O CZYM SZUMIĄ WIERZBY
The Wind in the Willows
Kenneth Grahame
wydawnictwo: Vesper
ilość stron: 256
ocena: 6/6
Są wspomnienia, które
automatycznie zabierają nas do krainy dzieciństwa wypełniając
jednocześnie duszę i serce niedającą się opisać nostalgią i
melancholią, gdy wszystko było proste, a świat był po prostu
bezpieczny. Takie wspomnienia wywołuje u mnie kilka lektur, z
„Kubusiem Puchatkiem” na czele, takie wspomnienie wiąże się
również z „O czym szumią wierzby” Kennetha Grahame'a.
Przyznaję, że źródło tych wspomnień tkwi w brytyjskim serialu
animowanym, który Telewizja Polska nadawała w połowie lat
osiemdziesiątych ubiegłego wieku, a ja, jeszcze jako kilkuletni
berbeć zachwycałem się każdym odcinkiem do tego stopnia, że do
dziś ekscytuję się za każdym razem, gdy widzę gdzieś czołówkę
stacji Thames Television, która ów serial wyprodukowała. Nieco
później poznałem literacki oryginał, ale jego głębię,
niezwykłe piękno i absolutną wyjątkowość doceniłem prawdziwie
dopiero teraz, jako dorosły człowiek czytający tę książkę
własnym dzieciom.
Historia przyjaźni
czterech zwierzątek – Kreta, Szczura, Borsuka i Ropucha składa
się z dwóch odrębnych stylistycznie części napisanych w formie
przeplatających się ze sobą opowiadań. By w pełni je zrozumieć,
należy sięgnąć do źródeł powstania utworu. Otóż Kenneth
Grahame pisał już wcześniej utwory oscylujące wokół baśni i
mitów, stworzył też jedną powieść dla dorosłych (The
Headswoman – 1894), ale podwaliny „O czym szumią wierzby”
stworzył specjalnie dla swego syna, problematycznego i rozbrykanego
Alastaira. Zaczęło się klasycznie od opowiadania wieczorem bajek o
niesfornym panu Ropuchu. Gdy pewnego razu wyjechał z żoną na
wakacje, syn został w domu z nianią tylko pod warunkiem, że ojciec
będzie mu przysyłał kolejne historyjki. I właśnie z nich, za
namową żony, autor stworzył specyficzne łotrzykowskie opowiastki,
których bohaterem był zadufany w sobie, bogaty i egoistyczny
Ropuch. Jego kolejne przygody to klasyczne perypetie, które prowadzą
bohatera przed sąd i do więzienia. Na szczęście Ropuch ma
czarującą osobowość i wydostaje się na wolność, co otwiera
przed czytelnikiem możliwość śledzenia jego pełnej zabawnych
przygód i niebanalnych pomysłów tułaczki do domu, w którym
czekają go poważne tarapaty i wojna z łasicami.
Drugi nurt to
nostalgiczne opowieści sławiące brytyjską przyrodę, ale i
skłaniające do zadumy, czy nawet metafizycznej trwogi. To wprost
niesamowite, w jaki sposób autorowi udało się zamknąć w prostych
pozornie opowieściach o podróżach Kreta i Szczura wzdłuż rzeki
czy przez las, tak wiele treści, tak wiele lęków, emocji i
wysokich uczuć. Olbrzymią rolę odgrywa tutaj przyjaźń, ale nie
opisana dosłownie, tylko rozwijająca się niespiesznie, wyczuwalna
podskórnie. Tak samo jak Tajemnica, której echa pojawiają się w
różnych zakątkach. W takich opowiadaniach jak „Dzika puszcza”
ociera się ona o niesamowitość i grozę, w „Nie ma jak w domu”
ustępuje miejsca nostalgii, a w „W drogę, wędrowcy” tęsknocie.
Absolutnym arcydziełem jest jednak opowiadanie „Fletnista u bram
świtu” i nie piszę tego tylko dlatego, że jestem zagorzałym
fanem Pink Floyd. Utwór ów ukazuje w pełni Tajemnicę, która
okazuje się nie groźna, a dobroczynna, w pełni spojona z naturą i
porządkiem świata. Jednocześnie obrazuje cały wydźwięk „O
czym szumią wierzby” - zabiera nas do krainy niesamowitej, pięknej
i bezpiecznej, takiej, do której chciałoby się wracać zawsze.
Jednak z upływem lat ten powrót jest coraz trudniejszy i okupiony
większą melancholią, bowiem bagaż doświadczeń wywołuje
tęsknotę za utraconym dzieciństwem i niewinnością. Mistrzowska
książka!
A ja to tylko z telewizorni pamiętam. Taka bajka, co to rodzice prosili, żeby zaprzestano emisji, bo się dzieci boją. Wypadałoby przeczytać...
OdpowiedzUsuń