Joe Abercombie
OSTRZE
wydawnictwo: Mag
ocena: 5/6
Trudno w dzisiejszych czasach stworzyć dobrą powieść fantasy,
która nie będzie kalką dokonań wielkich mistrzów i twórców gatunku.
Zdarza się to tylko nielicznym, ale Joe Abercrombie do nich nie należy.
Bierze co najlepsze od najlepszych i tworzy własny świat, który w równym
stopniu przyciąga, co i odpycha.
Autor przenosi nas do mrocznego świata Unii, państwa stojącego na
skraju wojny, w którym nie brak indywiduów i spiskowców, gotowych dla
własnych korzyści pogrążyć kraj na w morzu chaosu i rozkładu. To świat
brudny, podstępny i fałszywy, pełen okrucieństwa, korupcji i fałszu,
znanego przede wszystkim z nadmiernie reklamowanego w ostatnich czasach
cyklu „Pieśni Lodu i Ognia”. Nie da się jednak ukryć, że Abercrombie
bardzo inspirował się serią książek George’a R.R. Martina. Widać to nie
tylko w konstrukcji świata i postaci, czy w dialogach, które dominują
tutaj nad akcją, ale również w sposobie prowadzenia samej narracji.
Autor poświęca osobno uwagę trzem odmiennym bohaterom, pozwalając
jedynie sądzić, że z czasem ich drogi się zwiążą, lub chociaż przetną.
Warto jednak zauważyć, że Abercrombie nie czerpie z cudzych pomysłów
bezmyślnie, twórczo przetwarza ograne schematy i w zmyślny sposób
przedstawia wszystkie postacie.
Najważniejsze z nich to Logen Dziewięciopalcy, Jezal dan Luthar i
Sand dan Glokta. Pierwszy z nich to wielki, brutalny barbarzyńca, który
łączy siły z Bayazem, magiem-legendą, od lat uznanym za zmarłego. Drugi
to młody i dumny kapitan marzący o zwycięstwie w turnieju szermierczym,
zafascynowany Ardee, siostrą swego najlepszego przyjaciela. Trzeci jest
straszliwie okaleczonym inkwizytorem, który nie potrafi samodzielnie
wykonać wielu podstawowych czynności, jednocześnie będąc samemu mistrzem
tortur i zadawania pytań. Jak widać, poza tym ostatnim, jest dość
sztampowo i przewidywalnie. Nasza rodzima fantastyka wszak dorobiła się
własnego inkwizytora i jego cyklu, więc oryginalność formalnie szlag
trafia. Niemniej Abercrombie wykorzystuje do maksimum swój potencjał i
pomysłowość, wykonując gwałtowne zwroty i ewolucje w miejscach najmniej
spodziewanych. Logen istotnie jest wielkim bohaterem, który niejeden
pojedynek wygrał i niejedną dziewicę ratował. Ale równie często salwował
się ucieczką i niechętnie stawał do walki. Teraz często cierpi z powodu
wyrzutów sumienia wywołanych swoimi czynami. Jezal choć przystojny,
dzielny i waleczny, jest zadufanym w sobie pyszałkiem, którego nie udało
mi się polubić przez całą książkę. A Glokta to już po prostu
mistrzostwo samo w sobie. Z jednej strony złośliwy, cyniczny i okrutny, z
drugiej budzący współczucie i sympatię. Diabelnie przy tym sprytny i
inteligentny. Właśnie główni bohaterowie, wraz z innymi (Bayaz, Yugei,
Ferro) stanowią największą siłę tej powieści. Początkowo przez większość
czasu nic się w zasadzie nie dzieje. Zwolennicy szybkiej i wartkiej
akcji mogą poczuć się zawiedzeni, ale należy pamiętać, że mamy do
czynienia z pierwszym tomem, w którym całość dopiero się zawiązuje, a
klasyczna dla powieści fantasy drużyna dopiero się formuje. Kto ma
jakieś wątpliwości co do umiejętności opisywania walk przez Abercrombie
niech zobaczy finałową walkę berserkera. Oto dowód na to, jak hartuje
się stal. „Pierwsze prawo: Księga pierwsza. Ostrze” to bardzo dobre
fantasy dla bardziej wymagającego czytelnika. Pozostaje liczyć, że
następne tomy rozwiną sensownie wątki i relacje z postaciami, a wtedy
będziemy mogli mówić o cyklu naprawdę wyjątkowym. W dzisiejszych czasach
to rzecz niemal niemożliwa do zrealizowania.
Recenzja z portalu DZIKA BANDA.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz