GRA GERALTA
wydawnictwo: Albatros
ocena: 5/6
Zacznę od tego, że taką książkę mógł napisać tylko King. Mistrz
rozwlekania fabuły, który nawet z najdziwniejszego pomysłu, jaki innemu
autorowi starczyłby na kilka akapitów potrafi zbudować gigantyczne
opowiadanie, nowelę, czy nawet czterystustronicową powieść. Tak jest w
przypadku omawianej „Gry Geralta”, gdzie całość zamyka się na historii
Jessie uwięzionej na łóżku w domku nad jeziorem z trupem męża, który tuż
przed aktem brutalnego seksu doznał zawału serca. To wszystko rozgrywa
się na pierwszych kilku stronach, później czytelnik śledzi horror
kobiety próbującej się uwolnić i uciekającej w świat myśli i wspomnień. A
te okazują się jeszcze bardziej przerażające niż rzeczywistość, bowiem
przeszłość Jessie skrywa tajemnice, które nie powinny być wydobyte na
światło dzienne. W pewnym momencie rzeczywistość miesza się z ułudą, a
czytelnik ma dwa wyjścia. Ziewnąć z nudów i odłożyć lekturę na półkę,
albo dać się porwać niezwykłej wyobraźni Kinga i odkryć jedną z jego
najbardziej niedocenianych książek.
Podstawowy problem z tą powieścią jest taki, że większość czytelników
oczekuje horroru, albo chociażby wartkiej akcji, tymczasem autor
napisał ją w okresie, kiedy czuł się niejako spełniony jako twórca
krwawych i mocnych bestsellerów. Próbował wówczas rozwinąć swe pisarskie
skrzydła, skupiając się na psychologii kobiet, na co duży wpływ miał
małżeński kryzys i związane z nim terapeutyczne rozmowy. Powstał wówczas
swoisty cykl dramatycznych opowieści o kobietach, gdzie ważne było ich
wnętrze, przemyślenia, traumy, a wątki grozy czy fantastyki były jedynie
dodatkiem, nie zawsze zresztą udanym (jak w przypadku „Rose Mader”), a
czasem ginęły w świecie barokowych ozdobników i eksperymentów
słowotwórczych („Historia Lisey”). Najwybitniejszym przedstawicielem
tego nurtu w twórczości pisarza jest „Dolores Clairbone”, ale kompletnie
nie zgadzam się z powszechnie krzywdzącą opinią o „Grze Geralda” –
powieści, którą wielu uważa za najgorszą w dorobku Kinga (a co w takim
razie z pisanymi z automatu „Komórce” czy dziwacznym „Łowcy Snów”?),
podczas gdy właśnie tutaj w całkowicie nieskrępowany sposób autor
zgłębia psychikę kobiecą, analizuje traumy z dzieciństwa, które
przyczyniły się do zrujnowania życia bohaterki, wreszcie zestawia to z
brutalną rzeczywistością i uderza naprawdę mocnym finałem, który
pozostaje w pamięci na lata (zresztą, jak kilka innych, bardzo dobrych
scen w tym utworze). Wspomnienie o „Dolores Clairbone” nie jest zresztą
przypadkowe, bowiem „Gra Geralda” ma z nią wiele punktów wspólnych,
których odkrywanie stanowi dodatkowy plus dla miłośników prozy pisarza.
To powieść pełna podtekstów, psychologicznych obrazów i traumatycznych
ucieczek skonfrontowanych z koszmarami rzeczywistości, w której nie jest
się łatwo odnaleźć, ale droga przez ten labirynt nie jest czasem
straconym. King stawia tutaj poprzeczkę wysoko, oczekując od czytelnika
zaangażowania, inteligencji i specyficznej wrażliwości, którą
ostatecznie miażdży w finale. Od odbiorcy zależy, czy starczy mu zapału i
chęci by wciągnąć się w tę wymagającą lekturę. Warto.
Recenzja z portalu DZIKA BANDA.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz