niedziela, 22 marca 2015

Większe recenzje - YANS tom 1 - Duchateu, Rosiński

YANS tom 1
Duchateu, Rosiński
wydawnictwo Egmont
stron: 224
ocena: 6/6

Są takie dzieła w życiu każdego człowieka, które go ukształtowały, wpłynęły na jego światopogląd, czy wręcz zmieniły jego życie. Zazwyczaj za takie uchodzą wybitne książki względnie filmy, ale pochodzę z pokolenia, które ucieczkę od realnego świata odbywało również za pomocą historii obrazkowych. I tam odnajdywało dzieła wybitne. Jak bardzo widzę to dopiero teraz. Wtedy czytanie Funky Kovala, Rorka, cyklu o Ais (nazwanego później „Ekspedycją”), czy Thorgala było komfortem odskoczni od szarości dnia codziennego, wielką przygodą, w której jako podrostek zanurzałem się po uszy, każdy (z trudem zdobyty) zeszyt zaczytywałem do cna, niemal uczyłem się na pamięć obrazków. Dziś rozumiem, jak bardzo przesiąkłem prezentowanymi tam treściami i postawami. I tylko dziwię się, jak mądre to były dzieła. Najlepszy przykład to właśnie Yans.

Bardzo mnie cieszy, że wydawnictwa postanowiły wznawiać najciekawsze serie w wydaniach zbiorczych. Po pierwsze, stare wydania ciężko zniosły liczne przeprowadzki, nie rozumiejące komiksów partnerki i ich niecne w związku z tym traktowanie. Pięć pierwszych zeszytów wydanych jeszcze w Komiks Fantastyka leży więc gdzieś na strychu u moich rodziców i dziś po prostu łatwiej mi kupić tom zbiorczy niż odnaleźć te cenne precjoza. Po drugie jednak widać tutaj doskonale rozwój serii i jej ponadczasową, niezwykłą wymowę. Niebagatelną rolę odgrywa tutaj historia Andre-Paula Duchateu i Grzegorza Rosińskiego przedstawiona na trzynastu pierwszych stronach. Wraz ze znaną mi z późniejszych wydań biografią polskiego rysownika, oraz historią rozwoju sceny komiksu w Belgii i Francji można dotrzeć do źródeł, które stworzyły Hansa (w Polsce Yansa) i uczyniły go postacią tak niezwykłą, a historie o nim, mimo że osadzone w futurystycznym, fantastycznym świecie tak aktualne i przejmujące po dziś dzień.

Na pierwszy tom wydania zbiorczego składa się pięć komiksów. Pierwszy z nich to „Wieża rozpaczy”, krótka, dziesięcioplanszowa historyjka, która przedstawiła światu Yansa za sprawą SuperTintina. Jest to opowiastka typowa dla znanych polskim czytelnikom antologii komiksów, gdzie trafiały się często proste, by nie rzec banalne scenariusze ubarwione jedynie obecnością znanych bohaterów. Dziś wartość tego komiksu jest jednak niepodważalna i jednocześnie pokazuje jak wiele zmieniło się w wizerunku Yansa. Wspomniana „Wieża rozpaczy” nie została nawet wspomniana na okładce tego wydania, należy ją więc traktować jako specjalny bonus, który niewątpliwie zachwyci każdego fana serii.

Całość rozpoczyna się już bez przeszkód zeszytem „Ostatnia wyspa” (znanym mi od zawsze jako „Przybysz z przyszłości”), w którym poznajemy wspaniałą przygodę tajemniczego mężczyzny bez wspomnień, nie potrafiącego się odnaleźć w świecie zniszczonym wojną i kataklizmami. A jednak to właśnie tu, na zgliszczach cywilizacji, w ruinach wokół dekadenckiego miasta Yans odnajdzie miłość. Gwałtowne zwroty akcji, smutny finał, znakomite rysunki uczyniły ten komiks wybitnym. Dziś przyznaję, że same rysunki trochę się zestarzały, tempo akcji też jest odrobinkę za duże, ale ostatecznie odcinek ów wciąż robi wrażenie. Prawdziwe szaleństwo zaczyna się jednak dopiero w kolejnych zeszytach. „Więzień wieczności” to genialnie narysowana (sceny w lesie i na bagnach to dla mnie mistrzostwo po dziś dzień!), wstrząsająca wizja postapokaliptycznego świata, świata brutalnego i okrutnego, gdzie nie ma miejsca na miłość, o którą bohaterowie walczą ze wszystkich sił. To już arcydzieło. „Mutanci z Xanai” z kolei do dziś wywołuje we mnie dreszcze. Upiorna historia ginącej rasy dominowanej przez ludzi, walka o umierające wartości i pierwszy w serii dający nadzieję finał czynią ten zeszyt moim ulubionym w cyklu. Nie mogę jednak nic zarzucić „Gladiatorom”, części, która elektryzowała wszystkich moich rówieśników w podstawówce. Naiwnie sądziliśmy, że oto następuje zwieńczenie przygód Yansa, zakończenie spektakularne, gdzie najpierw czytelnik zostaje zaatakowany wyjątkowym pokazem okrucieństwa Valsary'ego, później przygnębiony wizją totalitarnego miasta i wreszcie przeciągnięty przez finałową, krwawą batalię. Niedługo później dowiedzieliśmy się o naszej pomyłce, ale jedno się nie zmieniło. Gdy dziś, po ponad dwudziestukilku latach czytałem te historie wciąż czułem ekscytację i zachwyt, ale i odnalazłem drugie dno całości. To absolutne arcydzieło, bezsprzecznie jedna z najważniejszych serii w historii komiksu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz