niedziela, 28 czerwca 2015

Większe recenzje - CIEMNOŚĆ PŁONIE - Jakub Ćwiek

Jakub Ćwiek
CIEMNOŚĆ PŁONIE
wydawnictwo: SQN
ocena: 6/6

Twórczość Jakuba Ćwieka poznałem po swojemu, czyli ni to od początku, ni od końca, ale dokładnie od środka, a więc okolic „Kłamcy 2,5” oraz dwóch pierwszych tomów „Chłopców”. Wciągnąłem się w oba cykle i z radością posypałem sobie głowę popiołem, że do tej pory omijałem książki autora, którego fanem stałem się niemal automatycznie. Teraz wreszcie sięgnąłem po debiutancką powieść pisarza opatrzoną tym razem innym logo wydawcy (przypadek? Nie sądzę). I w odniesieniu do moich powyższych słów w tej chwili powinienem wysypać sobie na głowę wiadro popiołu. Najlepiej zebranego ze śmietnisk katowickiego dworca. Bo „Ciemność płonie” to nie tylko najlepsza powieść Jakuba, to jedna z najlepszych polskich powieści grozy w ogóle. I w szczególe też.

Głównymi bohaterami powieści są bezdomni zamieszkujący katowicki dworzec, żyjący w labiryncie wielkiej budowli pełnej sklepów, zakamarków, ludzkich historii i mroku. Ten ostatni pojawia się pod postacią tytułowej Ciemności, niewysłowionego zła, klątwy, którą dotknięci nie mogą opuścić po zmroku dworcowych terenów. Jedną z nich jest Natka, młoda studentka, kulturoznawstwa. Pewnego ranka zostaje zaczepiona na przystanku autobusowym przez grupkę nabuzowanych wyrostków, którym solidnej lekcji dobrych manier udziela bezdomny Darek. Dziewczyna chcąc mu się odwdzięczyć daje mu znalezioną monetę z symbolem katowickiego dworca. Tym samym ściąga na siebie klątwę, a Ciemność brutalnie wdziera się w jej życie. Jedynym miejscem, w którym może być teraz bezpieczna jest właśnie dworzec. Otoczona opieką bezdomnych rozpoczyna nowe życie.

„Ciemność płonie” wpisuje się znakomicie w nurt polskiej literatury grozy jaki blisko dziesięć lat temu prezentowali Łukasz Orbitowski i Jakub Małecki. Nie dziwi to, biorąc pod uwagę, że tyle lat właśnie minęło od premiery debiutu Ćwieka. Jest to specyficzna groza miejska, metafizyczna, bliższa mainstreamowej fantastyce niż klasycznemu horrorowi, tutaj bardziej liczy się specyficzny nastrój niż opisy makabrycznych zdarzeń, czy mrożące krew w żyłach sceny. Te również się tutaj pojawiają, są jednak smaczkiem podkreślającym mroczną stronę powieści. To literatura jakiej dziś już nikt oficjalnie nie uprawia, literatura grozy, w której liczyła się konstrukcja opowieści niesamowitej, nie epatowanie obrzydliwością czy tandetnymi i sztampowymi potworkami. Szkoda, że takich utworów już się w Polsce nie tworzy, szkoda, że wspomniani autorzy, w tym i Ćwiek odeszli do innych odmian gatunkowych, niewątpliwie bardziej przystępnych głównemu nurtowi. Nie dziwi to jednak biorąc nastawienie zarówno sceny jak i krytyków. A przecież oprócz metafizyki dziwnie kojarzącej mnie się ze znakomitym węgierskim filmem „Kontrolerzy” (co należy traktować jako komplement), znajdują się tu treści niebanalne. Tak jak Małecki i Orbitowski czynili bohaterami swoich utworów meneli i żebraków, tak i autor Kłamcy wydobywa na światło dzienne poczciwość i złożoność ludzkich osobowości koczujących na dworcu, obalając tym liczne stereotypy i wciskając kij w oko tym, którzy nie radzą sobie z własną ksenofobią. Nie wiem, może zaważył na tym fakt, że sam kiedyś pisałem kilka prac na temat bezdomnych i dzięki wielu wywiadom, rozmowom, poznałem niesamowitych i niezwykłych ludzi, których często los potraktował bezlitośnie, podczas gdy oni sami byli bardziej wartościowi niż niejedna nadęta i wypacykowana osoba, którą znam. Może dlatego, że poznałem kiedyś trochę ciemniejsze strony życia tego typu literatura mocniej do mnie przemawia. Tym bardziej, że podana w formie bardzo atrakcyjnej. Przemyślana konstrukcja, złożona i niebanalna fabuła, plus ogromny reaserch (Ćwiek przygotowując się do pisania powieści sam przez pół roku nocował i pomieszkiwał na owym dworcu), czynią tę powieść wyjątkową, a fakt, że autor nie przesadził i jednak potraktował całość z odpowiednim dystansem oraz lekkością, sprawia, że powtórzę zdanie z początku. To najlepsza książka Jakuba i jeden z najlepszych horrorów wydanych w ostatnich latach w kraju. Dla mnie równie ważny jak „Dżozef” Małeckiego i „Tracę Ciepło” Orbitowskiego.

Recenzja pochodzi z portalu DZIKA BANDA.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz