niedziela, 4 stycznia 2015

Większe recenzj - GRINGO WŚRÓD DZIKICH PLEMION - Wojciech Cejrowski

GRINGO WŚRÓD DZIKICH PLEMION
Wojciech Cejrowski
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
stron: 304
ocena: 6/6

Jak można napisać coś odkrywczego o książce, która jest jednym z największych polskich bestsellerów (od dnia wydania zdobyła ponad pół miliona nabywców) i w zasadzie uczyniła z Wojciecha Cejrowskiego sławnego dziś podróżnika (w miejsce radykalnego wcześniej satyryka i radiowca)? Nie wiem i nie będę nawet próbował, bo wielokrotnie podkreślałem, że poglądy i zachowanie pana WC kompletnie mnie nie interesuje. Każdy powinien żyć własnym życiem i szkoda, że tak wiele osób o tym zapomina. Dlatego nie zamierzam się odnosić ani do ostatniej „afery” z empikiem, ani żadnych innych wypowiedzi Gringo, poza tymi, które pojawiają się w omawianej książce. A to co tutaj otrzymujemy, to wyborne opowieści podróżnicze w stylu Ferdynanda Ossendowskiego podlane sosem humoru á la Terry Pratchett. Całości dopełniają wspaniałe zdjęcia i morały kończące każdą opowieść. Bez obaw, nie są to moralizatorskie nauki, a jedynie celne spostrzeżenia, które warto zapamiętać myśląc o podróżach do egzotycznych miejsc.

„Gringo wśród dzikich plemion” to tytuł przewrotny, bowiem nie oddaje w pełni tego, z czym będziemy mieli do czynienia. Pierwsza część książki to podróże po Ameryce Południowej i kontakty z rdzennymi mieszkańcami tego kontynentu. Dominuje tu nastrój refleksyjny. Indianie, których spotyka Cejrowski, a którzy nierzadko nigdy wcześniej nie widzieli białego człowieka, są ludźmi żyjącymi tak, jakby czas się dla nich zatrzymał tysiące lat temu. Co jednak najciekawsze, nawet przez moment nie da się odczuć, że są w jakikolwiek sposób „zacofani”, prędzej odnosi się wrażenie, że to oni są „oświeceni” poprzez swoje życie w zgodzie z naturą i z dala zdobyczy współczesnej cywilizacji. Prawdziwym dzikim jawi się tutaj biały człowiek.

Wymowę tę podkreślają kolejne rozdziały, składające się na drugą, bardziej sensacyjną część, opowiada o podróżach autora przez kraje na tym samym kontynencie, ale kraje „cywilizowane”. Tu zaś rządzi w najlepszym razie idiotyczna biurokracja, częściej, niestety, bojówki, bandyci, handlarze narkotyków, zmieniające się rządy – zasadniczo wszyscy, którzy aktualnie mają broń i są gotowi jej użyć. To tutaj wychodzi „dzikość” z ludzkich plemion, to tutaj podróżnik WC musi stanąć na głowie by wykaraskać się z kłopotliwych sytuacji, przyznając się wielokrotnie do ataków skrajnej paniki, która tutaj zostaje spersonifikowana w postaci odrażającego, włochatego stwora.

I w taki sposób dochodzimy do najważniejszego aspektu tej książki. Przesłanie jakie niesie ten zbiór opowieści jest jasne, walory poznawczo-podróżnicze też są niebagatelne i zawsze atrakcyjne, ale najistotniejszy jest wspominany już wcześniej humor autora i jego niezwykła zdolność do gawędziarstwa, gdzie momentami nie jest już istotne, czy dana historia nie jest aby nadmiernie podkoloryzowana. Ważne, że świetnie się to czyta, a wspomniane nawiązania do Pratchetta (do których autor się zresztą przyznaje) w licznych przypisach żyjących czasem własnym życiem, czynią ową lekturę jeszcze zabawniejszą. Ciekawostką jest ostatni rozdział - „Blondynka w dżungli” opisująca wspólną podróż z ówczesną żoną Cejrowskiego, Beatą Pawlikowską. Jest to mało subtelne nawiązanie do wydanej dwa lata wcześniej książki podróżniczki o tym samym tytule. Znając tempo pracy WC niewykluczone, że obie powstawały równocześnie. Podczas gdy pani Beata opublikowała do tej pory trzydzieści trzy powieści podróżnicze, pan Wojciech zaledwie trzy. Stosunek ilości do jakości jest nad wyraz przejrzysty, czego przykładem jest właśnie „Gringo wśród dzikich plemion”. Niewątpliwie najlepsza książka podróżnicza jaką miałem okazję czytać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz