Harris, Casagrande, Walsh, Scott, Menton3
Wydawnictwo: SQN
stron: 122
ocena: 6/6
Wydany niedawno komiks „Z Archiwum X:
Wyznawcy” rozbudził na nowo w wielu sercach fascynację serialem i
sprawdził się świetnie jako oficjalna kontynuacja kultowego
serialu i jednocześnie obrazkowa wersja dziesiątego sezonu. I choć
album ów spełnił pokładane w nim nadzieje, nie mogłem go nazwać
znakomitym z prostej przyczyny. Brakowało mi w nim tego wszystkiego,
co znalazłem tomie drugim: „Żywiciele”.
Opisując jakiś czas temu dla magazynu
„Grabarz Polski” serial „The X-Files” nie wyszedłem przed
szereg dzieląc odcinki na te związane ze swoistą mitologią
stworzoną na potrzeby serii i te niezależne, dotyczące
pojedynczych spraw. O ile wątki z tych pierwszych ciągnęły się w
zasadzie przez wszystkie sezony, to te drugie zamykały się zawsze w
obrębie jednego, góra dwóch epizodów. Nigdy też nie ukrywałem,
że to właśnie te odcinki przykuwały najmocniej moją uwagę i
stanowiły dla mnie wyjątkowość serialu. Dlatego po ładnie
grających na sentymentach „Wyznawcach” oczekiwałem od nowego
zeszytu czegoś więcej i... to właśnie dostałem!
Na omawiany album składa się pięć
„epizodów”, które hołdują właśnie konwencji pojedynczych,
względnie dwusegmentowych odcinków serialu, gdzie Mulder i Scully
napotykają się na sprawy nadprzyrodzone, niezwykłe, brutalne,
osadzone mocno w gatunku horroru. Pierwsze dwa dotyczą tajemniczych
utonięć, za którymi stoją tytułowi żywiciele, a źródeł tego
koszmaru należy szukać w... No cóż, miejsce może niewyszukane i
niezbyt oryginalne, ale za to cała historia nadrabia suspensem,
świetną kreską i brawurowym zakończeniem, jakże
charakterystycznym dla serialu. Trzeba przyznać, że o ile w
poprzedniku dało się odczuć drobne wahania co do sposobu
prowadzenia narracji, tym razem tego nie ma. Język serialu, wraz z
obowiązkowym wprowadzeniem przed napisami, po zaskakujący finał
lub cliffhanger, zostały do perfekcji przełożone na język
komiksu, tak bardzo, że w trakcie lektury miałem wrażenie, że po
prostu oglądam kolejny odcinek i słyszałem w umyśle zarówno
sławetną ścieżkę dźwiękową i głosy Duchovnego i Anderson.
Pierwsze dwa epizody wypadają więc znakomicie, a później jest
jeszcze lepiej.
„Specjalnie dla pana X” to
mistrzowski, upiorny epizod, który zachwyci fanów serialu powrotem
jednej z najbardziej charakterystycznych postaci serii. Odcinek
(pozwolę sobie go tak nazwać) orbituje bardzo blisko tych
mitologicznych, równie silnie stopniując napięcie aż do
sugestywnego finału. To jednak nic w porównaniu z kwintesencją
grozy i horroru za jakie uwielbiałem „Z Archiwum X”, a które
udało się zamknąć w mrocznej i strasznej opowieści zatytułowanej
„Szczebiot”. To po prostu artyzm w pigułce, idealne
przeniesienie klimatu i ducha serii na karty komiksu. Już wcześniej
nie miałem wątpliwości, że eksperyment przeniesienia serialu do
historii obrazkowej okazał się udany, ale tu osiągnął on apogeum
geniuszu, a granica dla mnie została zatarta. Rewelacja!
Całość zamyka zaś przepięknie
narysowana historia „Przemyślenia palacza”, przywodząca
bardziej eksperymentalne i retrospektywne odcinki. Osobiście nie
przepadałem nigdy za tymi wątkami, ale nie sposób było nie
docenić inwencji twórców i artyzmu nimi kierującego. Podobnie
jest w tym przypadku, co więcej, jest to kolejny dowód na to, że
seria komiksowa w niczym nie ustępuje tej filmowej. Jeśli
ktokolwiek miał wątpliwości, jeśli kogoś nie do końca
przekonali „Wyznawcy”, to w „Żywicielach” znajdzie wszystko
za co można pokochać „Z Archiwum X”. Mistrzostwo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz