czwartek, 17 grudnia 2015

(133) Blog klasyczny - W jedną, albo w drugą.

Sto trzydzieści trzy.
Czas najwyższy, albo w jedną, albo w drugą.
Cztery miesiące blog leżał odłogiem.
Nie znaczy to, że ja próżnowałem. Bynajmniej. Ostatnie miesiące były dla mnie tak pracowite, że po prostu nie miałem czasu na tak przyziemną kwestię, jak introwertyczny minimalizm, jaki tutaj uprawiałem. Nie, żebym teraz tego czasu miał więcej, ale jak napisałem, czas coś z tym zrobić, bo jeśli będę dłużej zaniedbywał to miejsce, mogę równie dobrze je zamknąć. Więcej szkody narobi puste, niż choćby minimalnie uzupełniane.
Tak więc pokrótce, z nadzieją, że uda się w najbliższym czasie co nieco uaktualnić.


Tak wygląda książka, nad którą pracowałem przez ostatnie parę miesięcy. Paradoksalnie, mój wkład jest tu najmniej widoczny, sprowadził się on bowiem do zebrania, zredagowania i spisania informacji. Na wiele rzeczy zabrakło miejsca, wiele rzeczy niewątpliwie mi umknęło, ale jestem bardzo zadowolony z efektu. Tym bardziej, że ja wykonałem ledwie szkic, opierając się na wcześniejszych monografiach, a ów szkic wypełnili swoją pracą inni nauczyciele. Tym bardziej więc mogę chwalić ową pracę, bo mój minimalny wkład pozwala na obiektywizm.

Co poza tym? Przeprowadziliśmy się. Radośnie i mam nadzieję, ostatecznie. Porzuciliśmy Malbork na rzecz malowniczego Krzyżanowa przy Starym Polu, gdzie powitano nas z otwartymi rękoma. Mamy bliziutko do pracy, a życie na wsi, we własnym domku, pozwala na wiele rzeczy spojrzeć z dystansu.

Wspomniane cztery miesiące upłynęły pod hasłem pracy. Notorycznej, bo o ile nie zajmowałem się sprawami służbowymi, recenzjami literackimi, to każdą wolną chwilę poświęcaliśmy na remont własnego domostwa. Tak, możemy powiedzieć, że wszystko zrobiliśmy własnymi rękoma. Dość powiedzieć, że byłem tak zapracowany, że musiałem odmówić Arturowi Olchowemu spotkania autorskiego w Warszawie z udziałem Stefana Dardy i Pauliny Król. W tym samym czasie odbyło się jednak spotkanie w Starym Polu, na rodzimym gruncie. Bardzo udane.



Nastąpił zaskakujący wysyp nagród, bardzo motywujący mnie do dalszej pracy, bowiem dotychczasowe wysiłki w rozmaitych dziedzinach zostały docenione. Otrzymałem w przeciągu miesiąca Nagrodę Literatury Grozy im. Stefana Grabińskiego za opowiadanie „Per aspera at Inferi” (w które tak wątpiłem... nominację za „Horror klasy B” przemilczę), Nagrodę Dyrektora za ostatni rok pracy zawodowej i wisienkę na torcie – pierwsze miejsce w Powiatowym Przeglądzie Amatorskich Zespołów Teatralnych w Malborku, gdzie prowadzona przeze mnie grupa „Atrapa” wystawiła wyreżyserowaną i napisaną przeze mnie sztukę „Duchy Internetu”. Jestem niezmiernie dumny ze swoich utalentowanych podopiecznych. Sztukę ową udało nam się jeszcze dwukrotnie wystawić w Starym Polu, tak więc spełniłem się trochę w dziedzinie, która na studiach zajmowała mi tyle czasu...

Literacko znacznie się opuściłem. Pomijam mój warsztat i styl, ale sam fakt, że nie miałem po prostu czasu na pisanie. Redagowałem dość dużą książkę, napisałem kilkadziesiąt recenzji, więc wieczory miałem zajęte. Poza tym działał syndrom żarówki – czyli wyszukiwania 50 000 zajęć, by nie siąść do pisania książki. Ostatnio się przemogłem, wracając do źródeł. Napisałem krótkie opowiadanie do trzeciego tomu „Gorefikacji”, zatytułowane „Rycerz Goretham”, które nie jest niczym innym, jak zwariowaną i zbrutalizowaną wersją Batmana. Nie wiem, czy opowiadanie trafi do antologii, ale bawiłem się dobrze. Poza tym niemal ukończyłem (brak mi strony) tekst „Ubój”, który przeznaczyłem do zbioru, jaki tworzę z Tomaszem Siwcem. Wysłałem „Wzór” (zapomniany, najbardziej erotyczny z moich tekstów) do „Krwawnika 2” (gdzie pewnie nie trafi). Zgubiłem opowiadanie „Okruch”, które chciałem dać Krzysztofowi Bilińskiemu do audycji radiowej. Tym samym wyczerpałem swój limit wolnych tekstów, nic w szufladach się nie kryje. Poza „Wolfenweldem”, oczywiście i bajkami, o których kiedyś wspominałem. „Ostatnia wyprawa”, mój pierwszy tekst steam-punkowy, ukazał się w drugim tomie antologii „Wolsung”. Ciekawostka. Najpierw oddałem tam zmodyfikowaną „Ogrodniczkę”, ale uznano, że tekst jest nieco zbyt oryginalny i trochę odbiega od przygodowego systemu RPG, dlatego napisałem szybko wspomnianą „Ostatnią wyprawę”. Na luzie, na bazie prostego pomysłu. Teraz się okazało, że z podobnego pomysłu skorzystał P. Majka w pierwszym tomie, a mój tekst ozdobiono ilustracją do... „Ogrodniczki”. Niemniej, plan by kiedyś powrócić na dłużej do tego świata, choć ostatnio storpedowany, nie został zarzucony. Co jeszcze? Napisane z Robertem Cichowlasem „Zombie.pl” prawdopodobnie ukażą się w lutym. Zbliżam się do końca z „Nienasyconym” - ten z kolei ma wyjść w maju. Liczę po cichu, że uda mi się zakończyć do końca roku poprawki nad „Jotką – Łowcą Smoków” i będę mógł w styczniu zamknąć sprawę trzeciego tomu BHO i swojego ostatniego zbioru opowiadań - „Królestwo Gore”. Plany są, oby chęci i czasu starczyło.

No i muzyka. Tu jest najsłabiej. U mnie. Bo moja żona święci triumfy, odkąd trzy miesiące temu dołączyła do chóru Lutnia. Wiele ich koncertów było znakomitych, ale ostatni, jubileuszowy, to po prostu mistrzostwo. W Wielkim Refektarzu w Muzeum Zamkowym w Malborku, z towarzyszeniem Alchemik Orchestra pod dyrekcją Grzecha Piotrowskiego, z udziałem znamienitych gości... Czekam na DVD z tego wydarzenia. Tu mały fragment nagrany przeze mnie.

 Ja zaś... hm... czasem wezmę gitarę do ręki. Mamy już całkiem pokaźny (i naprawdę świetny) materiał na nową płytę Wilców, pytanie, kiedy uda się to nagrać. Podobnie z Acrybią. Materiał leżakuje już tak długo, że zaczynam tracić do niego serce, a tradycyjnie, chyba jestem jedynym ze składu, któremu na tym zależy. Jak tak dalej pójdzie, nagram sam album grind-corowy. Nie solowy. O solowych też czasem myślę. Ale palce już nie te, umiejętności się uwsteczniły. No i Damage Case... Bardzo brakuje mi tej kapeli, Thomasa i Reggiego, których nie widziałem od czasu koncertu w Bydgoszczy. Życie skomplikowało nam wiele, ale liczę, że gdy Marek powróci z emigracji, uda nam się w końcu nagrać na nowo drugą płytę i ruszyć z jakimiś koncertami. Tylko to trzyma moje długie włosy na głowie. Otrzymałem ostatnio propozycje muzykowania pod innymi szyldami, ale na tę chwilę brak mi na to czasu.

I to tyle na razie. Jak na skrót, to i tak za dużo. Obejrzałem dużo filmów, przeczytałem jeszcze więcej książek, ale klasyczne na tapecie wrzucę stopniowo, innym razem. Teraz wracam do pracy nad recenzjami. Potem, może, książką.