Sto siedemnaście.
Nowy rok trwa już od
czterech dni, więc tradycyjnie pora podsumować poprzedni. Czemu
zawsze to robię na początku stycznia, nie w grudniu? Może dlatego,
że był to względnie spokojny rok, może dlatego, że od okolic
kwietnia wpadłem w wir pracy, który nasilił się we wrześniu i
ustąpił dopiero teraz. Ciężko więc powiedzieć coś konkretnego,
poza tym, że skupił się on na pracy-pasji-rodzinie. I w tych
kategoriach tradycyjnie go rozpatrzę.
Praca w zasadzie łączy
się z pasją, więc pozwolę sobie połączyć obie kategorie. W
zawodzie kolejny raz zostałem wychowawcą, moi podopieczni zajęli
trzecie miejsce w powiatowym konkursie zespołów teatralnych a moja
uczennica została nagrodzona jako najlepsza aktorka. Cieszy mnie to
tym bardziej, że sam napisałem i wyreżyserowałem ową sztukę. O
reszcie nauczycielskiej doli rozpisywać się nie zamierzam. Widzę
jednak efekty swojej pracy i to cieszy najbardziej. Poza tym wszedłem
na wyższy poziom literackich poczynań. W tym roku ukazała się
książka „Pradawne zło”, którą napisałem z Robertem
Cichowlasem i do dziś cieszy się ona dużą popularnością, a jej
recenzje dowodzą, że są jeszcze oprócz nas miłośnicy ostrego,
staroszkolnego horroru. Fan klub i akcje z ową książką związane
przeszły nasze oczekiwania. Ukazały się też papierowe wznowienia
cyklu „BHO”, a on sam dorobił się już prężnej ekipy
zafascynowanej światem. Mariusz „Orzeł” Wojteczek z Oficyną
Wydawniczą Literat robi cuda, a ostro wspiera go w tym Bogdan
Ruszkowski. Chłopaki – jesteście niesamowici. Do tego dochodzą
opowiadania czytelników, z których najbardziej przypadły mi do
gustu autorstwa Małgorzaty Gwary i Dextera Cucko. O tym więcej w
nowym roku. Pojeździłem na konwenty, co nieco powykładałem,
udzieliłem kilku wywiadów. Zrobiłem redakcję kilku książek, z
czego największą dumą napawa mnie „Wybór Pism” Romana
Dmowskiego. Niezależnie od jego poglądów (często dziś
wypaczanych), możliwość pracy nad tekstem o takiej znamienitości
była dla mnie zaszczytem. Wreszcie udało mi się skończyć trzy
powieści (dwie opasłe z Robertem ) i wiele wskazuje na to, że w
tym roku znajdą się one na półkach wszystkich księgarń. No i na
deser założyłem Staropolski Klub Fantastyki gdzie uczę dzieci i
młodzież grać w RPG, karcianki i planszówki. Trafiliśmy nawet ze
zdjęciem na kalendarz, hehe.
Ostatnia pasja to
muzyka, która przez pracę i powyższe działania zeszła na dalszy
plan, dość powiedzieć, że nie ukazała się (niezależnie ode
mnie) ani płyta WILCÓW, ani DAMAGE CASE, a nowa ACRYBIA powstaje w
ślimaczym tempie. Zasadniczo odbyło się kilka koncertów, z
których jestem wyjątkowo zadowolony, a najlepiej wspominam ten z
Cytawy i z pięciolecia Deadthorn.
Rodzina dała mi
niesamowite wsparcie w ostatnim roku i nie wyobrażam sobie, żebym
podołał morderczemu tempu pracy i pisania bez ich pomocy.
Szczególne ukłony oddaję tu w stronę mojej żony, Dagmary, bez
której niewątpliwie zagubiłbym się w odmętach codziennego życia.
Udało nam się przy okazji wyjechać kilka razy w miejsca nam
bliskie (Kraków, Warszawa) oraz poznać inne (Szczecinek, Lidzbark
Warmiński). Najzabawniejszym „rodzinnym” epizodem był zaś mój
udział w akcji „Tato polski” promującej ojcostwo. Do
specjalnego folderu nie trafiłem (zapewne za sprawą dziar), ale za
to wylądowałem na okładce wraz z mymi pociechami. Na okładce jest też Seba, a wewnątrz Robert, do zamieszania przyczynił się zaś Piotr Pocztarek. Prawda, że
zabawne?
Ogólnie, to był dobry
rok. Nie szczególnie wyjątkowy, na pewno nie wyjątkowo szczęśliwy,
ale dobry i wbrew pozorom spokojny. Przede wszystkim lepszy niż
poprzednie. Poznałem kilku wspaniałych ludzi (Maciek, Seba), tym
lepszych, że są to znajomości oparte na wspólnej pasji, a nie
próbie wdrapania się po plecach czy zyskania taniego poklasku.
Wiem, nie jestem postacią na tyle rozpoznawalną, ale cóż zrobić,
że już parę razy przejechałem się na tym, że ludzie mnie lubią
i zagadują z nadzieją, że coś im załatwię, pomogę wydać, itp.
Ten rok obył się bez tego typu rozczarowań. Zamykam ostatecznie
rozdział 2014. Czas iść ostro w nowy rok. Założeń i planów nie
snuję. Wypracuję je sobie.
Pozostaje opisać swoje
„the best of 2014”
MUZYKA
W odróżnieniu od roku
poprzedniego to był bardzo dobry rok. Trudno wybrać mi jedną
płytę, sporo interesujących rzeczy rzuciło się mnie bowiem na
uszy. Znakomitą płytę wydał BEHEMOTH, kapitalną VADER, totalnym
zaskoczeniem i odkryciem był debiut ODRAZY, nie zawiódł powrót
OBITUARY, dalej cieszą wyjadacze z BLOODBATH i VALLENFRYE (pytanie
tylko dlaczego Holmes i McIntosh grają świetnie osobno, a w
Paradajsach im to nie wychodzi?), znów zachwyca i prowokuje LUX
OCCULTA. Odkryłem Marka Dyjaka i PORTAL. Żeby było jednak
przewrotnie, wyróżniam szczególnie płytę KRVAVY „Wczerńotchłań”
- muzykę wywodzącą się z hip-hopu, ale podróżującą przez
wszystkie aspekty antymuzyki, będącą jednocześnie bardziej
black-metalową i refleksyjno-filozoficzną niż większość
nadętych osobowości sceny. Zostałem fanem i zbieram płyty Borysa. A innym gorąco polecam.
FILM:
Tu się wypowiadać nie
mogę, kto śledzi bloga, wie, że uprawiałem „mamoniostwo” i w
zasadzie oglądałem (jeśli w ogóle miałem czas) to tylko to co
już znałem, a z nowości widziałem tylko i wyłącznie „Ewolucję
planety małp”. Nie wiem czy to najlepszy film roku. Jedyny jaki z
nowych widziałem, a ponieważ bardzo mnie się podobał (szczegóły
tutaj), to i tym razem go wspominam.
KSIĄŻKA:
Znów ciężko się
zdecydować. Jest o wiele lepiej niż w roku poprzednim. Szczególnie
polska scena horroru dała o sobie mocno znać i trudno przejść
obojętnie obok dokonań Magdaleny Kałużyńskiej, Stefana Dardy czy
Piotra Kulpy. Zachwycam się wciąż „Vader: Wojna Totalna” Jarka
Szubrychta. Nie wstydzę się tu też wspomnieć o swoim i Roberta
„Pradawnym Złu”. W swojej klasie nie mieliśmy rywali. Nie
zdołałem przeczytać wszystkich nowości, ale na podium stawiam
„Golema” Gustava Meyernika. Świetnie, że wydawnictwo Vesper
wydało go w takiej formie.
I tyle. To był dobry
rok.
Koncert na V-lecie Deadthorn daliście przepyszny! Macie tak solidna, energetyczną i szczerą muzę, że wbiło nas w glebę!
OdpowiedzUsuń