Gottfried August Burger
wydawnictwo: Vesper
stron: 246
ocena: 4/6
Pośród wielu książek
cenionych jako perły literatury dziecięcej istnieją i takie, o
których z niewiadomych powodów czytelnicy zapomnieli, a owe tytuły
znane są już głównie bibliofilom i specjalistom z danej
dziedziny. Ja nie będę zgrywał żadnego z nich, choć pewne
doświadczenie zawodowe w temacie mam i za nałogowego połykacza
książek też się uważam. Prawda jest jednak taka, że o
„Przygodach Barona Münchhausena”
dowiedziałem się za sprawą swojej fascynacji grupą „Latający
Cyrk Monty Pythona”. Śledząc dalsze losy członków owej grupy
trafiłem na informację, że niezłomny Terry Gilliam podjął się
adaptacji owego niezwykłego dzieła. Trudno w to uwierzyć, ale
filmu nie obejrzałem przez lata, wychodząc z założenia, że
najpierw przeczytam książkę. Wreszcie znalazłem na to czas i
sposobność, znów dzięki wydawnictwu Vesper.
Zacznijmy od tego, że ta
pochodząca z XVIII wieku książka, wbrew pięknemu wydaniu i
fascynującym ilustracjom Gustave'a Dore, nie jest utworem dla
dzieci. Przynajmniej nie tych najmłodszych. Rozsądek nakazywałby
oscylowanie w okolicach dziesięciu, dwunastu lat. Dlaczego? Bowiem
tytułowy baron Münchhausen
to patentowany arcyłgarz, który nawet przez moment nie zawaha się
wciskać słuchaczowi bzdur tak wierutnych jak jazda na przeciętym w
pół koniu, czy zrywanie skóry z lisa, poprzez wygnanie go z futra.
Żadne kłamstwo nie jest dość niewiarygodne, by nie przeszło
przez usta gawędziarza, który opowiada o swoich wyczynach
zasłuchanym gościom. A wyobraźnia Gottfrieda Augusta Bürgera
rozwija skrzydła z każdą kolejną częścią. O ile na początku
słuchamy tylko o niezwykłej wyprawie do Rosji i mocno
niewiarygodnych przygodach na polowaniu (jak na przykład
wyciągnięcie samego siebie wraz z koniem z wody), to później
bierzemy udział w wojnie przeciw Turkom, kilkukrotnie podróżujemy
po morzach i oceanach świata (przy okazji mordując w pojedynkę
populację białych niedźwiedzi), by wreszcie dotrzeć w głąb
Ziemi i na Księżyc. Nie sposób nie zachwycić się rozmachem
utworu, nie docenić pomysłowości autora, szczególnie gdy weźmiemy
pod uwagę datę wydania oryginalnego tekstu. Nie chciałbym tutaj
robić z Bürgera
niedocenionego praojca fantastyki, jednak to wielka szkoda, że
autor (wraz ze swym najsłynniejszym dziełem) jest już trochę
zapomniany. Warto dziś, zwłaszcza dzięki wyjątkowemu wydaniu
Vesper (twarda oprawa, oryginalne ilustracje) dać się porwać
łgarstwom barona, nie tylko by się dobrze bawić, ale również by
móc przyjrzeć się niemieckiej mentalności z okresu przed wybuchem
Rewolucji Francuskiej. Mentalności w wyborny sposób ośmieszonej i
przedstawionej w krzywym zwierciadle. Bowiem Bürger
oprócz licznych niedomówień, celnych uwag, głęboko ukrytych
smaczków konfrontuje z rubasznym, dziś rzec by można –
toaletowym humorem. I właśnie humor jest tutaj głównym bohaterem,
który czyni z tej książki opowieść wciąż aktualną i wartą
lektury, a jednocześnie bardzo zróżnicowaną. Obok
wielowarstwowego, pełnego aluzji, wyrafinowanego konstrukcyjnie i
zachwycającego wprost pięknem języka, pojawiają się żarty
analno-fekalne, ale wciąż napisane w sposób wielce wysublimowany i
dalece artystyczny. Cóż, minęły już te czasy, gdy pisarz musiał
prezentować sobą naprawdę wysoki warsztat literacki. Na szczęście
zawsze można sięgnąć po klasyków. Gwarantuję, że po lekturze
dzieła Gottfrieda Augusta Bürgera
świat nie będzie już taki sam. Lojalnie ostrzegam jednak przed
dwiema rzeczami. Nie czytać tego najmłodszym dzieciom, a i przy
odrobinę starszych nieco się zastanowić. Uprzedzam też przed
dawką kolosalną absurdu, którą nie każdy jest w stanie znieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz