Sto trzynaście.
Minął ponad miesiąc
od mojego ostatniego oficjalnego wpisu... Świadczy to ewidentnie o
tym, że byłem baaardzo zajęty. Rzeczywiście, minione sześć
miesięcy wydarło mi z życia wiele godzin snu, a mnie samemu udało
się ustanowić rekordy przepracowania. Dość powiedzieć, że przez
te sześć miesięcy nie miałem nawet jednego wolnego dnia, nie
wspominając o weekendzie, a doba zdecydowanie była za krótka, bo
spałem ledwie po cztery, pięć godzin. Teraz mam urlop, zamykają
mnie się oczy ze zmęczenia, a ja się cieszę, bo wiem, że nawet
jak teraz zasnę nad klawiaturą, to nic się nie wydarzy, bo nic nie
muszę. W tym roku już na pewno nie.
Nie ukrywam, że cały
rok był wyjątkowo pracowity, a jedynie druga połowa wkroczyła na
poziom „nightmare”, ale nie ma tego złego co na dobre nie
wyjdzie. Wszystko na to wskazuje, że w przyszłym roku ukażą się
trzy moje powieści, z czego dwie napisałem z Robertem Cichowlasem.
Chcecie więcej szczegółów? Proszę. Jedna to zapowiadany już
wcześniej „BHO 3: Oko cyklonu”. Wyjdzie w Oficynie Wydawniczej
Literat, jak dobrze pójdzie to na początku roku. Co tam będzie?
Maks, Stonka, Słowianie, dużo zdrad, spisków i śmierci. Druga
powieść to naprawdę duża rzecz (rozmiarowo), a więc wspominani
już kiedyś „Utrapieni”. Znaleźliśmy wreszcie wydawcę, który
nie boi się puścić tej książki w takiej wersji, w jakiej ją
napisaliśmy, a więc bezkompromisowego horroru z demonami Słowian w
rolach głównych. Trzecia powieść to zaś jeszcze większe
rozmiarowo „dzieło”, tym bardziej, że będące pierwszym tomem
z trylogii (część drugiego tomu już też mamy!). Nie mogę
jeszcze zdradzić o czym to będzie, ale jak powiem, że i tu będą
Słowianie, to pewnie nikogo nie zdziwi, hehe. A żona mi mówi, że
w moich tekstach to tylko o maltretowanym sromie, który jest
dominującym aspektem mojej twórczości.
Jak widać, w tym roku
nie skończyliśmy „Nienasyconego” (po prawdzie, to nawet go nie
ruszyliśmy), ja nie miałem czasu przysiąść do poprawek
„Wolfenweldu” i swoich bajek. Marzę, że zrobię to w
najbliższych tygodniach, ale się nie nastawiam.
Napisałem i
wyreżyserowałem sztukę teatralną, którą wystawiłem z moimi
uczniami na powiatowym przeglądzie amatorskich grup teatralnych.
Zajęliśmy trzecie miejsce, a moja uczennica otrzymała nagrodę dla
najlepszej aktorki. Dla takich chwil warto być belfrem.
Byłem znów w
Szczecinku. Było wspaniale, więcej szczegółów wkrótce, póki
co, mały lans telewizyjny. Wideo tutaj.
Zupełnie nie miałem
czasu na muzykę. Zasadniczo DC jeszcze coś tam koncertowało, ale
tutaj pojawiają się problemy, o których pisać tu nie zamierzam.
Nie dziś. Za to czekam kiedy w końcu ukażą się WILCY, a reszta
gości nagra swoje partie na materiał ACRYBII. Myślę, że przyszły
rok będzie dla mnie decydujący muzycznie, bo jeśli nie uda się
zrealizować pewnych rzeczy profesjonalnie, to czas najwyższy będzie
dać sobie spokój. Na szczęście mam jeszcze kilka pomysłów w
zanadrzu.
Jeszcze przypomnę, że
na dniach ukaże się „Horror klasy B”, a więc prawdopodobnie
mój przedostatni zbiór opowiadań. W większości to teksty znane,
ale podane w formie nietypowej, co więcej, to ziszczenie marzenia,
które nosiłem w sobie od dawna. Gorąco zapraszam i z góry
przepraszam. Tytuł wszak mówi wszystko. A dlaczego przedostatni? Bo
myślę, że jeszcze spróbuję wydać w przyszłym roku „Królestwo
gore”, zbiór moich najmocniejszych (starych i nowych) tekstów, a
potem odpuszczę sobie. Wolę jednak powieści. Pisać i czytać.
Przejadłem się opowiadaniami. Ten rok pokazał mi, że chyba jednak
będę mógł się kiedyś nazwać „powieściopisarzem”.
Tyle na dziś.
Na tapecie:
Oto dowód na moje
zapracowanie. Miesiąc od ostatniego wpisu i trzy filmy w tym czasie.
Ale cóż...:
FILM:
„Pokłosie” Władysław
Pasikowski. Zaskakująco dobry polski thriller opowiadający historię
odium ciążącego nad pewną rodziną, w niewielkiej wiosce, do
której wraca po latach z Ameryki główny bohater. Historyczny
wydźwięk, sprawna realizacja pozwalają pochwalić tytuł, choć
muszę przyczepić się do nadmiernie moralizatorskiej końcówki i
ponarzekać, że większości można się było domyślić już w
połowie. Niemniej, duże brawa. Dobry przykład, że w Polsce da się
robić niezłe kino.
„Jak się pozbyć
cellulitu?” Andrzej Saramonowicz. A tu z kolei przykład, jak można
nakręcić coś kompletnie głupiego. Film tak idiotyczny, że nie
będę go nawet omawiał, wspomnę o nim tylko dlatego, że w tej
tandetnej komedyjce o seryjnym mordercy zafascynowały mnie zdjęcia,
jakich żaden horror by się nie powstydził. Dowód na to, że w
Polsce można.
„Transformers 3”
Michael Bay. Po latach trzecia część historii o
robotach-samochodach jawi mnie się jako najciekawsza wizualnie (ta
brutalność walk) i najbardziej spójna fabularnie. Czyli zasadniczo
najlepsza. Czemu więc ogólnie czuję się rozczarowany? Jak nic się
starzeję.
KSIĄŻKI:
Książek natomiast było
bardzo dużo i o wszystkich już na blogu było (lub wkrótce
będzie), więc tutaj tylko krótka wzmianka o dwóch powieściach
znakomitych:
„Ymar” i „Alvethor”
Magdalena M. Kałużyńska.
Mówić, czy pisać o
prozie Magdy, to jak próbować opisać pęd buldożera. Z górki.
Celowo wzbraniałem się przed jej twórczością, badając do tej
pory jej opowiadania i wypowiedzi internetowe. Obawiałem się, że
wszystkie pochwały, które słyszałem okażą się na wyrost, a
Magda będzie tylko wyjątkowo wygadanym internautą. Sypię teraz
głowę popiołem i chowam się ze wstydu, bo „Ymar” to jedna z
najlepszych, a już na pewno najbardziej oryginalnych powieści grozy
w Polsce, którą po prostu każdy miłośnik gatunku poznać musi. Z
miejsca stawiam autorkę na podium i chylę czoła w uznaniu.
„Alvethor” to z kolei nowość, której obszerną recenzję
zamieszczę niedługo w Grabarzu Polskim, dlatego więc powiem
krótko. Tu jest jeszcze oryginalniej i jeszcze bardziej intrygująco,
a poziom przygotowania do stworzenia tej powieści powoduje, że
wspomniane wyżej określenie samego siebie jako „powieściopisarza”
było bardzo na wyrost. Kwantyfikacja tezy. Strzeżcie się pisarzyny! Kałużyńska
nadchodzi!
"Jak się pozbyć cellulitu" to przezabawny film :) głupi, ale w tym tkwi jego urok (a może też trzeba się zjarać, żeby śmieszył).
OdpowiedzUsuń"Alvethor" Kałużyńskiej to wydarzenie - coś, czego jeszcze nie było.