wtorek, 1 lipca 2014

Koniec roku, podróż z Lux Occultą, koncerty i Mamoń

Siedemdziesiąt.
Stało się. Nadeszły wakacje. To był bardzo pracowity rok, ale również i bardzo satysfakcjonujący. Tym bardziej, że następny zapowiada się równie ciekawie. Chwilowo zbieram siły (a tak naprawdę szykuję już kolejne ataki muzyczno-literackie), dla porządku i przypomnienia samemu sobie tradycyjnie lista tego co ostatnio przeczytałem/obejrzałem. W międzyczasie udało mi się popełnić artykuł do DZIKIEJ BANDY, w którym odbyłem muzyczną podróż z LUX OCCULTĄ, o tyle interesującą, że towarzyszyli mi w niej Jarek Szubrycht i Jurek Głód. Marzenia spełnione. Jeszcze kiedyś może uda mnie się ich zaprosić na jakąś płytę, to już w ogóle przekroczę limit realizacji snów. Kto jeszcze nie czytał, zapraszam TUTAJ.


Dziękuję wszystkim, którzy przybyli i szaleli na ostatnich koncertach DAMAGE CASE. Dziekuję chłopakom z THE MEIZTERZ i DRILLER - jak zawsze było świetnie. Tymczasem zespół zaszywa się w studio i kontynuuje nagranie drugiego albumu zatytułowanego „Drunken Devil”. Do jesieni powinniśmy skończyć. Ja tymczasem motam już coś innego, oraz pracuję nad kolejnymi książkami. Ale o tym kiedy indziej. Dziś miał być naprawdę tylko przegląd.

Na tapecie więc:
FILMY:


FRIDAY THE 13 th: Jason Lives” Tom McLoughin. Starzeję się. Naprawdę. Przez lata wszak uwielbiałem serię „Piątków trzynastego”, broniąc każdej części, lecz przyznając z pokorą, że od ósmej to już równia pochyła. Czy raczej od razu przepaść. Dziś, obiektywnie patrząc, tragedia zaczęła się już dużo wcześniej. W szóstej odsłonie zresztą nikt już niczego nie udaje. Jason wstaje z grobu jako zombie i chociaż większość kości wystaje z niego tak, że w zasadzie nie powinien w ogóle się ruszać, to jednak ochoczo morduje kolejnych przyjezdnych nad jeziorem Crystal. Tym razem po raz pierwszy w serii przybyły tu wreszcie dzieci, ale bez obaw. Jason im krzywdy nie zrobi, za to skrzętnie wybije wszystkich pozostałych. Zasadniczo jest tu bardziej młodzieżowo (widać twórcy wiedzą, że nikt inny już tego nie ogląda), mniej brutalnie (w pamięć zapada tylko zgon szeryfa), a całość jest przewidywalna, nudnawa, a momentami niepotrzebnie zabawna. Jest lepiej niż w „piątce”, to fakt. I to wszystko, co dobrego można powiedzieć o całości.

FRIDAY THE 13 th: The New Blood” John Carl Buechler. W siódmej części Jasona po raz pierwszy zagrał Kane Hodder i z miejsca stał się najlepszym odtwórcą tej roli. Jeśli w ogóle warto obejrzeć późniejsze trzy odsłony, to tylko po to, żeby zobaczyć jak dużo można wydobyć z tak ograniczonej aktorsko postaci jaką jest Voorhees. Jason znów jest brutalny i dziki, a jego ataki choć nie krwawe jak w pierwszych częściach, to jednak bestialskie i okrutne. Robią wrażenie do dziś. I w sumie tylko one. Bo czy przekonująca jest fabuła, w której Jason walczy z dziewczyną o zdolnościach telekinetycznych? Dobra, zagalopowałem się. Co może być przekonującego w zombie z hokejową maską. Sentyment. Chyba tylko i wyłącznie. Do dalszych części już nie wrócę. A od serii znów odpocznę sobie na kilka lat.

KSIĄŻKI:
Starcie Królów” George R.R. Martin. Druga część osławionego cyklu porwała mnie i wciągnęła równie głęboko jak druga, lecz tym razem jakoś zabrakło mi uczucia integracji z bohaterami. Tym razem bowiem po prostu śledziłem fabułę, jak pasjonującą książkę historyczną, nie mogłem jednak zdecydować, czy jestem po stronie któregokolwiek z licznych bohaterów. Wiem, powinienem współczuć biednym dziewczynkom, lub chłopcom od Starków. Niestety, ich nadęcie, naiwność lub głupota znacznie mi to utrudniły. Jedyna postać, jaką szczerze polubiłem, to okropny Tyrion. I co ja na to poradzę, skoro zasadniczo lubić się go nie da? I nie mogłem się czasem pozbyć wrażenia, że tym razem autor za wszelką cenę chce rozciągnąć sagę, w niektórych momentach stosując bardzo dziwne zagrania i zwroty akcji.... Tym niemniej, dawkując sobie lekturę już patrzę tęsknie na tom trzeci, który czeka w kolejce na półce.

Piękna Bestia” Daniel Patrick Brown podjął się trudnego zadania napisania biografii straszliwej zbrodniarki z Auschwitz-Birkenau, Irmy Gresse. Ta niewątpliwie najbrutalniejsza, najokrutniejsza i najbardziej wyuzdana kobieta w historii nazizmu, a może i całej historii ludzkości została tu przedstawiona w sposób chłodny i... dość pobieżny. Rozumiem, że autor i tak wykonał tytaniczną pracę zbierając choć i garstkę materiałów o jej przedobozowej przeszłości. Ale i sam obóz został opisany dość pobieżnie, więcej zaś uwagi poświęcono procesowi, gdzie znów skupiono się na zachowaniu Irmy, nie jej zbrodniach. Muszę zaznaczyć, że rozumiem taki punkt widzenia i podejście do biografii, niemniej, nie dowiedziałem się stąd zbyt wiele nowych rzeczy, a samą lekturę choć historykom polecić można, to jednak uważam, że cała ta publikacja spokojnie zmieściłaby się w jednej książce wraz z innymi zbrodniarzami. Mocny tytuł, który więcej obiecuje niż daje.

Tyle na dziś
Bez odbioru


P.s.
Moje durnowate spisywanie tapetowych zapisków doprowadziło do zupełnie niepotrzebnego nikomu poza mną wniosku. W ciągu ostatniego roku obejrzałem 163 filmy, z tego 92 z nich widziałem już wcześniej. Mamoń pełną gębą. Moja żona mówi, że nie jest dobrze... Przeczytałem 81 książek, a więc wyrobiłem normę 162 przeciętnych Polaków i ukończyłem dwie gry. Jako pożeracz popkultury i nerd jestem beznadziejny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz