piątek, 29 marca 2013

Elaborat 12

Dwanaście.
Zrobił się mały zastój, z przeróżnych powodów, o których jak zwykle mówić nie będę. Różnie w życiu bywa, a ponieważ jest ono moim prywatnym, takim też pozostanie.
Tymczasem na horyzoncie dużo zmian.
Po pierwsze, wszystko wskazuje na to, że już następna, albo któraś z kolejnych odsłon odbędzie się na profilu wyglądającym tak jak to sobie wymarzyłem. Dzięki Dariuszowi za pomoc.
Po drugie, jak wspominałem, doszły końca prace nad debiutem Damage Case i już dziś dokonano prezentacji okładki, która ozdobi to "dzieło". Zaskakujące, jaką wojnę wywołała ta okładka w pozornie zgranym zespole. Jaka jest oficjalna, widać na FB i w coraz głębszych czeluściach Internetu, pierwotna (i moja ulubiona) to taka:


Autorem jest enigmatyczny dla co niektórych Pan Goryl (tutaj znajdziecie jego prace).  I tym samym dochodzimy do po trzecie - już jutro, w zasadzie może zaraz, za moment premiera antologii "Gorefikacje". Drżę z niecierpliwości i zaciekawienia, czy spełnią się słowa Tomasza Czarnego i istotnie poziom będzie porażająco wysoki. Zachęcam wszystkich odważnych, dorosłych, dojrzałych posiadaczy mocnych nerwów i żołądków. Reszcie, naprawdę, z całego serca odradzam.

Z ciekawostek - pięć lat temu powstał projekt muzyczny, do którego podłożyłem klawisze (ponieważ gitar najzwyczajniej nie chciałem). Zrobiłem co miałem, o wszystkim zapomniałem. Niedawno okazało się, że projekt wreszcie (!) został ukończony i płyta znajdzie się na rynku. To się dopiero nazywa trup w szafie, prawda? Ale przeszłością żyją ci co nie mają przyszłości (sam to teraz wymyśliłem - patentuję i zastrzegam!) więc dywagować nie będę. Na tę chwilę nadchodzi Damage Case, tym bardziej, że wraz z płytą zaczną się koncerty, których nie mogę się doczekać. Klaruje się też sprawa nowej Acrybii, ale o tym kiedy indziej. W kwietniu ruszy też kolejny projekt, o którym marzyłem już od baardzo dawna. Zresztą, wtedy być może ruszy kilka projektów, nie tylko muzycznych. Także, cierpliwości. Zaczynam się rozkręcać.

Mogę obiecać, że już wkrótce poznacie zapowiedź mojej nowej książki, o której jeszcze dotąd nie wspominałem. Mam nadzieję, że będzie to miła niespodzianka dla tych, którzy poznali moje wcześniejsze utwory.

No i na deser tradycyjnie przegląd:
Książka: 
"Seryjny" - Johna Lutza. Nie wiem czemu, ale mimo iż lektura to mocna, wciągająca i ciekawa, w ciągu ostatnich kilku dni ogarnąłem ledwie 400 stron... Muszę się poprawić i wtedy coś napiszę więcej.
Gry:
Uparcie "Warhammer: Mark of Chaos" - choć odkąd prowadzę Imperium, to jakoś magia i ochota minęły. "Wojnę na północy" odpuściłem. Chyba zainstaluję "Powrót króla", żeby utrzymać klimat.
Film:
"Dom 1000 trupów" Roba Zombie. - W zasadzie klasyk, którego niedawno odświeżyłem. Jeszcze nieporadny, przewidywalny i nierzadko nielogiczny, ale już zdradzający wyjątkowość reżysera. Brutalność, humor, zabawę konwencją i wreszcie zdjęcia.
A skoro przy zdjęciach jestem - to muszę wspomnieć o arcydziele:
"Drzewo życia" - Terrence Malicka. Kto widział "Cienką, czerwoną linię" ten wie, czego spodziewać się po tym twórcy. Niewiarygodnie pięknych ujęć, powolnej pracy kamer, onirycznego, umownego, rwanego sposobu narracji... Długo by wymieniać. To unikat. Film, który dla większości okaże się nie do przebrnięcia. Który powali pierwszymi kilkudziesięcioma minutami każdego nastawionego na akcję, dialogi, fabułę. Kto przetrwa, kto się otworzy, może znaleźć wiele. Nie wiem, może miałem odpowiedni nastrój. Może mój syn tak mnie nastawił, że odbieram teraz pewne filmy bardziej emocjonalnie. Nie ukrywam też, że pewne uduchowione wstawki jedynie mnie irytowały. Niemniej mam świadomość, że obok "Melancholii" Larsa von Tiera jest to najlepszy film jaki widziałem w ostatnich latach.
"Niezniszczalni 2" Simona Westa. - Ech, zrobiła mi żona prezent. Nie da się ukryć. Niemal popłakałem się ze śmiechu. Stallone, Schwarzenegger, Van Damme, Bruce Willis, Lundgren, Chuck Norris. Panowie na których filmach wychowałem się na przełomie lat 80-tych i 90-tych. Obecnie wszyscy w wieku emerytalnym. Ba, Norris już poważnie po siedemdziesiątce. A rozkręcili akcję jak za dawnych lat, ze stertą wybuchów, mordobicia i strzelanin, i przeooogromnym dystansem do siebie. Pierwsza część była niezła. Ale druga po prostu powala. Warto obejrzeć choćby po to, żeby zobaczyć jak legendy kina akcji potrafią żartować sami z siebie. Teksty Schwarzeneggera i Norrisa do tej chwili mnie rozbawiają i uśmiecham się do ekranu. Znak, że czas kończyć.
Bez odbioru.
Albo ponieważ odbiór jest, to wprowadzimy zmianę:
Odbiór.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz