The Marvel Comics: Untold Story
Sean Howe
wydawnictwo: Sine Qua Non
stron: 510
ocena: 6/6
Marvel Comics jest firmą,
która od zawsze (no, od początku lat 90-tych) kojarzyła mnie się
ze Spider-manem, Punisherem a później całą plejadą
superbohaterów i superłotrów, których kiedyś nawet próbowałem
się nauczyć rozróżniać i pojmować, ale szybko dałem sobie
spokój, a w pewnym momencie przestałem i śledzić ukazujące się
w kraju zeszyty. Zainteresowanie powróciło na początku tego wieku
wraz z adaptacjami filmowymi Spider-mana i X-menów, ale nigdy nie
osiągnęło tego punktu sprzed lat, gdy chciałem wiedzieć wszystko
o Uniwersum Marvela. Dobrze się stało, bo nie wiem jak udałoby mi
się odnaleźć w świecie blisko pięciu tysięcy postaci, które
powstawały przez prawie osiemdziesiąt lat, a ich złożone
historie, przenikające się przygody, restartowane co jakiś czas
życiorysy bohaterów, to tak naprawdę nic w porównaniu
dramatycznymi losami twórców i rysowników, którzy od podwalin
budowali to potężne dziś imperium tylko po to, żeby później
zostać porzuconymi bez grosza przy duszy, gdy komiksy z ich
postaciami schodziły miesięcznie w ilościach pół miliona
egzemplarzy. To i o wiele innych informacji czekało, bym mógł je
odnaleźć w „Niezwykła historia Marvel Comics” Seana Howe,
naprawdę nieprawdopodobnej opowieści o największym wydawnictwie
komiksowym na świecie.
Szczerze przyznaję, że
pierwsze zaskoczenie przeżyłem już przy pierwszym kontakcie, na
sam jej widok. Książka o komiksie, a w środku ani jednej
reprodukcji, ani jednej grafiki? Za to ponad pięćset stron gęsto
zapisanych drobnym drukiem? Coś wspaniałego. Jeszcze większe
zaskoczenie przeżyłem gdy zagłębiłem się w lekturę. To
naprawdę niesamowite w jaki sposób Sean Howe opisał historię
powstania tego wielkiego dziś imperium, śledząc jego wzloty i
upadki, losy niewiarygodnie kreatywnych i pozytywnie zakręconych
ludzi, ale także przekręty i oszustwa, gdzie wyzysk, terror i
wbijanie noża w plecy były na porządku dziennym. A wszystko to
zostało spisane w sposób tak intrygujący, że czyta się to jak
najlepszą biografię czy książkę historyczną, bez cienia
znużenia czy nudy. Opowieść o losach twórców potęgi Marvela
składa się na zaskakującą mitologię, która przenika się z
mitologią bohaterów samego Uniwersum. Paradoksalnie, to co
faktycznie działo się w Zagrodzie (jak nazywali ją pracownicy),
bardzo rzadko przenikało do samych komiksów, co jeszcze bardziej
podkreśla poświęcenie rysowników, grafików i autorów tekstów.
Czytelnik zafascynowany światem Marvela znajdzie tutaj genezę
swoich ulubionych postaci, przypomniane zostaną najsłynniejsze sagi
(zadziwiające, że głównie skupiające się wokół X-men,
prawda?), dowie się też jak na przestrzeni lat zmieniały się
oczekiwania wobec bohaterów (biedny Spider-man, któremu najpierw
odebrano Gwen, a potem zabroniono mu posiadania potomka, wreszcie
sięgnięto po kuriozalny zabieg z innymi wymiarami...), jaki był problem z ciemnoskórymi bohaterami, jaką rolę odegrała II wojna światowa i rewolucja seksualna. To jednak
nic w porównaniu z całkowitym odarciem z mitów twórców, którzy
toczyli odwieczną batalię o wymyślone przez siebie postacie, byli
gnębieni i tłamszeni przez naczelnych redaktorów, wreszcie
okradani ze swoich pomysłów i, oczywiście wszelkich tantiem.
Czytelnik na pewno inaczej spojrzy na Stana Lee, jedynego wygranego
całej firmy, na pewno dowie się wielu szczegółów o takich
mistrzach gatunku jak Frank Miller, Jack Kirby czy Todd McFarlane.
Przeczyta, jak niewiele brakowało, by najlepsze postacie DC comics,
Batman i Superman, trafiły do świata Marvela i w jaki sposób Walt
Disney przejął firmę. Przede wszystkim jednak przeczyta o
niezwykłej miłości do tej wciąż niedocenianej u nas kultury
historyjek obrazkowych. Absolutnie obowiązkowa lektura dla każdego
miłośnika komiksów, ale także dla ludzi zainteresowanych
popkulturą.
P.s. Na temat wydania nie
będę się rozwodził. Wydawnictwo Sine Qua Non nie schodzi poniżej
ustalonego poziomu. Sztywna oprawa, gustowna okładka,
sznurek/zakładka (to chyba powinien być standard) i znakomite
tłumaczenie Bartosza Czartoryskiego, wielkiego miłośnika komiksów.
Nic dodać, nic ująć. To trzeba mieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz