środa, 21 stycznia 2015

Większe recenzje - DRZEWO MIGDAŁOWE - Michelle Cohen Corasanti

DRZEWO MIGDAŁOWE
Michelle Cohen Corasanti
The Almond Tree
wydawnictwo Sine Qua Non
stron: 388
ocena: 5/6

Rzadko sięgam po książki tego typu. To znaczy jakie? Lekkie literacko i ciężkie tematycznie, a jednocześnie nacechowane polityką i brutalnością świata, który wciąż jest dla mnie bardzo niezrozumiałym miejscem. Nie ukrywam, że lekturę tej powieści zawdzięczam żonie i zabierając się za nią nie miałem zielonego pojęcia co za chwilę przeczytam, ani nawet jaka problematyka zostanie poruszona. Ale gdy już otworzyłem utwór na pierwszej stronie, to zamknąłem dopiero gdy skończyłem.

By w pełni zrozumieć przesłanie powieści warto przybliżyć postać autorki. Michelle Cohen Corasanti jest Amerykanką o żydowsko-polskich korzeniach, studiowała na Uniwersytecie Hebrajskim, mieszkała w różnych rejonach świata, ale, co ważne dla powieści, przez siedem lat w Izraelu. Jest więc osobą, która w uczciwy i rzetelny sposób opowiedziała historię, jakiej jeszcze nigdy nie słyszałem, a zapamiętam na długo.

Bohaterem utworu jest Ahmad Mahmud Muhammad Usman Umar Ali Husajn Hamid, Palestyńczyk, którego życie rozgrywa się wokół odwiecznego konfliktu między jego narodem, a narodem Izraela. Żydzi na każdym kroku brutalnie tępią i ciemiężą jego pobratymców, czego wstrząsający przykład mamy już na samym początku utworu, gdy traci życie jego mała siostra. To jednak dopiero początek straszliwego losu, który dotyka całą jego rodzinę. Spirala bezsensownej nienawiści nakręca się bezustannie, ale chłopak, mądrze wychowywany przez ojca podejmuje trudną decyzję i postanawia studiować i zmienić przyszłość swojej rodziny. Jego upór i inteligencja zdają się być przepustką do sukcesu, na drodze jednak co chwilę stają uprzedzenia, nienawiść i wrogość z jakim spotykają się Palestyńczycy na całym świecie.

Przyznaję, że podobnie jak autorka przed wyjazdem do Izraela, nie miałem pojęcia o skali konfliktu, który toczy się w krainie drzew migdałowych i podobnie jak ona uznawałem Palestyńczyków i Izraelczyków za jedną nację. Propaganda czyniąca z Żydów pokrzywdzonych w wojnie jest na tyle skuteczna, że dopiero teraz zrozumiałem w jakiej sytuacji znajdują się mieszkańcy Palestyny. Autorka sprytnie uknuła logiczną fabułę opowiadająca o życiu głównego bohatera, śledząc zaś jego perypetie dyskretnie przypomina o tragicznych wydarzeniach historycznych. I o ile w przypadku zdarzeń z lat 60-tych ubiegłego wieku mogę sobie pozwolić na usprawiedliwienie mojej niewiedzy i traktować to jako dzieje minione, to nie sposób przejść obojętnie wobec niesławnej operacji „Płynny Ołów” z przełomu roku 2008/2009, gdzie na skutek użycia białego fosforu Izrael, w ciągu niespełna miesiąca, wymordował tysiąc dwustu Palestyńczyków. Takich zdarzeń jest tu więcej, ale są one jedynie tłem, które wzmacnia wymowę całości. Autorka skupia się na życiu codziennym bohatera i jego bliskich, ukazując jak ciężki jest los wrogów Izraela i jak ciężkie muszą oni znosić represje.

Zaskakujące, ale obok tych ewidentnie ciemnych tonów udało się pisarce przedstawić ciepłą, ale i przejmującą historię o nadziei, miłości i przyjaźni, która jest w stanie zmienić bardzo wiele. Nie oszukujmy się, że wszystko, ale przecież jak mawiają, „kropla drąży skałę nie siłą, lecz częstym spadaniem”. I wierzę, że ta powieść uczyni dla Palestyńczyków więcej niż setki przemów i bezsensownych walk Można oczywiście utyskiwać na prostotę języka i banalną, typową dla Amerykańskich nowelistów głównego nurtu formę prowadzenia fabuły. Niemniej, czy o poważnych sprawach nie lepiej czasem mówić jak najprościej? Może w tym tkwi siła „Drzewa migdałowego”, że zamiast opasłego moralitetu otrzymujemy łatwą w odbiorze książkę, która zwraca uwagę na ludzką tragedię? W ten sposób, nawet gdy ktoś się rozczaruje, nie będzie żałował, że stracił zbyt wiele czasu. Szczerze mówiąc jednak, nie wierzę, żeby ten utwór, nawet jeśli nie przypadnie do gustu gatunkowo, pozostawił kogoś obojętnym. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz