środa, 6 sierpnia 2014

Większe recenzje - "DEMONOLOG" Andrew Pyper

Andrew Pyper
DEMONOLOG
The Demonologist
Wydawnictwo Zysk i S-ka
stron 378
Ocena 5/6

Znacie to uczucie, kiedy na rynku pojawia się książka, którą chcecie koniecznie przeczytać, a opinie wokół są tak pozytywne, że zaczynacie się obawiać, czy rzeczywiście jest tak dobra, jak mówią inni? Wiadomo powszechnie, że to co zwyczajowo jest wypisywane na okładkach należy na spokojnie podzielić przez dwa. Zawsze każdy horror jest najstraszniejszy, kryminał najlepszy, thriller najbardziej przewrotny, a połowę z tego poleca Stephen King, bo ma z tego pieniądze i na blurbach zwiększa rozpoznawalność swojego nazwiska. A „Demonolog” jawił się jako książka znakomita już w zapowiedziach Zysku i Spółki wraz z Chimaerą. Z radością zabiegałem więc o patronat Horror Online, bowiem wszystkie pozostałe redakcje, w których się udzielam już to zrobiły. Patrzę na jedną stronę okładki. Pech. Wszystkie trzy nazwiska, które polecają lekturę są mi obce. Słyszałem o nich, ale nie znam ich twórczości kompletnie, więc nie wiem czy mogę im ufać, czy też nie (Kingowi pod tym względem nie ufam). A wymagania mam spore, szczególnie, że Michael Koryt stawia powieść Andrew Pypera w jednym rzędzie z „Egzorcystą” Williama Blatty'ego i „Dzieckiem Rosemary” Ira Levina. Patrzę na drugą stronę skrzydełek. O. Robert Ziębiński – mój szef w Dzikiej Bandzie. Mariusz Juszczyk – mój naczelny w Horror Online. Robert Cichowlas – mój wspaniały kumpel i współpracownik literacki. Tu znam wszystkich, wszystkich cenię, wszystkim wierzę. Wymagania wzrastają. Potem jadę na Gryfcon, a tam już bez ogródek Sebastian Sokołowski i Maciej Lewandowski informują mnie, że „Demonolog” to książka roku. Przynajmniej do tej pory. Za wysoka stawka, zbyt wysoko windująca moje wymagania. Musiałem się jednak przekonać na własnej skórze, na ile w tym wszystkim prawdy.

Powieść opowiada o Dawidzie Ullmanie, wybitnym uczonym, specjaliście od mitologii chrześcijańskiej i literackich demonów, którego konikiem jest „Raj utracony” Johna Miltona. Jest to tym bardziej intrygujące, że mężczyzna jest ateistą, a chrześcijaństwo traktuje jako wyjątkowo atrakcyjny zbiór opowieści i wierzeń religijnych. Na co dzień boryka się z problemami nad wyraz przyziemnymi – zdradzająca go żona, rozpad małżeństwa, dorastająca córka, z którą z trudem łapie kontakt. Gdy pewnego dnia odwiedza go tajemnicza kobieta, nie spodziewa się, że za chwilę odmieni się jego życie. Mężczyzna otrzymuje szansę na zdobycie bardzo wysokiego wynagrodzenia, a także oderwania się od codziennych kłopotów, jeśli tylko zdecyduje się udać do Wenecji, gdzie będzie mógł zobaczyć „coś” co potem tylko będzie musiał opisać. Nietrudno się domyślić, że Ullman przyjmie propozycję, co z kolei stanie się źródłem pasma problemów, z których będzie musiał się wykaraskać.

Powiem krótko. To niezwykła powieść. Nie będę może wybiegał tak daleko, jak niektórzy z moich wspomnianych wyżej kolegów, ale na pewno jest to utwór, o którym nie da się zapomnieć, który zasiewa w człowieku źródło niepokoju, dzięki któremu ciągle będzie się obracać w głowie pewne jej aspekty. Zdradzać za dużo nie zamierzam, staram się nawet powiedzieć mniej, niż zostało napisane z tyłu, na okładce. Ale skoro już wspomniałem nazwiska Levin i Blatty, sprawa jest jasna. Mamy do czynienia z diabłem lub opętaniem. Konkretnie jednym i drugim. Pyper udowadnia w swojej powieści prawdziwość starego porzekadła - „to że nie wierzysz w diabła, nie znaczy, że on nie wierzy w ciebie”. Na bazie tego pomysłu jesteśmy świadkami niezwykłej podróży bohatera, zarówno metafizycznej, jak i dosłownej powieści drogi, w której Ullman jest ciężko doświadczany przez swego adwersarza, którym jest jeden z demonów piekła, a może sam Szatan? Pyper w niezwykły sposób przeplata rozważania filozoficzne z powieścią detektywistyczną wplatając to liczne sceny typowe dla horroru i opowieści niesamowitych. Dawno nie czytałem lektury o tak ciężkiej atmosferze, która potrafi wywołać w kilku momentach autentyczny dreszcz niepokoju (nie pamiętam, kiedy coś mnie naprawdę wystraszyło), a w innych skłonić do zastanowienia i weryfikacji własnych poglądów na kwestie wiary i moralności. Cały tekst przesycony jest bowiem obrazami, w których jak w zwierciadle odbijają się upiorności i problemy naszego codziennego życia. Z licznych przesłanek przenika obraz prawdziwego demona, z jakim toczymy walkę na co dzień. Jest nim samotność, która dotyka nas w różnych sytuacjach. Choroby bliskiej osoby, niezrozumienia, straty, porzucenia. Upór, gorycz i poczucie pustki, jakie towarzyszy Ullmanowi w jego odysei staje się bardzo bliskie czytelnikowi. W innych momentach przeciwnik przybiera bardziej fantastyczną formę, opartą na mitologii chrześcijańskiej. Demon, z którym mierzy się Ullman jest sprytny, elokwentny i nieprzewidywalny, co rzeczywiście daje prawo do wspominania „Egzorcysty” i „Dziecka Rosemary”. Jednak im gęstsza atmosfera, im mocniejsze emocje w trakcie lektury, tym większe oczekiwania wobec finału. No i tutaj następuje zawód. Pod koniec powieści napięcie znacznie spada, a gdy dowiadujemy się imienia Nienazwanego demona, łatwiej nam przewidzieć zakończenie, bowiem profesor już kilkakrotnie sugerował metody konfrontacji z przeciwnikiem. Konsekwentnie więc, finałowe starcie jest rozmową, w której Ullman wbija się na szczyty erudycji, a Pyper wyraźnie trzyma jego stronę, tak by czytelnik czuł się ciepło i bezpiecznie. Finału nie zdradzę, oczywiście, powiem tylko, że autor paradoksalnie dotarł do punktu, od którego niejako przez całą powieść starał się oddalić. Jakiego? To już punkt wyjścia do wielu dyskusji, przemyśleń i tropów interpretacyjnych. „Demonolog” jest bowiem powieścią niezwykłą i nie dającą się zapomnieć. Niektóre jej aspekty do tej pory obracam w głowie (dwa tygodnie po lekturze) i wiem, że prędzej czy później znów sięgnę po tę książkę.

Podsumowując – znakomita, choć nie wybitna lektura. Zmusza do przemyśleń, autentycznie straszy, wywołuje uczucia skrajne i rozczarowuje lekko finałem. Ale chyba tylko mnie, bo malkontent ogólnie jestem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz