poniedziałek, 12 stycznia 2015

Większe recenzje - NIEZWYKŁA HISTORIA MARVEL COMICS - Sean Howe

NIEZWYKŁA HISTORIA MARVEL COMICS
The Marvel Comics: Untold Story
Sean Howe
wydawnictwo: Sine Qua Non
stron: 510
ocena: 6/6

Marvel Comics jest firmą, która od zawsze (no, od początku lat 90-tych) kojarzyła mnie się ze Spider-manem, Punisherem a później całą plejadą superbohaterów i superłotrów, których kiedyś nawet próbowałem się nauczyć rozróżniać i pojmować, ale szybko dałem sobie spokój, a w pewnym momencie przestałem i śledzić ukazujące się w kraju zeszyty. Zainteresowanie powróciło na początku tego wieku wraz z adaptacjami filmowymi Spider-mana i X-menów, ale nigdy nie osiągnęło tego punktu sprzed lat, gdy chciałem wiedzieć wszystko o Uniwersum Marvela. Dobrze się stało, bo nie wiem jak udałoby mi się odnaleźć w świecie blisko pięciu tysięcy postaci, które powstawały przez prawie osiemdziesiąt lat, a ich złożone historie, przenikające się przygody, restartowane co jakiś czas życiorysy bohaterów, to tak naprawdę nic w porównaniu dramatycznymi losami twórców i rysowników, którzy od podwalin budowali to potężne dziś imperium tylko po to, żeby później zostać porzuconymi bez grosza przy duszy, gdy komiksy z ich postaciami schodziły miesięcznie w ilościach pół miliona egzemplarzy. To i o wiele innych informacji czekało, bym mógł je odnaleźć w „Niezwykła historia Marvel Comics” Seana Howe, naprawdę nieprawdopodobnej opowieści o największym wydawnictwie komiksowym na świecie.

Szczerze przyznaję, że pierwsze zaskoczenie przeżyłem już przy pierwszym kontakcie, na sam jej widok. Książka o komiksie, a w środku ani jednej reprodukcji, ani jednej grafiki? Za to ponad pięćset stron gęsto zapisanych drobnym drukiem? Coś wspaniałego. Jeszcze większe zaskoczenie przeżyłem gdy zagłębiłem się w lekturę. To naprawdę niesamowite w jaki sposób Sean Howe opisał historię powstania tego wielkiego dziś imperium, śledząc jego wzloty i upadki, losy niewiarygodnie kreatywnych i pozytywnie zakręconych ludzi, ale także przekręty i oszustwa, gdzie wyzysk, terror i wbijanie noża w plecy były na porządku dziennym. A wszystko to zostało spisane w sposób tak intrygujący, że czyta się to jak najlepszą biografię czy książkę historyczną, bez cienia znużenia czy nudy. Opowieść o losach twórców potęgi Marvela składa się na zaskakującą mitologię, która przenika się z mitologią bohaterów samego Uniwersum. Paradoksalnie, to co faktycznie działo się w Zagrodzie (jak nazywali ją pracownicy), bardzo rzadko przenikało do samych komiksów, co jeszcze bardziej podkreśla poświęcenie rysowników, grafików i autorów tekstów. Czytelnik zafascynowany światem Marvela znajdzie tutaj genezę swoich ulubionych postaci, przypomniane zostaną najsłynniejsze sagi (zadziwiające, że głównie skupiające się wokół X-men, prawda?), dowie się też jak na przestrzeni lat zmieniały się oczekiwania wobec bohaterów (biedny Spider-man, któremu najpierw odebrano Gwen, a potem zabroniono mu posiadania potomka, wreszcie sięgnięto po kuriozalny zabieg z innymi wymiarami...), jaki był problem z ciemnoskórymi bohaterami, jaką rolę odegrała II wojna światowa i rewolucja seksualna. To jednak nic w porównaniu z całkowitym odarciem z mitów twórców, którzy toczyli odwieczną batalię o wymyślone przez siebie postacie, byli gnębieni i tłamszeni przez naczelnych redaktorów, wreszcie okradani ze swoich pomysłów i, oczywiście wszelkich tantiem. Czytelnik na pewno inaczej spojrzy na Stana Lee, jedynego wygranego całej firmy, na pewno dowie się wielu szczegółów o takich mistrzach gatunku jak Frank Miller, Jack Kirby czy Todd McFarlane. Przeczyta, jak niewiele brakowało, by najlepsze postacie DC comics, Batman i Superman, trafiły do świata Marvela i w jaki sposób Walt Disney przejął firmę. Przede wszystkim jednak przeczyta o niezwykłej miłości do tej wciąż niedocenianej u nas kultury historyjek obrazkowych. Absolutnie obowiązkowa lektura dla każdego miłośnika komiksów, ale także dla ludzi zainteresowanych popkulturą.

P.s. Na temat wydania nie będę się rozwodził. Wydawnictwo Sine Qua Non nie schodzi poniżej ustalonego poziomu. Sztywna oprawa, gustowna okładka, sznurek/zakładka (to chyba powinien być standard) i znakomite tłumaczenie Bartosza Czartoryskiego, wielkiego miłośnika komiksów. Nic dodać, nic ująć. To trzeba mieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz