzo pilnować, by nie pogubić się w wątkach, zależnościach i fałszywych tropach tego labiryntu informacji przefiltrowującego rzeczywistość. Problemem powieści jest fakt, że obok fragmentów genialnych, autor narzuca nam dziesiątki stron celowo nudnych i wręcz irytujących, próbując w ten sposób jak najlepiej imitować szarą rzeczywistość. Prowadzi to do jeszcze większego zamętu, bowiem nie dość, że musimy odfiltrować informacje fabularne od natłoku nieistotnych, to jeszcze musimy w nich odnaleźć te, które rzeczywiście coś znaczą dla rozwoju akcji, a nie są tylko zamydlającym oczy fałszywym tropem. Nie jest to książka, którą można czytać szybko i niedbale. Co więcej, bardzo pomocne może okazać się robienie notatek, czy chociaż oznaczanie fragmentów, by móc faktycznie odnaleźć się tym szumie informacyjnym. Przyznaję, że mimo wielu momentów przestojów, bawiłem się świetnie przechodząc, a czasem (szczerze mówiąc) brnąc, przez kolejne etapy i stopniowo odkrywając poszarpaną intrygę i ukryte pośród tysięcy nieznaczących słów ślady prowadzące do zawoalowanej wewnątrz drugiej książki. Pod tym względem mogę rzec, że istotnie, Thomas Pynchon jest geniuszem, bo tylko ktoś taki potrafi stworzyć równie paranoiczną i niewiarygodnie porażającą fabułę, która w istocie ma głęboko ukryty sens.

Problemem jest jednak to, że ten sens, cała intryga i ukryte znaczenie kompletnie do mnie nie trafia. Jest cudownie amerykańskie i zapewne w stosownych kręgach kulturowych wywołuje ekstazę, ale mnie nie poruszają duchy internetu, nie chcę wierzyć w kosmitów, nie żyję tragedią World Trade Center. Dlatego choć lektura dostarczyła mi wiele radości, finał był dość rozczarowujący. To jest ta sieć? To jest ta skomplikowana intryga? Wiem, że czasem nieistotne o czym się mówi, tylko jak. W tym przypadku mam ocierającą się o geniusz formę serwującą treści jakich nie brak w młodzieżowych serialach i sitcomach. Wielu się tym zachwyci, ja mam mieszane uczucia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz