Siedemdziesiąt.
Stało się. Nadeszły
wakacje. To był bardzo pracowity rok, ale również i bardzo
satysfakcjonujący. Tym bardziej, że następny zapowiada się równie
ciekawie. Chwilowo zbieram siły (a tak naprawdę szykuję już
kolejne ataki muzyczno-literackie), dla porządku i przypomnienia
samemu sobie tradycyjnie lista tego co ostatnio
przeczytałem/obejrzałem. W międzyczasie udało mi się popełnić
artykuł do DZIKIEJ BANDY, w którym odbyłem muzyczną podróż z
LUX OCCULTĄ, o tyle interesującą, że towarzyszyli mi w niej Jarek
Szubrycht i Jurek Głód. Marzenia spełnione. Jeszcze kiedyś może
uda mnie się ich zaprosić na jakąś płytę, to już w ogóle
przekroczę limit realizacji snów. Kto jeszcze nie czytał, zapraszam TUTAJ.
Dziękuję wszystkim,
którzy przybyli i szaleli na ostatnich koncertach DAMAGE CASE.
Dziekuję chłopakom z THE MEIZTERZ i DRILLER - jak zawsze było
świetnie. Tymczasem zespół zaszywa się w studio i kontynuuje
nagranie drugiego albumu zatytułowanego „Drunken Devil”. Do
jesieni powinniśmy skończyć. Ja tymczasem motam już coś innego,
oraz pracuję nad kolejnymi książkami. Ale o tym kiedy indziej.
Dziś miał być naprawdę tylko przegląd.
Na tapecie więc:
FILMY:
„FRIDAY THE 13 th:
Jason Lives” Tom McLoughin. Starzeję się. Naprawdę. Przez
lata wszak uwielbiałem serię „Piątków trzynastego”, broniąc
każdej części, lecz przyznając z pokorą, że od ósmej to już
równia pochyła. Czy raczej od razu przepaść. Dziś, obiektywnie
patrząc, tragedia zaczęła się już dużo wcześniej. W szóstej
odsłonie zresztą nikt już niczego nie udaje. Jason wstaje z grobu
jako zombie i chociaż większość kości wystaje z niego tak, że w
zasadzie nie powinien w ogóle się ruszać, to jednak ochoczo
morduje kolejnych przyjezdnych nad jeziorem Crystal. Tym razem po raz
pierwszy w serii przybyły tu wreszcie dzieci, ale bez obaw. Jason im
krzywdy nie zrobi, za to skrzętnie wybije wszystkich pozostałych.
Zasadniczo jest tu bardziej młodzieżowo (widać twórcy wiedzą, że
nikt inny już tego nie ogląda), mniej brutalnie (w pamięć zapada
tylko zgon szeryfa), a całość jest przewidywalna, nudnawa, a
momentami niepotrzebnie zabawna. Jest lepiej niż w „piątce”, to
fakt. I to wszystko, co dobrego można powiedzieć o całości.
„FRIDAY THE 13 th:
The New Blood” John Carl Buechler. W siódmej części Jasona
po raz pierwszy zagrał Kane Hodder i z miejsca stał się najlepszym
odtwórcą tej roli. Jeśli w ogóle warto obejrzeć późniejsze
trzy odsłony, to tylko po to, żeby zobaczyć jak dużo można
wydobyć z tak ograniczonej aktorsko postaci jaką jest Voorhees.
Jason znów jest brutalny i dziki, a jego ataki choć nie krwawe jak
w pierwszych częściach, to jednak bestialskie i okrutne. Robią
wrażenie do dziś. I w sumie tylko one. Bo czy przekonująca jest
fabuła, w której Jason walczy z dziewczyną o zdolnościach
telekinetycznych? Dobra, zagalopowałem się. Co może być
przekonującego w zombie z hokejową maską. Sentyment. Chyba tylko i
wyłącznie. Do dalszych części już nie wrócę. A od serii znów
odpocznę sobie na kilka lat.
KSIĄŻKI:
„Starcie Królów”
George R.R. Martin. Druga część osławionego cyklu porwała
mnie i wciągnęła równie głęboko jak druga, lecz tym razem jakoś
zabrakło mi uczucia integracji z bohaterami. Tym razem bowiem po
prostu śledziłem fabułę, jak pasjonującą książkę
historyczną, nie mogłem jednak zdecydować, czy jestem po stronie
któregokolwiek z licznych bohaterów. Wiem, powinienem współczuć
biednym dziewczynkom, lub chłopcom od Starków. Niestety, ich
nadęcie, naiwność lub głupota znacznie mi to utrudniły. Jedyna
postać, jaką szczerze polubiłem, to okropny Tyrion. I co ja na to
poradzę, skoro zasadniczo lubić się go nie da? I nie mogłem się
czasem pozbyć wrażenia, że tym razem autor za wszelką cenę chce
rozciągnąć sagę, w niektórych momentach stosując bardzo dziwne
zagrania i zwroty akcji.... Tym niemniej, dawkując sobie lekturę
już patrzę tęsknie na tom trzeci, który czeka w kolejce na półce.
„Piękna Bestia”
Daniel Patrick Brown podjął się trudnego zadania napisania
biografii straszliwej zbrodniarki z Auschwitz-Birkenau, Irmy Gresse.
Ta niewątpliwie najbrutalniejsza, najokrutniejsza i najbardziej
wyuzdana kobieta w historii nazizmu, a może i całej historii
ludzkości została tu przedstawiona w sposób chłodny i... dość
pobieżny. Rozumiem, że autor i tak wykonał tytaniczną pracę
zbierając choć i garstkę materiałów o jej przedobozowej
przeszłości. Ale i sam obóz został opisany dość pobieżnie,
więcej zaś uwagi poświęcono procesowi, gdzie znów skupiono się
na zachowaniu Irmy, nie jej zbrodniach. Muszę zaznaczyć, że
rozumiem taki punkt widzenia i podejście do biografii, niemniej, nie
dowiedziałem się stąd zbyt wiele nowych rzeczy, a samą lekturę
choć historykom polecić można, to jednak uważam, że cała ta
publikacja spokojnie zmieściłaby się w jednej książce wraz z
innymi zbrodniarzami. Mocny tytuł, który więcej obiecuje niż
daje.
Tyle na dziś
Bez odbioru
P.s.
Moje durnowate spisywanie
tapetowych zapisków doprowadziło do zupełnie niepotrzebnego nikomu
poza mną wniosku. W ciągu ostatniego roku obejrzałem 163 filmy, z
tego 92 z nich widziałem już wcześniej. Mamoń pełną gębą.
Moja żona mówi, że nie jest dobrze... Przeczytałem 81 książek,
a więc wyrobiłem normę 162 przeciętnych Polaków i ukończyłem
dwie gry. Jako pożeracz popkultury i nerd jestem beznadziejny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz