poniedziałek, 5 stycznia 2015

Większe recenzje - PRZYGODY BARONA MUNCHHAUSENA - Gottfried August Burger

PRZYGODY BARONA MUNCHHAUSENA
Gottfried August Burger
wydawnictwo: Vesper
stron: 246
ocena: 4/6

Pośród wielu książek cenionych jako perły literatury dziecięcej istnieją i takie, o których z niewiadomych powodów czytelnicy zapomnieli, a owe tytuły znane są już głównie bibliofilom i specjalistom z danej dziedziny. Ja nie będę zgrywał żadnego z nich, choć pewne doświadczenie zawodowe w temacie mam i za nałogowego połykacza książek też się uważam. Prawda jest jednak taka, że o „Przygodach Barona Münchhausena” dowiedziałem się za sprawą swojej fascynacji grupą „Latający Cyrk Monty Pythona”. Śledząc dalsze losy członków owej grupy trafiłem na informację, że niezłomny Terry Gilliam podjął się adaptacji owego niezwykłego dzieła. Trudno w to uwierzyć, ale filmu nie obejrzałem przez lata, wychodząc z założenia, że najpierw przeczytam książkę. Wreszcie znalazłem na to czas i sposobność, znów dzięki wydawnictwu Vesper.

Zacznijmy od tego, że ta pochodząca z XVIII wieku książka, wbrew pięknemu wydaniu i fascynującym ilustracjom Gustave'a Dore, nie jest utworem dla dzieci. Przynajmniej nie tych najmłodszych. Rozsądek nakazywałby oscylowanie w okolicach dziesięciu, dwunastu lat. Dlaczego? Bowiem tytułowy baron Münchhausen to patentowany arcyłgarz, który nawet przez moment nie zawaha się wciskać słuchaczowi bzdur tak wierutnych jak jazda na przeciętym w pół koniu, czy zrywanie skóry z lisa, poprzez wygnanie go z futra. Żadne kłamstwo nie jest dość niewiarygodne, by nie przeszło przez usta gawędziarza, który opowiada o swoich wyczynach zasłuchanym gościom. A wyobraźnia Gottfrieda Augusta Bürgera rozwija skrzydła z każdą kolejną częścią. O ile na początku słuchamy tylko o niezwykłej wyprawie do Rosji i mocno niewiarygodnych przygodach na polowaniu (jak na przykład wyciągnięcie samego siebie wraz z koniem z wody), to później bierzemy udział w wojnie przeciw Turkom, kilkukrotnie podróżujemy po morzach i oceanach świata (przy okazji mordując w pojedynkę populację białych niedźwiedzi), by wreszcie dotrzeć w głąb Ziemi i na Księżyc. Nie sposób nie zachwycić się rozmachem utworu, nie docenić pomysłowości autora, szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę datę wydania oryginalnego tekstu. Nie chciałbym tutaj robić z Bürgera niedocenionego praojca fantastyki, jednak to wielka szkoda, że autor (wraz ze swym najsłynniejszym dziełem) jest już trochę zapomniany. Warto dziś, zwłaszcza dzięki wyjątkowemu wydaniu Vesper (twarda oprawa, oryginalne ilustracje) dać się porwać łgarstwom barona, nie tylko by się dobrze bawić, ale również by móc przyjrzeć się niemieckiej mentalności z okresu przed wybuchem Rewolucji Francuskiej. Mentalności w wyborny sposób ośmieszonej i przedstawionej w krzywym zwierciadle. Bowiem Bürger oprócz licznych niedomówień, celnych uwag, głęboko ukrytych smaczków konfrontuje z rubasznym, dziś rzec by można – toaletowym humorem. I właśnie humor jest tutaj głównym bohaterem, który czyni z tej książki opowieść wciąż aktualną i wartą lektury, a jednocześnie bardzo zróżnicowaną. Obok wielowarstwowego, pełnego aluzji, wyrafinowanego konstrukcyjnie i zachwycającego wprost pięknem języka, pojawiają się żarty analno-fekalne, ale wciąż napisane w sposób wielce wysublimowany i dalece artystyczny. Cóż, minęły już te czasy, gdy pisarz musiał prezentować sobą naprawdę wysoki warsztat literacki. Na szczęście zawsze można sięgnąć po klasyków. Gwarantuję, że po lekturze dzieła Gottfrieda Augusta Bürgera świat nie będzie już taki sam. Lojalnie ostrzegam jednak przed dwiema rzeczami. Nie czytać tego najmłodszym dzieciom, a i przy odrobinę starszych nieco się zastanowić. Uprzedzam też przed dawką kolosalną absurdu, którą nie każdy jest w stanie znieść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz