wtorek, 16 grudnia 2014

Większe recenzje - NEFILIM - Thomas E. Sniegoski

NEFILIM
The Fallen
Thomas E. Sniegoski
wydawnictwo Jaguar
stron 318
ocena: 4/6

Wielokrotnie zaznaczałem, że nie orientuję się we współczesnych serialach i nie nadążam z kolejnymi amerykańskimi produkcjami, szczególnie młodzieżowymi. I jak dotąd zawsze wychodzę na tym bardzo dobrze. Ot, jak choćby w przypadku powieści „Nefilim” Thomasa E. Sniegoskiego, pierwszego tomu tetralogii Upadli. Ponoć jest z tego serial, podobno popularny. Na szczęście dowiedziałem się o tym już po lekturze, co pozwoliło mi bez najmniejszych uprzedzeń zasiąść do książki, która przywraca motyw walk aniołów.

Aaron Corbet to nastolatek jakich wielu. Ma typowe problemy z nauką i dziewczynami. A to musi coś poprawić, a to wstydzi się odezwać. Jego najlepszym przyjacielem jest jego wielki pies Gabriel, a serce poświęca swemu autystycznemu bratu, Steviemu. Chłopak kroczy jednak przez życie z podniesioną głową, szczęśliwy, że po latach tułaczki udało mu się znaleźć szczęśliwy dom w rodzinie zastępczej jaką stworzyli mu para Tom i Lori. Pewnego dnia jednak ze zdziwieniem odkrywa, że rozumie inne języki, nawet takie, które słyszy po raz pierwszy. Jego psychiatra próbuje jakoś to wytłumaczyć, ale staje się bezradny, gdy Aaron zaczyna rozumieć mowę swojego... psa. Cudowny dar okazuje się jednak przekleństwem. Chłopak jest bowiem Nefilimem, dzieckiem anioła i ziemskiej kobiety, ostatnim, który może przywrócić do łask Upadłych, aniołów odrzuconych przed wiekami od Boga. Tego jednak nie chcą świetliste skrzydlate istoty na czele z oszalałym z nienawiści do ludzi Werchielem.

Jeżeli czytając ten opis przypomniała się Wam znakomita „Armia Boga”, trafiliście świetnie, Sniegoski czerpie bowiem garściami z tego wyjątkowego dzieła. Aniołowie jawią się tutaj jako istoty okrutne i bezlitosne, które za nic mają „gadające małpy”, a przy tym konsekwentnie eliminują swych dawnych pobratymców, pozbawionych skrzydeł, lubujących ludzi Upadłych. Zasadnicza różnica polega jednak na odbiorcy i wymowie utworu. Przede wszystkim, „Nefilim” jest skierowany do młodzieży, bo choć nie brak tutaj brutalnych zabójstw i dramatycznych zwrotów akcji, to jednak całość rozgrywa się według klasycznego schematu sieroty, która okazuje się być wybrańcem. Od początku więc wiadomo, że Aaron mimo początkowych niepowodzeń nie da sobie w kaszę dmuchać i stanie do walki z Werechielem. No i nie oszukujmy się. Rozmowy z psem również zawężają nieco target. Chociaż jednak towarzyszyć mu będą inni Upadli i nowo poznani przyjaciele, wynik tego starcia nie jest już tak oczywisty, a przede wszystkim nie jest oczywista cena, jaką będzie musiał zapłacić chłopak za ewentualne zwycięstwo. I to sprawia, że mimo wszystko książkę czyta się z zapartym tchem, a los bohaterów nie jest nam obojętny. Pomijam powiew świeżości, jakim jest uniwersum anielskie, może i nie oryginalne, ale znacznie mniej wyeksploatowane niż przerobione na wszystkie strony wampiry, wilkołaki i zombie. To co najbardziej przypadło mi do gustu, to fakt, że autor nie trzyma kciuków za swojego bohatera, jak to często mają w zwyczaju twórcy tego typu książek. Schemat everymana, który staje się supermanem jest wyraźny, ale to bohater z krwi i kości, który za swoje zwycięstwo musi drogo zapłacić, a smak wygranej okazuje się zaskakująco gorzki. Intrygujący finał i otwarte zakończenie sprawia, że już nabrałem apetytu na kolejny tom cyklu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz