środa, 20 sierpnia 2014

Większe recenzje - BEZ LITOŚCI - Jarek Szubrycht

BEZ LITOŚCI (PRAWDZIWA HISTORIA ZESPOŁU SLAYER) - Jarek Szubrycht
Wydawnictwo Kagra 2010
stron 420
Ocena 6/6
Pisanie recenzji tego typu książek wydaje się proste tylko gdy się to planuje. A potem człowiek siada przed klawiaturą i myśli - „co ja mam właściwie napisać?”. To nie jest przecież niezbędne, recenzja nie jest na zamówienie, w zasadzie cały świat obyłby się spokojnie bez tego co tu napiszę. Bo fakty są bezsporne. Slayer jest jednym z największych i najlepszych zespołów thrash metalowych świata (a dla wielu fanów w ogóle), a Jarek Szubrycht to jeden z najznakomitszych dziennikarzy muzycznych w kraju. A może i poza nim. I żadną tajemnicą nie jest, że uwielbiam zarówno Slayera jak i pióro Szubrychta. Czy więc ta recenzja może być obiektywna? A kogo to obchodzi?

„Bez litości (Prawdziwa historia zespołu Slayer)” to przede wszystkim przykład tytanicznej pracy dziennikarza, który z pasji i miłości dla swego ulubionego zespołu stworzył dzieło niemal kompletne. Szokuje ilość wywiadów, artykułów i publikacji, przez które przekopał się autor by przedstawić jak najdokładniejszą i jak najpełniejszą biografię grupy. Zaczynając od barwnych losów każdego z muzyków, którzy stworzyli jeden z najbardziej wpływowych zespołów świata, poprzez początki formacji, aż po ich szczytowe osiągnięcia, okres stagnacji, wzloty i upadki. Opowieść pełna humoru, ale i dramatycznych zwrotów pokazuje bezspornie, że Jarek Szubrycht w gruncie rzeczy ma pecha. Jest to przypadłość dość rzadka, ale bolesna. Otóż ten autor urodził się w Polsce. Podejrzewam, że nie narzeka nadmiernie na ów fakt, jednak to między innymi zaważyło, że omawiana książka nie stała się oficjalną biografią zespołu. Ostatecznie świat wciąż się nie doczekał takowej, na rynku jednak można znaleźć bardziej popularną, bo po angielsku napisaną historię Slayera. Są nią obecnie „Krwawe rządy” Joela McIvera, które świadczą o profesjonalizmie amerykańskiego autora i jego masowym traktowaniu tematu. Nie powiem, żeby jego książka była zła, ale jest o piekło uboższa od dzieła Polaka, który zgłębia wszelkie niuanse dotyczące historii grupy, analizuje najdrobniejsze fakty i wygrzebuje ciekawostki, jakich odnaleźć czasem nie sposób. Wyłania się z tego niezwykły obraz zespołu, nie zawsze zgodny z wyobrażeniami ortodoksyjnych fanów. Nie sądzę jednak, żeby ktokolwiek kto zna Slayera nie wiedział, że Tom Araya jest katolikiem, który teksty zespołu traktuje jedynie jako straszne opowieści, a groźny z pozoru Kerry King jest przez resztę formacji traktowany jako... maskotka i wizerunek Slayera właśnie. Poza tym nie ma nic lepszego w biografii zespołu dla fana niż poznanie historii poszczególnych utworów. Bo przecież to od nich zaczyna się miłość do danej grupy. A Slayer tworzy kompozycje przełomowe i unikatowe. Dzięki tej książce możemy się dowiedzieć dokładnie, kto skomponował, co chciał wyrazić i dlaczego zostało to zrealizowane w ten czy inny sposób w przypadku każdej "piosenki" ekipy Kerry'ego. Kopalnia wiedzy z kuźni geniuszu!

Dziś, po śmierci Jeffa Hannemana jest to też swoisty hołd, który autor nieświadomie złożył temu wybitnemu gitarzyście, opowiadając jego historię niemal od początku do samego końca. Po odejściu (czy raczej zwolnieniu) Dave'a Lombardo trudno przewidzieć, jak dalej będą się toczyć losy zespołu (przyznaję, że nowy utwór „Implode” jakoś mnie nie zachwyca). Tym samym, „Bez litości” stał się bezwiednie opisem niezwykłej epoki. Opisem kompletnym i intrygującym do głębi. Żal tylko, że epoka została zamknięta. Wracać do niej możemy jednak zawsze dzięki płytom, koncertom DVD i tej właśnie książce.

Mówiąc najkrócej – jeśli kochasz ten zespół, to jest jedyna książka, jaką musisz mieć na półce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz