Holly Black, Cassandra Clare
MAGISTERIUM #1: PRÓBA ŻELAZA
wydawnictwo: Albatros
ocena: 3,5/6
J.K. Rowling i jej Harry Potter na zawsze odmienili
literaturę młodzieżową i choć przygody czarodzieja okularnika nie były w
gruncie rzeczy wielce oryginalne, stworzyły kanon, od którego trudno
teraz odejść innym twórcom. Co nie znaczy, że nie próbują. Dowodem na to
jest cykl „Magisterium” Holly Black i Cassandry Clare.
Te dwie uznane i szanowane autorki książek dla dzieci i młodzieży
postanowiły przed dziesięciu laty połączyć siły i stworzyć coś, co
oddaje ich miłość do fantastyki od „Władcy Pierścieni”, przez „Batmana”
po „Gwiezdne wojny”. Brzmi karkołomnie, prawda? Tym bardziej, że do
dwóch pierwszych tytułów sam mam ogromny sentyment. Tymczasem pierwszy
tom „Magisterium” zatytułowany „Próba żelaza”, to podany nieco inaczej
Harry Potter właśnie i ciężko odnaleźć tam wyżej wspomniane tytuły.
Oto Callaun Hunt ma przejść egzaminy do tytułowej szkoły magii, w
odróżnieniu od pozostałych kandydatów robi wszystko, żeby oblać testy.
Wynika to z prośby jego ojca, który obawia się, że nauka w szkole
sprowadzi na chłopaka nieszczęścia i śmierć, tak jak to było w przypadku
jego matki. Zaskakujące, ale im Callaun bardziej się stara zawalić
testy, skutki są zgoła odmienne i chłopak dostaje się pod opiekę dobrego
mistrza Rufusa, wraz z dwójką innych uczniów: dzielnego Aarona Stewarta
i bardzo uzdolnionej Tamary Rajavi. Dzieci rozpoczynają naukę w szkole
(zaplanowaną na pięć lat – pięć tomów cyklu), w trakcie której Callaun
odkrywa swoje prawdziwe pochodzenie, wstrząsające sekrety z przeszłości,
przeżywa liczne i niebezpieczne przygody pozwalające mu zacieśnić więzi
przyjaźni, wreszcie natyka się na wielkiego oponenta, arcypotężnego i
niebezpiecznego maga uznawanego za zmarłego, ukrywającego się pod
żelazną maską – Wroga Śmierci.
Wszystko to brzmi bardzo znajomo, prawda? Wystarczy w odpowiednie
miejsca powstawiać Harry’ego Pottera, Hermionę Granger, Rona Weasleya,
profesora Dumbledora i Lorda Voldemorta, a okaże się, że „Magisterium:
Próba żelaza” działa według metody – „Znacie? Znamy! To posłuchajcie!”
Mimo czasem wręcz nachalnych kalek z twórczości J.K.K. Rowling, autorki
podeszły do tematu z nieco innej strony, ratując całość od katastrofy i
podejrzeń o plagiat. Nie ma się zresztą co dziwić, panie mające w
dorobku cykl „Kroniki Spiderwick” czy „Diabelskie maszyny” nie mogły
pozwolić sobie na taki zabieg. Trzeba jednak szczerze przyznać, że w
wielu momentach widać braki i spłycenie całości, wynikające
najprawdopodobniej z przystosowania całości dla jak najmłodszego
czytelnika. Stąd próżno tu szukać szczegółowych opisów lekcji,
przedmiotów, czy nawet nauczycieli i przyjaciół Callauna. Wszystko to
sprawia wrażenie szkicu, ledwie zarysowanego tła, na tle którego ma
błyszczeć historia bohaterskiego chłopaka, który musi się zmierzyć z
przeznaczeniem. Z jednej strony sprawia to, że całość czyta się bardzo
szybko i przyjemnie, z drugiej, wciąż człowiek wspomina Hogwart i
stwierdza, że tam to wszystko było i było napisane lepiej. Autorki
jednak na ogranym schemacie potrafią stworzyć nową jakość, poczynając od
interesującego sprowadzenia magii do alchemicznych żywiołów wraz z
pierwiastkiem chaosu, kończąc na przewrotnym zakończeniu, które
autentycznie podniosło w mych oczach ocenę całości. Holly Black i
Cassandra Clare poprzestawiały kilka klocków w kanonie, tak by różnice
między Callaunem i Harry’m bardziej rzucały się w oczy, doprowadzając do
finału, który otwiera takie możliwości, że z wielką chęcią sięgnę po
kolejny tom „Magisterium”.
Krótko mówiąc „Próba żelaza” to przyjemna lektura dla młodzieży
stęsknionej za Harry’m Potterem. Można utyskiwać na brak oryginalności,
na uproszczone opisy i relacje. Dzięki fabule i zakończeniu wypada
raczej skłonić się ku intrygującemu wprowadzeniu do cyklu, który, mam
nadzieję, wzbije się ponad klony Okularnika z domu Gryffindor.
Recenzja z portalu DZIKA BANDA.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz