DOKTOR JEKYLL I PAN HYDE
Strange case of dr Jekyll i mr Hyde
Wydawnictwo Vesper
stron 118
5/6
„Dziwny przypadek
doktora Jekylla i pana Hyde’a” Roberta Louisa Stevensona należy
do najbardziej kanonicznych w historii literatury. Nie sposób
wymienić odniesień, nawiązań, a przede wszystkim niemożliwym
jest zliczenie wszystkich adaptacji filmowych, rozlicznych pastiszy,
przeróbek, wariacji, które z jednej strony uczyniły Jekylla i
Hyde’a ikonami popkultury (śmiem nawet twierdzić, że
największymi, bowiem co rusz przypomina mnie się właśnie kolejna
wersja, czy to w zabawnym filmie animowanym, czy romantycznej
komedii, czy psychologicznym dramacie). Z drugiej jednak strony, te
wszystkie mniej lub bardziej udane przeróbki sprawiły, że dziś
już niemal całkiem zatracił się prawdziwy sens utworu Stevensona.
Uznany prawnik, pan
Utterson, słyszy o grubiańskim zachowaniu tajemniczego mężczyzny,
którego świadkiem był jego znajomy. Informacja ta nie wywarłaby
na nim żadnego wrażenia, gdyby nie fakt, że tajemniczy grubianin
po skandalicznym zajściu wszedł do mieszkania doktora Jekylla,
serdecznego przyjaciela Uttersona. Wkrótce okazuje się, że obaj
mężczyźni, obsceniczny, ohydny w wyglądzie i obyciu pan Hyde,
oraz uprzejmy, stateczny i szanowany doktor Jekyll są związani
mrocznym sekretem, który prawdopodobnie prowadzi do uzyskania drogą
szantażu majątku szacownego obywatela. Sprawa staje się jeszcze
bardziej dramatyczna, gdy Hyde w brutalny sposób, bez powodu, zabija
na ulicy niewinnego człowieka. Utterson stara się rozwikłać
tajemnicę, której wyjaśnienie przekracza granice zdrowego rozsądku
i nauki.
Oczywiście, nie ma dziś
dorosłego czytelnika, ani nawet, śmiem twierdzić, dobrze
wykształconego dziecka, które nie wiedziałoby, że Hyde i Jekyll
to jedna i ta sama osoba, która za pomocą szalonego eksperymentu
nauczyła się wyzwalać z siebie złą, zwierzęcą naturę
wyzwoloną ze wszelkich skrupułów i wyrzutów sumienia. Późniejsze
wersje i przeróbki zadbały o bardziej demoniczny wizerunek ohydnego
Hyde'a, czyniąc z niego olbrzymiego potwora o nadludzkiej sile i
rozmiarach. Tymczasem prawdziwa groza kryjąca się oryginale wynika
z tego, że człowiek ów jest niskim, bladym mężczyzną, o twarzy
kryjącej w sobie jakąś ukrytą skazę, deformację, której nie
sposób sprecyzować. Zawiodą się ci, którzy będą szukali
spektakularnego horroru. Ucieszą ona tych, którzy lubią
eleganckie, intrygujące historie opisane w listach i pamiętnikach,
gdzie groza wynika z zaburzenia zastanego porządku, ze zniszczenia
ładu, jaki tworzy ludzki rozum. Antynaukowa wymowa utworu jest wciąż
aktualna, udowadniając, podobnie jak „Frankenstein” Mary
Shelley, że prawdziwe zło tworzą ludzie światli i rozumni
próbując przekroczyć granice pojmowania. To co bowiem szczególnie
wybrzmiewa w ostatnich fragmentach utworu to samotność i zagubienie
jakie stało się rzeczywistością wyzwolonego przez specyfik
Hyde'a. Tak jak monstrum doktora Frankensteina próbował odnaleźć
szczęście, tak i dzika, wyzwolona natura doktora Jekylla walczy ze
światem, bowiem nie potrafi inaczej. Można oczywiście zacząć
zagłębiać się w przesłanki chorób psychicznych, wyeksponowany
później (i do cna wyeksploatowany) motyw rozdwojenia jaźni, jednak
ostateczne odczucia jakie towarzyszyły mi na koniec lektury to
gorycz i smutek.
Trudno jest dziś ocenić
uczciwie jedną z najbardziej znanych książek autora „Wyspy
Skarbów”. Chociaż nie zestarzała się, co więcej, czas dodał
jej stylu i klasy, główny motyw został już tak mocno wypaczony
przez popkulturę, że nie zaskoczy nikogo. Mimo to, dla wszystkich
miłośników grozy i dobrej literatury, jest to pozycja obowiązkowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz