Jakub Ćwiek
KŁAMCA: PAPIEŻ SZTUK
wydawnictwo: SQN
stron: 301
ocena: 5/6
Ciężko pisać o książce
autora, którego zwykłem już wielokrotnie chwalić, zarówno na
swoim blogu, jak i na innych portalach, gdzie mam przyjemność
wyrażać głośno swoje opinie. Ciężko, by nie było mowy o
kumoterstwie, gdy obaj udzielamy się dość często w serwisie Dzika
Banda. Nic na to nie poradzę, jubileuszowy, szósty w sumie tom
Kłamcy, z podtytułem „Papież sztuk” po raz kolejny dowodzi
niesamowitego talentu Jakub Ćwieka i znakomicie wpisuje się w
standardy jego dotychczasowych dzieł.
Fabuła to jak zwykle
jazda bez trzymanki, kwestią gustu pozostaje czy się ją łyknie
bez popitki, czy będzie jojczyć, że znów mamy do czynienia z
papką popkulturową. Tym razem, obok Lokiego, wspartego oczywiście
przez Bachusa i Erosa, pojawia się kolejny (anty)bohater: Marcus
Lester. Jest to zwyczajny aktor odgrywający Dezyderiusza Crane'a,
główną rolę w serialu „Bóg pośród nas”. Serial cieszy się
ogromną popularnością, problem w tym, że został tak naprawdę
wymyślony przez Lokiego, który głodny sławy zdradził (w zasadzie
dla żartu), wiele boskich sekretów. Jeszcze większy kłopot
stanowi fakt, że Lester w pewnym momencie zyskuje boskie moce, równe
Lokiemu. Targany kompleksami i frustracjami człowiek-bóg staje się
zagrożeniem nie tylko dla świata przedstawionego...
No właśnie. Cała
historia, choć niewątpliwie intrygująca i utrzymana w konwencji
poprzednich tomów „Kłamcy” jest tak naprawdę tylko pretekstem
do wielkiej zabawy, jaką Jakub Ćwiek proponuje czytelnikowi. Już
poprzednie części składały się w dużej części z mrugania
okiem do czytelnika i odniesieniami do rozmaitych filmów, seriali,
komiksów i gier. Tym razem autor idzie jeszcze dalej. Może nie
burzy całkowicie czwartej ściany, ale wywala w niej kilka wyrw,
przez które czytelnik może pozwolić sobie na więcej niż dotąd.
Jak? A co powiecie na wkradającą się nagle w całość grę
paragrafową? A kilkustronicowy komiks? Historyjki obrazkowe? Ćwiek
bawi się narracją, formą, fabułą popuszczając całkowicie wodze
fantazji. Oczywiście, znajdą się osoby utyskujące na taką formę,
autor wszak dorobił się równie wielkiego grona fanów, co i
antyfanów, ale w tym momencie wystarczy zadać pytanie – po co ci,
którzy Kłamcy nie lubią, sięgają po tę książkę? Osobiście
najwyżej cenię „Ciemność płonie”, bo tam Ćwiek pokazał,
jak wielki tkwi w nim potencjał, jak perfekcyjnie buduje nastrój i
klimat. Ale przecież cykl „Kłamcy” to zupełnie inna liga –
to jazda bez trzymaki, stworzona tak, by autor mógł się wyszaleć
popkulturowo. I tutaj również polecam artykuły pisarza, jego
recenzje i felietony. Dopiero wówczas można pojąć pełen obraz
cyklu, serii, czy też fenomenu Ćwieka. Bo że jest on fenomenalny,
to fakt, czy się komuś podoba czy nie. Są książki, które się
pisze w pocie czoła, cedząc każde zdanie, są takie, które piszą
się same, niczym rozpędzone z góry auto, z cegłą na pedale gazu
i wystawionymi za okno zabłoconymi glanami kierowcy. „Kłamca –
Papież sztuk” na pewno należy do tej drugiej kategorii.
Żeby jednak nie było,
że kadzę bezprzykładnie, to przyznam, że dwie rzeczy w nowej
powieści o „Kłamcy” nie przypadły mi do gustu. Zajawki gry
paragrafowej nie dawały wcale takiej swobody, jaką sugerowały. W
gruncie rzeczy prowadziły jedynie do punktów, z których i tak
trzeba było wrócić. Szkoda. Rozumiem, że nie dało się zrobić
alternatywnego zakończenia, ale gdyby nieco rozszerzyć możliwości
dotarcia do finału... Druga rzecz, już całkowicie osobista, to
Donnie Darko. Nie lubię, nie znoszę, uważam za grubo przechwalony film.
Może powinienem obejrzeć jeszcze raz? Spytacie co robi Donnie Darko
w Kłamcy? To Wy chyba nic o cyklu nie wiecie...
Krótko mówiąc,
Kłamcofilom polecam gorąco, choć w zasadzie nie muszę, bo pewnie
już mają książkę na półce. Jubileuszowe wydanie zostało
wzbogacone o posłowie autora, w którym wyjaśnia co i jak z tym
Lokim i jego popularnością, czyli w zasadzie udziela odpowiedzi na
wszystkie pytania dotyczące cyklu. Nie sądzę, żeby było to
ostateczne pożegnanie z serią, na pewno jest to piękne
ukoronowanie. Tymczasem z niecierpliwością wypatruję kolejnych
„Chłopców” i może w końcu skuszę się na „Dreszcza”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz