NEFILIM
The Fallen
Thomas E. Sniegoski
wydawnictwo Jaguar
stron 318
ocena: 4/6
Wielokrotnie zaznaczałem,
że nie orientuję się we współczesnych serialach i nie nadążam
z kolejnymi amerykańskimi produkcjami, szczególnie młodzieżowymi.
I jak dotąd zawsze wychodzę na tym bardzo dobrze. Ot, jak choćby w
przypadku powieści „Nefilim” Thomasa E. Sniegoskiego, pierwszego
tomu tetralogii Upadli. Ponoć jest z tego serial, podobno popularny.
Na szczęście dowiedziałem się o tym już po lekturze, co
pozwoliło mi bez najmniejszych uprzedzeń zasiąść do książki,
która przywraca motyw walk aniołów.
Aaron Corbet to
nastolatek jakich wielu. Ma typowe problemy z nauką i dziewczynami.
A to musi coś poprawić, a to wstydzi się odezwać. Jego najlepszym
przyjacielem jest jego wielki pies Gabriel, a serce poświęca swemu
autystycznemu bratu, Steviemu. Chłopak kroczy jednak przez życie z
podniesioną głową, szczęśliwy, że po latach tułaczki udało mu
się znaleźć szczęśliwy dom w rodzinie zastępczej jaką
stworzyli mu para Tom i Lori. Pewnego dnia jednak ze zdziwieniem
odkrywa, że rozumie inne języki, nawet takie, które słyszy po raz
pierwszy. Jego psychiatra próbuje jakoś to wytłumaczyć, ale staje
się bezradny, gdy Aaron zaczyna rozumieć mowę swojego... psa.
Cudowny dar okazuje się jednak przekleństwem. Chłopak jest bowiem
Nefilimem, dzieckiem anioła i ziemskiej kobiety, ostatnim, który
może przywrócić do łask Upadłych, aniołów odrzuconych przed
wiekami od Boga. Tego jednak nie chcą świetliste skrzydlate istoty
na czele z oszalałym z nienawiści do ludzi Werchielem.
Jeżeli czytając ten
opis przypomniała się Wam znakomita „Armia Boga”, trafiliście
świetnie, Sniegoski czerpie bowiem garściami z tego wyjątkowego
dzieła. Aniołowie jawią się tutaj jako istoty okrutne i
bezlitosne, które za nic mają „gadające małpy”, a przy tym
konsekwentnie eliminują swych dawnych pobratymców, pozbawionych
skrzydeł, lubujących ludzi Upadłych. Zasadnicza różnica polega
jednak na odbiorcy i wymowie utworu. Przede wszystkim, „Nefilim”
jest skierowany do młodzieży, bo choć nie brak tutaj brutalnych
zabójstw i dramatycznych zwrotów akcji, to jednak całość
rozgrywa się według klasycznego schematu sieroty, która okazuje
się być wybrańcem. Od początku więc wiadomo, że Aaron mimo
początkowych niepowodzeń nie da sobie w kaszę dmuchać i stanie do
walki z Werechielem. No i nie oszukujmy się. Rozmowy z psem również
zawężają nieco target. Chociaż jednak towarzyszyć mu będą inni
Upadli i nowo poznani przyjaciele, wynik tego starcia nie jest już
tak oczywisty, a przede wszystkim nie jest oczywista cena, jaką
będzie musiał zapłacić chłopak za ewentualne zwycięstwo. I to
sprawia, że mimo wszystko książkę czyta się z zapartym tchem, a
los bohaterów nie jest nam obojętny. Pomijam powiew świeżości,
jakim jest uniwersum anielskie, może i nie oryginalne, ale znacznie
mniej wyeksploatowane niż przerobione na wszystkie strony wampiry,
wilkołaki i zombie. To co najbardziej przypadło mi do gustu, to
fakt, że autor nie trzyma kciuków za swojego bohatera, jak to
często mają w zwyczaju twórcy tego typu książek. Schemat
everymana, który staje się supermanem jest wyraźny, ale to bohater
z krwi i kości, który za swoje zwycięstwo musi drogo zapłacić, a
smak wygranej okazuje się zaskakująco gorzki. Intrygujący finał i
otwarte zakończenie sprawia, że już nabrałem apetytu na kolejny
tom cyklu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz