DEMONOLOG
The Demonologist
Wydawnictwo Zysk i S-ka
stron 378
Ocena 5/6
Znacie to uczucie, kiedy
na rynku pojawia się książka, którą chcecie koniecznie
przeczytać, a opinie wokół są tak pozytywne, że zaczynacie się
obawiać, czy rzeczywiście jest tak dobra, jak mówią inni? Wiadomo
powszechnie, że to co zwyczajowo jest wypisywane na okładkach
należy na spokojnie podzielić przez dwa. Zawsze każdy horror jest
najstraszniejszy, kryminał najlepszy, thriller najbardziej
przewrotny, a połowę z tego poleca Stephen King, bo ma z tego
pieniądze i na blurbach zwiększa rozpoznawalność swojego
nazwiska. A „Demonolog” jawił się jako książka znakomita już
w zapowiedziach Zysku i Spółki wraz z Chimaerą. Z radością
zabiegałem więc o patronat Horror Online, bowiem wszystkie
pozostałe redakcje, w których się udzielam już to zrobiły.
Patrzę na jedną stronę okładki. Pech. Wszystkie trzy nazwiska,
które polecają lekturę są mi obce. Słyszałem o nich, ale nie
znam ich twórczości kompletnie, więc nie wiem czy mogę im ufać,
czy też nie (Kingowi pod tym względem nie ufam). A wymagania mam
spore, szczególnie, że Michael Koryt stawia powieść Andrew Pypera
w jednym rzędzie z „Egzorcystą” Williama Blatty'ego i
„Dzieckiem Rosemary” Ira Levina. Patrzę na drugą stronę
skrzydełek. O. Robert Ziębiński – mój szef w Dzikiej Bandzie.
Mariusz Juszczyk – mój naczelny w Horror Online. Robert Cichowlas
– mój wspaniały kumpel i współpracownik literacki. Tu znam
wszystkich, wszystkich cenię, wszystkim wierzę. Wymagania
wzrastają. Potem jadę na Gryfcon, a tam już bez ogródek Sebastian
Sokołowski i Maciej Lewandowski informują mnie, że „Demonolog”
to książka roku. Przynajmniej do tej pory. Za wysoka stawka, zbyt
wysoko windująca moje wymagania. Musiałem się jednak przekonać na
własnej skórze, na ile w tym wszystkim prawdy.
Powieść opowiada o
Dawidzie Ullmanie, wybitnym uczonym, specjaliście od mitologii
chrześcijańskiej i literackich demonów, którego konikiem jest
„Raj utracony” Johna Miltona. Jest to tym bardziej intrygujące,
że mężczyzna jest ateistą, a chrześcijaństwo traktuje jako
wyjątkowo atrakcyjny zbiór opowieści i wierzeń religijnych. Na co
dzień boryka się z problemami nad wyraz przyziemnymi –
zdradzająca go żona, rozpad małżeństwa, dorastająca córka, z
którą z trudem łapie kontakt. Gdy pewnego dnia odwiedza go
tajemnicza kobieta, nie spodziewa się, że za chwilę odmieni się
jego życie. Mężczyzna otrzymuje szansę na zdobycie bardzo
wysokiego wynagrodzenia, a także oderwania się od codziennych
kłopotów, jeśli tylko zdecyduje się udać do Wenecji, gdzie
będzie mógł zobaczyć „coś” co potem tylko będzie musiał
opisać. Nietrudno się domyślić, że Ullman przyjmie propozycję,
co z kolei stanie się źródłem pasma problemów, z których będzie
musiał się wykaraskać.
Powiem krótko. To
niezwykła powieść. Nie będę może wybiegał tak daleko, jak
niektórzy z moich wspomnianych wyżej kolegów, ale na pewno jest to
utwór, o którym nie da się zapomnieć, który zasiewa w człowieku
źródło niepokoju, dzięki któremu ciągle będzie się obracać w
głowie pewne jej aspekty. Zdradzać za dużo nie zamierzam, staram
się nawet powiedzieć mniej, niż zostało napisane z tyłu, na
okładce. Ale skoro już wspomniałem nazwiska Levin i Blatty, sprawa
jest jasna. Mamy do czynienia z diabłem lub opętaniem. Konkretnie
jednym i drugim. Pyper udowadnia w swojej powieści prawdziwość
starego porzekadła - „to że nie wierzysz w diabła, nie znaczy,
że on nie wierzy w ciebie”. Na bazie tego pomysłu jesteśmy
świadkami niezwykłej podróży bohatera, zarówno metafizycznej,
jak i dosłownej powieści drogi, w której Ullman jest ciężko
doświadczany przez swego adwersarza, którym jest jeden z demonów
piekła, a może sam Szatan? Pyper w niezwykły sposób przeplata
rozważania filozoficzne z powieścią detektywistyczną wplatając
to liczne sceny typowe dla horroru i opowieści niesamowitych. Dawno
nie czytałem lektury o tak ciężkiej atmosferze, która potrafi
wywołać w kilku momentach autentyczny dreszcz niepokoju (nie
pamiętam, kiedy coś mnie naprawdę wystraszyło), a w innych
skłonić do zastanowienia i weryfikacji własnych poglądów na
kwestie wiary i moralności. Cały tekst przesycony jest bowiem
obrazami, w których jak w zwierciadle odbijają się upiorności i
problemy naszego codziennego życia. Z licznych przesłanek przenika
obraz prawdziwego demona, z jakim toczymy walkę na co dzień. Jest
nim samotność, która dotyka nas w różnych sytuacjach. Choroby
bliskiej osoby, niezrozumienia, straty, porzucenia. Upór, gorycz i
poczucie pustki, jakie towarzyszy Ullmanowi w jego odysei staje się
bardzo bliskie czytelnikowi. W innych momentach przeciwnik przybiera
bardziej fantastyczną formę, opartą na mitologii chrześcijańskiej.
Demon, z którym mierzy się Ullman jest sprytny, elokwentny i
nieprzewidywalny, co rzeczywiście daje prawo do wspominania
„Egzorcysty” i „Dziecka Rosemary”. Jednak im gęstsza
atmosfera, im mocniejsze emocje w trakcie lektury, tym większe
oczekiwania wobec finału. No i tutaj następuje zawód. Pod koniec
powieści napięcie znacznie spada, a gdy dowiadujemy się imienia
Nienazwanego demona, łatwiej nam przewidzieć zakończenie, bowiem
profesor już kilkakrotnie sugerował metody konfrontacji z
przeciwnikiem. Konsekwentnie więc, finałowe starcie jest rozmową,
w której Ullman wbija się na szczyty erudycji, a Pyper wyraźnie
trzyma jego stronę, tak by czytelnik czuł się ciepło i
bezpiecznie. Finału nie zdradzę, oczywiście, powiem tylko, że
autor paradoksalnie dotarł do punktu, od którego niejako przez całą
powieść starał się oddalić. Jakiego? To już punkt wyjścia do
wielu dyskusji, przemyśleń i tropów interpretacyjnych. „Demonolog”
jest bowiem powieścią niezwykłą i nie dającą się zapomnieć.
Niektóre jej aspekty do tej pory obracam w głowie (dwa tygodnie po
lekturze) i wiem, że prędzej czy później znów sięgnę po tę
książkę.
Podsumowując –
znakomita, choć nie wybitna lektura. Zmusza do przemyśleń,
autentycznie straszy, wywołuje uczucia skrajne i rozczarowuje
lekko finałem. Ale chyba tylko mnie, bo malkontent ogólnie jestem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz