wtorek, 6 stycznia 2015

Mamoniowo na nowy rok

Sto dwadzieścia dwa.
       Nowy rok już leci pełną parą, w zasadzie minął już niemal tydzień. W międzyczasie udało mi się nic nie napisać (beletrystycznego), nadrobiłem zaległości recenzji literackich (zostały muzyczne), posiedziałem ostatnie dwa dni na mrozie na rusztowaniu z wiertarką (słuchając w radiu, że dziś inni mają wolne). Fizycznie więc jestem trochę wyczerpany, ale wbrew pozorom z radością szykuję się do pracy w rozpoczynającym się roku. Jak mówiłem, o planach nie będę informował. Ważne jest to, co się dzieje i spełnia. Dlatego poczekam chwilę z informacją o „Horror klasy B”. Jeśli jutro wyjdzie, z radością to ogłoszę :) Tymczasem, żeby na nowo wpaść we właściwe tory uzupełniania bloga, nadrabiam zaległości tapetowe, czyli informuję co tam ostatnio (ponad miesiąc) przeczytałem i obejrzałem.

Na tapecie:
KOMIKSY
Funky Koval” Parowski, Polch, Rodek. Trudno w to uwierzyć, ale moja przygoda z Funky Kovalem zaczęła się... dwadzieścia osiem lat temu. Moja wspaniała babcia Ewa kupowała mi często komiksy („Kajko i Kokosz”, „Tytus, Romek i A'tomek”, „Kapitan Kloss”) i pewnego razu przyniosła mi właśnie pierwszy numer nowego magazynu, a w nim brawurowy komiks o kosmicznym agencie. Nie będę teraz roztrząsał faktu, że jako ledwie kilkuletni berbeć może nie powinienem czytać komiksu tak brutalnego i nasyconego erotyką (jak się dowiedziałem, to pierwszy polski komiks, w którym znalazły się nagie piersi), możliwe, że w ten sposób moja babcia przyczyniła się do tego, że piszę dziś tak jak piszę. W końcu i inne komiksy też od niej dostałem (vide „Szninkiel” czy „Rork”). Na pewno echa „Funky Kovala” pojawiają się w moim cyklu „BHO”. Nie to jest jednak istotne. Ważna jest sama historia, sam komiks, nasycony akcją i pomysłami jak z najlepszych filmów i sag science-fiction, porażający absolutnie wyjątkowymi rysunkami Bogusława Polcha (w dwóch pierwszych numerach). Kolejne dwa zeszyty tracą już na jakości graficznej, ostatnia część również średnio odpowiada mi fabularnie, niemniej gdy otrzymałem od małżonki w prezencie świątecznym to zbiorcze wydanie w fenomenalnej oprawie (wraz z wywiadami z twórcami i kulisami powstania komiksu), stałem się na powrót najszczęśliwszym chłopcem na ziemi, a moja honorowa półka z dumą przyjęła ten kultowy komiks. Pal licho część czwartą. Fabularnie trzy pierwsze to mistrzostwo świata!
Wiedźmin: Dom ze szkła” Paul Tobin, Joe Querio. Bardzo się obawiałem tego, co też uczynią Amerykanie z naszym rosnącym w siłę dobrem narodowym. Znów za sprawą żony (i prezentu z okazji dnia zwykłego) mogłem się o tym przekonać. I muszę przyznać, że jestem naprawdę bardzo miło zaskoczony. Zdecydowanie wolałem w twórczości Sapkowskiego wątki horrorowe i w takiej właśnie konwencji utrzymana jest ta rozbudowana na kilka zeszytów (tu w jednym albumie) historia. Powolne budowanie napięcia, długie milczące sceny, przewrotne zakończenie i ten specyficzny smutek, który przebijał w pierwszych opowiadaniach cyklu został tutaj świetnie uchwycony. Może nie wszystkie rysunki zachwycają (szczególnie zbliżenia twarzy), widać, że twórcy nie byli do końca pewni nowej marki, jednak jest pewnym, że komiksowy „Wiedźmin” ujmy nikomu nie przynosi, a oddani fani (jak ja) będą zachwyceni. 

FILMY
Noe” Darren Aronofsky. Lubię Russella Crowe (o ile za dużo nie śpiewa), bardzo podobają mnie się filmy Aronofsky'ego, mam ogromną słabość do fantasy, nic dziwnego, że ta wersja biblijnego potopu przypadła mi do gustu. Oczywiście będę utyskiwał na pewne rozwiązania fabularne, które stworzono tylko po to, by skomplikować relacje między postaciami (sztucznie) lub wydłużyć co nieco. Dobry film, na pewno bardzo widowiskowy, ale w porównaniu do poprzednich dokonań reżysera bardzo hollywoodzki i dość prosty.
Hot Shots 2” Jim Abrahams. Nie widziałem tego filmu od lat. Czasem trzeba się odmóżdżyć, a kiedy
zobaczyłem ten film w przecenie (3 złote!) nie mogłem sobie odmówić prezentu. Absurdalna parodia Rambo i wielu innych filmów akcji moim zdaniem bije na głowę część pierwszą. Oczywiście, człowiek łapie się na tym, że nie wierzy, że to ogląda, ale jaka przy tym zabawa! Ogromny plus za Richarda Crenna – parodiować stworzoną przez siebie postać pułkownika z filmów ze Sly'em i to jeszcze w taki sposób. Brawo!
Oszukana” Clint Eastwood. Jak Clint reżyseruje jakiś film, to wiadomo, że nie będzie lekko. Jak jeszcze opiera go na prawdziwej historii zaginięcia dziecka, wiadomo, że będzie ciężko. Kiedyś do namówienia tego filmu namówiła mnie żona (mnie jakoś odstraszała od niego Angelina Jolie) i zostałem wgnieciony w fotel. Teraz jak zobaczyłem początek w telewizji, siedliśmy by obejrzeć znów do końca. Prawdziwie przerażający i fenomenalny.
Wykidajło” Leciał w telewizorni, więc przypadkiem, przy robocie, obejrzałem. Kiedyś historia kopiącego wszystkich po pyskach i jajkach Patricka Swayze robiła na mnie ogromne wrażenie, dziś budzi jedynie sentyment i pobłażliwy uśmiech. Ale taki już urok przeciętnego kina akcji z lat 80-tych. I choć film zestarzał się okrutnie, na pewno jeszcze do niego kiedyś wrócę.

KSIĄŻKI
Przebudzenie” Stephen King. Taki twórca jak King nie zawodzi. Albo ja się starzeję i odnajduję bardzo dużo siebie w tych sentymentalnych podróżach do krainy młodości i dzieciństwa. Lata wprawdzie diametralnie różne, ale też kiedyś uczyłem się grać na gitarze, chodziłem na randki i przewinąłem się przez kilkanaście zespołów. A nikt tak nie opisuje obyczajowego tła, jak King. Jeśli jednak chodzi o horror, to tutaj całość troszeczkę się rozmywa, niemniej poziom utrzymuje niedostępny dla śmiertelników. Dodatkowy plus za lovecraftowski finał i liczne odniesienia do klasyki grozy. Bardzo dobra książka, choć jeśli się już kiedyś napisało „Lśnienie” czy „To”, to już trudno sięgnąć po mistrzostwo.
Oni” Olga Haber. Udany debiut w gatunku horroru pisarki, której prawdziwe nazwisko brzmi inaczej niż to na okładce :) Sprawnie napisana książka, potrafiąca przykuć uwagę i niewątpliwie zadowolić miłośników prężnie rozwijającego się wydawnictwa Videograf. Ja jednak muszę szczerze przyznać – SPOILER - że reaguję alergicznie na wątki z szarymi ludzikami przybyłymi z kosmosu. KONIEC SPOILERA.
Metro 2033” Dmitry Glukhovsky. Książka, która stała się w zasadzie legendą, więc trudno ją ocenić obiektywnie. Ale po to sobie tutaj piszę, żeby się tym nie przejmować, prawda? Wielki rozmach, niezwykły pomysł, prawdziwie imponujący świat i trochę przeszkadzająca mi w tym wszystkim liniowość, która wpisuje się jednak w kanony gatunku. Przyznaję, że choć powieść nie rzuciła mnie na kolana i nie stałem się natychmiastowo fanem całego uniwersum (wolę jednak Fallouta), to chętnie sięgnę po kolejne części. W wolnym czasie. Kiedyś.
Tyle na dziś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz