poniedziałek, 15 lipca 2013

Różności po raz kolejny

  • Trzydzieści jeden.
    Krakon coraz bliżej. Tak. Jestem tym faktem podekscytowany. Zaczynam stresować się przed swoimi wystąpieniami. Cieszę się, że z całą rodzinką pozwiedzam gród Kraka. Tymczasem zaś oglądamy z żoną koncert My Dying Bride na DVD i ogarniamy kwestie zdjęciowe z Seven Festiwal. A działo się tam niemało. Żeby było ciekawiej, my wybraliśmy koncerty bardzo egoistycznie i subiektywnie, udając się tylko na te, które faktycznie nas interesowały (w dniu pierwszym) i gratulując sobie tej decyzji, gdy dnia drugiego czekaliśmy na występ MDB i zmuszeni byliśmy niejako do obejrzenia i tego co dla nas ciekawym nie było. Najważniejsze jednak jest to, że pierwszego dnia Tiamat zachwycił nas wyjątkowym koncertem, o którym pewnie napiszę więcej do Atmospherica. Wymiana gitarzysty wyszła grupie na dobre, chórki jakimi wspierali Johana basista i wspomniany gitarzysta powinny zostać zarejestrowane, a miny, pozy i żarty lidera zapamiętamy na długo. Jak cały koncert. Znakomity.


    Drugi dzień upłynął deszczowo, wśród przedziwnych spotkań z muzykami m.in. Closterkellera, Riverside i Hunter, przede wszystkim zaś na pogawędkach z Bartem Krawczykiem, z którym wreszcie udało mi się spotkać „na żywca”. W końcu dwóch maniaków MDB musiało być w tym miejscu. A skoro maniacy spotykają się pod sceną, to tam też i spotkałem Sezmotha, no bo gdzie indziej mógł być drugi gitarzysta Acrybii? Zybiego, ostatniego acrybiowego spotkaliśmy już po koncercie. Świat jest mały. My Dying Bride tymczasem wstrząsnęło i zachwyciło, żal tylko, że nie grali jako gwiazda i nie dane im było bisować. Nie mieliśmy już co oglądać. Wróciliśmy do domu i tu pokłony dla małżonki mej, która dzielnie prowadziła przez cztery nocne godziny po drogach, które i za dnia do lekkich nie należą.


    A z innej beczki. Stwierdziliśmy z żoną, że wtórny analfabetyzm nie jest dla nas dobry, wszak przed wiekami byle szlachcic porozumiewał się biegle kilkoma językami. A my co? Ledwie komunikatywny angielski, zapomniane podstawy łaciny, kilka zwrotów po niemiecku… Mało. Małżonka jeszcze coś z rosyjskiego pamięta, ja nie mam skąd. Tym samym podjęliśmy szaloną decyzję i takoż rozpoczęliśmy naukę hiszpańskiego. O efektach nie ma co mówić, ledwie pięć lekcji za nami, ale bakcyl połknięty. Chcemy więcej.

    Na tapecie:

     KSIĄŻKA:
    "Skazaniec" Krzysztofa Spadło. Miałem okazję przeczytać przedpremierowo i porównać do "Skazanych na Shawshank" wiadomo kogo. Rewelacyjna książka, o której na razie mówić nie mogę. Wypatrujcie jej nadejścia jesienią. Polecam.

    FILM:


    "Casino Royale" Martina Campbella. Ostre wejście w rolę Daniela Craiga, powrót do literackiego pierwowzoru i rezygnacja z komedii na rzecz brutalności i realizmu. Poza faktem, że jednak z Craiga żaden gentelman, to jako Bond sprawdza się świetnie i rewelacyjnie wpisuje sie w postać stworzoną przez Flaminga. Dobra rzecz.
    Tyle na dziś.
    Bez odbioru.

1 komentarz:

  1. Ano, Krakon, Krakon, fajnie Cie będzie zobaczyć ;]
    No i jakbyś w wolnej chwili potrzebował przewodnika - to też mów.
    (znam tajemnicę dobrych miejsc z dobrym piwem!)

    OdpowiedzUsuń