środa, 31 lipca 2013

Powrót z Południa

Trzydzieści trzy.

No i jesteśmy znów w domu po wielkiej wyprawie na południe Polski. Wielkiej, albowiem z dziećmi i teściową na pokładzie. Michał Gacek pewnie do dziś się zaśmiewa, bo nie mógł uwierzyć, że faktycznie wziąłem mamę mojej żony na konwent fantastyki i horroru. A jednak. Mam nawet jej zdjęcia z Grahamem Mastertonem. Zresztą, chyba każdy, kto był wówczas na Krakonie ma takowe.
Do rzeczy jednak. Kraków zwiedzony niemal w całości (obejmującej oczywiście tylko Stare Miasto), co zachwyciło moją rodzinkę w sposób niewyobrażalny. Na dokładkę udaliśmy się więc jeszcze do Zakopanego, a wracając zajechaliśmy do Częstochowy. Nazwiedzałem się więc więcej niż w ciągu ostatnich kilku lat. Pochwał szczędzić nie będę mojej żonie, która dzielnie prowadziła nasz pojazd przez całą Polskę, ani dzieciom, które dzielnie zniosły trudy kilu(nasto)godzinnej podróży. Oto kilka radosnych fotek rodzinnych:



Co do Krakonu - obszerna relacja zapewne znajdzie się na Horror Online, póki co mogę to opisać w punktach to co dotyczyło bezpośrednio mnie (w końcu to mój blog):

  1. Dzień pierwszy (czwartek) - zjechaliśmy tuż przed 20stą, zdążyłem na swoją prelekcję o adaptacjach prozy Lovecrafta, która okazała się niespodziewanym sukcesem. Na pewno moim najlepszym wystąpieniem na Krakonie. Czytanki, które miałem przeprowadzić z Michałem Gackiem i Krzysztofem T. Dąbrowskim nie całkiem udało się zrealizować (musieliśmy opuścić budynek przed czasem). Zainteresowanych dalszym ciągiem mojego „Robaczywka” odsyłam do pierwszego numeru zina „Horror Masakra”. Już wkrótce będzie tam miał premierę. Na deser zaś spotkałem Roberta Cichowlasa, Piotra Pocztarka, Aleksandrę Zielińską, Macieja Kazimierczaka, Rafała Christa, Krzysztofa Bilińskiego, Franciszka Zglińskiego, Tomasza Czarnego, Tomasza Siwca, Marka Grzywacza, Grahama Mastertona, no i oczywiście zarządzającego panelem horroru Michała Stonawskiego. Pozdrawiam wszystkich.


  2. Dzień drugi (piątek) miał być dla mnie dniem wolnym, który chciałem spędzić z rodziną na Starówce, ewentualnie zajrzeć na jakieś ciekawsze panele. Wyszło zaś tak, że miasto wchłonęło nas całkowicie, a zamiast paneli trafił mnie się indywidualny wywiad z Grahamem Mastertonem, który wycałował mi teściową, pobłogosławił dzieci i adorował żonę. Na wieczorne panele po prostu już nie miałem siły.


  3. Dzień trzeci (sobota) zaczął się spotkaniem z Redakcją Grabarza, przy okazji pojawiła się również ekipa z Horror Online. Wyprawa na Wawel (i moje gapiostwo) sprawiły, że nie dotarłem na panel Zombiefilii, ale grupa była i tak na tyle liczna, że mojej nieobecności nie zauważył chyba prawie nikt. Tomasza Siwca już przeprosiłem, jeszcze raz powtórzę, że za upór z jakim mnie szukał i mijał się ze mną, ma u mnie egzemplarz autorski każdej kolejnej książki. Pozdrawiam! Dzień skończył się panelem 10-lecia HO, gdzie dodatkowo, oprócz Mariusza Juszczyka, Olgi Piech i Pawła Waśkiewicza pojawił się sam Adam Kałużny, znany jako wieloletni, legendarny szef serwisu. Ostatecznie wylądowaliśmy z żoną na afterparty, gdzie dołączyliśmy do Wojciecha Pawlika, Mariusza Wojteczka, Krzysztofa Maciejewskiego, Kazimierza Kyrcza, Dawida Kaina, ich żon, dziewczyn, osób towarzyszących, wyżej wspominanych autorów i wielu innych znanych postaci. Działo się. 


Bardzo dziękuję Michałowi Stonawskiemu za zaproszenie, a Piotrowi Pocztarkowi za spotkania z Mastertonem. Przede wszystkim zaś mojej żonie, Dagmarze, że mnie tam dowiozła.

Na koniec jeszcze kilka słów o twórczości własnej. Wspomniałem o „Robaczywku”. To krótki tekst (20000 znaków), którym niejako powróciłem bo BHO'wych eksperymentach do klasycznego dla mnie horroru realistycznego. Bardzo realistycznego i ponurego. Miło było się odblokować.
Jeśli chodzi o BHO, to drugi tom ukazał się tydzień temu i już go nie ma. Ponieważ był Krakon, nie zdążyłem go zareklamować, ale i tak ściągnęło go ponad 200 osób. Teraz go nie ma, z nieznanych mi przyczyn stanu tego zmienić chwilowo nie mogę, zobaczymy co będzie dalej. Szkoda czasu na stres.
Dodam jeszcze tylko, że właśnie dziś ogłoszono oficjalnie okładkę „Pradawnego Zła” mojego i Roberta Cichowlasa. Z blurbem Mastertona. A co! Jesteście ostrzeżeni - premiera jesienią.


Na tapecie:

FILM:

Znów mamoniowo - powtórka wszystkiego co już widziałem.


Underworld” Lena Wisemana. Po dość przyjemnym seansie z „Butem Lykanów” postanowiliśmy z małżonką obejrzeć kultową część pierwszą. Nie pamiętam jakie wrażenia miałem przed laty oglądając to „dzieło” (to też o czymś świadczy), teraz byłem po prostu zdruzgotany głupotą, naiwnością i eksponowaniem żony reżysera w głównej roli. Nawet w „Resident Evil” odbywa się to mniej nachalnie. Cały konflikt wampirów i wilkołaków, które są tu pretekstem do fabuły można sobie wsadzić w kieszeń, bo chodzi tylko o to, żeby Kate Beckinsale sobie pobiegała i postrzelała. Poza tym film postarzał się okrutnie i badziewiem trąci.


Manitou” Williama Girdlera. Adaptacja najsłynniejszej powieści Grahama Mastertona opowiadająca o odradzającym się w ciele młodej kobiety okrutnym szamanie indiańskim. To co w książce było przerażające, tutaj jest ledwie emocjonujące. Pierwsza godzina to całkiem udane kino familijne z niesamowitością w tle, ciąg dalszy to już kuriozalne odejścia od pierwowzoru w stronę gwiezdnych wojen. Całość ratuje jeszcze Tony Curtis jako Harry Erskin, ale film również mocno się zestarzał. Miałem okazję pogawędzić o nim z Mastertonem. Dalej w to nie wierzę.



King-Kong” Petera Jacksona. Mając dwójkę dzieci zrobiliśmy sobie z żoną z tego filmu trzyodcinkowy serial, bowiem na jeden raz nie byliśmy w stanie objąć całości. Tak jak przed laty, tak i teraz utrzymuję, że jest to jeden z najlepszych reamaków jakie kiedykolwiek zrobiono. Mimo iż w ogóle nie pasuje mi do tego filmu Jack Black. Jeśli chodzi o resztę, o przerażająco smutną historię gigantycznej małpy zakochującej się w niewinnej młodej dziewczynie, Jackson opowiedział to na nowo w sposób prawdziwie ujmujący. Wyjątkowa wersja wyjątkowego dzieła. Wspaniałe kino.



Quantum of Solace” Marca Forestera. Jedyny Bond będący kontynuacją poprzedniego. I jedyny w którym tak bardzo zapomniano o fabule, przetykając jakieś nieskładne dialogi i puste banały o zemście, obowiązku i patriotyzmie z efekciarskimi, niekończącymi się scenami pościgów, wybuchów, pojedynków i katastrof. Z irytującą Kurylenko na dokładkę, która ni to jest dziewczyną 007, ni to jego partnerką (?). Króciutki to film, może ktoś z rozpędu wyciął sens? Tak jak podobało mnie się „Casino Royale”, tak tutaj nie mogę się odnaleźć. To bardziej Bourne'a przypomina niż agenta Królewskiej Mości. W mym rankingu, mimo efektów i nowoczesności, ląduje na dole rankingu.

KSIĄŻKA:


Ikon” Grahama Mastertona. Wspaniały dowód na to, że autor „Manitou” potrafi pisać równie pasjonujące thillery. W jednym z miast ginie starsza kobieta, która okazuje się być... Szkoda, że okładka (jakże tandetna) zdradza tak dużo, niemniej zwrotów akcji i typowej dla Mastertona brutalności przyprawionej szczyptą seksu nie sposób nie pomylić z innym pisarzem. Zimna wojna w intrygującym wydaniu z zaskakującym pomysłem wyjściowym. Nie jest to na pewno lektura z górnej półki, ale niewątpliwie świetna książka na lato.


American Psycho” Breta Eastona Ellisa. Wreszcie dorwałem, przeczytałem i zostałem wgnieciony w ziemię. Absolutnie miażdżąca, piorunująco okrutna i wstrząsająca książka opowiadająca o młodym yuppie zatracającym się w świecie konsumpcjonizmu, otoczonego najdroższym sprzętem i ubraniami, zagubionego w wyścigu szczurów, absurdalnej pracy i spotkaniach w nocnych klubach z podobnymi mu, kompletnie nijakimi biznesmenami. Z drugiej strony jest to też opowieść okrutnego i bestialskiego mordercy i gwałciciela, nekrofila i kanibala. Tylko czy nie jest to jedynie wytwór skatowanej wyobraźni? Jest to książka trudna i ciężka, gdzie obok niekończących się opisów spotkań w klubach, szczegółowych analiz dokonań grup popowych czy zasad mody i ogłady pojawiają się sceny tak okrutnych i niewiarygodnie nieludzkich zbrodni, że nie ma, podkreślam – nie ma w świecie horroru równie drastycznych opisów. Wsadźcie sobie w kieszeń Lee, Ketchuma i innych. Co więcej, epatowanie dzikim okrucieństwem nie jest tutaj celem samym w sobie. Nie sposób przejść obojętnie obok lektury, nie sposób o niej zapomnieć. Nie polecam więc jej nikomu. Pewnie jej nawet nigdy nie tknę. Stwierdzam jedynie, że jest to jedna z najlepszych, choć może raczej powinienem napisać najważniejszych książek jakie przeczytałem.


Najlepsze opowiadania tom2” H.P. Lovecrafta. No co? Nic nigdy nie odgoni mnie od Loviego, a gdy dojrzałem tę książkę w krakowskim empiku, nabyłem bez zastanowienia. Znam te wszystkie teksty, oczywiście, ale przypisy S.T. Joshiego i Mateusza Kopacza odkrywają przede mną zawsze nowe tajemnice utworów „Samotnika z Providence” i pozwalają jeszcze bardziej zachwycać się jego geniuszem. Co też czynię.

Tyle na dziś
Odbiór.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz