Osiemnaście.
Dziś trochę o aspektach twórczych i odtwórczych. Z pewnym zaskoczeniem i zdezorientowaniem zauważyłem jakiś czas temu, że z młodego pisarza/debiutanta/amatora przeszedłem do "starej gwardii". Zdezorientowanie bierze się zaś stąd, że choć widzę młody narybek jurnie i czupurnie głoszący swą twórczość i talent (na przykład jednym opowiadaniem!), to ja wciąż mam świadomość, że wydałem i opublikowałem naprawdę niewiele i wciąż pozostaję na pograniczu grafomanii i amatorstwa i do zawodowców, starej gwardii i wyjadaczy konwentowych sporo mi brakuje. Dlatego rzadko udzielam wywiadów i się w ogóle. Bardzo poważnie zacząłem też zastanawiać się nad zblokowaniem "Bóg Horror Ojczyzna". Po pierwsze, to rzecz dość prosta, z założenia klasy B. Po drugie stanowi taki misz-masz gatunków, że dla hard-corów będzie za lekka i zbyt zabawna, miłośnicy lajtowych rzeczy zaś oberwą momentami mięchem. Dosłownie i w przenośni. No i wreszcie powiedzmy szczerze. To nie jest horror. To science-fiction, groteska, kryminał. Z elementem hardcore. Powiem tak - jeśli to wypuszczę, to ze względu, że jest to rozdział, który chcę mieć za sobą i przejść do nowych rzeczy, więc na pewno będzie to sprawa internetowo-darmowa. Kwestia teraz, czy warto to publikować w ogóle i zlać się licealnym narybkiem? Pomyślę, poczekam na opinię fachowców, którzy właśnie maltretują tekst w celach blurbowych.Tyle spraw odtwórczych.
Z twórczych, zapadły decyzje odnośnie ACRYBII, co cieszy mnie niezmiernie. Pewnym jest, że nowa płyta powstanie. I wbrew obawom, nie będzie eksperymentalna. Mimo iż sporo takich dźwięków zostało zarejestrowanych, nie ujrzą one światła dziennego. Przynajmniej nie pod tą nazwą. I bez obaw - eksperyment oznacza tutaj drone doom. Po prostu musiałem sprawdzić, czy da się grać jeszcze wolniej i ciężej niż na "Jesus Bloody Jesus". Da się. Tylko po co? Dlatego nowy album będzie inny. Na tę chwilę ciężko coś powiedzieć, poza tym, że będzie znacznie lżejszy niż poprzednicy. Oczywiście, to będzie doom metal. Ale podnieśliśmy strój z H do klasycznego E. Bardzo możliwe, że przy nim zostaniemy ;)
W tej chwili trudno określić ile tego będzie. Wynika to z faktu, że ciężko określić stabilność składu, który stał się po prostu płynny. Wiem, że El Sol przyniosła jeden utwór, ja nagrałem dema trzech, dwa jeszcze są w zapasie, Sezmoth też przebąkuje o jakiś trzech tworach. Będzie też cover, będzie coś starego, coś akustycznego i nieco więcej death metalu. Zrobię co się da, żeby zrealizować ten album w tym roku. Już zaczynam zapraszać gości. Mogę z dumą powiedzieć, że już sam Aaron Stainthorpe z MY DYING BRIDE oficjalnie wymówił się brakiem czasu i odrzucił nasze zaproszenie do współpracy :)
A na tapecie:
KSIĄŻKI:
"Koszmary i fantazje" H.P. Lovecraft - wreszcie ukończyłem, a zajęło mi to tyle czasu, że dawno żadnej książki nie czytałem w takim skupieniu i z taką uwagą. Wyborna, niezwykła i ponadczasowa rzecz. Bardzo liczę na kontynuację i trzymam kciuki za Mateusza Kopacza, żeby się udało.
"Rodzina Borgiów" Mario Puzo - kolejny wyborny prezent od żony ;) Pierwsza włoska rodzina mafijna, czyli historia przyszłego papieża Aleksandra VI, jednego z najbardziej skandalicznych i zepsutych moralnie osobistości jakie zasiadły na tronie Piotrowym. No i styl Puzo. Świetna rzecz, ale od ostatecznej oceny powstrzymam się aż ukończę.
FILMY:
"Re-animator" Stuarta Gordona. Brawurowa i kultowa adaptacja Lovecrafta, który, jak napisał S.Yoshi, pewnie by się obraził za "fizyczne i seksualne nadużycia", niemniej sceny gore i ogólny klimat do dziś robią duże wrażenie. Więcej napiszę na hplovecraft.pl
"Narzeczona Re-animatora" Briana Yuzny. Równie kultowa adaptacja, pod wieloma względami nawet wierniejsza oryginałowi literackiemu niż pierwowzór. I doprawiona dobrym czarnym humorem. Niestety, dla mnie pomieszanie wątków Samotnika z Providence z "Narzeczoną Frankensteina" i brak zależności przyczynowo-skutkowej z częścią pierwszą wpływa niekorzystnie na całość. Ma to klimat, finał jest mocny, ale poziom znacznie niższy. Więcej wiadomo gdzie.
"Nawiedzony pałac" Rogera Cormana. Klasyczne kino grozy z lat sześćdziesiątych, z wybitnym Vincentem Price'm w podwójnej roli. Dość specyficzna adaptacja "Przypadku Charlesa Dextera Warda" Lovecrafta, która nie miała szans wytrzymać próby czasu.
"The Host/Potwór/Gwoemul" Joon-ho Bong. Koreańsko-japońska hybryda, która rzuca na kolana. Efekty, scenariusz, aktorstwo. Formalnie film o potworze-mutancie, praktycznie: komedia, dramat, film rodzinny, thiller, moralitet społeczny i socjologiczny będący równoczesną krytyką konformizmu i zachodniego konsumpcjonizmu, a także pochwałą więzi i wartości rodzinnych. Śmieszy, porusza, wzrusza. Niestety, nie straszy, więc horrorem, mimo potwornej bestii go nie nazwę. Ale patrząc z perspektywy czasu, obejrzawszy go na spokojnie, bez nagonki medialnej po latach, mogę spokojnie powiedzieć, że to film wybitny. Koniec kropka. A wydanie DVD też jest znakomite.
"Conan Barbarzyńca" Johna Miliusa. Ten film pojawi się tu nie raz, bo wracam do niego bardzo często, za każdym razem zachwycając się geniuszem reżysera, który w tak surowy i (w dobrym tego słowa znaczeniu) prymitywny sposób przedstawił Howardowskiego bohatera. Fascynujący, brutalny świat, z przepiękną muzyką Basila Poledourisa. I te zdjęcia! Tego dzisiejsze kino przesycone cyfrowymi efektami i komputerowymi orkiestracjami dać nam nie potrafi. Absolutnie wybitny film, arcydzieło gatunku. Więcej o tym temacie napisałem w 35 numerze Grabarza Polskiego
Polecam.
Odbiór.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz