niedziela, 4 stycznia 2015

Większe recenzje - SEPULTURA: BRAZYLIJSKA FURIA - Jason Korolenko

SEPULTURA: BRAZYLIJSKA FURIA
Sepultura
Jason Korolenko
wydawnictwo: In Rock
stron: 272 + kolorowa wkładka ze zdjęciami
ocena: 4/6

Każdy ma jakiś zespół, który wprowadził go w arkana ciężkiego grania i chociaż u mnie, jak u większości, była to Metallica i Slayer, to jednak Sepultura ze swoim „Arise” była pierwszym zespołem, który przekonał mnie do naprawdę mocnego uderzenia. Przyznaję również, że po albumie „Roots” i odejściu z formacji Maxa Cavalery straciłem grupę z oczu, choć co nieco z każdej kolejnej płyty słyszałem. Dziś nadarzyła się świetna okazja do przypomnienia sobie o fenomenie brazylijskiego dobra narodowego (kto nie wierzy w te słowa niech obejrzy film dokumentalny „Global Metal”) za sprawą wydanej właśnie biografii Sepultury. Lektura zaś okazała się nie tylko podróżą przez dzieje tego zespołu, ale również sentymentalnym cofnięciem się w czasy, gdzie i muzyka ekipy braci Cavalera i muzyki w ogóle znaczyła dla mnie dużo więcej niż dzisiaj.

„Sepultura: Brazylijska furia” to książka bardzo rzetelna. Autor, Jason Korolenko, skrupulatnie opisuje fakty, które doprowadziły do powstania zespołu, sięgając jednak dużo dalej, niż przeciętni biografowie. Wyszedł on bowiem z słusznego założenia, że aby w pełni zrozumieć fenomen grupy, należy uprzednio zapoznać się z realiami w jakich przyszło mu egzystować, by zrozumieć samą Brazylię. Dlatego też początek książki to niemal historyczny esej o kulturze i polityce tego południowoamerykańskiego kraju. I tu właśnie powstał twór, który odcisnął niebagatelne piętno na muzyce całego świata.

Początki wszystkich zespołów zasadniczo zawsze są podobne, tutaj jednak historia wygląda nieco inaczej. Dwaj bracia, Max i Igor, byli młodymi buntownikami, którzy notorycznie próbowali przetrwać państwie, gdzie polityka brutalnie kontrolowała wszelkie aspekty zagrażające „wolności”. Zaskakujące, ale nie jest to aż tak odległe od tego co się działo w naszym kraju w tym samym czasie, na początku lat 80-tych ubiegłego wieku. Ciekawostką jest również fakt, że w odróżnieniu od wielu innych młodych zespołów, ten od początku miał fenomenalnego perkusistę, bowiem Igor od dziecka ćwiczył brazylijskie samby i utwory rdzennych mieszkańców, do myśli nawet nie dopuszczając możliwości zrobienia na tym kariery. A ta rozpoczęła się brawurowo, gdy chłopcy wybrali się na koncert Queen. Wtedy też postanowili zostać muzykami. Reszta jest już historią. Kilka pierwszych zmian składu, obowiązkowo prowokujący wizerunek i teksty (ponieważ Brazylia to kraj głęboko chrześcijański, chłopcy postanowili stanąć w opozycji) i się zaczęło. Żelazny skład ustabilizował się dość szybko – do braci dołączył basista Paulo (nie umiał jeszcze grać, ale miał salę prób) i gitarzysta Jairo (którego szybko zastąpił Andreas Kisser). Jeśli weźmiemy pod uwagę, że zespół nagrał pierwszy materiał gdy średnia wieku oscylowała w granicach siedemnastki, a w wieku lat dwudziestu byli już gwiazdami światowej sławy mówi to co nieco o ich determinacji. I o tym właśnie jest ta książka. Pokazuje jak rodziła się przyjaźń i moc tego zespołu, jak ewoluowała muzyka (i poglądy). Wreszcie, co poróżniło bohaterów i jakie były tego skutki. Można powiedzieć, że jest to historia wyczerpująca, spinająca w klamrę trzydziestoletnie dzieje grupy, ale muszę dorzucić łyżkę dziegciu do tej pochwalnej recenzji. A jest nią tempo opowieści. Autor nie zatrzymuje się w zasadzie na drobiazgach, każdy rozdział leci według schematu – nagrywanie płyty, krótki opis zawartego na niej materiału, krótki opis trasy koncertowej ów album promujący. I od nowa. Zabrakło mi tu trochę większego skupienia na wczesnej twórczości (znamienne, że późniejsze płyty opisane są już wyczerpująco), dość pobieżnie potraktowano zwykłą prozę życia muzyków. Oczywiście konflikty, które doprowadziły do rozbicia zostały uwzględnione ze szczegółami, jednak nie da się pozbyć wrażenia, że całość jest nieco ugłaskana i stronnicza wobec samej Sepultury. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to książka warta polecenia wszystkim, którym owa nazwa nie jest obca. Nawet jeśli, podobnie jak ja, przestali śledzić twórczość grupy. Zaczynam powoli nadrabiać. Jest w czym wybierać.

P.s. Jak zwykle wydanie In Rock nie zawodzi. Oprócz gustownej okładki z wtłoczoną „eską” Sepultury załączono wkładkę z licznymi zdjęciami ze wszystkich okresów działalności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz