KLUB DUMAS
El club Dumas
Wydawnictwo Muza 2011
stron 350
Ocena 6/6
Mógłbym udawać erudytę
i opowiadać o tym, jak to poszedłem z niepokojem do kina, by
obejrzeć „Dziewiąte wrota” Polańskiego i porównać je do
wybitnej powieści Arturo Perez-Reverte'a, a następnie zrugać
polskiego reżysera za odstępstwa od oryginału. Niestety, film
obejrzałem, bo to był film twórcy „Dziecka Rosemary”. I tak
się powtarzało przez następne lata i kolejne seanse. Aż tu kiedyś
postanowiłem sięgnąć jednak po pierwowzór. I potwierdzam, że to
znakomita powieść.
Bohaterem jest tutaj
tropiciel unikatowych ksiąg i rękopisów, Lucas Corso. Zostaje on
wynajęty przez milionera Varjo Borję, by porównać trzy
egzemplarze demonicznej księgi, której autor został spalony na
stosie. Jednocześnie stara się potwierdzić autentyczność „Wina
andegaweńskiego”, rękopisu Aleksandra Dumasa zawierającego
czterdziesty drugi rozdział przygód d'Artagnana i trzech
muszkieterów. Wreszcie, nawiązuje zaskakującą znajomość z
tajemniczą kobietą podającą się za Irene Adler, co więcej
zameldowaną w Londynie na ulicy Baker Street...
Tak, „Klub Dumas” to
niezwykła opowieść o miłości do literatury, a przede wszystkim
zachwytu nad klasyczną powieścią przygodową gdzie aż roi się od
odniesień do Alexandra Dumasa, Conan Doyle'a, Roberta Louisa
Stevensona, Raymonda Thortona Chandlera czy Rafaela Sabatiniego.
Pełno tu wybornych wprost rozmów i rozpraw na temat poszczególnych
dzieł i autorów (prym oczywiście wiedzie wątek Dumasa, stąd też
tytuł powieści, bowiem trop prowadzi do owego tajemniczego klubu),
ale intryga i zagadka kryminalna przywodzi na najlepsze wzorce
kryminalne. Co również bardzo istotne, nawet dla tych, którzy
najpierw widzieli film (jak ja), wątki choć się zazębiają i
przenikają, prowadzą do kilku różnych finałów, z których każdy
może być interpretowany inną metodą. Wreszcie nie brak tu
odniesień filozoficznych, które w mniej lub bardziej zawoalowany
sposób skłaniają do przemyśleń nad ludzką naturą. Całość
zaś skrzy się od perfekcyjnie złożonych, przewrotnych i zabawnych
dialogów, w których Corso błyszczy jako mistrz retoryki i ciętej
riposty, a jednocześnie jawi się jako zgorzkniały i cyniczny
detektyw chandlerowski.
Tak, na pewno co
niektórzy już zauważyli, że powieść Arturo Pereza-Reverte nie
jest horrorem. Nie jest nawet powieścią grozy, choć pewne wątki
dla powieści gotyckiej się w niej pojawią. Nie ma tu jednak
żadnych wątków nadprzyrodzonych, a to co za nadprzyrodzone mogłoby
ewentualnie uchodzić, zależy jedynie od czytelnika i jego podejścia
do lektury. Oczywiście, mamy tu wątek diabelskiej księgi,
pojawiają się tu wspaniałe ryciny (które Polański wspaniale
odwzorował w swoim filmie), nie zabrakło inkantacji, wzorów i
schematów, jakie obowiązkowo powinny pojawić się w powieści
kryminalno-przygodowej. Nie ma tu jednak satanicznych wątków,
diabeł jest literacką postacią, istotą legendarną, mitem i
wpisuje się w konwencję emocjonalnej gry z wyobraźnią czytelnika.
A i gra i zabawa jest tak inteligentna i przednia, że jest to
książka, do której z chęcią wróci się nieraz i nie dwa.
A na koniec słów kilka
jak to się ma do adaptacji Polańskiego? Nijak. Reżyser wyrzucił
główny wątek, dodał motywy nadprzyrodzone i demoniczne, w rolach
głównych obsadził postacie kompletnie nieadekwatne do literackich
pierwowzorów, a na domiar wszystkiego spłycił całkowicie wymowę
jednego z finałów, samemu dodając typowo horrorowy. Szkoda, że
przeczytałem książkę, bo naprawdę lubiłem ten film...
książka jest mega. A najbardziej jara mnie że wspomniano tam o Dictionare Infernal, który zresztą posiadam :)
OdpowiedzUsuńA mnie się film też podobał - chociaż Polański wyjął z książki jeden - i to nie najważniejszy - wątek. To tylko świadczy o tym jak dobra jest powieść, skoro z tak okrojonej można zrobić niezły film. W ogóle Arturo Perez-Reverte jest dla mnie jednym z najciekawiej piszących autorów. Jego "Szachownica flamandzka" to arcydzieło, ale też polecam - jeśli nie czytałeś Łukasz "Życie jak w Madrycie" - zbiór esejów. Naprawdę ciekawe! A jak nie zawsze zgadzam się z Twoimi opiniami na temat niektórych powieści czy filmów, tak z ta recenzją się zgadzam w stu procentach.
OdpowiedzUsuń