Wydawnictwo Kagra 2010
stron 420
Ocena 6/6
Pisanie recenzji tego
typu książek wydaje się proste tylko gdy się to planuje. A potem
człowiek siada przed klawiaturą i myśli - „co ja mam właściwie
napisać?”. To nie jest przecież niezbędne, recenzja nie jest na
zamówienie, w zasadzie cały świat obyłby się spokojnie bez tego
co tu napiszę. Bo fakty są bezsporne. Slayer jest jednym z
największych i najlepszych zespołów thrash metalowych świata (a
dla wielu fanów w ogóle), a Jarek Szubrycht to jeden z
najznakomitszych dziennikarzy muzycznych w kraju. A może i poza nim.
I żadną tajemnicą nie jest, że uwielbiam zarówno Slayera jak i
pióro Szubrychta. Czy więc ta recenzja może być obiektywna? A
kogo to obchodzi?
„Bez litości
(Prawdziwa historia zespołu Slayer)” to przede wszystkim przykład
tytanicznej pracy dziennikarza, który z pasji i miłości dla swego
ulubionego zespołu stworzył dzieło niemal kompletne. Szokuje ilość
wywiadów, artykułów i publikacji, przez które przekopał się
autor by przedstawić jak najdokładniejszą i jak najpełniejszą
biografię grupy. Zaczynając od barwnych losów każdego z muzyków,
którzy stworzyli jeden z najbardziej wpływowych zespołów świata,
poprzez początki formacji, aż po ich szczytowe osiągnięcia, okres
stagnacji, wzloty i upadki. Opowieść pełna humoru, ale i
dramatycznych zwrotów pokazuje bezspornie, że Jarek Szubrycht w
gruncie rzeczy ma pecha. Jest to przypadłość dość rzadka, ale
bolesna. Otóż ten autor urodził się w Polsce. Podejrzewam, że
nie narzeka nadmiernie na ów fakt, jednak to między innymi
zaważyło, że omawiana książka nie stała się oficjalną
biografią zespołu. Ostatecznie świat wciąż się nie doczekał takowej, na rynku jednak można znaleźć bardziej popularną, bo po angielsku napisaną historię Slayera. Są nią obecnie „Krwawe rządy” Joela
McIvera, które świadczą o profesjonalizmie amerykańskiego autora
i jego masowym traktowaniu tematu. Nie powiem, żeby jego książka
była zła, ale jest o piekło uboższa od dzieła Polaka, który
zgłębia wszelkie niuanse dotyczące historii grupy, analizuje
najdrobniejsze fakty i wygrzebuje ciekawostki, jakich odnaleźć
czasem nie sposób. Wyłania się z tego niezwykły obraz zespołu,
nie zawsze zgodny z wyobrażeniami ortodoksyjnych fanów. Nie sądzę
jednak, żeby ktokolwiek kto zna Slayera nie wiedział, że Tom Araya
jest katolikiem, który teksty zespołu traktuje jedynie jako
straszne opowieści, a groźny z pozoru Kerry King jest przez resztę
formacji traktowany jako... maskotka i wizerunek Slayera właśnie. Poza tym nie ma nic lepszego w biografii zespołu dla fana niż poznanie historii poszczególnych utworów. Bo przecież to od nich zaczyna się miłość do danej grupy. A Slayer tworzy kompozycje przełomowe i unikatowe. Dzięki tej książce możemy się dowiedzieć dokładnie, kto skomponował, co chciał wyrazić i dlaczego zostało to zrealizowane w ten czy inny sposób w przypadku każdej "piosenki" ekipy Kerry'ego. Kopalnia wiedzy z kuźni geniuszu!
Dziś, po śmierci Jeffa
Hannemana jest to też swoisty hołd, który autor nieświadomie
złożył temu wybitnemu gitarzyście, opowiadając jego historię
niemal od początku do samego końca. Po odejściu (czy raczej
zwolnieniu) Dave'a Lombardo trudno przewidzieć, jak dalej będą się
toczyć losy zespołu (przyznaję, że nowy utwór „Implode”
jakoś mnie nie zachwyca). Tym samym, „Bez litości” stał się
bezwiednie opisem niezwykłej epoki. Opisem kompletnym i intrygującym
do głębi. Żal tylko, że epoka została zamknięta. Wracać do
niej możemy jednak zawsze dzięki płytom, koncertom DVD i tej
właśnie książce.
Mówiąc najkrócej –
jeśli kochasz ten zespół, to jest jedyna książka, jaką musisz
mieć na półce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz