DRZEWO MIGDAŁOWE
Michelle Cohen Corasanti
The Almond Tree
wydawnictwo Sine Qua Non
stron: 388
ocena: 5/6
Rzadko sięgam po książki
tego typu. To znaczy jakie? Lekkie literacko i ciężkie tematycznie,
a jednocześnie nacechowane polityką i brutalnością świata, który
wciąż jest dla mnie bardzo niezrozumiałym miejscem. Nie ukrywam,
że lekturę tej powieści zawdzięczam żonie i zabierając się za
nią nie miałem zielonego pojęcia co za chwilę przeczytam, ani
nawet jaka problematyka zostanie poruszona. Ale gdy już otworzyłem
utwór na pierwszej stronie, to zamknąłem dopiero gdy skończyłem.
By w pełni zrozumieć
przesłanie powieści warto przybliżyć postać autorki. Michelle
Cohen Corasanti jest Amerykanką o żydowsko-polskich korzeniach,
studiowała na Uniwersytecie Hebrajskim, mieszkała w różnych
rejonach świata, ale, co ważne dla powieści, przez siedem lat w
Izraelu. Jest więc osobą, która w uczciwy i rzetelny sposób
opowiedziała historię, jakiej jeszcze nigdy nie słyszałem, a
zapamiętam na długo.
Bohaterem utworu jest
Ahmad Mahmud Muhammad Usman Umar Ali Husajn Hamid, Palestyńczyk,
którego życie rozgrywa się wokół odwiecznego konfliktu między
jego narodem, a narodem Izraela. Żydzi na każdym kroku brutalnie
tępią i ciemiężą jego pobratymców, czego wstrząsający
przykład mamy już na samym początku utworu, gdy traci życie jego
mała siostra. To jednak dopiero początek straszliwego losu, który
dotyka całą jego rodzinę. Spirala bezsensownej nienawiści nakręca
się bezustannie, ale chłopak, mądrze wychowywany przez ojca
podejmuje trudną decyzję i postanawia studiować i zmienić
przyszłość swojej rodziny. Jego upór i inteligencja zdają się
być przepustką do sukcesu, na drodze jednak co chwilę stają
uprzedzenia, nienawiść i wrogość z jakim spotykają się
Palestyńczycy na całym świecie.
Przyznaję, że podobnie
jak autorka przed wyjazdem do Izraela, nie miałem pojęcia o skali
konfliktu, który toczy się w krainie drzew migdałowych i podobnie
jak ona uznawałem Palestyńczyków i Izraelczyków za jedną nację.
Propaganda czyniąca z Żydów pokrzywdzonych w wojnie jest na tyle
skuteczna, że dopiero teraz zrozumiałem w jakiej sytuacji znajdują
się mieszkańcy Palestyny. Autorka sprytnie uknuła logiczną fabułę
opowiadająca o życiu głównego bohatera, śledząc zaś jego
perypetie dyskretnie przypomina o tragicznych wydarzeniach
historycznych. I o ile w przypadku zdarzeń z lat 60-tych ubiegłego
wieku mogę sobie pozwolić na usprawiedliwienie mojej niewiedzy i
traktować to jako dzieje minione, to nie sposób przejść obojętnie
wobec niesławnej operacji „Płynny Ołów” z przełomu roku
2008/2009, gdzie na skutek użycia białego fosforu Izrael, w ciągu
niespełna miesiąca, wymordował tysiąc dwustu Palestyńczyków.
Takich zdarzeń jest tu więcej, ale są one jedynie tłem, które
wzmacnia wymowę całości. Autorka skupia się na życiu codziennym
bohatera i jego bliskich, ukazując jak ciężki jest los wrogów
Izraela i jak ciężkie muszą oni znosić represje.
Zaskakujące, ale obok
tych ewidentnie ciemnych tonów udało się pisarce przedstawić
ciepłą, ale i przejmującą historię o nadziei, miłości i przyjaźni, która
jest w stanie zmienić bardzo wiele. Nie oszukujmy się, że
wszystko, ale przecież jak mawiają, „kropla drąży skałę nie
siłą, lecz częstym spadaniem”. I wierzę, że ta powieść
uczyni dla Palestyńczyków więcej niż setki przemów i
bezsensownych walk Można oczywiście utyskiwać na prostotę języka
i banalną, typową dla Amerykańskich nowelistów głównego nurtu
formę prowadzenia fabuły. Niemniej, czy o poważnych sprawach nie
lepiej czasem mówić jak najprościej? Może w tym tkwi siła
„Drzewa migdałowego”, że zamiast opasłego moralitetu
otrzymujemy łatwą w odbiorze książkę, która zwraca uwagę na
ludzką tragedię? W ten sposób, nawet gdy ktoś się rozczaruje,
nie będzie żałował, że stracił zbyt wiele czasu. Szczerze
mówiąc jednak, nie wierzę, żeby ten utwór, nawet jeśli nie
przypadnie do gustu gatunkowo, pozostawił kogoś obojętnym.
Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz