tag:blogger.com,1999:blog-7172832127497356442024-02-01T23:40:04.596-08:00 Łukasz Radecki - oficjalny blog Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.comBlogger221125tag:blogger.com,1999:blog-717283212749735644.post-31060039808733663932017-08-13T15:05:00.001-07:002017-08-13T15:05:04.224-07:00(146) Idę dalej
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Sto czterdzieści sześć.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Dwa i pół miesiąca.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Mniej więcej tyle minęło od
ostatniego wpisu, w którym teoretycznie planowałem ruszyć trochę
z blogowaniem. Ale ponownie wrócił dylemat – pisać książki,
czy bloga? Już nie wspominam nawet o recenzjach. Przede wszystkim
jednak, w ciągu ostatnich miesięcy wydarzyło się (i wciąż
dzieje) wiele rzeczy, o których po prostu nie wypada nic pisać.
Bo życie nie zawsze jest różowe, nie zawsze jest lekko i
nieszczęść mnóstwo po ludziach chodzi. A mi po prostu o tych
ludziach pisać nie przystoi.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Ponadto byłem też zapracowany ponad
miarę, a już dawno określiłem, co jest moim zawodem, a co tylko
pasją. Szczęśliwie osiągnąłem najwyższy awans, teraz zaś
tkwię w środku totalnego remontu. Pisać nie ma jak. Niemniej –
próbuję. I coś tam powoli się klaruje. Niby w tym roku mają
ukazać się jeszcze trzy moje książki, niby te, co już wyszły
zbierają dobre („Nienasycony”) i rewelacyjne („Królestwo
Gore”) recenzje, ale ja już zmierzam dalej. Już w tej chwili
wiem, że w przyszłym roku wyjdą trzy następne. W tym miesiącu
podpisałem bardzo dobre kontrakty na dwa cykle, które mam nadzieję,
rozpoczną się wkrótce. Najwspanialsza wiadomość z tym związana,
że żaden z nich nie jest horrorem. W pewnym sensie oba cykle są od
niego odległe tak bardzo, jak to tylko możliwe. A staram się, żeby
było jeszcze bardziej. Dlatego chociaż recenzja Dariusza
Jasińskiego na temat „Królestwa Gore” przyprawiła mnie o
rumieńce (światek literacki rzadko chwali się wzajemnie,
szczególnie bez znajomości – dziękuję ogromnie!) i zapał
ogromny w serce wlała, podtrzymuję swoją deklarację sprzed roku
bodajże – koniec z opowiadaniami. Przynajmniej na dłuższy czas,
póki nie będę się czuł na siłach zrobić w tym gatunku czegoś
innego niż robiłem dotąd. Zresztą, horror staje się mi coraz
bardziej obcy, szczególnie filmowy. Opatrzyło się mnie to całe
plugastwo, straszenie na siłę, a może - i tu dopatruję się
największego problemu – zbyt wiele lat rozbierałem ten gatunek na
czynniki pierwsze, badałem od podszewki na różne sposoby. Dlatego
też z trudem podjąłem decyzję o opuszczeniu redakcji Horror
Online. Po dwunastu latach, setkach recenzji, dziesięciu latach na
stanowisku zastępcy naczelnego stwierdziłem – dość. Niech
szaleją tam Ci, którzy jeszcze czują dreszcze na myśl o horrorze.
Paradoksalnie, decyzja ta sprawiła, że zupełnie na luzie zacząłem
sobie czytać pewne rzeczy i znów cieszyć się lekturą. Mam
jeszcze zaległe teksty dla Grabarza Polskiego, mnóstwo rzeczy do
Dzikiej Bandy, ale, niestety, musiałem dokonać wyborów i wiem, że
to jeszcze nie koniec. W ostatnich miesiącach jeżdżąc po Polsce i
promując „Nienasyconego” i „Zombie.pl” trafiłem do
przedziwnych miejsc, spotkałem wspaniałe osoby, które pozwoliły
mi również przypomnieć sobie o moich wielkich pasjach – historii
i literaturze. Nie chodzi o to, że o nich zapomniałem. Ale
możliwość rozmów z prawdziwie światłymi umysłami, językiem
naukowym, którego nie używałem od lat, była dla mnie zbawiennym
oddechem po latach snucia się po horrorowych konwentach, gdzie
wykształciuchy pretendujące do miana „literaturoznawców” w co
drugim zdaniu rzucali „zajebiście”, a swoje ego rozdymali do
potęgi niepojętej. Nie chcę tu wymieniać nazwisk profesorów i
doktorów, bo zasłaniać się nimi też nie przystoi. Nie chcę też
wspominać innych autorów z głównego nurtu. Wystarczy, że wspomnę
„rozmowę” z Arturem Olchowym, który wzorem klasycznego pisarza
zasypał mnie monologiem na temat swojej nowej książki, w który
próbowałem wtrącić czasem swoje trzy grosze. Otóż Artur
opowiadał jak pracował nad swoją debiutancką powieścią, jak
zbierał materiały, co robił, co sprawdzał, żeby wszystko było
wiarygodne. Jak naradzał się na różnych forach, podpytywał
studentów, itp. I pomyślałem – który z polskich piewców grozy
robi taki research? Jakikolwiek research? Nie chcę tu mówić o
swoich poszukiwaniach do historycznych wątków „Nienasyconego”
(w końcu i tak utonęły w papce klasy B), przychodzi mi do głowy
jeszcze Wojtek Gunia i... Remigiusz Mróz ze swoją najnowszą
powieścią. A reszta? No właśnie – aby było. Aby się działo.
I dlatego polski horror jest jaki jest. Teraz dodatkowo wspierany
przez zastępy niedzielnych blogerów, którzy książki zbierają,
nie czytają, a później jeszcze je sprzedają. Na temat literatury polskiej już się wypowiadałem,
nawet dziś na wallu u Roberta Ziębińskiego. Dlatego już kończę
i kontynuować tego nie będę. Powiem tylko dwie rzeczy – kupujcie
Okolicę Strachu. Koniecznie sprawdźcie debiut Jacka Piekiełko. No i oczywiście, czekajcie na Artura, aż zgodnie z zapowiedziami skręci ostatecznie w kierunku grozy. <br />A
ja na koniec wklejam zdjęcie najbardziej nietypowe z możliwych. Bo
nigdy bym nie przypuszczał, że znajdę się w tym samym miejscu i
czasie, co Krystyna Mazurówna, kobieta, która grała u Romana
Polańskiego i tańczyła w „teledysku” Piotra Szczepanika
„Kochać, jak to łatwo powiedzieć”. O innych, jeszcze bardziej
znanych, mężczyznach jej życia nawet nie wspomnę, bo po to
napisała w końcu swoją książkę. Powiem raz jeszcze – w
horrorze polskim osiągnąłem wszystko, co mnie interesowało, a czasem nawet więcej, niż się spodziewałem. Nie
wypieram się. Ale idę dalej.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCvvBOBZlBkI6zrlOO5ycZKxPTVGsZyVTS1xFzFQQW7_JPofuqx0D0l815ghCa9lXV4ePPsfsfjMXfdNqRzoAL4KGnUqXJG7mRQlLO7aXmNhRnNWaVWpKjjBsBnRyLy47Rvabuff_vwQ/s1600/20170728_165316.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCvvBOBZlBkI6zrlOO5ycZKxPTVGsZyVTS1xFzFQQW7_JPofuqx0D0l815ghCa9lXV4ePPsfsfjMXfdNqRzoAL4KGnUqXJG7mRQlLO7aXmNhRnNWaVWpKjjBsBnRyLy47Rvabuff_vwQ/s320/20170728_165316.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Bez odbioru, bo może na dniach coś
mniej chaotycznego złożę.</div>
Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-717283212749735644.post-73652845083830582522017-05-24T11:05:00.001-07:002017-05-24T14:25:03.857-07:00(145) Na smutno, bo tak czasem wychodzi<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
145</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Rygor wpisów podtrzymany.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGTxeiyC8GvrNnxysMZUZBtjd0guE_6T9789de5TvH8fWv46_TMrkrdqcDObTgmfF1GQHGVdqn35uBzsInJYMtVcUTH3zCkUFBURYhW7UG5Q1t5FsgKRKvt15nfOTLO_8rWhDdBjvjeA/s1600/Jan_Matejko%252C_Sta%25C5%2584czyk.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1197" data-original-width="1600" height="149" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGTxeiyC8GvrNnxysMZUZBtjd0guE_6T9789de5TvH8fWv46_TMrkrdqcDObTgmfF1GQHGVdqn35uBzsInJYMtVcUTH3zCkUFBURYhW7UG5Q1t5FsgKRKvt15nfOTLO_8rWhDdBjvjeA/s200/Jan_Matejko%252C_Sta%25C5%2584czyk.jpg" width="200" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
A
jednak trudno pisać, gdy tyle się dzieje i to niestety, nie są
wydarzenia optymistycznie nastrajające do życia. Nie zwykłem za bardzo
się uzewnętrzniać, stronię jak tylko mogę od polityki w swoich wpisach i
wypowiedziach. Pierwsze wynika z tego, że unikam formuły, którą
upodobali sobie blogerzy i fejsbookowcy informując o każdym zjedzonym
posiłku, przebiegniętym kilometrze i przyjętej przez ich kota pozie.
Drugie, bo po prostu nie mogę. Żyjemy w kraju, w którym ze względu na
wykonywany zawód nie mogę sobie pozwolić na komentowanie wydarzeń
politycznych, religijnych i temu podobnych. Czasem zazdroszczę, że
niektórzy mogą w tym względzie mówić głośno, co myślą, czasem się
cieszę, bo nie chcę wchodzić w jałowe utarczki i nie lubię przeklinać.
Zwłaszcza publicznie. Jedno jest pewne, Polacy dawno nie byli tak
skłóceni, tak podzieleni, tak rozdarci politycznie. Historia zatacza
kręgi i widzę niepokojące odbicia wzorców zarówno z Dwudziestolecia
Międzywojennego, jak i ostatnich dekad ubiegłego wieku. Chciałbym
wierzyć, że to się jeszcze może dobrze skończyć...</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "times new roman"; font-size: 12pt;">Umierają
najwięksi i najważniejsi... Niby zawsze tak było, ale z niepokojem
patrzę, jak wykruszają się ikony, wszyscy ci, których podziwiałem, albo
po prostu ich trwanie było stałym elementem życia/popkultury/sztuki. W
zeszłym roku pożegnaliśmy Dawida Bowie, Prince’a, chwilę wcześniej
zdawać się mogło nieśmiertelnego Lemmy’ego. W tym odszedł już Wojciech
Młynarski, Zbigniew Wodecki - prawdziwe legendy, choć jakże odległe od
moich muzycznych upodobań. Wczoraj zmarł Roger Moore - trzeci, dla
wielu najbardziej ikoniczny James Bond. </span><br />
<span style="font-family: "times new roman"; font-size: 12pt;">Chociaż
za jego czasów seria skręciła niebezpiecznie w stronę komediową, a dla
wszystkich najważniejszym agentem 007 pozostanie Sean Connery, to
przecież Moore wcielił się w postać agenta królewskiej mości najwięcej
razy. Był to też pierwszy Bond, jakiego zobaczyłem - w jednej z
najlepszych odsłon cyklu: "Żyj i pozwól umrzeć"... W czasach gdy tylko
kilka osób w mieście miało magnetowid, ten film w kinie po prostu
wgniótł mnie w fotel. Bardziej niż jakiekolwiek Gwiezdne Wojny, do
których Bond nawiązał już niedługo później. Dziś, po dwudziestu czterech
częściach, po ponad dwudziestu latach od tamtego momentu wiem, że Moore
najlepszym Bondem nie był. Ale był najbardziej filmowym.</span> </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "times new roman"; font-size: 12pt;">Odszedł
Chris Cornell, śmierć tym bardziej szokująca, bo niespodziewana. A
jednak podobnie jak w przypadku Robina Williamsa nie tak
nieprzewidywalna, jakby się niektórym zdawało. O depresji mógłbym pisać
dużo, póki co, najwięcej ile mogłem zdradzić zawarłem w opowiadaniu "Łzy klauna" z antologii "Iron
Tales"... Dziś, żeby nie marudzić za długo podążę ku podsumowaniu.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "times new roman"; font-size: 12pt;">Śmierć
zbierała bezlitosne żniwo zawsze, na każdej długości i szerokości
geograficznej. Na wszelkiego rodzaju zamachy odpowiadamy zmianami
obrazków na fejsie, tam też rzucamy wspominki o tych wielkich gwiazdach.
I jednych i drugich jest coraz więcej, a ja sobie uświadamiam, że nie
ma już epoki, w której żyłem bezpiecznie przez lata. Moi herosi z
młodości odeszli, ikony zeszły z tego świata, udowadniając, że nic nie
trwa wiecznie. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "times new roman"; font-size: 12pt;">Pożegnałem wcześniej tym miesiącu bardzo bliską mi osobę, którą wspominać będę codziennie, w
ciszy, bez rozgłosu... Bo to zawsze boli, choć odejść musi przecież
każdy. Skoro nawet Bond umiera, to nic nas nie ocali przed Ponurym
Żniwiarzem...</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "times new roman"; font-size: 12pt;">Na szczęście jeszcze jest Ozzy, Keith Richards i Brudny Harry. Trójca, która daje mi nadzieję.</span></div>
Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-717283212749735644.post-86871537023307178412017-05-17T15:01:00.001-07:002017-05-17T15:01:11.369-07:00Trup wstał, powoli drepcze...<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Sto czterdzieści pięć.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Kontynuujemy blogowanie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Wczoraj dostałem
autorskie egzemplarze „Królestwa gore”, które jadę w sobotę
promować do Warszawy, a już dziś poszła oficjalna informacja, że
„Zombie.pl 2” ukaże się na przełomie czerwca i lipca. Wychodzi
na to, że to też będzie ostateczny tytuł... W gruncie rzeczy nie
mam nawet jak się tym wszystkim cieszyć, bo w pracy młyn, za dwa
dni kolejne przedstawienie z moją „Atrapą”, jeszcze w tym
miesiącu ma się ukazać (wreszcie!) drugi album Damage Case
„Drunken Devil”. Jeszcze bardziej obskurny i oldschoolowy niż
poprzedni. Nie dla pozerów i niedzielnych metaluszków słuchających po kątach grunge'u i Papa Dance. </div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Oto zalążek:</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/iOSxcMAiKSo/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/iOSxcMAiKSo?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<br />
<br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Nie zwykłem jednak
spoczywać na laurach, dlatego dziś wysłałem kolejne pięć
książek do wydawców. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. W międzyczasie
szykuję się do ogarnięcia pozostałych zespołów, ale czerwiec
będzie t y m miesiącem. Bo co za dużo, to i świnia nie zje... A
ja czasem też chcę odpocząć.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Bez odbioru.</div>
Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-717283212749735644.post-47916911576113326242017-05-15T14:12:00.000-07:002017-05-15T14:12:00.666-07:00Wstawaj, trupie!
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Z poprzedniej reaktywacji niewiele
wyszło, ale bądźmy szczerzy – skoro w tym roku ma się ukazać
pięć moich książek (dziś już wiem, że ta liczba będzie
większa, ale na razie cicho sza...), to wiadomo, że nad wpisami
tutaj siedzieć nie miałem czasu. Bo przecież jeszcze praca
zawodowa, a przede wszystkim rodzina i dzieci. I wiele innych
czynników, o których pisać nie będę, bo to wciąż nie będzie
blog wylanych żalów, tajnych sekretów, czy złotych myśli, które
potem zbiorę w książkę.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
A jednak znów zaczynamy. Pretekst
najbardziej banalny z możliwych – wydawca mi zasugerował, że
byłoby warto. No, konkretnie chodziło o to, że miałem się
zdecydować, czy jednak założę sobie stronę internetową, albo
chociaż fanpage. Niestety, tak jak uparcie uważam, że wydawanie
siebie samego jest bardzo <i>passe</i>, że żebranie o uwagę u blogerów i
portali świadczy o parciu na szkło znacznie powyżej przyzwoitości,
tak sądzę, że tworzenie sobie samemu fanpage'a jest szczytem
próżności lub/i lekiem na liczne kompleksy. Ergo – musiałem
chociaż aktualizować blog.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7q8XLJuQYCtC13H6Nzctsuxp2c3e8RaomS42QCNzU6HGQab7mY4Aos0jIcELRx2SeONdQrdTiwdLEGX1M8-5ku2l_rCtHZvldTgRBqw5S0J8ZkVWedhDVmQoXBYUqutoSHL1lPhu1VA/s1600/radecki_targi_fb.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"></a>Niestety, obecny wpis jest kontrolnym i
nie będzie tutaj żadnego przeglądu filmów, książek i innych
rzeczy. Wygrzebuję się powoli z zaległości recenzenckich, nie mam
czasu, by nanieść poprawki w ostatniej powieści, znalazłem
wydawcę na kolejną, do której mam tylko konspekt, a nie mam sił
tego ruszyć. Bo to nie jest tak, że czasu nie mam zupełnie. Ale
czasem lubię sobie relaksacyjnie odlecieć z książką, albo
pobiegać po Temerii. Ponadto właśnie siedzę nad kolejną sztuką,
którą moja teatralna grupa „Atrapa” będzie wystawiać na
kolejnym festiwalu w najbliższy piątek. Przedstawienie nosi tytuł
„O ziemniaku, który chciał zostać wiedźminem”, a tytuł w tym
wypadku zdradza niemal wszystko. No cóż, w sobotę natomiast
premiera „Królestwa gore”, więc na pewno jeszcze będę o tym
trochę wspominał. Bo mam nadzieję, że w tym tygodniu do
wyskrobania kilku słów się zmuszę. Tymczasem – czas do roboty.
Idę myć naczynia przy radosnych dźwiękach szwedzkiego death
metalu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7q8XLJuQYCtC13H6Nzctsuxp2c3e8RaomS42QCNzU6HGQab7mY4Aos0jIcELRx2SeONdQrdTiwdLEGX1M8-5ku2l_rCtHZvldTgRBqw5S0J8ZkVWedhDVmQoXBYUqutoSHL1lPhu1VA/s1600/radecki_targi_fb.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="123" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7q8XLJuQYCtC13H6Nzctsuxp2c3e8RaomS42QCNzU6HGQab7mY4Aos0jIcELRx2SeONdQrdTiwdLEGX1M8-5ku2l_rCtHZvldTgRBqw5S0J8ZkVWedhDVmQoXBYUqutoSHL1lPhu1VA/s320/radecki_targi_fb.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-717283212749735644.post-68916813791336839992017-01-05T15:42:00.003-08:002017-01-05T15:42:43.453-08:00THE BEST OF 2016 - blog reaktywacja?
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Sto czterdzieści trzy</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Przerywamy milczenie po półrocznej
niemal przerwie. Nie nazwałbym tego „Blog-reaktywacja”, ale
niech to będzie chociaż przymiarka. Tym bardziej, że jest to
idealny (i ostateczny) moment, w którym mogę zrobić podsumowanie
minionego roku.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
A był to dobry rok. Bardzo dobry. Dla
mnie osobiście, bo w świecie, polityce, w aspektach często dla
mnie niepojmowalnych działo się różnie, ale ponieważ to mój
osobisty blog – powtórzę: to był bardzo dobry rok. Nawet w
momentach, gdy kopał po czterech literach, by przypomnieć o pewnych
sprawach i otworzyć oczy na inne. A to czyni tylko silniejszym.
Nastąpiła więc weryfikacja pewnych znajomości, kontaktów i
planów przyszłościowych, ale wszystko po to, by działo się
lepiej. A działo się niepomiernie, dość powiedzieć, że nie
pamiętam równie pracowitego roku. Jestem wyczerpany do teraz.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Rodzinnie było i jest wspaniale, a dwa
tygodnie temu nasze grono powiększyło się o maleńkiego Teosia, co
uszczęśliwiło nas niepomiernie i ugruntowało pojęcie szczęścia
rodzinnego. Choć, co oczywiste, znacznie wpłynęło na ilość
przesypianych godzin. Tymczasem jeszcze raz wszem i wobec ogłaszam
bohaterstwo i niezłomność mej małżonki Dagmary, którą wielbię
i podziwiam z każdym dniem jeszcze bardziej. Dziękuję, kochanie!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Większość przysłowiowej pary poszło
w pracę zawodową, co zaowocowało najlepszymi wynikami moich
uczniów w całej mojej karierze, moja amatorska grupa teatralna
„Atrapa” po raz kolejny stanęła na podium, a nasza sztuka znów
została wysoko oceniona. Z trudem odgrzebałem się z recenzji
wszelakich, gdzie prym wiodły literackie, pisane głównie dla
Dzikiej Bandy. Mocno zaniedbałem inne redakcje i serwisy, ale nie
jestem w stanie ogarnąć wszystkiego. Jednak. Niemniej, recenzji
było tyle, że chyba ustanowiłem nową życiówkę. Napisałem,
ukończyłem, oddałem do wydawców kilka książek, ich ilość
zachowam w tajemnicy, dość powiedzieć, że w przyszłym roku na
pewno ukaże się sześć (!) nowych wydawnictw sygnowanych moim
nazwiskiem. I póki co, tylko jedno będzie w duecie. W tym było
skromnie, choć niemniej intrygująco – na początku roku wyszedł
„Zombie.pl”, na tę chwilę najpopularniejsza i najmniej
kontrowersyjna powieść jaką popełniłem z Robertem Cichowlasem.
Dla równowagi w połowie roku razem z Tomkiem Siwcem zaczęliśmy
serię „Sakrament Okrucieństwa”. Oba cykle doczekały się
kontynuacji, które już wkrótce... Ukazały się trzy antologie, w
których pojawiły się moje teksty – czeska „Za Tebou” i
polskie „Gorefikacje 2.2”, „Krwawnik”. W zasadzie niemal
wyczerpało to limit moich udziałów w antologiach – na przyszły
rok są zapowiedziane jeszcze trzy i koniec, dziękuję, więcej się
w to nie bawię. Przynajmniej na dłuższy czas. Szczególnie, że na
niektóre z tych wydawnictw czekałem latami. Temat literacki zamknę
konwentami – w tym roku odwiedziłem Polcon i Kfason, za co jeszcze
raz serdecznie dziękuję Karolinie Kaczkowskiej i Magdzie Paluch –
bez ich uporu, poświęcenia i organizacji nie byłoby to możliwe.
Dziękuję, dziewczyny!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Muzycznie działo się sporo, bo
zasiliłem szeregi jeszcze jednego zespołu, death metalowego Carnes,
ale niestety, nie udało się w tym roku zagrać żadnego koncertu,
ani wypuścić żadnej płyty – chociaż dwie zostały już
nagrane, zmiksowane i w zasadzie czekają na wydanie...
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
I tyle na dziś. Bardzo liczę, że uda
się mnie zmoblizować i faktycznie reaktywować bloga, niemniej jak
pisałem – zaległości to jedno, priorytety w postaci rodziny i
pracy to drugie (czyli w sumie pierwsze), a ja się już robię
stary, zmęczony i obolały – nie wiem więc co będzie. Tym
bardziej, że planów i pomysłów nie brakuje... Trzeba się brać
za robotę.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Wyjątkowo: odbiór.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Na zakończnie krótkie podsumowanie
prywatne.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
MUZYKA:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Zadziwiające, ale ten rok był jeszcze
lepszy niż poprzedni. Albo naprawdę się starzeję, albo
rzeczywiście znów ludzie zaczęli robić dobrą muzykę. Oczywiście
większość kupionych przeze mnie płyt w tym roku to były starocie
z datą 19 na początku, niemniej pojawiło się kilka zaskakująco
dobrych nowości. Najlepszą płytę od lat nagrała METALLICA, to
samo mogę powiedzieć o ACID DRINKERS, którzy tak dobrze nie
łomotali od dwudziestu lat. VADER nie zawiódł, podobnie TESTAMENT,
bardzo zaskoczyło mnie MEGADETH, które wreszcie nagrało płytę,
do jakiej chce się wracać (a albumów z dwóch ostatnich dekad z
okładem słuchać się nie dało). Oczywiście, nie zawiodła FURIA,
ale absolutny prym dla mnie w roku ubiegłym stanowi „The Whole of
the Law” ANAAL NATHRAKH. Ścieżka dźwiękowa do armagedonu,
bezlitosny miks wszelkich odmian metalu, od grindu i black metalu, po
klasyczne heavy, a wszystko podane w tak fenomenalnej otoczce, tak
nieposkromionej wyobraźni, choć ujętej w jasne ramy gatunku... i
na koniec przewrotny cover „Powerslave” IRON MAIDEN. Tak, to mój
album nr 1.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi95slpzv8HPb_beCEVLIW0jCboy3Su4cGkljI3MKYM3FzHjajFHdnWeKcYhRFrKAJDpuLSNKL1_2684GWk8VVz1ntvKhojMtNj8Mkem5mLj_CmpLxmv40xTCMhW_gZahhEq5qrn9-xRg/s1600/2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi95slpzv8HPb_beCEVLIW0jCboy3Su4cGkljI3MKYM3FzHjajFHdnWeKcYhRFrKAJDpuLSNKL1_2684GWk8VVz1ntvKhojMtNj8Mkem5mLj_CmpLxmv40xTCMhW_gZahhEq5qrn9-xRg/s200/2.jpg" width="200" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
FILM:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Nie widziałem tego zbyt wiele, nie
odnotowałem też jakiś szczególnych rozczarowań, za to bardzo
miło zaskoczyłem się poziomem... filmów animowanych. „Zoogród”
i „Vayana: skarb oceanu” to dowody, że dla dzieci można robić
produkcje ambitne i niegłupie. Wspaniale wypadła także fabularna
wersja „Księgi dżungli”, ale moim faworytem jest film
niezwykły, bo tak oldschoolowy i niepoprawny, że większość go
nie doceni, albo szybko o nim zapomni. „Równi goście”, czyli
„Nice Guys” to przykład męskiego kina, jakiego już się dziś,
niestety, nie robi. Dużo czarnego humoru, świetne kreacje
aktorskie, niebanalna akcja i brak poprawności politycznej.
Rewelacja. Poprosiłbym o sequel, ale box office mówi, że nie mam
szans.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjpjh6eWx4op4jy5V8iNzcPf2S1HsURyftnBqc41DClVUMz4lrlqKr6i-Kr2xfUrDO_fWpV1lBrJMVXmxOWXxfy2Q3BhXgIz5FSWU5sJ64vq1A9966XgWE1q1zLWpeEU1Zw0B9PB8qUyg/s1600/3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjpjh6eWx4op4jy5V8iNzcPf2S1HsURyftnBqc41DClVUMz4lrlqKr6i-Kr2xfUrDO_fWpV1lBrJMVXmxOWXxfy2Q3BhXgIz5FSWU5sJ64vq1A9966XgWE1q1zLWpeEU1Zw0B9PB8qUyg/s200/3.jpg" width="130" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
KSIĄŻKA:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
„Nocny film” Marisha Pessl. Z
jednej strony wybór najlepszej książki w tym roku był trudny, z
drugiej, bardzo oczywisty. Genialna powieść o poszukiwaniu
tajemniczego reżysera jest pretekstem do gry z czytelnikiem, a
jednocześnie upiornym miksem pomysłów Davida Lyncha, Johna
Flowlesa i Williama Hjortsberga. Wymagająca i porażająca powieść.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjSz2NFdYb7eyRbFRudgYrGi29mQ4wGrUv9SOQ0gwj7M7EHepC6b5TuVSQ0UdBGpsHaI_J2IPgejrBEoQDJA9uOceCJfd_BivTf6rY85c0CJYw8wdGUuLNRGWcWWxm7HTCL6DamLhatw/s1600/1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjSz2NFdYb7eyRbFRudgYrGi29mQ4wGrUv9SOQ0gwj7M7EHepC6b5TuVSQ0UdBGpsHaI_J2IPgejrBEoQDJA9uOceCJfd_BivTf6rY85c0CJYw8wdGUuLNRGWcWWxm7HTCL6DamLhatw/s200/1.jpg" width="140" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-717283212749735644.post-5690892370003047192016-08-09T15:16:00.000-07:002016-08-09T15:16:22.483-07:00(142) Przerywamy milczenie... i szykujemy się na wojnę. Na początek jedną.<div style="margin-bottom: 0cm;">
Sto czterdzieści dwa</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Minęły ponad trzy miesiące od
ostatniego wpisu, co jedynie potwierdza moje teorie na temat bycia i
niebycia pisarzem. Moje jojczenie na ten temat stało się poniekąd
prorocze, bo musiałem poprzestawiać pewne priorytety. Nie oznacza
to jednak, że byłem w tym czasie bezczynny. Nie ma możliwości,
żebym ogarnął tutaj obejrzane i przeczytane w tych ostatnich
miesiącach książki, więc nawet nie będę próbował. Najprościej
będzie po prostu ruszyć dalej.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Więc w skrócie – ostatni rok
szkolny okazał się dla mnie wyjątkowo pracowity i tym samym
wyczerpujący, ale przyznaję, że nigdy wcześniej nie osiągnąłem
takich sukcesów zarówno wychowawczych, jak i czysto metodycznych,
odzwierciedlonych w wynikach uczniów, jak i wygranych w różnych
konkursach. Ten rok ewidentnie potwierdził, że jestem nauczycielem
całym sercem, pisarzem nawet nie bywam. To się po prostu czasem
zdarza. A ja w ostatnim czasie zdecydowałem, że zbyt wiele rzeczy w
życiu się zdarza, a za mało jest zależnych ode mnie. Dlatego
między innymi podjąłem radykalne decyzje i wycofałem od jednego z
wydawców dwie swoje książki oczekujące na publikacje. Ukażą się
być może gdzie indziej, być może wcale. A z owym wydawcą
przyjdzie mi stanąć w szranki, bowiem mam dosyć czekania ponad rok
na należną wypłatę. Efekty planuję na koniec tego tygodnia. Plus
minus. Ale coś poleci w wentylator. Nie jest to zresztą jedyna
wojna do jakiej się szykuję, nie jedyna sytuacja, w której
powiedziałem sobie „dosyć”. Grunt, że przestaję pozwalać
życiu się toczyć. Codziennie doświadczam momentów, które
udowadniają, jak wiele zależy od nas. Banał, wiem, ale to właśnie
czyni mnie i moją rodzinę szczęśliwą. To, jak się staramy i o
co walczymy, czasem z całym światem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Oczywiście z pisania nie
zrezygnowałem, choć lipiec poświęciłem na nadrobienie zaległości
recenzenckich. I wreszcie wyszedłem na prostą. W tak zwanym
międzyczasie napisałem z Robertem połowę drugiego tomu
„Zombie.pl” i sporą część trzeciego tomu „Bóg Horror
Ojczyzna”. Tę drugą książkę muszę skończyć do 15 sierpnia,
a potem... cóż, trzymajcie kciuki. Planów jest dużo, propozycji
wydawniczych również, ale czasu coraz mniej. Zobaczymy, co się
uda. Na pewno wkrótce ukaże się czeska antologia „Za Tebou”,
gdzie moje opowiadanie „Wyrzygać duszę” znalazło się obok
tekstów m.in. Honzy Vojtiska, Edwarda Lee, Grahama Mastertona,
Roberta Cichowlasa, a przede wszystkim – Guya N. Smitha. Znaleźć
się w towarzystwie króla kiczowatych horrorów – to kolejne z
wielkich marzeń. Jeszcze większym jest tegoroczny Polcon, którego
mam zaszczyt być gościem razem z Edwardem Lee, Jackiem Ketchumem,
Łukaszem Śmiglem, Sylwią Błach, Tomaszem Czarnym, Tomkiem Siwcem
i oczywiście Robertem. Frajda jest tym większa, że będzie tam
również Andrzej Sapkowski, Jakub Ćwiek, Anna Kańtoch, Jarosław
Grzędowicz, Bogusław Polch i Piotr Cholewa. Oczywiście wybieram
się tam z małżonką i będę więcej niż uradowany, jeśli uda
mnie się spotkać choć jedną z tych osób „na żywo”. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhQALZfhp-gUSOD2ul8QIDrOsTBbZnNulfqszW_yddReWN3g5Z6wEGGOW_vWrh_XIxREitbiM-Deah7KFknDP7DSwsvWbqIlu-T-68BKsoHi2S7jJ7UQ81i3nUXY7B85AW2zpaJqkuNIA/s1600/Polcon-2016-702x336.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="153" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhQALZfhp-gUSOD2ul8QIDrOsTBbZnNulfqszW_yddReWN3g5Z6wEGGOW_vWrh_XIxREitbiM-Deah7KFknDP7DSwsvWbqIlu-T-68BKsoHi2S7jJ7UQ81i3nUXY7B85AW2zpaJqkuNIA/s320/Polcon-2016-702x336.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
No i tyle na dziś. O muzyce nic nie
będzie. Muszę wrócić do pisania, bo wciąż mam dwa tygodnie
obsuwy, a muszę skończyć wspomniany tom trzeci, opowiadanie z
Honzą Vojtiskiem i drugą część „Sakramentu okrucieństwo”...
A sierpień coraz krótszy...</div>
Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-717283212749735644.post-63275987296672373192016-04-24T13:00:00.000-07:002016-04-24T13:00:04.546-07:00141 - Nawet obrazków mnie się wklejać nie chciało
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Sto czterdzieści jeden.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Jak przypuszczałem, nie jestem w
stanie regularnie prowadzić tego bloga. Nie chce mnie się, bo nie
mam o czym pisać, nie mam nic do powiedzenia, pisać w ogóle też
chyba za bardzo nie umiem, przynajmniej nie tak, jak bym chciał.
Świadomość taka jest dosyć frustrująca, biorąc pod uwagę, że
właśnie wystartowały prace nad drugim tomem „Zombie.pl”, na
sierpień szykowana jest premiera mojej antologii opowiadań (której
wciąż skończyć nie mogę), a kilka innych projektów czeka na
sfinalizowanie z piłką na mojej stronie boiska. Paradoks. Przez
lata dobijałem się ze swoją „tfurczością” by gdzieś to
publikować, teraz mam więcej perspektyw i propozycji wydawniczych
niż chęci do pracy. Pisarskiej, oczywiście. Praca zawodowa dalej
wiedzie prym i coraz częściej resztki energii przerzucam właśnie
tam. Widać jest to pasja, która pozwala się spełniać bardziej
niż wszystkie inne.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Doszedłem też do wniosku, że mam już
po dziurki w nosie większości fandomu grozy, który nie wiem już w
jakich podgrupach działa. Jestem redaktorem Horror Online, Grabarza
Polskiego, Dzikiej Bandy i Rzecz Gustu, mam nadzieję nadrobić
zaległości w Atmospheric Magazine, pisarzem jednak wciąż się nie
czuję, a patrząc na innych poważnych zdawać by się mogło
autorów i redaktorów tracę nadzieję w gatunek ludzki, albo
przynajmniej ten określany jako homo sapiens. Dla mnie rządzi
gimbus coplexus, który przypadkiem pokończył w ostatnich latach
studia, albo jest w przededniu tegoż wydarzenia. Szkoda czasu na
komentowanie, dlatego ułatwiam sobie życie w sposób oczywisty –
cenzurując sobie Facebook i Internet. Bo nic nie budzi we mnie
takiego żalu, jak kolejne gównoburze i błagania o czytanie
własnych tekstów.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Krótko mówiąc, nie mam nic do
powiedzenia, ale niestety, zbyt wiele osób również – i nie robi
z tego prawa użytku. Ja zaś stwierdzam przedawkowanie pracy, przede
wszystkim literackiej właśnie. Zbyt dużo zaległych recenzji
książkowych, które psują mi przyjemność obcowania z lekturami.
Za dużo propozycji do rozmaitych antologii, w tym i tych
niehorrorowych. Koniec końców, muszę odmawiać, bo muszę
dotrzymać terminów z własnymi książkami, a te się kończą.
Dlatego też w ostatnich czasach zająłem się muzyką. Ukończyliśmy
piloty na nową epkę Wilców, nagrałem gitary na drugi album Damage
Case (ponownie). Powiem krótko, to jedna z najlepszych płyt jakie w
życiu nagrałem – jeśli nie najlepsza. Są również szanse na
ukończenie do lata nowej Acrybii. Krótka piłka – co uda się
zrealizować do wakacji, traktuję poważnie, który zespół będzie
nawalał – odpuszczam. Żeby zwiększyć szanse na pozostanie z
wiosłem w ręku dołączyłem do rzeźników z Carnes i tym samym
historia zatoczyła koło. Znów gram oldschoolowy death metal. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Tymczasem, napisałem kilka tygodni
temu kolejne niehorrorowe opowiadanie, klasycznie smutne i klasycznie
nie chce mnie się robić nic więcej.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Na tapecie (bez obrazków, bo nawet ich
wklejać mnie się nie chce):</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
KSIĄŻKI:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>Nieznajomy” Harlan Coben.</b>
Nie lubię Cobena, tutaj mogę to napisać wprost bez oglądania się
na żadną redakcję i współpracę. Możliwe, że te powieści,
które czytałem kilka(naście) lat temu były dla mnie niczym więcej
jak niezłymi thrillerami, do których doklejano jak najdziwniejszy
finał, byle tylko było zaskoczenie, nawet wbrew logice. W tym
przypadku jest odwrotnie. Nudziłem się przez pół książki, by w
finale naprawdę poczuć multum emocji, które sprawiły, że pogląd
na temat Cobena ulegnie weryfikacji. Pełna recenzja na Dzikiej
Bandzie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>Krwawa wyliczanka” Tony
Parsons.</b> Niezły thriller o zemście, bez zbytnich zaskoczeń i
wstrząsających zwrotów akcji, ze znakomitą postacią detektywa,
który dołącza do grona moich ulubionych, nieoczywistych bohaterów
kryminalnych.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>Troja” David Gemmell.</b> Jak
wiele nowego można opowiedzieć o eposie, który jest jednym z
najstarszych w historii literatury i świata? Chociażby znakomity
Dan Simmons swoim „Ilionem” udowodnił, że można całkiem
sporo. Gemmell w swoim cyklu również skupia się na mitologicznym
konflikcie, unikając przy tym całej fantastycznej otoczki. Wychodzi
mu to całkiem nieźle, więcej wkrótce na Dzikiej Bandzie.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>Ostatnia prowokacja” Louise
Lee.</b> Miła, odprężająca lektura (nie ukrywam, że głównie
dla kobiet), o pani detektyw, która zajmuje się prowokowaniem
mężczyzn, by zdobyć dowody niewierności dla ich żon. To tak ku
przestrodze, drodzy panowie. Tym razem jej celem jest bardzo sławny
muzyk o nieposzlakowanej opinii. Sympatyczna komedyjka
romantyczno-detektywistyczna, która w końcówce skręca na nieco
inne tory, co spowodowało pewien dysonans w moim odbiorze. Więcej o
tym na Dzikiej Bandzie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>Niemartwi. Ciała wasze jak
chleb” Mikołaj Marcela.</b> Cokolwiek napiszę tutaj, będzie źle
odebrane, bo ktoś może pomyśli, że dyskredytuję tę powieść
jako zagrożenie dla „Zombie.pl”. To będę jeszcze bardziej
bezczelny – nie czuję zagrożenia, pewien jestem powodzenia
książki Roberta i mojej. Spotkaliśmy się z takim zachowaniem w
przypadku pewnego autora, stąd wzmianka. O „Niemartwych” będę
musiał napisać więcej na wiadomym portalu, a tutaj powiem krótko:
nie podobało mnie się. Bardzo.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>Niepowszedni. Porwanie” Justyna
Drzewicka.</b> Oto dowód, że w Polsce można zadebiutować z
przytupem i stworzyć bardzo dobrą młodzieżówkę fantasy. Miałem
okazję czytać i recenzować przedpremierowo, gorąco kibicuję
dalej temu cyklowi.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>Pustynna burza” James Rollins.</b>
Tak się porobiło, że zacząłem czytać serię Sigma Force mniej
więcej od połowy i dopiero teraz nadrabiam. I rozumiem czemu cykl
tak się spodobał – brawurowa akcja i niebanalna fabuła robią
swoje. Ale mnie brak bohaterów, którzy pojawią się dopiero
później (ze wskazaniem na Kowalskiego) trochę przeszkadza.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>Bazar złych snów” Stephen
King.</b> No, wiadomo jak to jest ze zbiorami opowiadań Króla.
Zazwyczaj są dość nierówne. Ten zaś jest wyjątkowo słaby.
Większość opowieści wyleciało mi z głowy zaraz po przeczytaniu,
a teraz, po dwóch tygodniach od odłożenia książki na półkę
pamiętam tylko opowiadanie nawiązujące do Mrocznej wieży i
historię o bejsboliście. Obie intrygujące, ale jakże dalekie od
mistrzowskiego poziomu wyznaczonego choćby przez „Czarną
bezgwiezdną noc”.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>Szwedzki Death Metal” Daniel
Ekeroth.</b> Genialna książka, cud, że to się w Polsce ukazało,
biorąc pod uwagę realia rynku. Dogłębna analiza narodzin gatunku
i przegląd genialnych demówek i debiutów z tamtych stron
przypomniały mi cudowne czasy grzebania w zinach i wykupywania kaset
z charakterystycznym brzmieniem, którego nie da się podrobić, i
które do dziś sprawia, że tupię radośnie nogą przy skocznych
rytmach Unleashed, Dismember czy Edge of Sanity. Nigdy jakoś nie
wciągnąłem się w Entombed. Przepraszam.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Było jeszcze kilka książek chyba, na
pewno znakomite „Królowie Dary” Kena Liu i wciągający „Gen
atlantydzki” A.G. Riddle, ale o nich wkrótce będzie na Dzikiej
Bandzie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
FILMY:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>Tetsuo 2: Body Hammer” Shinya
Tsukumoto</b>. Tak jak pierwsza część jest według mnie filmem
wybitnym, tak drugi zawiódł mnie niemal na całej linii.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>Mój sąsiad zombie” Young-Geun
Hong.</b> Koreański horror z What Else! Films. Włączyliśmy go z
małżonką z nastawieniem na tandetną katastrofę, tymczasem
daliśmy się porwać oryginalnej i ciekawej opowieści o zombie
przedstawionej za sprawą sześciu łączących się nowelek
filmowych. To kino bardzo niskobudżetowe, a jednak bardzo dobre. W
swojej klasie rzekłbym nawet, że znakomite.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>Mały Nicky” Steven Brill.</b>
Nie znoszę chronicznie Adama Sandlera. Prawie tak mocno jak Bena
Stillera. A jednak kiedyś na stancji obejrzeliśmy przypadkiem z
chłopakami ów film i tak od kilkunastu lat jest on moją ulubioną
głupkowatą komedią, do której wracam co jakiś czas. Tym razem
nadawała TV, więc nie mogłem odpuścić. Pomijam Harveya Keitela
jako dobrotliwego Szatana, Quentina Tarantino w epizodycznej roli
kaznodziei, czy znakomitego Rhysa Ifansa jako zbuntowanego syna
władcy piekieł. Rządzi Pan Biffy i dar od Boga, który ujawnia się
w scenie finałowego pojedynku.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>Krwawy sport” Newt Arnold.</b>
Znów leciał w telewizji, a że w dzieciństwie podziwiałem
umiejętności Van Damme'a i chciałem wyglądać jak Bolo Young, to
zarwałem nockę (w końcu święta). Przy okazji sprawdziłem sobie,
ile w tym wszystkim prawdy (bo film ponoć oparto na faktach) i
okazało się, że to jedna wielka ściema. Ale film wciąż ogląda
się z ogromną radością.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>Enen” Feliks Falk.</b> Nie
wierzę w polskie kino. Naprawdę, nie pamiętam, kiedy widziałem
coś dobrego, albo na tyle znakomitego, by nie rozłożyło tego
fatalne nagłośnienie (vide „Służby specjalne”). Tym razem
jednak przyznaję, że widziałem dobry polski film, nieśpieszny,
przemyślany, aż po dwuznaczny finał. Jedyne czego mogę się
przyczepić, to idiotyczna fryzura Borysa Szyca.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>Reinkarnacja” Takashi Shimizu.
</b>Dawno nie widziałem tego typu filmów, głównie dlatego, że
się kiedyś nimi przejadłem. Ale ten, przypomniał mi, za co
lubiłem azjatyckie horrory. Twórca „Ju On” i „Klątwy”
powiela swoje najlepsze chwyty, ale przyznaję, że ma to swój urok
i całość obejrzeliśmy z wielką przyjemnością. Aż się
zatęskniło za starymi czasami, gdy horrory wywoływały jeszcze
jakieś emocje.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>Pompeje” Paul W.S. Anderson.</b>
Ależ to jest kupa. Z przewagą kupy nawet. Ktoś tu próbował
połączyć „Gladiatora” młodzieżowym romansem i filmem
katastroficznym. Do tego wrzucono równie młodzieżową obsadę, w
której prym wiodą wyżelowany Jon Snow i zjawiskowo niepiękna
Emily Browning (chociaż oczywiście wszyscy traktują ją jak Wenus
z Milo). Natężenie idiotyzmów, naiwności i dziur logicznych jest
tak potężne, że lepiej obejrzeć trailer, tym bardziej, że
zdradza on w zasadzie całą fabułę i wszystkie zwroty akcji.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>W ciemności” Agnieszka
Holland.</b> Mówiłem, że nie lubię polskiego kina. Filmy
Agnieszki Holland natomiast bardzo (pomijając kuriozum „Dziecko
Rosemary”). Od tego obrazu nie oczekiwałem wiele, dostałem więc
znacznie więcej. Świetna historia (choć tradycyjnie przekłamana),
doskonale sfilmowana i dobrze opowiedziana. Chyba jednak jestem
zmęczony tą tematyką, bo ogólnie seans wyczerpał mnie
emocjonalnie.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
KOMIKSY:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>W poszukiwaniu ptaka czasu”.</b>
Uważam ten cykl za jeden z najlepszych w historii fantasy, nie tylko
komiksowej. Gdy zacząłem czytać go jako dzieciak, nie spodziewałem
się, że tak wbije mi się w pamięć. Wtedy czytałem tylko dwa
pierwsze tomy, które były dość przeciętne, ale jednak miały w
sobie to coś, co sprawiło, że po kilkunastu latach odnalazłem
całość i przeczytałem. Szczękę miałem na ziemi i swoje
wrażenia opisałem tutaj: Arcydzieło fantasy. Teraz kupiłem sobie
nowe wydanie na własność i choć zachwyt wciąż jest ogromny, to
jednak przyzwyczaiłem się do starego tłumaczenia. Poza tym na
przykład Skalni Derwisze brzmią znacznie lepiej niż Szare
Świerszcze, prawda? Muszę porównać obie wersje nim ostatecznie
wydam osąd na temat wznowienia.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>Walking Dead”.</b> Nigdy nie
ukrywałem, że nie jestem fanem serialu – po prostu nie wgryzłem
się przez półtorej odcinka pierwszej serii i wystarczyło.
Podobały mnie się książki, czytałem pierwsze pięć czy sześć
komiksów. Teraz nadrobiłem kolejnych dwadzieścia. Przede mną
kolejne sto dwadzieścia kilka, tylko pewnie znów o tym zapomnę.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>Crossed: Family Values”</b> Na
tę serię też się kiedyś szykowałem. Nie dotarłem do pierwszej,
oryginalnej, więc zacząłem od Family Values. I potwierdzam
powszechne opinie – to najbardziej ohydny, obrzydliwy i brutalny
komiks w dziejach. Tylko że przez to straszliwie nudny i już po
czwartym zeszycie przestało mnie interesować co dalej. Doczytałem,
ale jakoś mnie to nie ruszyło.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
PŁYTY:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>Judas Christ” Tiamat.</b> Się
porobiło. Jednak w ciągu ostatnich kilku tygodni wpadła mi w ręce
nowa płyta. Oczywiście nowa-stara, bo każdy wie, że ja kupuję
rzeczy, które już znam i lubię. Dziękuję za nią Radkowi, który
podesłał mi ją z Londynu, po uprzednim zamówieniu nie mam pojęcia
gdzie. Fakt faktem, to dość zabawne, że nie można jej dostać w
Polsce i trzeba się uciekać do takich tricków. Tak czy inaczej,
ten niezwykły prezent pozwolił uzupełnić dyskografię Tiamatu.
Zabawne, ale kiedy ta płyta się ukazała, uważałem zespół
Johana za całkowicie skończony i miałem poważne wątpliwości,
czy w ogóle jeszcze kiedyś będzie mnie interesowało, co oni
porabiają (zmieniło to dopiero „Amanathes”). Dziś stwierdzam,
że to jedna z najlepszych ich płyt, choć całkowicie odmienna,
wręcz rockowa, od otwierającego całość „Return of the Son of
Nothing” (gdzie pobrzmiewają echa „Clouds”) przez przebojowe
„So Much for Suicide” i „Vote for Love”, klimatyczne „Love
is a Good As Soma”, prześmiewcze „I Am In Love In My Self”, po
wczesnofloydowską końcówkę. Bardzo dobra, bardzo smaczna rzecz,
świetna odskocznia od klasycznej łupanki, którą dawkuję sobie
codziennie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>Lithany” Vader. </b>Kaseta
zaczęła mi szwankować, więc warto było zrobić coś, by móc się
cieszyć tym wydawnictwem. Niewątpliwie jedna z najlepszych w
dyskografii bandu Petera, choć przyznaję, że (znów) w czasach
premiery nie robiła na mnie takiego wrażenia. No cóż, tęskniłem
za złożonymi kompozycjami z czasów „The Ultimate Incantation”
i „De Profundis”, a tu dostałem proste, w gruncie rzeczy,
petardy. I choć „Wings” i „Cold Demons” kopały jak trzeba,
nie doceniałem reszty. Dziś już jestem stary, właśnie słucham
„Another Perfekt Day” Motorheadów i stwierdzam, że „Lithany”
to petarda, którą można słuchać w kółko. Co często czynię.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
GRA:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>Layers of Fear”. </b>Polska
przygodówka, o której zrobiło się głośno ostatnimi czasy.
Bardzo zasłużenie. Nie jest to tytuł pozbawiony wad, ale powiem
jedno – to gra, która autentycznie mnie przestraszyła i to
wielokrotnie, a przy tym w taki sposób, w jaki nie udało się dotąd
żadnemu wydawnictwu. A mnie przestraszyć nie jest łatwo. Więcej o
tym tytule wkrótce na Rzecz Gustu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Bez odbioru.</div>
Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-717283212749735644.post-26065281739665402192016-03-13T16:24:00.003-07:002016-03-13T16:24:25.244-07:00140 (Blog klasyczny) - bla, bla, i tak dalej
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Sto czterdzieści.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Zaskakujące, ale poprzedni wpis
spotkał się z zadziwiającą reakcją. Czyli jednak moje słowa nie
trafiają w próżnię. Niedobrze, bo ja znów nie mam nic do
powiedzenia. Kompletnie. Ostatni tydzień minął mi tak szybko, że
nawet nie zauważyłem kiedy. W zasadzie wszystko skoncentrowało się
na pracy zawodowej, fakcie, że Jaśko się rozchorował i wizycie w
Poznaniu, gdzie odbyło się spotkanie autorskie promujące
„Zombie.pl” i niemal rodzinne afterparty z ekipą Zysk i S-ka.
Miło było spotkać ich wszystkich na żywo, obgadać plany na
przyszłość, ponownie zobaczyć facjatę Roberta i wylądować u
niego na herbatce na dziesiątym piętrze. Samotny spacer nocą przez
Poznań również był intrygujący, podobnie jak nieprzespana noc w
pociągu. Za stary jestem na takie wyprawy, tym bardziej, że w
zasadzie zlądowałem w domu na dziesięć minut przed wyjściem do
pracy. Odsypiałem całość dwa dni. A moja żona to skarb – tylko
dzięki niej udało się to wszystko zorganizować – to ona
wstawała o piątej trzydzieści, by jechać po mnie na dworzec do
Tczewa. Myślę, że wyjazdów promocyjnych mam już dosyć na długo.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
I w sumie tyle. Otrzymałem kilka
interesujących propozycji literacko-wydawniczych, problem tylko, czy
im podołam czasowo, bo sił mi już brak na nocne pisanie, a w dzień
rodzina i praca bezustannie na pierwszych miejscach. Niemniej, jak
dobrze pójdzie, to w tym roku ukażą się jeszcze dwie moje
książki, a jak zdarzy się cud – to może i więcej. Ach, i
zostałem zaproszony na Polcon. Nie wiem, czy bardziej jara mnie sam
fakt, czy to, że będzie tam również Andrzej Sapkowski, Jack
Ketchum i Edward Lee. Chyba na razie przeraża mnie podróż i fakt,
że nie będzie mnie parę dni w domu. I jeszcze jedno - „Zombie.pl”.
Sprzedaje się nad wyraz dobrze, oddźwięk też jest pozytywny,
niemniej niektóre recenzje i komentarze do nich, gdzie doszukano się
odwołań do politycznej sytuacji w Polsce rozbawiły mnie do łez.
Naprawdę. Obecną sytuację polityczną skomentowałem raz, pisząc
kilka lat temu „Bóg Horror Ojczyzna”. Jak się okazuje, ów
thriller/horror science fiction dzieje się teraz, a obecny Minister
Obrony udowadnia, że mój pomysł na Katolickie Służby Specjalne
nie był wyssany z palca. Strach publikować tom trzeci. Więc tego
nie zrobię. Szykuję za to coś specjalnego dla fanów „BHO”.
Czas pokaże czy to się ukaże. I czy rząd na to pozwoli.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Bez odbioru.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Na tapecie:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
KSIĄŻKI:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgyNWxD-QbNzAIKXits71Zds0pyFPThHKyz3ZcUynsbCiN6yt0nvhJG4v5yT7cOpmEUhmuv9gwSXh49izkmn0duJmzBIm2gKreWzC-CED9niXsIWso-kg8yn9Lyi-CnYt9cVFMwHUTQOw/s1600/1.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgyNWxD-QbNzAIKXits71Zds0pyFPThHKyz3ZcUynsbCiN6yt0nvhJG4v5yT7cOpmEUhmuv9gwSXh49izkmn0duJmzBIm2gKreWzC-CED9niXsIWso-kg8yn9Lyi-CnYt9cVFMwHUTQOw/s200/1.jpg" width="125" /></a>Naprawdę byłem zarobiony w tym
tygodniu i niech świadczy o tym fakt, że przeczytałem przez ten
czas tylko jedną książkę.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<b>„Hipoteza zła” Donato Carrisi.</b>
Kontynuacja fenomenalnego „Zaklinacza”, która jest dokładnie
tym, czym każda kontynuacja. Próbą powtórzenia sukcesu. Nieudaną.
To bardzo dobra książka, ale nie przemawia do mnie ani zawarta w
niej intryga, ani nawiązania do poprzednika. Przede wszystkim
zabrakło mi jednak emocji, jakie miałem w przypadku „Zaklinacza”.
Tu nie miałem żadnych.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
FILMY:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Udało mnie się obejrzeć dwa.
Wczoraj. Bo sobota była.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIjhJsH3KEanRMESa5QNvCC3YqotrQj_b1c6kVB1eqBdsMOnoV5p8dk603oYZWz3XLtEAPfd2schNgDJChtNwYPvRW-0XLAn-lJMUjbBNXKuWvw5dU67gJo3pf99LszNXXJnjsIRc2qQ/s1600/2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIjhJsH3KEanRMESa5QNvCC3YqotrQj_b1c6kVB1eqBdsMOnoV5p8dk603oYZWz3XLtEAPfd2schNgDJChtNwYPvRW-0XLAn-lJMUjbBNXKuWvw5dU67gJo3pf99LszNXXJnjsIRc2qQ/s200/2.jpg" width="140" /></a><b>„Tetsuo” Shinya Tsukamoto</b>. Dalej nie wierzę, że
ten film ukazał się w Polsce. Dziękuję What Else! Films.
Widziałem go lata temu i kompletnie mnie rozbił psychicznie. Nic
się teraz nie zmieniło. Arcydzieło cyberpunku, jeden z najbardziej
chorych i wstrząsających filmów jakie widziałem. Zabawne –
ostrzegłem żonę, że nie jest to film dla niej, więc zajęła się
lekturą. Ale oczywiście czasem rzucała okiem na ekran i nie
umknęła jej uwadze scena z wiertłem. Więcej już nie spoglądała,
uprzednio skomentowawszy i mnie, i film :) Dodatkowe emocje wywołał
esej dołączony do filmu, którego autorem jest mój nieżyjący już
redakcyjny kolega, Krzysztof Gonerski. Spoczywaj w spokoju,
przyjacielu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8Qo0QkAkObVCDUuNR6uthsldNyzV_y0wZ53ZR7lD5TjmHJRmxJpDlAEvp81erGCSLWD0qbsx8LVH6N_yYOxc2AadhfDjhcDtJjZhs-1hvR2JGWFebsF2FLzpwl0M5ELIqCpsJh0YkiA/s1600/3.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8Qo0QkAkObVCDUuNR6uthsldNyzV_y0wZ53ZR7lD5TjmHJRmxJpDlAEvp81erGCSLWD0qbsx8LVH6N_yYOxc2AadhfDjhcDtJjZhs-1hvR2JGWFebsF2FLzpwl0M5ELIqCpsJh0YkiA/s200/3.jpg" width="140" /></a><br />
</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>„Wkręceni” Piotr Wereśniak.</b> Leciało przypadkiem w
telewizji, więc od niechcenia pogapiliśmy się na kolejną polską
komedię z żoną. Wciąż uważam, że w Polsce mamy świetnych
aktorów, którzy nie mają co grać. Ów film to potwierdza. Ale był
na tyle lekki i przyjemny, żeby nie powiedzieć głupkowaty, że
wprost idealny na sobotni wieczór. Tylko tyle.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-717283212749735644.post-69389590424689431522016-03-06T14:35:00.000-08:002016-03-06T14:48:24.509-08:00Blog klasyczny (139) - Przypadkowy jad i żółć na młodość<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Sto trzydzieści dziewięć.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Konsekwentnie kontynuuję rzetelne
wpisywanie się tutaj co tydzień. I już wynikają z tego dobre
rzeczy, ponieważ uświadamiam sobie, że w zasadzie nie mam o czym
pisać. Nie jestem celebrytą, filozofem, pełnym trafnych
spostrzeżeń felietonistą czy w ogóle osobowością wymagającą
szczególnej uwagi. Ale słowo się rzekło...</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Co do felietonów, to ostatnio nawet
odmówiłem napisania jednego, z tych samych powodów, które
wymieniłem powyżej. Dodałbym jeszcze jeden. Czytam inne, które
ostatnimi czasy tworzą koledzy i koleżanki po piórze i
klawiaturze. Po prostu nie chcę być tego częścią. Nie jestem
gotów, nie jestem też Orbitem, który ma coś do powiedzenia i umie to robić. Przed laty miałem takie zapędy, owszem,
jeszcze w czasach „Czachopisma” zdarzało mi się tu i ówdzie
zabrać głos na jakiś temat, niekoniecznie dlatego, że się na nim
dobrze znałem, ale dlatego, że mi było wolno. Merytorycznie
wystarczyło obłożyć się kilkoma książkami, poszperać w necie,
a reszta to zwyczajowa żółć, smęty i czarny humor. Taki byłem
kiedyś, tacy w większości są obecni felietoniści pisujący do
sieci i powstających jak grzyby po deszczu magazynów. Nic dziwnego,
są młodzi, wściekli, zadziorni. Też taki byłem. A przy tym
głupi. Korzystając z prawa młodości, która myśli, że zyskuje
poklask podważając autorytety starszych, czyniłem dokładnie to
samo. Mimo iż ogromnie cenię Orbita (wręcz wielbię jego
twórczość), nie przeszkadzało mi to zawzięcie sprzeczać się z
nim podczas spotkania autorskiego, jakie mieliśmy wspólnie z
Kazkiem Kyrczem i Robem Cichowlasem lat temu osiem w Krakowie. A
co! Jak się dorwałem do głosu, będę gadał! Byle dużo, byle
głośno, byle uszczypliwie. I dziś patrzę z zażenowaniem na tego
dawnego siebie, który myślał, że zyska coś uparcie wciskając
się wszędzie ze swoim nazwiskiem i wypowiedziami. Wciskałem tak
opowiadania, próbowałem wciskać powieści, płyty, dema,
„tfurczość” wszelaką. I dziś jestem tu gdzie jestem, dobrze
mi z tym, ale nie doprowadziło mnie do tego ekspansywne epatowanie
swoim wodolejstwem, ale sumienna praca i spokój, które były
wynikiem tego, że w pewnym momencie moje życie po prostu się
złamało. Trzeba było pozbierać się na nowo, a trudno sklejać
coś sensownego z kupy drobiazgów, bo to zawsze przewaga kupy. Tak
też przed czterdziestką wychodzę na zgnuśniałego starca, który
z pobłażaniem i smutkiem patrzy na dokonania innych i stwierdza, że
to nie jego piaskownica, nie jego małpy i cyrk.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Uff, a jednak popłynąłem. Cóż,
przynajmniej coś tu się pojawi, bo poza tym tydzień minął
niezwykle pracowicie i intensywnie, ale poza spotkaniem autorskim w
Gdańsku był to klasyczny tydzień oparty na pracy w szkole i w domu
połączony z próbą odsypiania tego i owego. Spotkanie autorskie
było niezwykłe, nie mogło być inaczej, skoro część skromnie
przybyłych gości pojawiła się w strojach i makijażach a la
zombie, a wszyscy wykazali się znajomością lektury i zaskoczyli
mnie wnikliwością swych uwag, a przede wszystkim zachwytem, jakim
książkę obdarzyli.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_XJqiiPCGEd_ZfPzrksGZKtlX_y19U0-4xtMKHkqrYqdzE7JKzmrQqIbceB3eBJ9fOHLi3_vXFcCk8s6xU_KTgdXGoTpdgXJaN4y47YA9guS2BbB07TDuoa37wQF2TVI_OswYdRMWcQ/s1600/6.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_XJqiiPCGEd_ZfPzrksGZKtlX_y19U0-4xtMKHkqrYqdzE7JKzmrQqIbceB3eBJ9fOHLi3_vXFcCk8s6xU_KTgdXGoTpdgXJaN4y47YA9guS2BbB07TDuoa37wQF2TVI_OswYdRMWcQ/s200/6.jpg" width="131" /></a> Cieszy mnie również fakt, że wszyscy jak
jeden mąż wytknęli powieści wady, które sam dostrzegałem
jeszcze w fazie pracy nad lekturą. Spytacie więc, czemu one się
tam pojawiły? Nie ukrywam, że ugięliśmy się z Robem w kilku
kwestiach pod naciskiem wydawcy i redakcji, z którymi wówczas
pracowaliśmy. Pamiętam, że stawałem okoniem w dwóch bolących
mnie sprawach, ale usłyszałem - „tak ma być, będzie dobrze”.
Nie jest. Trzeba będzie z tego wybrnąć w drugim tomie, bo na
szczęście inne uwagi i sugestie okazały się na tyle pomocne, że
mogę przyznać, że to jedna z najlepszych książek, na których
widnieje moje nazwisko. Cieszę się też, że praca włożona w
konstrukcję powieści, a przede wszystkim postaci, nawet tych z
trzeciego planu, została dostrzeżona. Motywuje to do dalszego
pisania, nie będę ukrywał. Gorzej, że chwilowo nie mogę się
pozbierać, by zakończyć powieść dla innego wydawnictwa, ale cóż
zrobić, gdy WCIĄŻ nie mogę się doprosić o należną mi wypłatę
za poprzednią książkę? Dylemat – spinać się by dotrzymać
deadline'u i planu wydawniczego, po to, by jak wielu innych autorów
teraz masowo podpisujących z tym wydawcą umowy, walczyć potem o
pieniądze? Żeby było jasne – niewielkie. Ale niesmak jest coraz
większy.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Na szczęście coraz bliżej wydanie
„Sakramentu Okrucieństwa” popełnionego z Tomaszem Siwcem.
Okładka już straszy. Czyli coś tam jeszcze z siebie wydłubać
potrafię... Ale to nie tak, że nie piszę nic. Piszę, ale nie
wiem, czy to kiedykolwiek ujrzy światło dzienne.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhZxdEoWpJ4h33uFZXCK8buiWsZggDMxJ0ghXbcgnSWmKcMJ7QjNPlIA7PRl1WPEJg2O9jrqSpUcT-lkUbmh9KtzgTzoBjm6i0Pxqoo22qDdZX5T-Y5MR8Sybwq3Es0rkGvSSoXeItEaQ/s1600/SRfinliterki.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhZxdEoWpJ4h33uFZXCK8buiWsZggDMxJ0ghXbcgnSWmKcMJ7QjNPlIA7PRl1WPEJg2O9jrqSpUcT-lkUbmh9KtzgTzoBjm6i0Pxqoo22qDdZX5T-Y5MR8Sybwq3Es0rkGvSSoXeItEaQ/s200/SRfinliterki.jpg" width="153" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglTRBv3_i9D_ETckI5aQls60FY7Bkdzb9XLY3Gcv295Rf1SKshjPDgJX_mn3ee4KfeF7bT_K24_3i2ovY_Eo3pqWf5xW-ARKTBpw8aQBj1N8J5utGrxhaqIEfX1qoca7k7Aq4Xh54DKw/s1600/7.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglTRBv3_i9D_ETckI5aQls60FY7Bkdzb9XLY3Gcv295Rf1SKshjPDgJX_mn3ee4KfeF7bT_K24_3i2ovY_Eo3pqWf5xW-ARKTBpw8aQBj1N8J5utGrxhaqIEfX1qoca7k7Aq4Xh54DKw/s1600/7.gif" /></a></div>
Dosyć, bo się bełkot frustrata robi.
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Muszę wziąć się za zaległe
recenzje i pracownicze zadania.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Bez odbioru.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
A na tapecie:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
KSIĄŻKI (bo na filmy w tym tygodniu
czasu nie miałem):</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjdqqfIYDVKEcnOY6YXixppdohyphenhyphendaMnRHjdjotVP-oFKvdOc8Mi0Id1IbvIvEb4mEhEOuCxOIZ4BTsukmnetXpZCRg-ttLxFH8A4Bc1z0P3ekTtzTGhEvzV6VbE-MHM5BvRQMJcNCm1g/s1600/2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjdqqfIYDVKEcnOY6YXixppdohyphenhyphendaMnRHjdjotVP-oFKvdOc8Mi0Id1IbvIvEb4mEhEOuCxOIZ4BTsukmnetXpZCRg-ttLxFH8A4Bc1z0P3ekTtzTGhEvzV6VbE-MHM5BvRQMJcNCm1g/s200/2.jpg" width="132" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
„<b>Czarny jak moje serce” Antti
Toumainen.</b> Fiński kryminał prezentowany jako niewiarygodne
arcydzieło, a okazuje się rzetelną literaturą w swojej klasie.
Bardzo dobrze napisaną, świetnie przemyślaną, ale czy
rzeczywiście tak wyjątkową? Dobrze mi się to czytało, połknąłem
całość w jeden wieczór, ale obawiam się, że za parę miesięcy
nie będę o tej książce pamiętał. Jeszcze w tym tygodniu szersze
omówienie na Dzikiej Bandzie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiNdJ_sBkiI0IzFW5bDyGXSnpZCMfhQd75FW6doQQdu1mqzqz5MtXfdmkubj1pK8Hh1e-rx7xjYcY1wj5CYHMTHbAn6AsATSDXfy7S0-T1NjtSNO2_il53UZI9hhHgu9wv3e2Weq2_48w/s1600/podmiejskim_do_indian.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiNdJ_sBkiI0IzFW5bDyGXSnpZCMfhQd75FW6doQQdu1mqzqz5MtXfdmkubj1pK8Hh1e-rx7xjYcY1wj5CYHMTHbAn6AsATSDXfy7S0-T1NjtSNO2_il53UZI9hhHgu9wv3e2Weq2_48w/s200/podmiejskim_do_indian.jpg" width="128" /></a>„<b>Podmiejskim do Indian” Piotr
Michalik.</b> Cykl reportaży z Meksyku, który rzuca mroczne światło
na kraj, który marzę kiedyś odwiedzić. Teraz już nie tak bardzo.
Świetna rzecz, kopalnia wiedzy i pomysłów na wstrząsające
powieści z gatunków thrillera i horroru. Polecam i odsyłam do
recenzji na Dzikiej Bandzie, gdzie powinna pojawić się jutro.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVWh358IhZQmRlzPwXEn3EzhuwqjeNybC7S6-AXGI6K8jxN1WyHZNMo1ND3AlmnnERo50_lXcjwOmPLI1VatWDzbngkmYne48hqGD7SBPRVeZ4xmmxzrHH0uznPjScR1lHK4mCLAvD0A/s1600/1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVWh358IhZQmRlzPwXEn3EzhuwqjeNybC7S6-AXGI6K8jxN1WyHZNMo1ND3AlmnnERo50_lXcjwOmPLI1VatWDzbngkmYne48hqGD7SBPRVeZ4xmmxzrHH0uznPjScR1lHK4mCLAvD0A/s200/1.jpg" width="140" /></a>„<b>Zaklinacz” Donato Carrisi.</b>
To był dopiero szok. Znów szumna zapowiedź, ale warta każdego
napisanego w niej słowa. Bardzo mocny, poruszający i trzymający w
napięciu thriller, który po prostu mną wstrząsnął. Tak bardzo,
że gdy wczoraj zacząłem czytać drugą powieść tego autora, już
na początku miałem dreszcze z obawy, co mnie spotka tym razem w
świecie Carrisiego. Rewelacja. Recenzja wiecie gdzie będzie. Też
może jutro.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
PŁYTY:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
To w sumie ostatni wpis tego typu na
jakiś czas, bowiem wbrew powszechnym opiniom nie jestem milionerem,
żyję na kredytach i mnie również czasem nie starcza do
pierwszego. Ale jeszcze trzy płyty udało mnie się kupić w tym
miesiącu (bo po pierwszym):</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjkXY5bqvi3EopS9DCOByKNU4eCprz1HEt7IijJyViHGiyXKe3hhq2r-WgoFvYEwyiBGTtJ6Q7CBojyq9WCKBFl9KJUHXH3ViMrnuYYT8cbA_djc2R42oGBwv6SXHjf6fW5kqOOeGQ48w/s1600/4.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjkXY5bqvi3EopS9DCOByKNU4eCprz1HEt7IijJyViHGiyXKe3hhq2r-WgoFvYEwyiBGTtJ6Q7CBojyq9WCKBFl9KJUHXH3ViMrnuYYT8cbA_djc2R42oGBwv6SXHjf6fW5kqOOeGQ48w/s200/4.jpg" width="200" /></a><b>Amorphis „Karelian Isthmus”.
</b>Genialny debiut finów, którzy nagrywając go mieli po
szesnaście i osiemnaście lat, a potrafili zaprezentować tak
oryginalny i rewelacyjny death metal oparty na tekstach z ich
narodowego eposu, że mimo dwudziestu lat, jakie minęły od czasu,
gdy usłyszałem to po raz pierwszy, nieprzerwanie zachwycam się
każdym dźwiękiem. Cieszę się, że mam to wreszcie na CD.<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGzvEBSBmIqNhZeHUVY_R1LPM8LBLsBcPNQ3wNHg7LmICDrRNcS34qgwDailktC5JxGXrXtLAdtpvd2l4lr_BDwPL7ODC5EShsKvSQk4sVaAr0MYFN5k_WiI6OLCvg-RaobDIxY9Pk0A/s1600/5.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGzvEBSBmIqNhZeHUVY_R1LPM8LBLsBcPNQ3wNHg7LmICDrRNcS34qgwDailktC5JxGXrXtLAdtpvd2l4lr_BDwPL7ODC5EShsKvSQk4sVaAr0MYFN5k_WiI6OLCvg-RaobDIxY9Pk0A/s200/5.jpg" width="200" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b>Amorphis „Tales from Thousand
Lakes”.</b> Na drugiej płycie zespół dorobił się klawiszowca,
muzykę wypełnił elementami folkloru i odpłynął w bardziej
progresywne rejony i tym samym stworzył jeden z moich ulubionych
albumów wszech czasów. Absolutnie wyjątkowa i niepowtarzalna aura
unosząca się nad tą płytą towarzyszy mi również od dwudziestu
lat i nie zanosi się na zmianę. Szkoda, że później zespół
bardzo się pogubił, szkoda, że do tego wydania dodano mniej udane
kompozycje z Epki „Black Winter Day” i cover „Light My Fire”.
Niektóre płyty powinny kończyć się dokładnie tak, jak to
zostało zaplanowane na początku. Szczęśliwie, mam to w końcu na
CD.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhBg_75KsmBf9NvkQ5-wrUX3lBO4t6vEHiHyvqkh1s1w7pyM9yq89LoZuS8ogglNlbArz6jCmXIZIAj1OhRUW94rPrNfdbjp2IxVoqJFySf6UbN1QT-Co9pDbSkRqcnNRprmhtk38spuQ/s1600/3.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhBg_75KsmBf9NvkQ5-wrUX3lBO4t6vEHiHyvqkh1s1w7pyM9yq89LoZuS8ogglNlbArz6jCmXIZIAj1OhRUW94rPrNfdbjp2IxVoqJFySf6UbN1QT-Co9pDbSkRqcnNRprmhtk38spuQ/s200/3.jpg" width="200" /></a><b>Ulver „ATGCLVLSSCAP ”.</b> Żeby
nie było, że kupuję tylko starocie. Darzę ten zespół ogromnym uwielbieniem, które osiągnęło kulminację wraz z albumem „Shadows
of the Sun” i koncertem, który go promował w Krakowie, a na
którym miałem szczęście być. Niestety, kolejne płyty okazywały
się niewiarygodnie słabsze i dopiero ostatnio wraz z „Messe IX”
pojawiła się nadzieja, że wraca mój ulubiony zespół
eksperymentalny. Niestety, nowa płyta wcale nie jest nową,
potwierdza jedynie to, czego się obawiałem. Panom kończą się
pomysły, próbują więc odgrzewać kotlety. Album ów jest bowiem
zbiorem koncertowych, ale podrasowanych studyjnie klasycznych utworów
z okresu elektronicznego, przerobionych tak, że w zasadzie stanowią
nowe kompozycje. Niestety, gorsze od oryginałów. Nie jest to złe,
wręcz przeciwnie, to dobra płyta. Ale dobre jest wrogiem lepszego,
a Ulver kiedyś był genialny. A teraz gra swoje covery. O
wyczerpaniu formuły niech świadczy fakt, że zaczyna mi
przeszkadzać śpiew Garma, który pojawia się tutaj dopiero w
finale płyty psując nową wersję „Nowhere Catastrophy”.</div>
Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-717283212749735644.post-29176162676925127472016-02-28T16:51:00.000-08:002016-02-28T16:51:01.937-08:00Blog klasyczny (138) - W zasadzie wciąż mamoniowo
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Sto trzydzieści osiem</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
No dobra. Miało być cyklicznie, choć
przez jakiś czas, takoż próbuję dotrzymać słowa.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Spowiadanie się z tego jak minął
tydzień przypomina mi wyznania na grupie terapeutycznej, lecz jest
to niewątpliwie skutek odświeżenia „Wspaniałego Życia”
Roberta Ziębińskiego, które to pojawi się niedługo w sprzedaży.
Moja recenzja czeka już na publikację. Dość powiedzieć, że
niewątpliwie to najlepsza z dotychczasowych książek Roberta. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
No, ale co u mnie? Po staremu. Szykuję
się do pracy po ostatnim urlopie, jutro, w zasadzie dziś mam
pierwsze spotkanie autorskie promujące „Zombie.pl”. Odczuwam
odrobinę niepewności w związku z tym faktem. Swoją drogą, to
fenomen, nasza książka wylądowała na dziesiątym miejscu
bestsellerów miesiąca w kategorii horror/thriller w empiku. Daje to
motywacje do kontynuacji, ale czas pokaże, co się wydarzy. Chwilowo
z pisaniem jest różnie. Czytam sobie rozmaite recenzje różnych
moich książek i ubaw mam nieprzeciętny. Nie spodziewałem się, że
moja „twórczość” może wywoływać tak skrajne reakcje od
uwielbienia po hejt totalny. Cóż mogę rzec. Dobrze jest.
Zastanawiam się tylko, po co po ekstremalne horrory sięgają
ludzie, którzy się na tym nie znają? To jakby oceniać krążki z
gatunku raw black metal pod kątem elektronicznej muzyki tanecznej...
Bez jaj. Tak czy inaczej, moja powieść, o której marudzę od dawna
leży i kwiczy, bo brak mi motywacji. Finansowej. No bo jak tu coś
pisać i wydawać, skoro się nie dostało wypłaty za poprzednią
pracę? Bez sensu, prawda? Dlatego wziąłem się za coś innego i z
dumą mogę powiedzieć, że na pewno wkrótce ujrzy światło
„Sakrament Okrucieństwa 1” - zbiór dwóch nowel, które
złożyliśmy z Tomaszem Siwcem. To na wypadek, gdyby komuś przyszło
do głowy, że po podpisaniu umów z Zyskiem i S-ka, zapomnę skąd
się wywodzę i przestanę pisać brutalne i krwawe horrory. To się
nie zdarzy nigdy, choćbym pisał głównie bajki i powieści
obyczajowe.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
No i w sumie tyle, dodam jeszcze, że
muzycznie małe poruszenie. Wilcy spotkali się w celu podjęcia
działań związanych z rejestracją następcy „Poganicy
(1034-1038) i przyszłość rysuje się tutaj nad wyraz barwnie.
Album powstanie na pewno w tym roku, ale niewykluczone, że poprzedzi
go epka, na której nie zabraknie intrygujących coverów. A Damage
Case, niestety, straciło perkusistę, Marek pozostaje na
emigracji... Tym samym, premiera drugiej płyty dalej się opóźnia
(do Guns N' Roses jeszcze nam trochę brakuje), ale mamy już
zastępstwo, więc i tu coś się pewnie zmieni. Nareszcie!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Wypadałoby, żebym odniósł się do
kolejnej gównoburzy w środowisku horroru, ale to już osiągnęło
poziom takiej piaskownicy, że nawet prychać mnie się nie chce.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Wracam do roboty, bo mam już lęki.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Bez odbioru.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
KSIĄŻKI:</div>
<b>
</b><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_y62xf8jtpe1u9qYtWxBK0jJmShAQC1J_3o31AM1RGFY2cEcCNaanucRXdHnI6yvtQsVX4Wy4HaY2DbLR8kgE2T36Hr3vyZhHwIxq_zbFgyLmVU9581Fjq6dB7LyFEZeBr4VTZKOZdw/s1600/1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_y62xf8jtpe1u9qYtWxBK0jJmShAQC1J_3o31AM1RGFY2cEcCNaanucRXdHnI6yvtQsVX4Wy4HaY2DbLR8kgE2T36Hr3vyZhHwIxq_zbFgyLmVU9581Fjq6dB7LyFEZeBr4VTZKOZdw/s200/1.jpg" width="125" /></a><b>„Serce to samotny myśliwy”
Carson McCullers</b>. Niewątpliwie jedna z najbardziej przejmujących powieści jakie
miałem okazję czytać. Wstyd, że tak późno, chociaż z drugiej
strony, wcześniej mógłbym nie docenić geniuszu i złożoności
tej sadystycznie smutnej książki, która nie niesie żadnej
nadziei.
</div>
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgEEjjsnSAiN71VZOor0am0peXTNzxvShD3xBcwuBaNGdziovvVVkGhOAW3SvDpXkL3Nn3QjIbeBn7IXVAFztQVUZy3Uprn9YCIsvy8LuNn9q-UNXfmaA0h0n0XVDVbkRKoafeO66G_FQ/s1600/2.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgEEjjsnSAiN71VZOor0am0peXTNzxvShD3xBcwuBaNGdziovvVVkGhOAW3SvDpXkL3Nn3QjIbeBn7IXVAFztQVUZy3Uprn9YCIsvy8LuNn9q-UNXfmaA0h0n0XVDVbkRKoafeO66G_FQ/s200/2.jpg" width="125" /></a><b>„Krew i stal I” Jacek Łukawski.</b> Debiut Jacka Łukawskiego przypomina mi czasy, gdy zaczytywałem się fantasy i
odkrywałem, że Polacy potrafią nie gorzej od zachodnich mistrzów
radzić sobie z konstrukcją świata i bohaterów. Pierwsza odsłona
cyklu, do którego z chęcią powrócę.<br />
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiLAYDOeJO8JlupP5SUB0CEIv0aXkZunWFS678uhgyy5VI2tTMZS41MA8J2afOhwiASnmuAKsaBQN0-S0YAUEqI6gurorDeRkUyw8eFz9f-AfwelsJpfLXGPedh9Nk7ktj31XVF0pJrbg/s1600/3.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiLAYDOeJO8JlupP5SUB0CEIv0aXkZunWFS678uhgyy5VI2tTMZS41MA8J2afOhwiASnmuAKsaBQN0-S0YAUEqI6gurorDeRkUyw8eFz9f-AfwelsJpfLXGPedh9Nk7ktj31XVF0pJrbg/s200/3.jpg" width="135" /></a><b>„Wigilijne psy” Łukasz Orbitowski.</b> Paradoks.
</div>
Wznowienie najlepszego zbioru opowiadań mojego ulubionego pisarza. I
powrót do lektury po dziesięciu latach. Zmienił się Orbitowski od
tego czasu ogromnie, zmieniły się też, jak widać moje gusta. Aż
musiałem sięgnąć do swojej recenzji, którą napisałem 10 lat
temu dla Horror Online. Dlaczego? Ponieważ jest to wspaniała
książka, ale nie wywołuje we mnie już takich emocji jak niegdyś.
Widać też już nie jestem zbuntowanym młokosem, który chce by
świat płonął.<br />
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Dosadniejsze i dokładniejsze recenzje
powyższych tytułów wkrótce na Dzikiej Bandzie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
FILMY:</div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUigjxhuSPWYSNn_OH1XYA0QT3ffRbjvxZCgOoM8V7erVo4007GWwzpc0ZPYvqOl0JAO0XWY4wpMnSwV5e4kkzYUtjLmV2tpOiC-JU3PY00zPSJlczAbRzsFHW7YTKTOiUskmNBVAa8Q/s1600/5.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUigjxhuSPWYSNn_OH1XYA0QT3ffRbjvxZCgOoM8V7erVo4007GWwzpc0ZPYvqOl0JAO0XWY4wpMnSwV5e4kkzYUtjLmV2tpOiC-JU3PY00zPSJlczAbRzsFHW7YTKTOiUskmNBVAa8Q/s200/5.jpg" width="148" /></a><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEik8iC7IjiM3Qf0mw3DBkeaDVpMsSF-SIo7B8L1moWTkDK-45qy39Kb_dCgcpD7FlTlDP-Dm17Ae55-gfDsCC51djPTFCgX6Rqi318d-YBa3-Wt-Qp-3dGmW00KmPHWWssrIE8OJdV1qg/s1600/5.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"></a><b>„Cannibal Corpse: Centuries of
Torment” Nic Izzy, Denise Korycki, David Stuart. </b>Wydany na dwudziestolecie zespołu trzypłytowy box DVD.
Jedna to oczywiście koncerty (w tym pierwszy!) i teledyski. Drugi to
różne bonusy z dania głównego, którym jest trzygodzinny film
dokumentalny o historii grupy, w którym wypowiadają się niemal
wszyscy (poza Bobem Rusay'em) ludzie, którzy mieli cokolwiek
wspólnego z kapelą. Kopalnia wiedzy i perła obiektywizmu. Dawno
nie widziałem nic równie intrygującego w muzycznym temacie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj20aBo6OmRInm4t1OT6QcjwF6URNcUEF19g-NmzaSoZ-R88lkzgJ7430L0-cD8ISnkkODpEtxvq9iOWOSi8_mFBq81s5CrG6wRFNxiu3OiSzoJj1z3fA620Rim_4_MtzAq58rvWBuwKw/s1600/6.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj20aBo6OmRInm4t1OT6QcjwF6URNcUEF19g-NmzaSoZ-R88lkzgJ7430L0-cD8ISnkkODpEtxvq9iOWOSi8_mFBq81s5CrG6wRFNxiu3OiSzoJj1z3fA620Rim_4_MtzAq58rvWBuwKw/s200/6.jpg" width="138" /></a><b>„Pulp fiction” Quentin Tarantino.</b>
Nic na to nie poradzę, że mogę ten film oglądać w kółko.
Leciał akurat w telewizji, więc choć DVD stoi na półce na
honorowym miejscu, znów wsiąkłem całkowicie zachwycając się
kreacją Samuela L. Jacksona i przede wszystkim segmentem o zegarku
Butcha. Lata mijają, a film się nie starzeje.</div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjFNEo-J-HMu8gRo2e1g-J7UYLwJYCX51kMcwBGwi4S7WbE5UZDUpj6pZQ2Oe0cJURGR3k81KDuATusVB45mZLsa8P3BbxnlttujZH-PuvGqsnv6mJNFDCF-Hc42ZEcgqMI4_ecdZYHFQ/s1600/7.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjFNEo-J-HMu8gRo2e1g-J7UYLwJYCX51kMcwBGwi4S7WbE5UZDUpj6pZQ2Oe0cJURGR3k81KDuATusVB45mZLsa8P3BbxnlttujZH-PuvGqsnv6mJNFDCF-Hc42ZEcgqMI4_ecdZYHFQ/s200/7.jpg" width="139" /></a><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgzy4xlXG3J-wpUxTT1eYmH8t7yPLmQChUhZ_FFIZ8hA40P1QAcgduXLzIa9XAHSQdPX_r47T14MUIBxp77PK_V90N4r-a9NTo4GbbL_-rdANh9qzxJco-fKbt3_LMWu0qo9RuzLq4jcQ/s1600/9.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgzy4xlXG3J-wpUxTT1eYmH8t7yPLmQChUhZ_FFIZ8hA40P1QAcgduXLzIa9XAHSQdPX_r47T14MUIBxp77PK_V90N4r-a9NTo4GbbL_-rdANh9qzxJco-fKbt3_LMWu0qo9RuzLq4jcQ/s1600/9.jpg" /></a><b>„Commando” Mark L. Lester. </b>Zapomniałem o nim
napisać ostatnio. Również leciał w TV i to kilkukrotnie późno w
nocy. I za każdym razem go oglądałem. Gdy go widziałem po raz
pierwszy dwadzieścia parę lat temu nie robił na mnie takiego
wrażenia jak dziś. A to kwintesencja lat 80-tych i najlepszy film
akcji Arnolda, w którym dystans do gatunku bije z każdego kadru i
nieśmiertelnych „onlinerów”. Uwielbiam.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<b>„Żądło” George Roy Hill.</b> Bałem się obejrzeć to
arcydzieło, choć DVD również swoje odleżało. Pamiętam, że
kiedyś film mną wstrząsnął i obawiałem się, czy wciąż jest w
stanie zrobić na mnie wrażenie. Kompletnie niepotrzebnie. Genialne
kreacje Paula Newmana, Roberta Redforda i Roberta Shawa blakną przy
fenomenalnym scenariuszu. Mistrzostwo, absolutne mistrzostwo kina.
Niezniszczalny evergreen. Kinowy przekręt, który do dziś został
niedościgniony.</div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7Ocz0WoZbUflhR62sMDwytK4flWz9jvwpvwACQfo0vs5xcxLHBwmfuwLjXkRrod5qaCepmJqOUNTBxMsiViXSBCDkvxWo2LiQmGDptC8xUU9tFCS9gEg8siFNT-lkz4SenoJ0M60d5Q/s1600/10.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7Ocz0WoZbUflhR62sMDwytK4flWz9jvwpvwACQfo0vs5xcxLHBwmfuwLjXkRrod5qaCepmJqOUNTBxMsiViXSBCDkvxWo2LiQmGDptC8xUU9tFCS9gEg8siFNT-lkz4SenoJ0M60d5Q/s200/10.jpg" width="140" /></a><b>„Opowieści Droidów”</b> Nigdy nie
byłem fanem Gwiezdnych Wojen. Wręczprzeciwnie. Ale od czego ma się
dzieci? Mój synek coraz bardziej wsiąka w świat tego uniwersum, a
niezwykle pomocny w tym okazał się krótki serial Lego, w którym z
przymrużeniem oka streszczono całą sagę nabijając się przy tym
ze wszystkich zawartych w niej idiotyzmów (szczególnie tych z
drugiej trylogii). Świetna rzecz.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhSBt6px-ZfCOj3vfxoUAxuiz6yeLeJMxH65iaze-8T16UN0uS8iwDXMt4z5-6UxLk0LxxY34uM6XoQXejDg2cRZhdmN_bguwRaPfFktNjON6Qe2ybiYs14OHzh7cUNnXJKtmySeEa2hA/s1600/11.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhSBt6px-ZfCOj3vfxoUAxuiz6yeLeJMxH65iaze-8T16UN0uS8iwDXMt4z5-6UxLk0LxxY34uM6XoQXejDg2cRZhdmN_bguwRaPfFktNjON6Qe2ybiYs14OHzh7cUNnXJKtmySeEa2hA/s200/11.jpg" width="138" /></a><b>„Doskonały świat” Clint Eastwood.</b>
Kolejny film, który przeleżał na półce lata. Naprawdę. Głównie
dlatego, że uwielbiam filmy Eastwooda, ale się ich boję. Zawsze
kończy się tak samo. Emocjonalną pralką. I tak też było tutaj.
Nigdy nie widziałem tego filmu, bo nie lubię Costnera.
Stwierdziłem, że jednak dam szansę obrazowi. Efekt? Popłakałem
się na koniec. Może nie jak dziecko, ale łzy poleciały. Damn you,
Clint!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh5eqRg0mB9pmT45-uKaaDRn0m8YQ2KIxmezX7abgGdQw4pYVOAV77S8WUatjiXq03QgPNQmB5oico9gnkUttQnGwGgcrWOSfzsJz_OTS_-a1sreTkW2Bfdqr2Xx8Kcw9A33FKphLhyphenhyphencw/s1600/12.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh5eqRg0mB9pmT45-uKaaDRn0m8YQ2KIxmezX7abgGdQw4pYVOAV77S8WUatjiXq03QgPNQmB5oico9gnkUttQnGwGgcrWOSfzsJz_OTS_-a1sreTkW2Bfdqr2Xx8Kcw9A33FKphLhyphenhyphencw/s200/12.jpg" width="143" /></a><b>„The Punisher” Mark Goldblatt.</b> A właśnie leciał
w TV. Średniak</div>
<div style="text-align: justify;">
sensacyjny lat 80-tych, do którego mam ogromy
sentyment. Tak duży, że oglądanie go wywołuje we mnie żal. Nie
dlatego, że VHS-a z nim oddałem Wojtkowi Pawlikowi. Zasłużył,
niech mu służy. Ale irytuje mnie fakt, że dorwać tego na DVD się
nie da. Że Dolph Lundgren najlepiej przypominał komiksowego Franka
Castle. Że nie doczekał się kontynuacji. Że Hollywood zarżnął
postać w wersji z Tomem Jonesem. Że „Warzone” okazał się zbyt
brutalny i zarżnęli go biznesmeni. A przecież Punisher daje tyle
możliwości opozycji dla lateksowych superbohaterów... Może sukces
„Deadpoola” coś odmieni? Chociaż niekoniecznie, wszak Frank nie
robił nigdy z siebie idioty...</div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJGRA2D3Bvh257LROuXf_rg8GGDqd4ti0fyxGcOSua2LkaiVjZQIyvO6kNOZXjtfMQknul6_B5bPmxBAGWc_kxydeyDAKPIHPsflii2GYM5S-NYS7nhiOWQ04G7Uaig5043hIAtSqHZQ/s1600/18.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJGRA2D3Bvh257LROuXf_rg8GGDqd4ti0fyxGcOSua2LkaiVjZQIyvO6kNOZXjtfMQknul6_B5bPmxBAGWc_kxydeyDAKPIHPsflii2GYM5S-NYS7nhiOWQ04G7Uaig5043hIAtSqHZQ/s200/18.jpg" width="137" /></a><b>"Zombieland" Ruben Fleisher. </b>Doskonały przykład, jak w skostniałej formule można zrobić coś świeżego i... zabawnego. Lubię wracać do tego filmu, choć zawsze przeżywam genialną scenę w domu Billa Murraya. Uwielbiam wszystkie filmy o zombie. Ale ten trochę bardziej niż większość. Pomimo tego, że wkurza mnie prawie cała obsada poza Woody'm.</div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhBZWfaG8QGCBm_sz9_Wi1w__PLToCAQRXa6GnzJ_VOdcSn7C9M9aS_Fheyz_Mg4XcHGK8S9Vg71nq25D_Rua_xdrkxlufqMbSLQLP9_GLZYYgdeBotUCv9KgarYnQUw2W6jX1gZ3Wysg/s1600/19.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhBZWfaG8QGCBm_sz9_Wi1w__PLToCAQRXa6GnzJ_VOdcSn7C9M9aS_Fheyz_Mg4XcHGK8S9Vg71nq25D_Rua_xdrkxlufqMbSLQLP9_GLZYYgdeBotUCv9KgarYnQUw2W6jX1gZ3Wysg/s200/19.jpg" width="125" /></a><b>"Bez odwrotu" Corey Yuen.</b> Zupełnie przypadkiem trafiliśmy na to w TV. Już po kilku minutach byłem pewien, że widziałem ten film dwadzieścia parę lat temu. O mojej młodości, czy wręcz dzieciństwie, niech świadczy fakt, że byłem wówczas przekonany, że tu gra Bruce Lee i nie poznałem młodziutkiego Jean-Claude Van Damme'a. Pewnie dlatego, że go nie znałem. Bruce'a chyba też. Ale film podobał mnie się bardzo. Wtedy. Teraz mnie bezgranicznie śmieszył. I też się podobał, w nieco inny sposób. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
MUZYKA:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Bez obaw, nie będę się bawił w
publikacje tego, co ostatnio słuchałem, bo słucham w zasadzie na
okrągło i zbyt wielu różnych rzeczy. Tutaj krótko o pięciu
płytach, które w tym tygodniu kupiłem.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhS860BaqDI1zZ60BsbCSwox7xC2aWYau0Rgej2x409rJvuo57AyBuW79QZX0GL-3LnzYMp0EDDvQVw864g-PISy8aSIgnxElipdLN9P6A-47SB7TVKNtxLf6CIT1YqUkLscBPcqXiJ2g/s1600/13.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhS860BaqDI1zZ60BsbCSwox7xC2aWYau0Rgej2x409rJvuo57AyBuW79QZX0GL-3LnzYMp0EDDvQVw864g-PISy8aSIgnxElipdLN9P6A-47SB7TVKNtxLf6CIT1YqUkLscBPcqXiJ2g/s200/13.jpg" width="200" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<b>Cannibal Corpse „Skeletal Domain”
</b>Tak, kupiłem dopiero teraz, bo nie przekonywała mnie okładka.
Głupi, głupi. Pod nieciekawym coverartem kryje się niesamowicie
energetyczny, mocny i rewelacyjny album Kanibalków, którzy po raz
kolejny udowadniają, że nie mają sobie równych na poletku
technicznego, a jednak dającego się słuchać death metalu. Bez
dwóch zdań jedna z najlepszych płyt w ich dorobku. Tym
dziwniejsze, że... trzynasta.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifns_b-vFYHZktGARHdODir5duTexOhaVP1unlLJ4zix0wKUnfkXh-vMTNQA98Kt6wIC1A8h04Vbz0nyQJIysARiUjehhRb90ZK9PcqqSMandUm8AsMqjGOL-gygB5osctOHBiXihHuQ/s1600/14.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="199" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifns_b-vFYHZktGARHdODir5duTexOhaVP1unlLJ4zix0wKUnfkXh-vMTNQA98Kt6wIC1A8h04Vbz0nyQJIysARiUjehhRb90ZK9PcqqSMandUm8AsMqjGOL-gygB5osctOHBiXihHuQ/s200/14.jpg" width="200" /></a><b>Pink Floyd „Endless River”</b>. Długo
czekałem, by kupić ten</div>
<div style="text-align: justify;">
album. Przede wszystkim, z powodu ceny,
która była zdecydowanie zaporowa. Po drugie z powodu muzyki,
która... No właśnie. To pozostałości z sesji „The Division
Bell”, poskładane i zaaranżowane przez... producenta, który
dostał przykaz od Gilmoura, by brzmiało to jak Pink Floyd... Niemal
w całości instrumentalny album spełnia te warunki, odwołując się
do sentymentów i klasycznych kompozycji tak dobrze, że po prostu
nie może się nie podobać. Ale jakieś to takie sztuczne... I czy
rzeczywiście potrzebne?</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGkEp6sqUsbsFBiiLbVNt2GF-TdVxAfDnHtayuiOYtGjwYMy-97LAfRkbxeOg1zry5suJEs0UaUM8_2aGB6fnIZ1OM9D9JDyr4YpEMvi7Wj4t7kKfCKbZN4BE9hpEgOAwjVqBUY1RzgA/s1600/15.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGkEp6sqUsbsFBiiLbVNt2GF-TdVxAfDnHtayuiOYtGjwYMy-97LAfRkbxeOg1zry5suJEs0UaUM8_2aGB6fnIZ1OM9D9JDyr4YpEMvi7Wj4t7kKfCKbZN4BE9hpEgOAwjVqBUY1RzgA/s200/15.jpg" width="200" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<b>Motorhead „1916”.</b> Czas uzupełnić
dyskografię na CD. Padło na dziesiąty krążek. Fenomenalny swoją
drogą. Obok absolutnych killerów w stylu „I'm so bad (Baby I
don't Care)”, „Going to Brazil” czy coverownego również
przeze mnie z Damage Case „Ramones” trafiły tu nietypowy (i
świetny „Love me forever” oraz absolutnie niezwykły utwór
tytułowy. Lemmy w lirycznym wydaniu, z klawiszami i wiolonczelą w
podkładzie zbliżył się tutaj zaskakująco do... Pink Floyd z
okresu „The Wall”. Nie tylko za sprawą antywojennego tekstu.
Perełka!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHxpJHW5ahUUynwq_eXpeSMi7CiAE9SYbVrR52iIluPpkiA2mEWt0bVzN4KSpm8ZhIXDfrPJL2sd8-epq8TAmvABnv14xZZ6NTnGPaIQONqcZaNXx_GSqtUHDWGMbBBIellOqwMNouFw/s1600/16.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHxpJHW5ahUUynwq_eXpeSMi7CiAE9SYbVrR52iIluPpkiA2mEWt0bVzN4KSpm8ZhIXDfrPJL2sd8-epq8TAmvABnv14xZZ6NTnGPaIQONqcZaNXx_GSqtUHDWGMbBBIellOqwMNouFw/s200/16.jpg" width="200" /></a><b>Red Hot Chili Peppers „Blood Sugar
Sex Magic”.</b> Lata temu Papryczki były dla mnie totalną opozycją
tego, co słuchałem, a mimo to, tekst i muzyka „Under the Bridge”
trącała nuty w duszy, których istnienia nie podejrzewałem. Dziś,
w pełni świadomy, stwierdzam, że Papryczki są fenomenalne, a
mistrzostwo wykonania poszczególnych utworów może wywołać
kompleksy u wszelkiej maści instrumentalistów. Ze wskazaniem na
hendrixowskie gitary i nieziemski bas.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhELB1DgcFmw19gHAR1W72fpvGQFhb0nDjpKpnX1prGRBA4skUu9IuN1KjVTZr9__Y7jmwruzhB5N_8krjv1cGMg4CT6nbk6C9giT1F5Z04DYGvYUL7O-kT8YndcLqzNfLN-3rjKBysrg/s1600/17.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhELB1DgcFmw19gHAR1W72fpvGQFhb0nDjpKpnX1prGRBA4skUu9IuN1KjVTZr9__Y7jmwruzhB5N_8krjv1cGMg4CT6nbk6C9giT1F5Z04DYGvYUL7O-kT8YndcLqzNfLN-3rjKBysrg/s200/17.jpg" width="200" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<b>OST „Gladiator”.</b> Bezprzykładnie i
pasjami wielbię tę ścieżkę dźwiękową. Nie chciało mnie się
odgrzebywać jej na kasecie leżącej gdzieś w garażu, więc
nabyłem przeceniony kompakt. I podtrzymuję opinię, że to jeden z
najlepszych soundtracków, jakie słyszałem. Szkoda, że Hans Zimmer
zaczął potem pisać jego kolejne autoplagiaty osiągając szczyt
tegoż w „Piratach z Karaibów”.</div>
Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-717283212749735644.post-56061583379210577152016-02-21T15:03:00.007-08:002016-02-21T15:19:59.669-08:00137 - blog klasyczny<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Sto trzydzieści siedem</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Czas na porządne postanowienia.
Nadrobiłem zaległości, ale jakoś nie wpłynęło to na
częstotliwość postów na blogu, co tym dziwniejsze, że w
międzyczasie ukazało się wreszcie długo oczekiwane „Zombie.pl”.
Ale w tym samym czasie również poległem za sprawą bezlitosnych
wirusów, tak więc ponad tydzień minął na zbieraniu sił i walce
z domową epidemią. Spróbuję na jakiś czas przynajmniej zmusić
się do cotygodniowych wpisów. Powiedzmy przez dwa miesiące. Od
dziś. Start.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
10 lutego miałem przyjemność wziąć
udział w spotkaniu autorskim zorganizowanym w Ośrodku
Szkolno-wychowawczym. Fantastyczna atmosfera wytworzona przez
fantastyczną młodzież i ich wychowawców na długo zostanie mi w
pamięci. Zresztą, zgodnie z ustaleniami, najpóźniej za rok znów
do nich wrócę, jeśli nie wcześniej. Za organizację dziękuję
Agnieszce Predygier, która okazała się być moją koleżanką... z
przedszkola. Pozdrawiam chłopaków raz jeszcze. Pamiętajcie - w
Waszych rękach jest realizacja Waszych marzeń.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgodGzooH6MdI4S9I8l_7fnz0YMivjWSn18W7Y0eKynj6zzV7zWT6OXrBzhcFOV1TbytwAc3NUpzUsgGmbJlympQgMPbKFzlG-ugeQAsDTmm3my0z6tZb7CL7mH9eXAlpi0vrKw6HKkRQ/s1600/DSCN0413.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgodGzooH6MdI4S9I8l_7fnz0YMivjWSn18W7Y0eKynj6zzV7zWT6OXrBzhcFOV1TbytwAc3NUpzUsgGmbJlympQgMPbKFzlG-ugeQAsDTmm3my0z6tZb7CL7mH9eXAlpi0vrKw6HKkRQ/s320/DSCN0413.JPG" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6336kABQwDg3P4bE1k0d5uzTJoyLEzfPUdZWT5QA3zYHhikSUPDN7TYGcEgOJWs_oGLsnWTd8Lh8ukumtGuwKJSDTnrAhY4JBse2VKqHToHl4mU7euit4ac1dAtTjAIPAZGatK58-wQ/s1600/DSCN0404.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6336kABQwDg3P4bE1k0d5uzTJoyLEzfPUdZWT5QA3zYHhikSUPDN7TYGcEgOJWs_oGLsnWTd8Lh8ukumtGuwKJSDTnrAhY4JBse2VKqHToHl4mU7euit4ac1dAtTjAIPAZGatK58-wQ/s320/DSCN0404.JPG" width="320" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3z8mC8HbALV465LWRFPRfgrq_KhVugbNYbb3mt3MTmbXF8MmKhGFiW2-ZcTH6qZ8_7LV5BmNj3PkQxrjGGF-MfCqcWDxW9d98cqYQ8SThPWBgGIj-WPn1zGZCdgWtp1gBPBU55x14nA/s1600/1.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3z8mC8HbALV465LWRFPRfgrq_KhVugbNYbb3mt3MTmbXF8MmKhGFiW2-ZcTH6qZ8_7LV5BmNj3PkQxrjGGF-MfCqcWDxW9d98cqYQ8SThPWBgGIj-WPn1zGZCdgWtp1gBPBU55x14nA/s200/1.jpg" width="129" /></a>15 lutego został rozstrzygnięty
plebiscyt Złotego Kościeja organizowany corocznie przez portal Kostnica. Wydawnictwo Videograf zgłosiło powieść „Miasteczko”,
ja sam podrzuciłem opowiadanie „Ogrodniczkę”. Niesamowite
wsparcie fanów, znajomych i byłych uczniów dokonało cudu.
Statuetki zostały zdobyte. Bardzo wszystkim dziękuję, z całego
serca. Wszystkim, którzy we mnie (i Roberta) uwierzyli. Cieszy mnie
to tym bardziej, że „Miasteczko” wywołuje przecudownie skrajne
emocje. Od całkowitego odrzucenia po uwielbienie. Biorąc pod uwagę
ilość zawartego tam horroru ekstremalnego i klasycznego gore wiem,
że więcej w tym gatunku osiągnąć się nie da. Dziękuję bardzo
raz jeszcze.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHcudb0DwYNah7K_uVqah0tLgHTxCwOtqeXkqjhpWcDNl0IfQCHlrH9k0T266Jd7iBfiaDTZFWfpxkJXAAR5L9S0gdRobjR77NvwlBNpcdjJNi6ULLTyMB6om3G3J9EqBwCzjoVMckaw/s1600/zombie-pl-u-iext31115240.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHcudb0DwYNah7K_uVqah0tLgHTxCwOtqeXkqjhpWcDNl0IfQCHlrH9k0T266Jd7iBfiaDTZFWfpxkJXAAR5L9S0gdRobjR77NvwlBNpcdjJNi6ULLTyMB6om3G3J9EqBwCzjoVMckaw/s200/zombie-pl-u-iext31115240.jpg" width="131" /></a>16 lutego ukazało się wreszcie
„Zombie.pl”. Zdecydowanie odmienne od naszych wcześniejszych
książek, jak się okazuje już zbierające pozytywne opinie i
recenzje. Żywe trupy w Gdańsku i Malborku cieszą i poruszają, nie
tylko miłośników horrorów i grozy. Szykują się również
spotkania autorskie w całym kraju. Pewny jest już Gdańsk (skoro
tam zaczyna się akcja książki), Poznań (gród Roberta), Stare
Pole (jakby ktoś zapomniał gdzie mieszkam ja) i Wrocław (kto
zgadnie dlaczego). W planach kolejne miasta, ale wszystko w swoim
czasie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Krótko mówiąc – dzieje się. Mamy
początek roku, a ja już mam kolejną książkę w bibliografii,
nagrodę i zapowiedziany udział w kilku antologiach.
Najzabawniejsze, że zupełnie przypadkowo. Po cichu też szykuje się
mała książeczka przy współudziale z pewnym znanym i uznanym
autorem oraz mój udział w zupełnie odmiennym od dotychczasowych
projektów. O szczegółach kiedy indziej, muszę bowiem wziąć się
za zaległe recenzje i powieść, która leży odłogiem...
Wspominałem, że chorowałem?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Bez odbioru.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Na tapecie:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
KSIĄŻKI:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Książek było sporo, ale znów
wszystko do recenzji. Opinie na temat czterech tomów Zwiadowców,
Białej Róży, Klejnotu, Przeklętej Laleczki, Czerwonego Rycerza i
Skrzydeł ognia już wkrótce na Dzikiej Bandzie i Rzecz Gustu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
FILMY:</div>
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEii0EH8fDeTk2rRBhUeSdlsMU_sWqi3GIxbSN-riLsDOqXqaDmPJSZax14N6zCZx7O5Wz_MF5ve30hjoo7mhppZ5uHHPC5QvNpGguFPRmbSOmdiEM7q1LdxS6KwkfNGeUycTjT4mnvQAg/s1600/2.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEii0EH8fDeTk2rRBhUeSdlsMU_sWqi3GIxbSN-riLsDOqXqaDmPJSZax14N6zCZx7O5Wz_MF5ve30hjoo7mhppZ5uHHPC5QvNpGguFPRmbSOmdiEM7q1LdxS6KwkfNGeUycTjT4mnvQAg/s200/2.jpg" width="137" /></a><b>„Syberiada polska” Janusz Zaorski.</b> Film polski, co
wyjaśnia już bardzo dużo. Cierpimy, płaczemy, jesteśmy mesjaszem
narodów. Aktorzy znakomici, jak zwykle nie mają co grać. I jak na
zesłańców wszyscy niezwykle czyści i zadbani. Może ja za dużo
wymagam. To nie był zły film. Ale tak bardzo polski...<br />
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGifzlCEcnNfrDEjFDV3NVDmaGXlHqD04mQxf-2hOgd6AMuEDAuPY9DG0rYpy0xYwhU3H0Dhu1QsFWS21sdQLI9Hyc3MNwBoQVmlntPpouv_TuIFxfzM-spKKWFYPDBAh1bE6mLxyCpA/s1600/2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGifzlCEcnNfrDEjFDV3NVDmaGXlHqD04mQxf-2hOgd6AMuEDAuPY9DG0rYpy0xYwhU3H0Dhu1QsFWS21sdQLI9Hyc3MNwBoQVmlntPpouv_TuIFxfzM-spKKWFYPDBAh1bE6mLxyCpA/s200/2.jpg" width="140" /></a><b>„Zombie Flesh Eaters” Lucio Fulci.</b> Lata mijają,
a ten film nic nie traci ze swego niezwykłego uroku. Scena z drzazgą
i okiem wciąż poraża, a walka rekina z zombie na dnie oceanu...
toż to cudo po dziś dzień. Oczywiście, charakteryzacja,
scenariusz mają swoje braki, ale one tam były zawsze. Klasyk i już. Mogę oglądać w kółko.</div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivJ8Bvtt8SmY2HOFqV_wFi41BKTp29oNmwvxVkk3AMMMY-kunnfSpLnfJ-n1pstd3kYS8heleb6AEa2XXJqpN8frgdNjvGwArnD_wC0cG4au2T-xTZ7qNie69HDua90EqcmZLvQnBTdQ/s1600/3.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivJ8Bvtt8SmY2HOFqV_wFi41BKTp29oNmwvxVkk3AMMMY-kunnfSpLnfJ-n1pstd3kYS8heleb6AEa2XXJqpN8frgdNjvGwArnD_wC0cG4au2T-xTZ7qNie69HDua90EqcmZLvQnBTdQ/s1600/3.jpg" /></a><b>„Ostatnie piętro” Tadeusz Król.</b> Polski film.
Thriller psychologiczny. Czyli w zasadzie można wykorzystać część
tego, co pisałem o Syberiadzie. Świetni aktorzy, dziurawy
scenariusz, dobre zdjęcia, uproszczeń co niemiara. I problem w tym,
że jak na niszową produkcję byłoby to coś wyjątkowego. Tylko,
że to nie nisza i wychodzi średniak.Gdyby tylko skupić się na obłędzie głównego bohatera i dać sobie spokój z aferą, polityką, społecznym komentarzem... Za dużo grzybów w tym barszczu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjN00f9BitAgNDuhInjQHeFO9NF9iJKyODzdMIf2_Va6LeUlOuTCZC7zjmq2sTdBYneNUiqX2vD5YsKEPca6hL6ujl_dsZwPaK_NeJiKv7HwAnL_mZTYq5X4zaWsdiZ6WM3wcxyFSVW3w/s1600/4.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjN00f9BitAgNDuhInjQHeFO9NF9iJKyODzdMIf2_Va6LeUlOuTCZC7zjmq2sTdBYneNUiqX2vD5YsKEPca6hL6ujl_dsZwPaK_NeJiKv7HwAnL_mZTYq5X4zaWsdiZ6WM3wcxyFSVW3w/s200/4.jpg" width="140" /></a><b>„Zwierzogród” Byron Howard, Rich Moore.</b> Kryminał (nie tylko) dla
dzieci. Wprost rewelacyjny! Absolutnie fenomenalny dubbing,
przezabawny scenariusz i niebanalne przesłanie złożone w naprawdę
mądry sposób. Perełka, prawdziwa perełka. Ubawiliśmy się z rodzinką i do dziś wspominamy poszczególne teksty i sceny.</div>
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTy3ht-MwiXuIRvUJErNxQk_dNN157oY1Q92SdPuMFGcHykvRT0KxMKrdXAkycwnsEgfQkpBYkjIKeGU31tdb1JYCFt5fvgV3HQ3fQjm70ZCREj3579zB29G5drdEv7tXUYOfgZp7bTQ/s1600/5.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTy3ht-MwiXuIRvUJErNxQk_dNN157oY1Q92SdPuMFGcHykvRT0KxMKrdXAkycwnsEgfQkpBYkjIKeGU31tdb1JYCFt5fvgV3HQ3fQjm70ZCREj3579zB29G5drdEv7tXUYOfgZp7bTQ/s200/5.jpg" width="141" /></a><b>„Układ zamknięty” Ryszard Bugajski. </b>Polski film. I
dowód na to, że to co pisałem o dwóch poprzednich może być
jednak bzdurą. Fenomenalny scenariusz, mistrzowskie kreacje
aktorskie i ciary na plecach podczas seansu, które zostają na długo
po. Absolutnie rewelacyjna produkcja.<br />
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhqzegPbtSy3TpLTeQJXaHaq61cLnZS1uzgyclyPE80EaK8OWu-RNL2_hmlU_M0i0OQ0iYus3j5ybMBz2ADamLKNw27PG594c8tYxsNhuTVtEhCE1c51hpHj0htY60gC3nZFIB_LWotTQ/s1600/6.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhqzegPbtSy3TpLTeQJXaHaq61cLnZS1uzgyclyPE80EaK8OWu-RNL2_hmlU_M0i0OQ0iYus3j5ybMBz2ADamLKNw27PG594c8tYxsNhuTVtEhCE1c51hpHj0htY60gC3nZFIB_LWotTQ/s200/6.jpg" width="140" /></a><b>„Żołnierze kosmosu” Paul Verhooven.</b> Znów
produkcja, którą chciałem obejrzeć lata temu. I powinienem był.
Bo teraz ta sympatyczna bajeczka science-fiction wywołała we mnie
jedynie uśmiech politowania i zażenowania. Szkoda czasu.
</div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUEAhoqc1KQIFgsGoc5CT3Im270jOrC2otqwVRtxLbAxFmMOFM-b1Re9TixaJ_oZzh73EejAYe5C95mJBt2eUm0o8AvLV7Qb6gXbTVMBJf4AzG5LFuD1hVrrQK-F23u8KDBU0IWaVICA/s1600/7.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUEAhoqc1KQIFgsGoc5CT3Im270jOrC2otqwVRtxLbAxFmMOFM-b1Re9TixaJ_oZzh73EejAYe5C95mJBt2eUm0o8AvLV7Qb6gXbTVMBJf4AzG5LFuD1hVrrQK-F23u8KDBU0IWaVICA/s200/7.jpg" width="140" /></a><b>„Gęsia skórka”. Robert Letterman.</b> Horror dla
(starszych) dzieci i młodzieży z Jackiem Blackiem w roli głównej.
Czyli zwariowana adaptacja prozy mistrza grozy dla najmłodszych
R.L.Stine. Szkoda, że w Polsce mało popularna, bowiem film jest
znakomity. Straszny gdy trzeba, przezabawny zawsze. Już czekam na
drugą część.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhQkGZB1VK6PDRjw6J7gNZGrVkVBdoC-cGSI8A6Xn4ls_FTYynw2rl4v56IhSqujv4NusW_hK7Xm8_rs4Pag9AKRZwjVpgann_N2r2Dfao8GZMflGCGoa5ovEidDTIyg8X9O_LGV59O0w/s1600/8.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhQkGZB1VK6PDRjw6J7gNZGrVkVBdoC-cGSI8A6Xn4ls_FTYynw2rl4v56IhSqujv4NusW_hK7Xm8_rs4Pag9AKRZwjVpgann_N2r2Dfao8GZMflGCGoa5ovEidDTIyg8X9O_LGV59O0w/s200/8.jpg" width="137" /></a><b>"Alvin i Wiewiórki: Wielka Wyprawa" Walt Becker.</b> To widziałem parę tygodni temu, na wycieczce z klasą, ale nie wspomniałem o tym w poprzednim wpisie. Żeby nie było, że się wypieram i zgrywam twardziela, co to tylko horrory non stop ogląda. Obejrzałem, pośmiałem się z wielu głupiutkich gagów. Familijny film dla maluchów jak znalazł. Mała młodzież też się świetnie bawiła.</div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6x1UiXkBvEYFNT7gA9oSpRIf5TV3K4Ho79V0WFYu3vTt-kEXLu7eRZQiba-6Kt51bKGB49cICl7or8zTu_Yc7t1rOxxJLu5NCoVzSeA31g3IlBbRFc9BpSOYczmOKVErkQAJLogulRA/s1600/9.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6x1UiXkBvEYFNT7gA9oSpRIf5TV3K4Ho79V0WFYu3vTt-kEXLu7eRZQiba-6Kt51bKGB49cICl7or8zTu_Yc7t1rOxxJLu5NCoVzSeA31g3IlBbRFc9BpSOYczmOKVErkQAJLogulRA/s200/9.jpg" width="143" /></a><b>"Widmo" Masayuki Ochiai.</b> Oryginalne, tajskie "Widmo" było jednym z ostatnich (jeśli nie ostatnim) horrorem, na których się przestraszyłem i zachwyciłem finałem. Remake okazał się tym, co spodziewałem. Żałosnym gniotem z drętwymi postaciami i nudnym, niepotrzebnie udziwnionym scenariuszem. Zaskoczył mnie jednak. Fatalnymi efektami specjalnymi. Żenada.</div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDMaNkY9ih194PJV6-D9j_d6T3EJzlgBj8yz0-vb_Y407EDHCOs94yBf8k4YHjqF6dYZaGK0r7JynyBRcSOqECg4NVhFaaJ8i0b9riz0KkYnpARF26Zin9YwEd_nXCRqnPF4W5HGO_hA/s1600/10.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDMaNkY9ih194PJV6-D9j_d6T3EJzlgBj8yz0-vb_Y407EDHCOs94yBf8k4YHjqF6dYZaGK0r7JynyBRcSOqECg4NVhFaaJ8i0b9riz0KkYnpARF26Zin9YwEd_nXCRqnPF4W5HGO_hA/s200/10.jpg" width="140" /></a><b>"W poniedziałek rano" Otar Iosseliani.</b> Nieco absurdalny, melancholijny film mistrza kinematografii, który nie zawsze do mnie przemawia. Nie ukrywam, że obrazem tym zachwyciła się moja małżonka, ja jedynie sumiennie jej kibicowałem. O dziwo, historii Vincenta, który pewnego poniedziałku rzuca wszystko i rusza w podróż, prędko nie zapomnę.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
GRY:</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXsuJBmPDX6V1F5AxnerbAQLZsd83GeIuzoDErQYX1BXfrpiSWS_03xBcl25WBStopQomvnvmMLvJYK8hq7YEOZpr_DJbstFMEQAjEsPcX7X2Y8ofkXHpmbwAEfD53zrbctZHhgw4TQw/s1600/11.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXsuJBmPDX6V1F5AxnerbAQLZsd83GeIuzoDErQYX1BXfrpiSWS_03xBcl25WBStopQomvnvmMLvJYK8hq7YEOZpr_DJbstFMEQAjEsPcX7X2Y8ofkXHpmbwAEfD53zrbctZHhgw4TQw/s200/11.jpg" width="141" /></a></div>
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHELICsJ-lScs9J3S9Jv9iBC3npEyGcBanrKv8dSvrBN2fvTekZDz7NhZYNQcYma2HKkCKNElJD9AQWJTGZmFNRjFq_mg-T_EeWpoLRGGH-LuGjwLn8thy3W0wJmpSpXrat0ppxsahnw/s1600/12.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHELICsJ-lScs9J3S9Jv9iBC3npEyGcBanrKv8dSvrBN2fvTekZDz7NhZYNQcYma2HKkCKNElJD9AQWJTGZmFNRjFq_mg-T_EeWpoLRGGH-LuGjwLn8thy3W0wJmpSpXrat0ppxsahnw/s200/12.jpg" width="141" /></a><br />
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<b>„Valhala Hills” </b>Wspaniała
strategia, o której napiszę wkrótce dla Rzecz Gustu. Zabawa
przednia.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<b>„Sniper Elite: Nazi Zombie Army 2” </b>Czy
naprawdę muszę przekonywać kogokolwiek, że wspaniale bawię się
podczas tej gry? Rewelacyjny klimat, świetne udźwiękowienie i
realizm (broni oczywiście). Cudowny odstresowywacz na kilkanaście
(dziesiąt) minut dziennie.</div>
Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-717283212749735644.post-26221348498583988122016-02-06T07:44:00.002-08:002016-02-06T07:44:29.655-08:00(136) Na tapecie - Zaległości z półrocza II
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Sto trzydzieści sześć.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Ostatnio porządkowałem sprawę „Na
tapecie” w kwestii zaniedbanego półrocza filmów, teraz przyszedł
czas na książki. Ważna to chwila, bo oznacza, że od tego momentu
nadrobiłem zaległości blogowe i będę mógł go znów prowadzić
po swojemu – regularnie i w miarę tematycznie. Tym samym, w ręce
najbardziej wytrwałych oddaję drugą część najnudniejszego wpisu
na blogu:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWK2NsdAU3QLoaZJHG3QjfDPJSJNxiqSUcAws3wbgKy9YlUjbZIpDBT6xWLIbIHPNltg81zdFqP6u1WVif4De81d5Qt9ttc2hMaSVuWmEe66aGEQZUq1WmYZJnZeQjrLJKuBj5jAu1LQ/s1600/1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWK2NsdAU3QLoaZJHG3QjfDPJSJNxiqSUcAws3wbgKy9YlUjbZIpDBT6xWLIbIHPNltg81zdFqP6u1WVif4De81d5Qt9ttc2hMaSVuWmEe66aGEQZUq1WmYZJnZeQjrLJKuBj5jAu1LQ/s200/1.jpg" width="139" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<b>„Twarzą
w twarz” Cichowlas, Pocztarek, Masterton.</b> Rodzimi piewcy prozy Mastertona stworzyli niezwykłą
książkę o swym ulubionym pisarzu. I choć konwencję podłapali od
Clarka i Williamsa, poprowadzili całość po swojemu, unikając
mielizn i wodolejstwa poprzedników. Świetnie napisana, bardzo
dobrze pomyślana książka dla każdego, kto przeczytał więcej niż
dwadzieścia książek Mastiego i/lub chciałby co nieco dowiedzieć
się o pisaniu powieści.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgnqg1O1fvxRcQxaAremCVpHTZV1lNCQXBOsDgHrSEaSh8GxqTgeTw_t5i6D87ZuaGArmVs3-0eNb1CaFAzO8c9sQpO6J2Ghgn6qa1YydSCWEBq0E9oUb4-Gd_XKWjGOBhv_sYtxe1nEg/s1600/2.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgnqg1O1fvxRcQxaAremCVpHTZV1lNCQXBOsDgHrSEaSh8GxqTgeTw_t5i6D87ZuaGArmVs3-0eNb1CaFAzO8c9sQpO6J2Ghgn6qa1YydSCWEBq0E9oUb4-Gd_XKWjGOBhv_sYtxe1nEg/s200/2.jpg" width="126" /></a><b>„Świat Mastertona” Ray Clark, Mark
Williams.</b> Pierwsza książka poświęcona twórczości Mastiego,
napisana na Zachodzie, wydana w Polsce. I choć zawiera sporo
ciekawych informacji, nie ma w niej nic, czego nie znaleźlibyśmy w
książce Pocztarka i Cichowlasa, wielu rzeczy za to brakuje. Jedyne
co jest na plus, to zapadające w pamięć ilustracje do
najmocniejszych opowiadań Grahama.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b><br /></b>
</div>
<b>
</b><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCCYn5fvAKk1D-yFwT89jWfl62WcGb8wndZnlBvaP-TrO8nBcvmUWG4i6hMojMbVDWadNq1bQAGfGPEZ04kIoivp3ZROTP94glwLOekL2IGoC4TVmCknr5eqhwARK48grB3-2ObcvwLQ/s1600/3.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCCYn5fvAKk1D-yFwT89jWfl62WcGb8wndZnlBvaP-TrO8nBcvmUWG4i6hMojMbVDWadNq1bQAGfGPEZ04kIoivp3ZROTP94glwLOekL2IGoC4TVmCknr5eqhwARK48grB3-2ObcvwLQ/s200/3.jpg" width="127" /></a><b>„Pani Fortuny” Graham Masterton.</b>
Jedna z najlepszych powieści Mastertona, mimo iż będąca w całości
powieścią obyczajową, podpartą bogatym zapleczem historycznym i
skupiającym się na życiorysie bogatej właścicielki banku,
kobiety, która miała wszystko i znała wszystkich. Czy jednak była
szczęśliwa? Opasłe tomiszcze ma jedną podstawową wadę, typową
dla Mastiego. Końcówkę. Nie dość, że autor pieczołowicie
opisuje pierwszą połowę życia bohaterki, by przez drugą przebiec
nawet nie sprintem, a galopem, to jeszcze sam finał, jak to często
u Mastiego bywa wyskakuje jak Filip z konopii. Bo niby ma być
zaskoczenie.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiiVS5psLX-NtVj7EPGBY8mgaHqWNXjFLYSVB_0Bw3ELKNK6lCZtKRmzGs8SS-pn2MvdTRud7eaGlqZ_ObjPFiY6mJNk8RwtSsnQJ1t9dXspmZ-MuVRCv4LJGsBTzaJf8202Bt0R3wf5g/s1600/4.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiiVS5psLX-NtVj7EPGBY8mgaHqWNXjFLYSVB_0Bw3ELKNK6lCZtKRmzGs8SS-pn2MvdTRud7eaGlqZ_ObjPFiY6mJNk8RwtSsnQJ1t9dXspmZ-MuVRCv4LJGsBTzaJf8202Bt0R3wf5g/s200/4.jpg" width="149" /></a><b>„Smak Raju” Vicky i Graham Masterton.</b>
Tak naprawdę jest to jedyna powieść Wiesławy Masterton, zmarłej
żony Grahama, której mąż pomógł zredagować
obyczajowo-historyczną powieść o miłości wystawionej na bardzo
ciężką próbę w przededniu II wojny światowej. I pomijając dwa
fragmenty ewidentnie podsunięte przez autora „Manitou”, jest to
powieść, w której Wiescka przebija większość utworów swojego
męża. Mamy tu dbałość o detale, świetnie zarysowane postacie,
ale również dobrze poprowadzony finał i brak popadania w
skrajności, jakie Grahamowi często się zdarzają. Świetna,
niedoceniona rzecz.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiLjyCVK1RiJMsD2hM9jFEypSN3DTASA23XaCu0InEf_6vIJom7bub3pwW1b41ulBdkYp5m65hgwOgj7Ot1IECzuAgQM3DHhADeViKGGXpafh-1bagm4Kfdpksfd71jycWKJW6uIQOIzA/s1600/5.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiLjyCVK1RiJMsD2hM9jFEypSN3DTASA23XaCu0InEf_6vIJom7bub3pwW1b41ulBdkYp5m65hgwOgj7Ot1IECzuAgQM3DHhADeViKGGXpafh-1bagm4Kfdpksfd71jycWKJW6uIQOIzA/s200/5.jpg" width="129" /></a><b>„Amerykańscy Bogowie” Neil Gaiman.</b>
Kultowa, wychwalana pod niebiosa powieść Gaimana, w której wplata
losy zapomnianych bogów w historie Ameryki. Zapomnianych może dla
Amerykanów, bo raczej miłośnicy polskiej, czy europejskiej
fantastyki o nordyckich bogach z Odynem i Lokim na czele słyszeli
bardzo dużo. Mimo wszystko, chociaż rzeczona oryginalność wcale
tak wyjątkowa nie jest, trzeba przyznać, że to znakomita, świetnie
napisana i pomyślana powieść. Palmę pierwszeństwa jednak oddaję
dla „Nigdziebądź”.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5i6yky2j574w22qXriw4JWWCceCykoNuKaNX1M3tWV3R8tvOrG0_rOP_tDz2AlWO0zCM_Gi3N80t-7X_SNUSU4hgcySCo0cNZSkCNOl2GxKiQefDeebITixSOlC4hphPRYJ4NDbTjiA/s1600/6.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5i6yky2j574w22qXriw4JWWCceCykoNuKaNX1M3tWV3R8tvOrG0_rOP_tDz2AlWO0zCM_Gi3N80t-7X_SNUSU4hgcySCo0cNZSkCNOl2GxKiQefDeebITixSOlC4hphPRYJ4NDbTjiA/s200/6.jpg" width="133" /></a><b>„Chłopaki Anansiego” Neil Gaiman.</b>
Nie wiem również, czy ta pokręcona historia o mężczyźnie, który
odkrywa, że nie tylko ma naprawdę złego brata bliźniaka, ale jest
również synem zapomnianego afrykańskiego boga, nie bije na głowę
„Amerykańskich Bogów”, choć tak naprawdę to właśnie z nich
wynika. Kolejny raz Gaiman udowadnia swoją klasę i fakt, że jego
literatura nie jest skierowana do wszystkich.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhR61FPaQYWKDsKLJPPe1XVPZkdEzwQ-DWTAkJ23a4Ndtk3NMc0ifXhTKlS7_hJB9Iah_cH-uD-n10CAFs5_JD5Y1B8lcAUVGIbdy5SHRt20gitP02_A7LjBZDK3g6vbU3Y8qPaQCN-aQ/s1600/7.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhR61FPaQYWKDsKLJPPe1XVPZkdEzwQ-DWTAkJ23a4Ndtk3NMc0ifXhTKlS7_hJB9Iah_cH-uD-n10CAFs5_JD5Y1B8lcAUVGIbdy5SHRt20gitP02_A7LjBZDK3g6vbU3Y8qPaQCN-aQ/s200/7.jpg" width="128" /></a><b>Jakub Ćwiek „Kłamca 3 – Ochłap
Sztandaru”.</b> Wspominałem coś o Lokim? No właśnie, wreszcie
znalazłem czas, by skończyć cykl o polskim Kłamcy. W trzeciej
części autor odszedł od formy opowiadań na rzecz pełnowymiarowej
powieści, co tylko wyszło na dobre całej formule. Po pierwsze,
opowiadania często opierały się na żartach, które nie zawsze
wytrzymały próbę czasu. Po drugie, Ćwiek jest mistrzem w
komplikowaniu sytuacji swoim bohaterom – i tu wychodzi mu to
znakomicie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b><br /></b>
</div>
<b>
</b><div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgubXMgazooAc-stUPhdfg-K7S4LfzYX8bLxag9XmXcy7S7X852Wh4Hg9_csBY9q83sT5K_AW3GAl5NWeyIZs-c2ETZfQcovkfSVF35Gib-c83NvJ7pczAvn4DG6Y6fitIGsrvcQ8Pb9Q/s1600/8.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgubXMgazooAc-stUPhdfg-K7S4LfzYX8bLxag9XmXcy7S7X852Wh4Hg9_csBY9q83sT5K_AW3GAl5NWeyIZs-c2ETZfQcovkfSVF35Gib-c83NvJ7pczAvn4DG6Y6fitIGsrvcQ8Pb9Q/s200/8.jpg" width="128" /></a><b>„Kłamca 4 – Kill'em
All” Jakub Ćwiek. </b>Apokalipsa według Jakuba Ćwieka z honorowym występem Mando
z serwisu stephenking.pl. Świetna rzecz, nabierająca jeszcze
smutniejszego wydźwięku wraz z odejściem Alana Rickmana.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEis92kw670MpleHMe-OCixHOSubQU_WVrTi981-Dob0eymDcoU2c9sBulBqbVHGy5sNPWozjBe048YuMHfS6La1RYRP-3eFbExoBYHtaUWm2b-cmbDi6n4sZzug07MdAO3P7l7dNTXMlQ/s1600/9.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEis92kw670MpleHMe-OCixHOSubQU_WVrTi981-Dob0eymDcoU2c9sBulBqbVHGy5sNPWozjBe048YuMHfS6La1RYRP-3eFbExoBYHtaUWm2b-cmbDi6n4sZzug07MdAO3P7l7dNTXMlQ/s200/9.jpg" width="121" /></a><b>„Dragonlance: Legendy” Margaret
Weis, Tracy Hickman</b>. Minęło z 18 lat, odkąd przeczytałem pierwszy
tom Legend. I tak cały czas miałem niedosyt, że nie wiem, jak to
się wszystko właściwie skończyło. I choć cały świat,
konwencja i pomysł trącą już myszką (albo po prostu ja jestem
już za stary, zbyt zgryźliwy i przejedzony fantasy), to powrót do
krainy Dragonlance, a przede wszystkim ponowne spotkanie z
Tasslehoffem Burrfootem, okazały się nad wyraz przyjemne.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Ponadto przez moje ręce przewinęły
się poniższe książki i komiksy, ale większość z nich została
już gdzieś przeze mnie zrecenzowana (najczęściej Dzika Banda,
czasem Rzecz Gustu, kilka na Horror Online), reszta recenzji gdzieś
się pojawi. Dlatego tu opisywać nic nie będę, później jedynie
podlinkuję. Zastanawiające jedynie, dlaczego spośród 90 książek,
które przeczytałem od września, tylko 11 było przeczytanych dla
zwykłej przyjemności, nie dla recenzji? Nie żebym przy innych źle
się bawił, ale coś jest na rzeczy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Kroniki Amberu 2, Wieża Asów, Punkt
Zapalny, Portret Doriana Greya, Alkoholowe Dzieje Polski, Powrót na
Wyspę Skarbów, Zejście, Największa z przygód, Kod Himmlera,
Zabij mnie, tato, Machiny Tortur, Szwedzi: ciepło na północy,
Sędzia, Summoner: Początek, Na fali szoku, Hyperion, Upadek
Hyperiona, Fałszywy dekret, Skowyt, 11 grzechów głównych, Ludzie:
powieść dla ziemian, Profilowanie kryminalne, Szkarłatna wdowa,
Funny Girl, Dziewczyny, które zabiły Chloe, Zapytaj księżyc,
Farma, Zagubieni wśród hiacyntów, Pogrzebany olbrzym, W imię
dziecka, Vineland, Bezcenne-naziści opętani sztuką, cykl Mroczna
Wieża, cykl o Jacku Reacherze, cykl Sny Bogów i Potworów,
Szalejący Dżokerzy, Upadek, Opowieści wigilijne 1,2, cykl Flawia
de Luce, John Lydon – rejestracja buntu, Zaufaj mi: jestem dr Ozzy,
Faith No More: Królowie życia (i nadużycia), Dygot, Hardboiled,
Liturgia Plugastwa, Siódma dusza, Wspaniałe życie, Proces diabła.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
oraz komiksy: Cykl Mroczna Wieża:
Narodziny rewolwerowca, Długa droga do domu, Zdrada, Upadek Gilead,
Bitwa o Jericho Hill, Początek podróży, Siostrzyczki z Elurii,
Bitwa o Tull; Ekspedycja, Wiedźmin: Dzieci Lisicy, Valerian
(zbiorczy) 2, 3, Yans (zbiorczy) 2, 3.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
I tyle.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Zaległości bloga nadrobione.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Więc – bez odbioru.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWK2NsdAU3QLoaZJHG3QjfDPJSJNxiqSUcAws3wbgKy9YlUjbZIpDBT6xWLIbIHPNltg81zdFqP6u1WVif4De81d5Qt9ttc2hMaSVuWmEe66aGEQZUq1WmYZJnZeQjrLJKuBj5jAu1LQ/s1600/1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><br /></a></div>
Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-717283212749735644.post-9612303726133991532016-01-17T15:56:00.003-08:002016-01-19T15:15:24.210-08:00(135) Na tapecie - zaległości z półrocza<div style="margin-bottom: 0cm;">
Sto trzydzieści pięć.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Powiedzmy
szczerze, zapuściłem ostatnio ten blog. Usprawiedliwiałem się
wcześniej, ale faktem jest, że będę musiał zrezygnować z kilku rzeczy,
które wcześniej były tutaj regularne. Chodzi głównie o większe recenzje.
W zasadzie piszę je do pięciu rozmaitych redakcji, nie wiem więc, czy
jest sens zamieszczać je tutaj jeszcze raz. Albo czy znajdą się takie,
których nie da się zamieścić gdzie indziej. Muszę jednak ruszyć do
przodu, a więc nadrobić zaległości "Na tapecie", czyli co tam ostatnio
przeczytałem i obejrzałem. Wiem, że mało kogo to obchodzi, ale to w
końcu mój blog. Dlatego, by wyjść na prostą, krótka lista filmów, jakie
obejrzałem w ostatnim półroczu. Może i nie ma tego dużo, ale jest bardzo
różnorodnie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
NA TAPECIE:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhz1qua_WgAgduAkbCFSbCJ37EIJFZd9OV2PIQwe6VOE6_0300Or2cXx9EysDG3Sv__Q-iMgHYnBSw8mxrFifY-kYxF5IHLNJJZ_BVIROWEncu6zCMJLfYu5I_0p-hUb-wtdPatvuf7xQ/s1600/1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhz1qua_WgAgduAkbCFSbCJ37EIJFZd9OV2PIQwe6VOE6_0300Or2cXx9EysDG3Sv__Q-iMgHYnBSw8mxrFifY-kYxF5IHLNJJZ_BVIROWEncu6zCMJLfYu5I_0p-hUb-wtdPatvuf7xQ/s200/1.jpg" width="140" /></a><b>"Grawitacja" Alfonso Cuarone.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Opowieść o austronautce porzuconej w
przestrzeni kosmicznej. W zasadzie film Sandry Bullock, przez kilka
chwil na ekranie miga nam jeszcze George Clooney. Niezwykłe
widowisko, zapadający w pamięć spektakl. Czegoś takiego jeszcze
nie widziałem. Bardzo dobry film.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjofULGKO8AC24Ya17c6aU0VMeQRjDOEVAQIJHmnCtK6S1QFvoZNeBLZgD8S91EVwBdLHbValoYRp3SbVGvE2EVZlvQnpa6gaFZ9GFCgoFKTZkeRBP2NEpk_Mqrzvgf78mNBaNC4VI1MQ/s1600/2.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjofULGKO8AC24Ya17c6aU0VMeQRjDOEVAQIJHmnCtK6S1QFvoZNeBLZgD8S91EVwBdLHbValoYRp3SbVGvE2EVZlvQnpa6gaFZ9GFCgoFKTZkeRBP2NEpk_Mqrzvgf78mNBaNC4VI1MQ/s200/2.jpg" width="138" /></a><b>"Zakochani w Rzymie" Woody Allen.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Kiedyś uwielbiałem filmy Woody'ego
Allena. Ceniłem go za humor, nostalgię i melancholię. A przede
wszystkim za umiejętność opowiadania urzekających, choćby i
absurdalnych historii. Z czasem mistrz się trochę pogubił, a i
mnie jego nowe dokonania zaczęły irytować. „Miłość w Rzymie”
to znów powrót do tego, za co zawsze Allena ceniłem. Bardzo
zabawna, momentami kuriozalna komedia o miłości wg Woody'ego.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b><br /></b>
</div>
<b>
</b>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVC-nP_LapUZ4p-oiMrVePk4AjnNUCYOHtqZrUZQUHeZthgWdbGkJ9TVdys420dEL4m1ix9aCI6oI-waKOqyQ8bTPLj668Vn2-KpFWeOt4ILfKtknMxuhze0EJvGdy1JH-MiFSOx4b2g/s1600/3.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVC-nP_LapUZ4p-oiMrVePk4AjnNUCYOHtqZrUZQUHeZthgWdbGkJ9TVdys420dEL4m1ix9aCI6oI-waKOqyQ8bTPLj668Vn2-KpFWeOt4ILfKtknMxuhze0EJvGdy1JH-MiFSOx4b2g/s200/3.jpg" width="140" /></a><b>"Chainsaw" John Luessehop.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Najwyraźniej cierpię na niedosyt
horrorów. Obejrzałem bowiem najnowszą odsłonę TCM i mnie się
podobało. Chociaż to nielogiczne (nie tylko wobec oryginału i
remake'ów) popłuczyny po kultowej serii. Ale widać za mało
krwistych filmów dostarczyłem organizmowi.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b><br /></b>
</div>
<b>
</b>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjgyAPX4AcDZ3i5sreMRudTrUVBMInEUkUYe3MHKnXdP3WFAjqcw9N5mB_FfIEcR1aMiclx4pItApi5fVj2-nLmDlSer-sYInKKvW-nwAWygImAgPyCDXITD4bybBlvDiJK1O6ZbaZd4g/s1600/4.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjgyAPX4AcDZ3i5sreMRudTrUVBMInEUkUYe3MHKnXdP3WFAjqcw9N5mB_FfIEcR1aMiclx4pItApi5fVj2-nLmDlSer-sYInKKvW-nwAWygImAgPyCDXITD4bybBlvDiJK1O6ZbaZd4g/s200/4.jpg" width="142" /></a><b>"Stulatek, który wyskoczył przez okno
i zniknął" Felix Herngren.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Nabyłem ten film przypadkiem w
przecenie i jestem zachwycony. Zwariowana szwedzka komedia o
człowieku, który przemknął przez wiele najważniejszych wydarzeń
historii współczesnej, a teraz ucieka z domu starców, przy okazji
kradnąc walizkę z pieniędzmi i ściągając na siebie wściekłość
bezwzględnego gangu. Nie czytałem książki, na podstawie której
zrealizowano film, porównania do Foresta Gumpa też uważam za lekko
wygórowane, niemniej, jest to świetne kino, nie tylko na wieczór,
nie tylko na jeden seans.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgABqvaun-kLTWNu3E1bqKMlHDMtH9H8ySLXbIMBEJA-4dHspofHECrSWMJDCwRgreuOI5CZnq3dqEVVtlg2P9kDA-TcRc4xSpOFuFk1a5uyxDg5bBOFFJoEbgFGUR5AnKUNucGRupVRw/s1600/5.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgABqvaun-kLTWNu3E1bqKMlHDMtH9H8ySLXbIMBEJA-4dHspofHECrSWMJDCwRgreuOI5CZnq3dqEVVtlg2P9kDA-TcRc4xSpOFuFk1a5uyxDg5bBOFFJoEbgFGUR5AnKUNucGRupVRw/s200/5.jpg" width="140" /></a><b>"Iron Man" John Favreau.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Kolejny przykład, że o komiksowych
bohaterach można opowiadać w kinie w sposób wiarygodny i
intrygujący. Kreacja Roberta Downinga Jr równa się w zasadzie
tylko tej z Sherlocka Holmesa. Przymykam oczy na umowność fabuły,
po latach z chęcią wróciłem do tego filmu i wiem, że nie było
to ostatnie spotkanie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b>"Iron Man 2" John Favreau.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRe0IPIiUYstnSNLeUiZBdHirU5jajh_dheiWpA-Bm0ieRG58MWW4ur-6t7o-Wc-5tQq3NjAST_JLllmBhrP7avDLaB-_sYctmtBQOEswT0Wb3CpjL525EdoN93udH5aqLGWiiZMsz3Q/s1600/6.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRe0IPIiUYstnSNLeUiZBdHirU5jajh_dheiWpA-Bm0ieRG58MWW4ur-6t7o-Wc-5tQq3NjAST_JLllmBhrP7avDLaB-_sYctmtBQOEswT0Wb3CpjL525EdoN93udH5aqLGWiiZMsz3Q/s200/6.jpg" width="140" /></a>O ile wizualnie i aktorsko to znów
świetne kino, to już fabularnie jest troszeczkę gorzej. Szkoda,
zwłaszcza, że głównym czarnym charakterem uczyniono tutaj
Whiplasha, w którego wcielił się Mickey Rourke. Cięty humor
Tony'ego Starka rywalizuje tutaj z łopoczącymi flagami
amerykańskimi, wynik wychodzi na zero. Dobre kino. Ale tylko tyle.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiE2WdqkqzIDbNzhF7r5Yk3bnwhaEdAAe8NinYQKAsfQ_Bmvu19pd6zMlbsKWdoUnj1L9Cg7_TEW_8kePArrsjIDk6VFhlFyP9L8itx_WyKAjSFlcAFT2CL_I8S35VjBcmpAyO_3qeD2A/s1600/37.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiE2WdqkqzIDbNzhF7r5Yk3bnwhaEdAAe8NinYQKAsfQ_Bmvu19pd6zMlbsKWdoUnj1L9Cg7_TEW_8kePArrsjIDk6VFhlFyP9L8itx_WyKAjSFlcAFT2CL_I8S35VjBcmpAyO_3qeD2A/s1600/37.jpg" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTjJ1WEOhSlxq94_8BxX9tF2w1rlUaN5iSSre2ZyrNYxGqIdvYCZEdK83HXYAtb-Hidvq2oJy4j06gIGsau0BoDKi7UK2kAy_hTICn4_Knp23zU4fYO3ewjMza5jVRNvDbAEEo_fKFPw/s1600/7.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"></a><b>"Thor" Keneth Bragan.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Naprawdę nie spodziewałem się, że z
tej postaci i z tego filmu coś się uda. Siłą rzeczy, szykując
się na Avengersów zapoznałem się ze wszystkimi odsłonami serii.
I bardzo pozytywnie się zaskoczyłem. Zabawne kino science-fiction
zderzające komiksową rzeczywistość z naszym światem, doprawione
odrobiną romantyzmu. Udany obraz. Bardzo.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgunD13gpAbVI4PTZWveHYs4MsagfhZ5j2Vzy2id8shgLB6GQNXpAaH7MbO16AGVCZVhUaET8EZGxUFQ8GJZgZoZQxVau7KzRW7GTLnxONzFUyInpRqp5B7xZWAsOQF9pNzS4SrYqA4iw/s1600/22.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgunD13gpAbVI4PTZWveHYs4MsagfhZ5j2Vzy2id8shgLB6GQNXpAaH7MbO16AGVCZVhUaET8EZGxUFQ8GJZgZoZQxVau7KzRW7GTLnxONzFUyInpRqp5B7xZWAsOQF9pNzS4SrYqA4iw/s200/22.jpg" width="140" /></a><b>"Hulk" Ang Lee.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Film, który powstał zbyt wcześnie.
Próbował skorzystać na popularności Spider-Manów Raimiego i
pierwszych X-men, ale podążył szlakiem Punishera i Daradevila.
Trzeba przyznać, że trafiła się tu plejada świetnych aktorów:
Nick Nolte, Sam Eliot, Erik Bana i Jeniffer Conelly. Fabuła
też jeszcze nie była najsłabsza, ale efekty nie przekonywały już
w dniu premiery. Szczególnie milusia twarz Hulka (i idiotyczne
mutacje psów). Po latach nie bronią się już niemal wcale. Jak
zawsze oglądam z VHS-a. To ratuje klimat.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoxl_cZkYd1BebcHzEETcxJ1x4loj-9RueAUszJtUsyfNjkgR93MQ-zgqW8O1gr4_PPimklzLb6G3Q1OqJQp8GAy2S7uG0LulhrZ7qzidmfTghv-wIHNPRlqm85YwXpMB_xVgjtUsHQg/s1600/23.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoxl_cZkYd1BebcHzEETcxJ1x4loj-9RueAUszJtUsyfNjkgR93MQ-zgqW8O1gr4_PPimklzLb6G3Q1OqJQp8GAy2S7uG0LulhrZ7qzidmfTghv-wIHNPRlqm85YwXpMB_xVgjtUsHQg/s200/23.jpg" width="140" /></a><b><br /></b>
</div>
<b>
</b>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b>"The Incredible Hulk" Louis Leterrier.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Tu, niestety, wymieniono całą obsadę,
a jedyna postać, która na tym skorzystała to Bruce Banner, wcielił
się w niego fenomenalny Edward Norton (no powiedzcie, czy on gdzieś,
kiedyś, coś źle zagrał?) a partneruje mu wciąż niedoceniany Tim
Roth. Fabularnie udało się stworzyć dobre kino akcji, z
demolującym wszystko zielonym stworem na pierwszym planie. Może
gdyby nie Liv Tyler i nadmierny sentymentalizm, byłoby idealnie...
Niestety, jeśli kiedykolwiek znów spotkamy Hulka w solowej
odsłonie, znów będą to inni aktorzy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b><br /></b>
</div>
<b>
</b>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXL7x6rqpqf2Ds6fOFcsTdR_TNt9qNwVJzYzUKp6gUKaFVbEnKEn0dp_v9bGGWXGCaRHvabZwzLm6jTHIZg-ffNGYR-R2Y1QKIpgX7RE0PGZaWaSigW9oYGgcRCaORH2AnxyOpmwJdOg/s1600/9.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXL7x6rqpqf2Ds6fOFcsTdR_TNt9qNwVJzYzUKp6gUKaFVbEnKEn0dp_v9bGGWXGCaRHvabZwzLm6jTHIZg-ffNGYR-R2Y1QKIpgX7RE0PGZaWaSigW9oYGgcRCaORH2AnxyOpmwJdOg/s200/9.jpg" width="140" /></a><b>"Captain America: Pierwsze starcie" Joe Johnston</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Dopiero niedawno przypomniało mnie
się, że Chris Evans grał irytującego Human Torcha w dwóch częściach
Fantastycznej Czwórki, a także beznadziejną rolą szczycił się w
równie beznadziejnej „To nie jest kolejna komedia dla kretynów”.
Jako Kapitan Ameryka sprawdza się zdecydowanie najlepiej, a
możliwość odegrania młodego, niedoświadczonego i cherlawego
Steva'a Rogersa wykorzystał perfekcyjnie. Mamy tu do czynienia z opowieścią
o powstaniu legendy i przez połowę filmu efekt jest nad wyraz
udany. Gdy jednak dochodzi do scen akcji, całość obrazu gwałtownie
siada. Niemniej, dobry film. Obowiązkowy przed kolejnym w cyklu:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjipE157qywjy-CicMLczW78OklQY5M3p2DGQftG040zkAGljN3jTY6W-RXgEihNCxdiwvLJGvK6HfL50UFbo7mfgOQ0VZDLWg9CPVYrW9EWXV6Rxbn-dMiK7-V3VCjkW6Im27qw3hadg/s1600/8.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjipE157qywjy-CicMLczW78OklQY5M3p2DGQftG040zkAGljN3jTY6W-RXgEihNCxdiwvLJGvK6HfL50UFbo7mfgOQ0VZDLWg9CPVYrW9EWXV6Rxbn-dMiK7-V3VCjkW6Im27qw3hadg/s200/8.jpg" width="149" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b>"Avengers" Joss Whedon.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
No, to jest petarda. Film tak daleki od
rzeczywistych nurtów w kinie komiksowym wyznaczonych przez Nolana,
jak to tylko możliwe. Mamy tu rozwałkę pełną gębą,
przeplecioną świetnymi utarczkami między głównymi bohaterami,
czyli postaciami z poprzednich filmów, wspartych dodatkowo Czarną
Wdową. Bardzo dużo humoru, bardzo dużo akcji, bardzo dużo
mrugnięć do widza. Zdecydowanie jeden z najlepszych filmów o
superbohaterach wszech czasów. A może wręcz wzorcowy przykład,
jak należy to robić, gdy chce się to robić z jajem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzhKN-X3jrWP3ARyWW4P8trMuf0N90vt6Oe1b9E5zY5H_nVJbASqfMNaUp4PaXn8RKnabZrisF_OEaKhFFR3LC33j7LRCt0IZf08bksFljMJUmymwThMJugdZUaVIyk8AsqDZPgLXD3w/s1600/7.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzhKN-X3jrWP3ARyWW4P8trMuf0N90vt6Oe1b9E5zY5H_nVJbASqfMNaUp4PaXn8RKnabZrisF_OEaKhFFR3LC33j7LRCt0IZf08bksFljMJUmymwThMJugdZUaVIyk8AsqDZPgLXD3w/s200/7.jpg" width="140" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b>"Iron Man 3" Shane Black.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Trzecia odsłona przygód Tony'ego
Starka rusza w poważniejsze rejony niż Avengers, jednocześnie
starannie kontynuując ich wątki. Rzekłbym, że jest to
najciekawsza odsłona cyklu, sprowadzająca Iron Mana do roli
uciekiniera, gdzie milioner nie może sobie pozwolić na zbyt wiele,
a wręcz uświadamia sobie, że tym razem będzie musiał coś
poświęcić i stracić.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjfX_TYUFgLs4MZ9ZfbBWb43Anq7JoeB3AlpkZexZL6V4VRLmbU_yZMvrDRArSqekL5romGyPizN4Sll979ogtBvTRVEA2jxvlCH_ARZEVRIW1MP9rbudbuU5pJmt2cVrc-sm_iEo8ryg/s1600/12.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjfX_TYUFgLs4MZ9ZfbBWb43Anq7JoeB3AlpkZexZL6V4VRLmbU_yZMvrDRArSqekL5romGyPizN4Sll979ogtBvTRVEA2jxvlCH_ARZEVRIW1MP9rbudbuU5pJmt2cVrc-sm_iEo8ryg/s200/12.jpg" width="140" /></a><b>"Thor: Mroczny Świat" Alan Taylor.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Druga część opowieści o bogach
Asgaardu przenosi nas do konfliktu między Odynem a Mrocznymi Elfami,
całość zaś okazuje się być solidnym, spektakularnym
science-fiction. Niestety, nie dorównuje to ani części pierwszej,
ani innym odsłonom serii Marvelowskiej. Mam nadzieję, że w
nadchodzącej „trójce” twórcy przyłożą się nieco bardziej.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEib7aaWdq5OOXNsEJfU7oGjzN3IFAQQn9LesQAAj6jjSPMRDZDbFjkerKq11l4StmPL82rb2KkcEXsi1D4kK7Kr1WON1UsZTg99Mk_R5KMGNnwG-ZR6K4twsCX9isDVgEw9bpI3swG8rQ/s1600/10.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEib7aaWdq5OOXNsEJfU7oGjzN3IFAQQn9LesQAAj6jjSPMRDZDbFjkerKq11l4StmPL82rb2KkcEXsi1D4kK7Kr1WON1UsZTg99Mk_R5KMGNnwG-ZR6K4twsCX9isDVgEw9bpI3swG8rQ/s200/10.jpg" width="140" /></a><b>"Captain America: Zimowy Żołnierz" Anthony Russo, Joe Russo.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Bardzo duża niespodzianka. Druga
odsłona przygód „harcerzyka w amerykańskich barwach” to
pełnokrwiste kino szpiegowsko-sensacyjne i to na tyle dobre, że aż
żal serce ściska, gdy w finale znów robi się komiksowo, potem
naiwnie i ckliwie, że nie wspomnę o fakcie, że już okładka
wydania zdradza główną zagadkę... Niemniej, bardzo duży plus.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTYfPSeTXj9uspy6Xa-EfkJPoRodHjKG8kXS2zUs7EYXgOJ1dlVZia2pTw7Lh-nGH94-NAj_G61juDnw8a5ZbPcVrpUuuf1sb3-YhpmwN5OlPh5DlP5iexwj90Z1vlO0HazvZT8Ro0NQ/s1600/14.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTYfPSeTXj9uspy6Xa-EfkJPoRodHjKG8kXS2zUs7EYXgOJ1dlVZia2pTw7Lh-nGH94-NAj_G61juDnw8a5ZbPcVrpUuuf1sb3-YhpmwN5OlPh5DlP5iexwj90Z1vlO0HazvZT8Ro0NQ/s200/14.jpg" width="140" /></a><b>"Avengers: Czas Ultrona" Joss Whedon.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Tę odsłonę opisałem szczegółowo
na Rzecz Gustu. A mówiąc krótko – niby jest wszystkiego
bardziej, ale magii pierwszej odsłony (tego mariażu humoru,
dystansu i akcji) starczyło na pierwszą połowę filmu. Poza tym, o
ile wszystkie dotychczasowe filmy świetnie się ze sobą zazębiały,
tym razem pojawiły się zgrzyty, widać, że ktoś już ma problemy
z pamięcią. Albo brakuje pomysłów, by okiełznać ten filmowy
serial...</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjuFLOBk7kS3k8oEG31iAFuRCC64AA9hCnZF1TEdkZd0fec-SS913b_zjZIVTVyMlbiCipITmx6a7qp1fGkVi5nmeHIAuFi_DvOMNMFqo3vSCHiO11LJRKI_IPLEp8LWMkL-ratwwHtXg/s1600/15.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjuFLOBk7kS3k8oEG31iAFuRCC64AA9hCnZF1TEdkZd0fec-SS913b_zjZIVTVyMlbiCipITmx6a7qp1fGkVi5nmeHIAuFi_DvOMNMFqo3vSCHiO11LJRKI_IPLEp8LWMkL-ratwwHtXg/s200/15.jpg" width="138" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b>"Whiplash" Damien Chazelle.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Obejrzałem go przypadkiem na Cinemaxie
i na drugi dzień zasiadłem do powtórki. Kapitalny film pokazujący,
jak dużo trzeba znieść dla muzyki, jak można się poświęcić i
jak pokręconą drogą chodzą geniusze. Kapitalne role J.K. Simmonsa i
Milesa Tellera. I myśl na koniec, czy warto sięgać po instrument?
Bohaterowi ojciec mówi „jeśli nie będziesz dość dobry na jazz,
zawsze możesz grać rocka”. A co mi zostaje?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifeMO6XBRO3TdcT5MqNF1A2mgR2Pi2mgTN258nSLkO8NZb-scsFXskI0NwwmScI6oqCL1wYEj9gnspNTCBSPyK4NiaWI1Jcf751-zP2RvVD2YCw6NPiyE8sZbLYOtEC9Nt1ZXJr-Smsw/s1600/16.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifeMO6XBRO3TdcT5MqNF1A2mgR2Pi2mgTN258nSLkO8NZb-scsFXskI0NwwmScI6oqCL1wYEj9gnspNTCBSPyK4NiaWI1Jcf751-zP2RvVD2YCw6NPiyE8sZbLYOtEC9Nt1ZXJr-Smsw/s200/16.jpg" width="140" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b>"Metropolis" Fritz Lang.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Nigdy wcześniej nie widziałem. Wiem,
wstyd. Tym bardziej, że jest to arcydzieło, które nie zestarzało
się w ogóle. I w zasadzie, film powiedział wszystko w temacie
antyutopii i science-fiction. Reszta to tylko popłuczyny. A niektóre
sceny szokują nawet dziś – czym więc były 90 lat temu?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEX04PlkfdEp4RbUVl7YKossznaSc6g4AZ1MTQ8dS4bJ8oWkyXjQ0uodvA_KpSlWSPZa1y4qxjrYsugwp0K_aZb93IvECuXmBEnyJyL9QJtKJH-DAHZzyHY6WIDeOhwKoc9i0oNVv9Qg/s1600/17.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEX04PlkfdEp4RbUVl7YKossznaSc6g4AZ1MTQ8dS4bJ8oWkyXjQ0uodvA_KpSlWSPZa1y4qxjrYsugwp0K_aZb93IvECuXmBEnyJyL9QJtKJH-DAHZzyHY6WIDeOhwKoc9i0oNVv9Qg/s200/17.jpg" width="140" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b>"Weekend ostatniej szansy" Roger Michel.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Bardzo smutny i bardzo dobry film ze
znakomitą rolą Jima Broadbenta. Czy da się odnaleźć zagubioną
namiętność i miłość? Dokąd zmierzamy w tym szalonym pędzie
zwanym życiem?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b><br /></b>
</div>
<b>
</b>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGJyxepD3mehJB4XVrBv76gzCTOwwJVQ6T-AMf0-lvwV1HjMKmLwufJnjvmlzBHhyphenhyphen3-0_e8WV8f_6Q-VN9d29OX_RGa8VvsO1G_YMUrS8urBepuFTvGDAKsQ6c94Jlw19xxU6hKjHdbg/s1600/18.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGJyxepD3mehJB4XVrBv76gzCTOwwJVQ6T-AMf0-lvwV1HjMKmLwufJnjvmlzBHhyphenhyphen3-0_e8WV8f_6Q-VN9d29OX_RGa8VvsO1G_YMUrS8urBepuFTvGDAKsQ6c94Jlw19xxU6hKjHdbg/s200/18.jpg" width="140" /></a><b>"Rekinado 3" Anthony C. Ferante.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Bardzo zły i bardzo głupi film. Nie
mogło być zresztą inaczej. Natężenie absurdów przyprawia o ból
brzucha, a finał w kosmosie plus kapitalna rola Davida Hasselhoffa,
który w ostatnich latach pięknie parodiuje samego siebie, to coś,
co koneserzy tego typu kina zobaczyć muszą. Bawiłem się świetnie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgtAbi_WjLPMMvc_cBQsgusvo4J4Qr1xzZGKfEc05hY5GuvVJSOpMY7pRD_q1jSNoMRKRK1PZvw_1vN9V717VNwq-nxISPnwjE9vu71LUyftFn-5zhaRkPuN0KTam-vcvFa_ZadpoZVEA/s1600/19.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgtAbi_WjLPMMvc_cBQsgusvo4J4Qr1xzZGKfEc05hY5GuvVJSOpMY7pRD_q1jSNoMRKRK1PZvw_1vN9V717VNwq-nxISPnwjE9vu71LUyftFn-5zhaRkPuN0KTam-vcvFa_ZadpoZVEA/s200/19.jpg" width="140" /></a> </div>
<b>"Motyl Still Alice" Richard Glatzer, Wash Westmoreland.</b><br />
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Znów Cinemax uraczył nas znakomitym
filmem z brawurową rolą Juliane Moore (pod tytułem "Nazywam się Alice"). Opowieść o geniuszu, który
zmaga się z chorobą Alzheimera to niby nic nowego, ale opowiedziane
w taki sposób zostaje w głowie (i sercu) na długo.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEisORa-m5ApYa3ceUYTiGOftHqRoGYaDo0h3MvpEjpQkZNUiIoW4a_GQ8XVdHYjZAtPoSDWipSSvkVgCxvs69dKSBN_7FIADshfH7dWorlRTLI5_IDX3tirojk9-2rvHJPJ4zzVP1pd2w/s1600/21.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEisORa-m5ApYa3ceUYTiGOftHqRoGYaDo0h3MvpEjpQkZNUiIoW4a_GQ8XVdHYjZAtPoSDWipSSvkVgCxvs69dKSBN_7FIADshfH7dWorlRTLI5_IDX3tirojk9-2rvHJPJ4zzVP1pd2w/s200/21.jpg" width="140" /></a><b>"Czerwona gorączka" Walter Hill.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Lubię powroty do filmów z czasów
swojej młodości. Arnold Schwarzenegger jako agent KGB i James
Beluschi jako wspierający jego amerykańskie śledztwo policjant...
Powiem krótko – zestarzało się to nieco, ale nie na tyle, by
zyskać kultowego sznytu. No cóż, to nie „Komando”. Ale
oglądało się przyjemnie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7dsqlZ-nKJd_POZlupBRRYNndRzGmU_5w9A4uRDFLFauNk9K9340TY_B-IvPP563LagcqGcAkzU664tcH1UiRgw8Qg0_5r4gf8usl3vFwZJ0rGRNk9OVVtKtoN2cCjMwz3COcr-XAYw/s1600/20.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7dsqlZ-nKJd_POZlupBRRYNndRzGmU_5w9A4uRDFLFauNk9K9340TY_B-IvPP563LagcqGcAkzU664tcH1UiRgw8Qg0_5r4gf8usl3vFwZJ0rGRNk9OVVtKtoN2cCjMwz3COcr-XAYw/s200/20.jpg" width="140" /></a><b>"Rekin widmo" Griff Furst.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Rekin, który mści się na ludziach i
nie przeszkadza mu fakt, że nie żyje. Wystarczy odrobina wody, więc
atakuje za pomocą szlauchów, kranów i spryskiwaczy. Ach. I jest w zasadzie niewidzialny. Tak, to jest
tak złe, jak wygląda.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b><br /></b>
</div>
<b>
</b>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjzwOkdThq1iSEbHSJ8lGLHGayg3Tv8IsC9C6qSDui5iX-iZiOH0N7H6MHPbUjKhgk5uJ-ik5-MAHNKnq3arpSaWtk18jABsa8xQh6x0M6bCbdilf7t3tRLxpOIVkeINr0AaaaHFN21rA/s1600/24.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjzwOkdThq1iSEbHSJ8lGLHGayg3Tv8IsC9C6qSDui5iX-iZiOH0N7H6MHPbUjKhgk5uJ-ik5-MAHNKnq3arpSaWtk18jABsa8xQh6x0M6bCbdilf7t3tRLxpOIVkeINr0AaaaHFN21rA/s200/24.jpg" width="140" /></a><b>"Jeździec bez głowy" Tim Burton.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Odświeżyłem przypadkiem, bo
puszczali w TV. Bardzo lubię filmy Burtona, niemal wszystkie. Ten
również, oczywiście za sprawą niesamowitej aury i nastroju, który
udało się w całości wykreować w studiu filmowym. Widziałem to w
dniu premiery w kinie i niektóre sceny do dziś mam w pamięci.
Owszem, efekty się zestarzały, ale całość to cudny horror
gotycki.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCXHqBnQAV10uretIN656vpnKcXRMs-KdsQB6LGDqHGS3Psx6xO_2Bt6sLvmH00DW-Loi5P8XxitIqnCfEFummkZHh8izTyZ1gATfYTSFIAxV4uQ6kANSFASyfJkDy17JbmXbohH545Q/s1600/36.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCXHqBnQAV10uretIN656vpnKcXRMs-KdsQB6LGDqHGS3Psx6xO_2Bt6sLvmH00DW-Loi5P8XxitIqnCfEFummkZHh8izTyZ1gATfYTSFIAxV4uQ6kANSFASyfJkDy17JbmXbohH545Q/s200/36.jpg" width="140" /></a><b><br /></b>
</div>
<b>"Aleja aligatorów"Grif Furst.</b><br />
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Mordercze aligatory, które dysponują
kolcami wystrzeliwanymi z ogonów. Czegóż się spodziewać po
kanale Sci-Fi? A można wiele, bo okazuje się, że mamy do czynienia
z aligatorołakami. Fatalne.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCcKFMPQsb4GFfCMfYlck8yCyfOtCbEv_hwMu-XaxCn2MAmeUB0_1aD0Vtnziq7Fr1cuvTV3EZySZlmOLLwCLeZojzb1sxuKjqcXm7ajqW8-junZ1ivTFdlGl3paX40fHhNjScgz1NUg/s1600/38.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCcKFMPQsb4GFfCMfYlck8yCyfOtCbEv_hwMu-XaxCn2MAmeUB0_1aD0Vtnziq7Fr1cuvTV3EZySZlmOLLwCLeZojzb1sxuKjqcXm7ajqW8-junZ1ivTFdlGl3paX40fHhNjScgz1NUg/s200/38.jpg" width="140" /></a><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLF1hpD0inwIk91DQXcOR8344QjFAvDbZ2c1pvCtpvITPHNpebPfxFZabYUKOO7vmevQXPssz5Y58ewhyphenhyphenrlPMyLHmKiF0sjO6kik-BNp9oDgi4W6ClDPi1kEp7kwzsbV9zXeqKpDmM5A/s1600/25.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"></a><b>"Lego: Max Powers wkracza do akcji" Howard E. Baker.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Wbrew większości opinii, to jest
pierwszy pełnometrażowy film o najsłynniejszych klockach świata.
Całkiem zabawna opowiastka, wysyłająca tytułowego bohatera w
świat rycerzy, by odnaleźć tam groźnego maga. Trochę szkoda, że
z planowanej trylogii nic nie wyszło.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgG04kMfMZeFj-OlGUvpGiFb265NsCb81_bFZtNjpwegsft_foSZHLBDviDZHmy7m-ueKN2HP1Ix7v4aAtv7XcjjJiNqEdaE9E8-rs9G7Qu5EcOObWoVsKejgg9A2tHz7LALHUdGn15SQ/s1600/35.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgG04kMfMZeFj-OlGUvpGiFb265NsCb81_bFZtNjpwegsft_foSZHLBDviDZHmy7m-ueKN2HP1Ix7v4aAtv7XcjjJiNqEdaE9E8-rs9G7Qu5EcOObWoVsKejgg9A2tHz7LALHUdGn15SQ/s200/35.jpg" width="140" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b>"Harry Angel" Alan Parker.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Genialny film, jeden z najlepszych,
jakie w życiu widziałem. Fenomenalnie widać w nim rękę Alana
Parkera, a niektóre ujęcia jakby żywcem wyjęto z „The Wall”.
Mój ojciec twierdził, że reżyser ów jest zboczony, jeśli chodzi
o epatowanie krwią na ekranie. Muszę stwierdzić, że się
starzeję, bo przyznaję po latach rację memu rodzicielowi. I co
gorsza, po przeczytaniu właśnie książki, na której dzieło
zostało oparte, muszę zweryfikować ową genialność, o której
wspominałem na początku. Próba czasu przegrana.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjsim8V5-7EgiYkKjPpN6l34KBG4t4gcQprH4YMI3CTPAvc2FKVMZB_OHnCSDTEfpRD8D2deSEdl-s0LVA25VjfUZQqlF5C7QzjonzlJHO2aMVau4uu3jMrt4P6NT4ow1vwboLCilUciw/s1600/34.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjsim8V5-7EgiYkKjPpN6l34KBG4t4gcQprH4YMI3CTPAvc2FKVMZB_OHnCSDTEfpRD8D2deSEdl-s0LVA25VjfUZQqlF5C7QzjonzlJHO2aMVau4uu3jMrt4P6NT4ow1vwboLCilUciw/s200/34.jpg" width="140" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b>"Wszystkożerni" Oscar Rojo.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Hiszpańskie horrory są dobre. To
wiedzą wszyscy fani gatunku. Ten opowiada o specyficznej grupie
wykwintnych smakoszy, którzy interesują się ludzkim mięsem. Czyli
takie torture porn. Nudziłem się strasznie. Kiepskie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQHW2Zoy5TZ5XJj7XKiEhuAKHCh_1bcm5nwyTbC1fwxe0z463zwZJWyGN6f1aXow2J5fdbu_U-ns4AlBAkJJvi3axs56G3S52JJSF3JLh8bsWI1zHI1x2YsS1aCOuXAyG0z1_qb1Z0uw/s1600/33.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQHW2Zoy5TZ5XJj7XKiEhuAKHCh_1bcm5nwyTbC1fwxe0z463zwZJWyGN6f1aXow2J5fdbu_U-ns4AlBAkJJvi3axs56G3S52JJSF3JLh8bsWI1zHI1x2YsS1aCOuXAyG0z1_qb1Z0uw/s200/33.jpg" width="140" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b>"Big Lebowski" Joel Coen.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Klasyk braci Coen. Genialne role Jeffa
Bridgesa, Steve'a Buscemiego i Johna Goodmana z Fleą z Red Hot
Chilli Pepers. Widziałem lata temu, ale niemal wszystko zapomniałem.
Na szczęście, bo znów bawiłem się fenomenalnie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b>"Texas Chainsaw Massacre" Tobe Hooper.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEju7nDPsyF5Wzsn-U2X4rTSkYFpIYthB1Uz8TCszgJjWRS2BX-NKkU9vHAn9Iy_m3DkNB3GJ2fe1nmxRkfdhQ7uv2BMSaRwmpAeSdtWliPdzoOD5fB12JGpBEI7aScNsvDRqw4-J_BfMg/s1600/32.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEju7nDPsyF5Wzsn-U2X4rTSkYFpIYthB1Uz8TCszgJjWRS2BX-NKkU9vHAn9Iy_m3DkNB3GJ2fe1nmxRkfdhQ7uv2BMSaRwmpAeSdtWliPdzoOD5fB12JGpBEI7aScNsvDRqw4-J_BfMg/s200/32.jpg" width="140" /></a>Odświeżania klasyków ciąg dalszy.
Ten film również się zestarzał. Sposób opowiadania fabuły,
rozwój akcji, aktorstwo – wszystko już tutaj zgrzyta. A jednak
pozostaje to, co uczyniło ten film arcydziełem gatunku –
prymitywna, niczym nieokiełznana agresja, która bije z każdego
kadru, chociaż gore czy szczególnie krwawych scen tutaj nie
doświadczymy. Wciąż klasyk trudny do pobicia.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEio4Xw1OBIQNLGhr02fpPOcSmrGSBLVILCSsZKvBnO88hM7hw8dZQNa2_MDwLYXULbOSe6w_kC_TR1zAS6U8IWlD5mtFSm2aYknskE3so-jn272tUrnzHlRXCG49BOPgsLXhqvdrZFUug/s1600/31.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEio4Xw1OBIQNLGhr02fpPOcSmrGSBLVILCSsZKvBnO88hM7hw8dZQNa2_MDwLYXULbOSe6w_kC_TR1zAS6U8IWlD5mtFSm2aYknskE3so-jn272tUrnzHlRXCG49BOPgsLXhqvdrZFUug/s200/31.jpg" width="140" /></a><b>"Poparzenie" Tony Maylam.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Oj, jak ja długo polowałem na ten
film. Ile ja o nim słyszałem, jak bardzo chciałem go zobaczyć.
Niedoceniany, zapomniany klasyk slasherów, zrealizowany niedługo po
sławetnym „Piątku 13-stego”, realizujący podobną konwencję.
Obóz nad jeziorem, dużo napalonej młodzieży i mszczący się za
straszliwe okaleczenie woźny. Lata minęły, film obejrzałem i,
niestety, oczekiwania nie zostały nawet minimalnie spełnione. Kilka
krwawych scen (z efektami Toma Saviniego) nie ratuje całości, która jest po prostu kiepska.
Cieszę się, że „Piątek 13-stego” obejrzałem jako nastolatek.
Dziś pewnie oglądałbym go z zażenowaniem, nie sentymentem.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b><br /></b>
</div>
<b>
</b>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPKZ6t8XBWFGEDEnE_vfcQcnrqJc5hi9joLeHVPjcncCnL_k98n_evmCQiFuQqJKU19Quv5p2nkZoJZkmy_NbJ-cQJt393PwNLtGzNPA0XE1sWg-TQTrGXZGTTeete4AJoV8HtNCfpeg/s1600/30.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPKZ6t8XBWFGEDEnE_vfcQcnrqJc5hi9joLeHVPjcncCnL_k98n_evmCQiFuQqJKU19Quv5p2nkZoJZkmy_NbJ-cQJt393PwNLtGzNPA0XE1sWg-TQTrGXZGTTeete4AJoV8HtNCfpeg/s200/30.jpg" width="140" /></a><b>"Zimowa opowieść" Akiva Goldsman.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Piękna baśń z doborową obsadą. Ale
ani Colin Farell jako walczący z przeznaczeniem mężczyzna, ani
Rusell Crowe jako ścigający go demon, ani nawet wcielający się w
Lucyfera Will Smith nie dali rady uratować tego dość miernego
widowiska. Nie powiem. Piękne to. Momentami nawet bardzo
wzruszające. Ale strasznie naiwne i zrealizowane na pół gwizdka.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<b>"Zombie SS 2" Tommy Wirkola.</b><br />
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCdHOlpbIBZc74cvi5sdyv3G3U6yyAw6SNpOlnf39v6zudHqCsX2uPXLFQhv8jhpPIrH6vaeCwe7-RoTXuFDPxJaMopM2xyUV9w2PgxsAkeQJ2eqzTpav3IaQSbrcXuAvTDr8eyEo-5A/s1600/29.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCdHOlpbIBZc74cvi5sdyv3G3U6yyAw6SNpOlnf39v6zudHqCsX2uPXLFQhv8jhpPIrH6vaeCwe7-RoTXuFDPxJaMopM2xyUV9w2PgxsAkeQJ2eqzTpav3IaQSbrcXuAvTDr8eyEo-5A/s200/29.jpg" width="140" /></a>Ha! Pierwsza część była wspaniała.
Po prostu. No bo czyż może być zabawniej, jeśli grupkę naiwnych
turystów w opuszczonej chacie w górach ściga oddział nazistów
zombie? Dwójka, niestety, nie ma już tej magii. Humor jest znacznie
słabszy, całość bardziej naciągana, no i przede wszystkim
zabrakło śniegu. Niemniej, zabawa przednia, szczególnie motyw zombie w
wykonaniu Kristofera Jonera. Cudo. Dobry film dla relaksu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2a53Y8t73d5bA13YXzJFVTTDcsoAbWSloh8YlUL3C0KneN0WyjSjDndpMCSPMoO9mIRlgLQ0q0wUn0tv5lLp479AL_zMj7JRhDrbuOU_fJStrQjHBlh1H_wn_ViqY_D7_-qgZaqsEyg/s1600/28.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2a53Y8t73d5bA13YXzJFVTTDcsoAbWSloh8YlUL3C0KneN0WyjSjDndpMCSPMoO9mIRlgLQ0q0wUn0tv5lLp479AL_zMj7JRhDrbuOU_fJStrQjHBlh1H_wn_ViqY_D7_-qgZaqsEyg/s200/28.jpg" width="140" /></a><b>"Zapach kobiety" Martin Brest.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Wspaniały film ze wspaniałą rolą
Ala Pacino. Starzejący się, zgorzkniały i wredny żołnierz na
rencie nękany myślami samobójczymi uczy życia opiekującego się
nim przez weekend chłopaka. Też niby się zestarzał, ale magia
wciąż silnie działa.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1fIdX49yDgNC9R9bA0pBOF0Q082p4oISrlu1E6b2UB-Ys-9KJhDydjalr9O_Ea_w9ksP0RpjPgHXfFzQZ8mFKfl4O1-_EbJ97-1m_esQnZXj2ZiL319Pitr3pePaoDDQFwvfmgffXBQ/s1600/27.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1fIdX49yDgNC9R9bA0pBOF0Q082p4oISrlu1E6b2UB-Ys-9KJhDydjalr9O_Ea_w9ksP0RpjPgHXfFzQZ8mFKfl4O1-_EbJ97-1m_esQnZXj2ZiL319Pitr3pePaoDDQFwvfmgffXBQ/s200/27.jpg" width="140" /></a><b>"Czerwona Sonja" Richard Fleischer.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Umknął mi ten film przed laty. Cieszę
się, bo teraz wynudziłem się przez półtorej godziny. Niby fajnie popatrzeć
jak Arnie lata z mieczem, miło sobie przypomnieć Erniego z serialu
„Partnerzy”, ale całość jest tak naiwna, nie trzymająca się
kupy i bezdennie infantylna, że cieszę się, że nie pozwolono, by
była to trzecia część Conana. Ale chociaż zdjęcia i stroje są niezłe.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b><br /></b>
</div>
<b>
</b>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZACkvXjHwhUwTCeQQUmnYXQvp_05M5rAlasKJIbafUYNgJ6AuoCJRQWp9gTEQYQCEB2v9T6llLe-WxsI0onbD-EAMogekEpfejP1SGNGWfPqeC8r8tFkdWcCdYr469gZsyxWV0P5uAg/s1600/26.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZACkvXjHwhUwTCeQQUmnYXQvp_05M5rAlasKJIbafUYNgJ6AuoCJRQWp9gTEQYQCEB2v9T6llLe-WxsI0onbD-EAMogekEpfejP1SGNGWfPqeC8r8tFkdWcCdYr469gZsyxWV0P5uAg/s200/26.jpg" width="140" /></a><b>"Hotel Transylwania 2" Genndy Tartakovsky.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Jedynki nie widziałem, ale muszę to
nadrobić, bo ubawiłem się z rodzinką w kinie przednio. Świetnie
przedstawione klasyczne potwory, a poza tym niebanalnie potraktowany
motyw ojcostwa i bycia dziadkiem. Bardzo sympatyczny film.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBzsF-zMNMaCqJyuXhKYBUZZPIaCP7JXM9tQXMMZRcZP0LzKjnHBFJs0YdJhzJtieZoMJH9jaqRZEGX-2Te4Rz5XovSv6nV8pdvkZrcAmMM0WgLidmxnTP-bKYvZoNXBfPqz3i6dF7vQ/s1600/13.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBzsF-zMNMaCqJyuXhKYBUZZPIaCP7JXM9tQXMMZRcZP0LzKjnHBFJs0YdJhzJtieZoMJH9jaqRZEGX-2Te4Rz5XovSv6nV8pdvkZrcAmMM0WgLidmxnTP-bKYvZoNXBfPqz3i6dF7vQ/s200/13.jpg" width="140" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b>"Ant Man" Peyton Reed.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Nie wierzyłem w ten film. Zresztą,
nigdy nie wierzyłem w tę postać. A jednak okazało się, że nie
dość, że Paul Rodd idealnie pasuje do tej roli (w końcu został
mężem Phoebe w „Przyjaciołach”), to całość świetnie się
ogląda. Fakt, to film skierowany raczej do młodszej widowni, ale
scena walki na kolejce jest znakomita. Nie opuszczała mnie przez
cały czas tylko jedna myśl – biedni ci Amerykanie, nie mieli
„King Sajzu”.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b><br /></b>
</div>
<b>
</b>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_st8HjAnTeBr0I3tiMAxPNg3ByKx4sEKUDksEJeIOx9-DJ5oCSqbmTnME9vAIlnJ2YtKzMtGFJXzpOjltL6Pu2qUwOTyEvwcpwLbhTKrpP88OX5cs5IoEasOjWhjM9PHeE2YWXn7CJw/s1600/25.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_st8HjAnTeBr0I3tiMAxPNg3ByKx4sEKUDksEJeIOx9-DJ5oCSqbmTnME9vAIlnJ2YtKzMtGFJXzpOjltL6Pu2qUwOTyEvwcpwLbhTKrpP88OX5cs5IoEasOjWhjM9PHeE2YWXn7CJw/s1600/25.jpg" /></a><b>"Lego Przygoda" Phil Lord, Christopher Miller.</b></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Świetna bajka cudownie pogrywająca z
popkulturą starszych (Batman, Żółwie Ninja, Star Wars) i
młodszych (Ninjago), dziecięcymi wspomnieniami (pękający kask
kosmonauty z lat 80-tych! Miałem dokładnie takiego samego ludzika i
był tak samo zdezelowany!) a przy tym wysyłająca całkiem sensowny
(choć nie wyszukany) przekaz. No i humor, multum fenomenalnego
humoru. Idealne dla całej rodziny.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Tyle na dziś. Bez obioru. </div>
Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-717283212749735644.post-78849275613533156792016-01-03T13:49:00.000-08:002016-01-03T13:49:00.437-08:00(134) Best of 2015 - czyli krótkie podsumowanie
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Sto trzydzieści cztery.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Jak co roku, czas na drobne
podsumowanie. <br />Nie będę kolejny raz wyjaśniał, dlaczego takowe
zestawienie robię na początku roku zamiast na koniec poprzedniego.
Jak kogoś to interesuje, to niech zobaczy rok temu.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Tymczasem do rzeczy.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
To był dobry rok. Bardzo
pracowity, w zasadzie dość męczący, co odkryłem pod jego koniec.
Ale wydarzyło się sporo.
</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Rodzinnie udało nam się
wreszcie uwić własne gniazdo, porzucając ostatecznie mieszkanie w
mieście, o czym pisałem poprzednio. Moja żona rozbiegała się w
tym roku straszliwie, bijąc kolejne życiówki i przywożąc do domu
kolejne medale. Medale sportowe zdobywał też Jasiu, stawiał
również dzielnie pierwsze kroki na scenie teatralnej. A małżonka
w drugiej połowie zaczęła śpiewać w chórze. Aurelia otrzymała
powiatową nagrodę literacką za opowiadanie patriotyczne. Jak widać
rodzinnie wspaniale.
</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Ja zaś konsekwentnie uczę
dzieci i piszę recenzje książkowe. Ich ilość w tym roku również
była rekordowa (recenzji, nie dzieci). W pracy zawodowej liczne
sukcesy, o których wspominałem poprzednio. Dlatego o owych
nagrodach po raz drugi rozpisywać się nie będę. Ukazały się
trzy książki, przy których maczałem palce. „Horror Klasy B”,
który wzbudził więcej zamieszania, niż się spodziewałem.
„Miasteczko” (napisane z Robertem Cichowlasem) doczekało się
licznych pochwał i otworzyło kilka nowych furtek. „70 lat.
Monografia szkoły w Starym Polu” to zaś cudowna odskocznia od
wszystkiego, co pisałem w ostatnich latach i przypomnienie, jak
pisałem kiedyś... Tradycyjnie nie ukazały się wszystkie z tych co
zaplanowałem, ale zobaczymy, co będzie w 2016. Muzycznie było
słabo, bo ukazał się tylko (i nareszcie) debiut Wilców. I choć
sprzedał się dobrze, odzew większy był za granicą, niż w kraju.
Dziwne, wszak ojczystym językiem operujemy i polską historię
opowiadamy... I w sumie tyle. O tym, co się nie udało, sensu pisać
nie ma, co było, to było, będzie – jak będzie. Witajcie w Nowym
Roku. Czas do roboty.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
A z ogólnych podsumowań
prywatnych.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
MUZYKA:</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Było ciężko, bo w tym
roku wysypało dobrych i bardzo dobrych płyt całe mrowie.
Wystarczy, że wspomnę o IRON MAIDEN, SLAYER, HIGH ON FIRE,
ANGNOSTIC FRONT, THY ART IS MURDER, TRIBULATION, MOTORHEAD, PARADISE
LOST, UNLEASHED. Mocną rzecz nagrali też CRADLE OF FILTH, ale jakoś
ciągle wylatuje mi z głowy zaraz po przesłuchaniu.
</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Do rzeczy jednak. Tym razem
wyróżniam trzy płyty.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Miejsce 3. MOONSPELL „The
Extinct”. Zrównoważone gotycko-metalowe granie, a jednak podane w
taki sposób, że wielokrotnie słuchałem tej płyty od A do Z. I
często potem powtarzałem od nowa.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Miejsce 2. MY DYING BRIDE
„Feel the Misery”. Umówmy się, ekipa Andy'ego i Aarona nigdy
nie nagrała słabej płyty. Tym razem zaś uderzyli z siłą równą
wczesnym płytom. Bardzo mocny, oldschoolowy i niejednokrotnie
brutalny death/doomowy album. Znalazło się na nim też miejsce na
odrobinę eksperymentów i bardziej komercyjnych naleciałości, stąd
zabrakło odrobinę do miejsca pierwszego.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Miejsce 1 MARDUK „Frontschwein”. W życiu bym się nie spodziewał. Wiele albumów
mógłbym obstawiać na początku roku, ale że właśnie Marduk
będzie najczęściej słuchanym, najdoskonalszym albumem 2015stego,
nigdy bym nie zgadł. Kapitalna płyta Morgana i spółki, który po
raz kolejny pokazał, że w swojej klasie nie mają sobie równych.
Mistrzostwo black metalu.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgaTpNl74B2pe7XRLdWCjLyhxOpHk9g1P5V-ejt3qFYDPoR5Xagrw30l_0z6t094zJq4Hts5oOcio-U0pVoaP0db8Txt30dbVxuiiqacgl5UoErbtebNdVCFTa-vdGyH2dk9ssoPylb_w/s1600/skasuj.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgaTpNl74B2pe7XRLdWCjLyhxOpHk9g1P5V-ejt3qFYDPoR5Xagrw30l_0z6t094zJq4Hts5oOcio-U0pVoaP0db8Txt30dbVxuiiqacgl5UoErbtebNdVCFTa-vdGyH2dk9ssoPylb_w/s200/skasuj.jpg" width="200" /></a></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
FILMY:</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Tu nie będę się aż tak
rozdrabniał. Nie widziałem zbyt wielu nowości. W pamięć wrył mi
się „Nazywam się Alice” z Juliane Moore, wstrząsnął mną
„Whiplash”. Bezwzględnie zwracam uwagę na perfekcyjnego „Turbo
Kida”, genialny film, który przeszedł u nas bez echa. Nie
widziałem jeszcze ani Bonda, ani Gwiezdnych Wojen. Zwycięzca i tak
może być tylko jeden.</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIo9rDmQ3lAQcjHMQco1WaIZALlsDUDirPy32jUctd8N1k_GROc2nPk1-xF25EWX6uxhV4IaQRDCqJlT4VVPuUszdIwpMkvBoKcGrPzMrldzzFwBpcDlJRaa9Hc-_0mwJ3SpUerie3HQ/s1600/skasuj+2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIo9rDmQ3lAQcjHMQco1WaIZALlsDUDirPy32jUctd8N1k_GROc2nPk1-xF25EWX6uxhV4IaQRDCqJlT4VVPuUszdIwpMkvBoKcGrPzMrldzzFwBpcDlJRaa9Hc-_0mwJ3SpUerie3HQ/s1600/skasuj+2.jpg" /></a></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
MAD MAX FURY ROAD</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Wszystko w temacie. Oto
przykład, jak można zrobić współcześnie doskonały film lat
80-tych. Idealny do testowania wrażliwości znajomych. Nie chodzi tu
o brutalność. Chodzi o pojmowanie świata i sztuki. Jeśli nie
docenią, zerwijcie kontakt. Po co tracić życie z kulturalnymi
zombie?</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
KSIĄŻKI</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Cóż, było tego tak wiele,
że trudno wybrać coś konkretnego, szczególnie, że niektóre
książki łykałem seriami i cyklami. Ale nie będę ukrywał, że
większość tego co przeczytałem, to były wznowienia, z nowości
najwyżej oceniam „Dziewczyny, które zabiły Chloe”, o którym
więcej na Dzikiej Bandzie. Wyróżniam całą serię Artefakty
wydaną przez Maga, gdzie w ciągu roku ukazało się osiem arcydzieł
gatunku science-fiction. W zasadzie dziesięć, biorąc pod uwagę
zbiorcze wydanie trylogii ciągu. Jednak, skoro zwycięzca ma być
jeden...</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiT7mkfNjQ_ZowJr9y-p0iAHOS5ndIygqzTJvNJQ-hZmaW4VlxWNpjSGxGsS5r4KN2Du0wjlUbSvvaNH2LYjy4TtbM6eS7XZyPG8aZDGsMDGsvJarPzNdW4wW5Vv2lMwF6vMHyMXHqtqw/s1600/skasuj+3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiT7mkfNjQ_ZowJr9y-p0iAHOS5ndIygqzTJvNJQ-hZmaW4VlxWNpjSGxGsS5r4KN2Du0wjlUbSvvaNH2LYjy4TtbM6eS7XZyPG8aZDGsMDGsvJarPzNdW4wW5Vv2lMwF6vMHyMXHqtqw/s200/skasuj+3.jpg" width="140" /></a></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
„Terror” Dana Simmonsa.
</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Genialne połączenie
powieści historycznej z podróżniczą, fantastyczną i horrorem.
Napisane tak fenomenalnym stylem, że mogłoby wyjść spod pióra
największych mistrzów literatury. Do tego mróz i głębiny...
Dawno nie czułem takich dreszczy podczas lektury.
</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
I tyle. To był dobry rok.
</div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm;">
Zaczynamy następny.</div>
Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-717283212749735644.post-71856675352187232452015-12-17T15:43:00.000-08:002015-12-17T15:43:34.869-08:00(133) Blog klasyczny - W jedną, albo w drugą.
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Sto trzydzieści trzy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Czas najwyższy, albo w jedną, albo w
drugą.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Cztery miesiące blog leżał odłogiem.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Nie znaczy to, że ja próżnowałem.
Bynajmniej. Ostatnie miesiące były dla mnie tak pracowite, że po
prostu nie miałem czasu na tak przyziemną kwestię, jak
introwertyczny minimalizm, jaki tutaj uprawiałem. Nie, żebym teraz
tego czasu miał więcej, ale jak napisałem, czas coś z tym zrobić,
bo jeśli będę dłużej zaniedbywał to miejsce, mogę równie
dobrze je zamknąć. Więcej szkody narobi puste, niż choćby
minimalnie uzupełniane.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Tak więc pokrótce, z nadzieją, że
uda się w najbliższym czasie co nieco uaktualnić.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjh5Do114WdaQIjCnXAyMxe3MqogrIGT_sJiRxQsaLdNx2a8G0dKHadYlZpEtEwq1WQP_L8FGGIcwF9p2qgNfQtY0u5E4INhgPh3y5L-MNp-I2MqNGpQ57ItRFrngeIVxXCknB8qStjWQ/s1600/20151219_002134.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjh5Do114WdaQIjCnXAyMxe3MqogrIGT_sJiRxQsaLdNx2a8G0dKHadYlZpEtEwq1WQP_L8FGGIcwF9p2qgNfQtY0u5E4INhgPh3y5L-MNp-I2MqNGpQ57ItRFrngeIVxXCknB8qStjWQ/s200/20151219_002134.jpg" width="112" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Tak wygląda książka, nad którą
pracowałem przez ostatnie parę miesięcy. Paradoksalnie, mój wkład
jest tu najmniej widoczny, sprowadził się on bowiem do zebrania,
zredagowania i spisania informacji. Na wiele rzeczy zabrakło
miejsca, wiele rzeczy niewątpliwie mi umknęło, ale jestem bardzo
zadowolony z efektu. Tym bardziej, że ja wykonałem ledwie szkic,
opierając się na wcześniejszych monografiach, a ów szkic
wypełnili swoją pracą inni nauczyciele. Tym bardziej więc mogę
chwalić ową pracę, bo mój minimalny wkład pozwala na
obiektywizm.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Co poza tym? Przeprowadziliśmy się.
Radośnie i mam nadzieję, ostatecznie. Porzuciliśmy Malbork na
rzecz malowniczego Krzyżanowa przy Starym Polu, gdzie powitano nas z
otwartymi rękoma. Mamy bliziutko do pracy, a życie na wsi, we
własnym domku, pozwala na wiele rzeczy spojrzeć z dystansu.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Wspomniane cztery miesiące upłynęły
pod hasłem pracy. Notorycznej, bo o ile nie zajmowałem się
sprawami służbowymi, recenzjami literackimi, to każdą wolną
chwilę poświęcaliśmy na remont własnego domostwa. Tak, możemy
powiedzieć, że wszystko zrobiliśmy własnymi rękoma. Dość
powiedzieć, że byłem tak zapracowany, że musiałem odmówić
Arturowi Olchowemu spotkania autorskiego w Warszawie z udziałem
Stefana Dardy i Pauliny Król. W tym samym czasie odbyło się jednak
spotkanie w Starym Polu, na rodzimym gruncie. Bardzo udane.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiN6vxHJmaed9r7J8q9ExrszW_Ve3f5GL6CefHnvW7yG2lRWDrOvv5OLpEH80CBzU81PqSnqru6Zqnb-a9LUbjT9zVEI4s94OlAmHwCzj3HXibFY1P4srFYnJ6H-bYEi-eVmVI3IqY3hw/s1600/DSC_0054.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="131" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiN6vxHJmaed9r7J8q9ExrszW_Ve3f5GL6CefHnvW7yG2lRWDrOvv5OLpEH80CBzU81PqSnqru6Zqnb-a9LUbjT9zVEI4s94OlAmHwCzj3HXibFY1P4srFYnJ6H-bYEi-eVmVI3IqY3hw/s200/DSC_0054.JPG" width="200" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Nastąpił zaskakujący wysyp nagród,
bardzo motywujący mnie do dalszej pracy, bowiem dotychczasowe
wysiłki w rozmaitych dziedzinach zostały docenione. Otrzymałem w przeciągu miesiąca Nagrodę
Literatury Grozy im. Stefana Grabińskiego za opowiadanie „Per
aspera at Inferi” (w które tak wątpiłem... nominację za „Horror
klasy B” przemilczę), Nagrodę Dyrektora za ostatni rok pracy
zawodowej i wisienkę na torcie – pierwsze miejsce w Powiatowym
Przeglądzie Amatorskich Zespołów Teatralnych w Malborku, gdzie
prowadzona przeze mnie grupa „Atrapa” wystawiła wyreżyserowaną
i napisaną przeze mnie sztukę „Duchy Internetu”. Jestem
niezmiernie dumny ze swoich utalentowanych podopiecznych. Sztukę ową
udało nam się jeszcze dwukrotnie wystawić w Starym Polu, tak więc
spełniłem się trochę w dziedzinie, która na studiach zajmowała
mi tyle czasu...</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Literacko znacznie się opuściłem.
Pomijam mój warsztat i styl, ale sam fakt, że nie miałem po prostu
czasu na pisanie. Redagowałem dość dużą książkę, napisałem
kilkadziesiąt recenzji, więc wieczory miałem zajęte. Poza tym
działał syndrom żarówki – czyli wyszukiwania 50 000 zajęć, by
nie siąść do pisania książki. Ostatnio się przemogłem,
wracając do źródeł. Napisałem krótkie opowiadanie do trzeciego
tomu „Gorefikacji”, zatytułowane „Rycerz Goretham”, które
nie jest niczym innym, jak zwariowaną i zbrutalizowaną wersją
Batmana. Nie wiem, czy opowiadanie trafi do antologii, ale bawiłem
się dobrze. Poza tym niemal ukończyłem (brak mi strony) tekst
„Ubój”, który przeznaczyłem do zbioru, jaki tworzę z Tomaszem
Siwcem. Wysłałem „Wzór” (zapomniany, najbardziej erotyczny z
moich tekstów) do „Krwawnika 2” (gdzie pewnie nie trafi).
Zgubiłem opowiadanie „Okruch”, które chciałem dać
Krzysztofowi Bilińskiemu do audycji radiowej. Tym samym wyczerpałem
swój limit wolnych tekstów, nic w szufladach się nie kryje. Poza
„Wolfenweldem”, oczywiście i bajkami, o których kiedyś
wspominałem. „Ostatnia wyprawa”, mój pierwszy tekst
steam-punkowy, ukazał się w drugim tomie antologii „Wolsung”.
Ciekawostka. Najpierw oddałem tam zmodyfikowaną „Ogrodniczkę”,
ale uznano, że tekst jest nieco zbyt oryginalny i trochę odbiega od
przygodowego systemu RPG, dlatego napisałem szybko wspomnianą
„Ostatnią wyprawę”. Na luzie, na bazie prostego pomysłu. Teraz
się okazało, że z podobnego pomysłu skorzystał P. Majka w
pierwszym tomie, a mój tekst ozdobiono ilustracją do...
„Ogrodniczki”. Niemniej, plan by kiedyś powrócić na dłużej
do tego świata, choć ostatnio storpedowany, nie został zarzucony.
Co jeszcze? Napisane z Robertem Cichowlasem „Zombie.pl”
prawdopodobnie ukażą się w lutym. Zbliżam się do końca z
„Nienasyconym” - ten z kolei ma wyjść w maju. Liczę po cichu,
że uda mi się zakończyć do końca roku poprawki nad „Jotką –
Łowcą Smoków” i będę mógł w styczniu zamknąć sprawę
trzeciego tomu BHO i swojego ostatniego zbioru opowiadań -
„Królestwo Gore”. Plany są, oby chęci i czasu starczyło.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
No i muzyka. Tu jest najsłabiej. U
mnie. Bo moja żona święci triumfy, odkąd trzy miesiące temu
dołączyła do chóru Lutnia. Wiele ich koncertów było
znakomitych, ale ostatni, jubileuszowy, to po prostu mistrzostwo. W
Wielkim Refektarzu w Muzeum Zamkowym w Malborku, z towarzyszeniem
Alchemik Orchestra pod dyrekcją Grzecha Piotrowskiego, z udziałem
znamienitych gości... Czekam na DVD z tego wydarzenia. <a href="https://www.youtube.com/watch?v=ukmgzNUuEss">Tu mały fragment nagrany przeze mnie.</a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Ja zaś...
hm... czasem wezmę gitarę do ręki. Mamy już całkiem pokaźny (i
naprawdę świetny) materiał na nową płytę Wilców, pytanie,
kiedy uda się to nagrać. Podobnie z Acrybią. Materiał leżakuje
już tak długo, że zaczynam tracić do niego serce, a tradycyjnie,
chyba jestem jedynym ze składu, któremu na tym zależy. Jak tak
dalej pójdzie, nagram sam album grind-corowy. Nie solowy. O solowych
też czasem myślę. Ale palce już nie te, umiejętności się
uwsteczniły. No i Damage Case... Bardzo brakuje mi tej kapeli,
Thomasa i Reggiego, których nie widziałem od czasu koncertu w
Bydgoszczy. Życie skomplikowało nam wiele, ale liczę, że gdy
Marek powróci z emigracji, uda nam się w końcu nagrać na nowo
drugą płytę i ruszyć z jakimiś koncertami. Tylko to trzyma moje
długie włosy na głowie. Otrzymałem ostatnio propozycje
muzykowania pod innymi szyldami, ale na tę chwilę brak mi na to
czasu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
I to tyle na razie. Jak na skrót, to i
tak za dużo. Obejrzałem dużo filmów, przeczytałem jeszcze więcej
książek, ale klasyczne na tapecie wrzucę stopniowo, innym razem.
Teraz wracam do pracy nad recenzjami. Potem, może, książką.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-717283212749735644.post-5540885809319469042015-08-09T14:18:00.002-07:002015-08-09T14:18:27.240-07:00(132) Blog klasyczny - Przesilenie
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Sto trzydzieści dwa</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
No i wyszło jak zawsze.
Miałem uaktywnić się na blogu, ale najpierw udałem się na
zasłużony urlop z rodziną, z którego fotek tutaj zamieszczać
wyjątkowo nie będę. Potem były i inne wyjazdy, praca, itp. I
zasadnicza kwestia, czy jest sens o czymkolwiek z tego pisać? Po
pierwsze czuję się zmęczony, by nie rzec – wypalony. Po drugie,
tracę jakoś motywację do wszelkich działań, nazwijmy to z braku
laku, artystycznych, z prostej przyczyny – nie jestem z nich
zadowolony. Mogę wspomnieć, że napisałem nową książkę (nawet wysłałem do potencjalnego wydawcy), że
kolejne czekają na wydanie, że coś tam się dzieje z muzyką (choć
nie tyle ile powinno – bo mnie się nie chce). Ale czy to ma jakieś
znaczenie, czy to coś znaczy? Nie. Zaczynam cenić sobie święty
spokój z rodziną, pracę zawodową i chwile, gdy nie muszę niczego
analizować, recenzować, pisać/tworzyć. Może to być chwilowe
przesilenie (choć trwa już długo), może to być zmęczenie
materiału. Nudzę się przeglądając facebooka, nie znajduję nic
interesującego mnie w Sieci. Odmawiam wywiadów, promocji, spotkań,
bo nie czuję się osobą, która miałaby coś istotnego do
powiedzenia w jakiejkolwiek kwestii. A już szczególnie na temat
swoich dokonań. Rzadko odpowiadam na maile i wiadomości.
Przepraszam. Kilkakrotnie zabierałem się do zabrania tu głosu na
kilka drażniących mnie tematów, ale potem doszedłem do wniosku,
że najprostszy sposób na te „problemy” to je zignorować.
Unikam więc irytujących mnie ludzi, w zasadzie unikam większości
ludzi. I dobrze mi z tym. Czekam na coś, co wyrwie mnie z tego
marazmu twórczego, czasem chwytam się nowych pomysłów (na
przykład zacząłem nową książkę, która nie tylko nie jest
horrorem, ale nie jest nawet beletrystyką), ale robię to raczej z
przyzwyczajenia, niż z faktycznej chęci. Odkrywam, że jestem
pracoholikiem, ale praca, którą wykonuję musi mieć faktyczny
sens. Mam więcej planów związanych z nauczaniem w szkole, niż z
jakąkolwiek formą „twórczą”. W tym roku już ukazały się
dwie książki i płyta, nad którymi kiedyś ślęczałem, a czuję,
jakby nic się nie wydarzyło. Nie mam z tym problemu, tak po prostu
jest. Jestem z tym szczęśliwy. I piszę o tym, żeby było jasne,
że ten blog żyje, ale zmienia się razem ze mną. A czasem lepiej
nic nie pisać, niż pisać takie farmazony jak tutaj.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
A na tapecie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
FILMY:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjd3MycmE8O0FwckH0B3an82hjUKsXhrDhSDBgbSRlS89E_mwOi8TOPV9Y5Vwkg6WYdFNs-dvtwGZ_qFoDVvEybhrBaP81GQaL2uXp59oI98aw8JFkRaqR-lJpCJMZ5NmpQUSUtqYTH5g/s1600/1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjd3MycmE8O0FwckH0B3an82hjUKsXhrDhSDBgbSRlS89E_mwOi8TOPV9Y5Vwkg6WYdFNs-dvtwGZ_qFoDVvEybhrBaP81GQaL2uXp59oI98aw8JFkRaqR-lJpCJMZ5NmpQUSUtqYTH5g/s200/1.jpg" width="140" /></a><b>„Matrix” bracia Wachowscy.</b>
Obejrzałem ponownie na VHS-ie i być może dlatego muszę przyznać,
że film trochę się zestarzał. Poza tym, zaczytując się ostatnio
literaturą science-fiction odkrywam zaskakująco wiele zbieżności
z klasykami, których wcześniej nie znałem i wpływa to nieco na
oryginalność. Niemniej, od drugiej połowy film jakby zaskoczył, a
ja znów świetnie się na nim bawiłem. Część efektów nie robi
już takiego wrażenia, ale to wciąż kultowe kino, do którego
wrócę nie raz. Nie wiem tylko, czy odważę się sięgnąć po
kolejne części.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiy4LjJNHG02dGmV_NrC8n79s9Txg3a7iV8cs7NzUuEZpR95Y1b78wHyWOljRAvjk-APFzxmejkPh3U4V096b9Yf8oQP0xzuoTSNqP3FcBZ1wUhBz8DikYG7dG8yYJweiuWGGEkXi26jg/s1600/4.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiy4LjJNHG02dGmV_NrC8n79s9Txg3a7iV8cs7NzUuEZpR95Y1b78wHyWOljRAvjk-APFzxmejkPh3U4V096b9Yf8oQP0xzuoTSNqP3FcBZ1wUhBz8DikYG7dG8yYJweiuWGGEkXi26jg/s200/4.jpg" width="140" /></a><b>„Furia” David Ayer.</b> Długo zbierałem się do
tego filmu, bowiem zwykle mam bardzo duże wymagania co do obrazów
historycznych, szczególnie traktujących o drugiej wojnie światowej.
No i moje oczekiwania pokryły się z tym co zobaczyłem –
amerykańską masówkę, która wstydu nikomu nie przynosi, ale
klasyką też nie będzie. Fabuła jest tak sztampowa, że omawiać
jej nie ma sensu, ważniejsze jest tutaj ukazanie wojny jako
bezlitosnej i brutalnej. Tu rzeczywiście film wybija się ponad
hollywoodzką przeciętność. Jest drastycznie, jest realistycznie.
Kiedy jednak miałem się zachwycać całością zobaczyłem walki
czołgów strzelających kolorowymi pociskami, niczym w gwiezdnych
wojnach, a sam film frywolnie popędził do bohaterskiego finału,
jaki można było przewidzieć na początku. Muszę to chyba obejrzeć
jeszcze raz na spokojnie, bo na razie uczucia mam bardzo mieszane.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiYCLU0M5lQb3lHP58yNi93c_0ZkuR6nsOujZsjy_hkCZvqFpVNlNICca3MNkpOcpj1TgSgGsmEQqrlDD43pdlBdDakOp-6ASpTa7PoIy8RwSRmPufSwPBo9VGkPnZnx0_7wGlJAgy9Zw/s1600/2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiYCLU0M5lQb3lHP58yNi93c_0ZkuR6nsOujZsjy_hkCZvqFpVNlNICca3MNkpOcpj1TgSgGsmEQqrlDD43pdlBdDakOp-6ASpTa7PoIy8RwSRmPufSwPBo9VGkPnZnx0_7wGlJAgy9Zw/s200/2.jpg" width="140" /></a><b>„Jupiter Intronizacja” rodzeństwo
Wachowscy.</b> Jejku, jaki to piękny film! A jaki gniot przy tym! To
zrobili bracia, przepraszam, rodzeństwo Wachowscy? Niby tak –
wizualnie jest tutaj porażająco, natężenie efektów specjalnych
wręcz przytłacza, ale niektóre z nich już za dwa, trzy lata będą
wyglądać przestarzale (jak choćby scena przebijania się przez
meteoryty) i co wtedy zostanie? Miałka opowieść o złych
cywilizacjach kosmicznych powstrzymanych przez sprzątającą toalety
dziewczynę i zakochanego w niej super-komandosa, człowieka-wilka
pozbawionego anielskich skrzydeł... Głupie? Tak, ale bez obaw,
twórcy wytłumaczyli WSZYSTKO, bo bali się, że ktoś może czegoś
nie zrozumieć. Mistrzostwo fatalnych dialogów, kiepskiego
scenariusza i równie słabej gry aktorskiej. Mia jest fatalna, Tuum
się stara, ale z tymi uszami, nie da się stworzyć poważnej
kreacji... Więcej o filmie wkrótce na portalu Rzecz Gustu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjkKAJ6FKeJlDBmeEHVdSFa89WEy5ClIHojhGJRcoFT3Hw9x7-PML6IPSkUX7y3KFIjULUD-hLqfuBsxIGs3d2h_Ms_9dbXzueMhY3FM4MFUoh-1PF-vfJeZMQE67OXw37JwrMumehjoQ/s1600/3.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjkKAJ6FKeJlDBmeEHVdSFa89WEy5ClIHojhGJRcoFT3Hw9x7-PML6IPSkUX7y3KFIjULUD-hLqfuBsxIGs3d2h_Ms_9dbXzueMhY3FM4MFUoh-1PF-vfJeZMQE67OXw37JwrMumehjoQ/s200/3.jpg" width="140" /></a><b>„Zaginiony świat” Brad Silberling.</b> O! To też jest
zły film. Bardzo zły i bardzo głupi, ale programowo. Nie lubię i
nie oglądam tego typu kina, jednak wczoraj nadali w telewizji, a ja
pisząc lubię jak coś mi przygrywa rzucałem kątem oka i pośmiałem
się wielokrotnie. Dalej nie lubię Willa Farrella, dalej będę
unikał jego filmów, ale to było lepsze niż „Jupiter
Intronizacja”.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwg8NuBvFJ2c9BNg9tklgOddHxBG33WSQJmb3Q6bzbqE82sq5d_nncK7lacmGeMpOGY-YNo7FdtL_pdSxbuLzIyC8KiXWM53UcOBZQiY4X2dvnemFjL3A2GhqeXVy2TtcIuOjZ8y4HVA/s1600/5.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwg8NuBvFJ2c9BNg9tklgOddHxBG33WSQJmb3Q6bzbqE82sq5d_nncK7lacmGeMpOGY-YNo7FdtL_pdSxbuLzIyC8KiXWM53UcOBZQiY4X2dvnemFjL3A2GhqeXVy2TtcIuOjZ8y4HVA/s200/5.jpg" width="140" /></a><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_i5x4muSShLUb4guAe3SRexLWRB-T3_prVPFlZf_yku8Nbbp52v2BArZmz_BPOVkR0WC4-QwZFc1vrsQBi1UcvUlej2zv4Z_4NoHYprJp89cmTU_sQdvlnCiiDYt6eU3E79lBOycwbA/s1600/4.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"></a><b>„360 połączeni” Fernando
Meirelles. </b>Ambitne kino o miłości w jej różnych obliczach i
formach. Plejada gwiazd i historia, która zatacza krąg przez cały
świat. Różni ludzie, w różnych miejscach przeżywają podobne
problemy, a ich spotkania prowadzą do poważnych zmian w życiu.
Trudno mi oceniać takie filmy. Wstrzymam się wyjątkowo od
komentarza.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
KSIĄŻKI:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
(Przeczytałem ich znacznie więcej, ale wszystkie wylądowały na różnych portalach w formie recenzji. Dlatego tu idą tylko te, których nie recenzowałem nigdzie i czytałem wyłącznie dla siebie. To przypadek, że to tylko Masterton.) </div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhhssFISWlFfoo3ByfSwv_GnUaF4uy8rGN_KjcEhJJgQmaLRYrvFqYZw68IGgU5M8GmeUEA-2JpYz-fDBgguo7d7hOClRrAvdLAfkZZzmPqDw9k29S6xYMTyXMDdYq1hcbiuKa2DHo0YQ/s1600/6.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhhssFISWlFfoo3ByfSwv_GnUaF4uy8rGN_KjcEhJJgQmaLRYrvFqYZw68IGgU5M8GmeUEA-2JpYz-fDBgguo7d7hOClRrAvdLAfkZZzmPqDw9k29S6xYMTyXMDdYq1hcbiuKa2DHo0YQ/s200/6.jpg" width="128" /></a><b>„Ofiara” Graham Masterton</b>. Thriller
polityczny, który mógł zostać rozwinięty w całkiem intrygującą
powieść, gdyby Masti nie poskracał pewnych wątków kosztem
uwypuklenia tych dla siebie klasycznych. Mamy tu do czynienia ze
światowym spiskiem i zimną wojną, którą niektórzy chcą
zakończyć w zaskakująco bezlitosny sposób. Byłoby nieźle, gdyby
rozbudować wątki polityczne i uniknąć tych horrorowo-erotycznych.
Jeszcze lepiej, gdyby napisać kontynuację.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiI2fa6i9U6HMRa9MJyX3Z-ZPtdi6H7NiCZXvxjau10u9QwKOt2B68GppbGf8Z_QKrSKyinRcONdq8PTxu9GtW6TcEwTfXH4MPi4G-LF0D6WIgNMM_bhE75U2xvnZKET2GtUHzZScn4Ow/s1600/7.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiI2fa6i9U6HMRa9MJyX3Z-ZPtdi6H7NiCZXvxjau10u9QwKOt2B68GppbGf8Z_QKrSKyinRcONdq8PTxu9GtW6TcEwTfXH4MPi4G-LF0D6WIgNMM_bhE75U2xvnZKET2GtUHzZScn4Ow/s200/7.jpg" width="139" /></a><b>„Władcy przestworzy” Graham
Masterton</b>. Saga historyczna. I oto jest dowód, że Masti pisać
naprawdę potrafi. Historia trzech braci rozrzuconych po świecie,
połączonych wspólną pasją awiacji i związanego z tym interesu.
Oczywiście jest tu seks, jest polityka, są wielkie emocje i
intrygi, całość zaś wypada naprawdę znakomicie, z wyjątkiem
ostatniego zwrotu akcji, który zapowiedziano we wstępie tak
nieudolnie, że nie jest on żadną niespodzianką. Niemniej – jest
bardzo, bardzo dobrze.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<b><br /></b>
</div>
<b>
</b><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjheVd6b43iNpVXZ_WYZhYK6xuvBlqmwprjUaAFMI1DyE-1iP9c6RibCt-AYqt0SAxGXA4OJkFzhyphenhyphen7nl1j-NSE360dFHsh-I2BaY8ClUmZAkDK1od0RNZjCTdXI_DsxRHJW4SrUjTaFJA/s1600/9.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjheVd6b43iNpVXZ_WYZhYK6xuvBlqmwprjUaAFMI1DyE-1iP9c6RibCt-AYqt0SAxGXA4OJkFzhyphenhyphen7nl1j-NSE360dFHsh-I2BaY8ClUmZAkDK1od0RNZjCTdXI_DsxRHJW4SrUjTaFJA/s200/9.jpg" width="124" /></a><b>„Zaraza” Graham Masterton.</b> Thriller
apokaliptyczny, w którym zmutowany wirus dżumy dziesiątkuje
populację Stanów Zjednoczonych. Z tego typu książkami Masti radzi
sobie znakomicie, nie inaczej jest w tym przypadku. Solidny,
przemyślany thriller, który ma jeden klasyczny mankament.
Zakończenie. Albo autor nie miał pomysłu i chciał zakończyć
szybko, albo rzeczywiście nie radzi sobie z finałami.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhZZ5-XZcMxiqcNB6hi03d9mL5psqNgpvXz6MNqILrhvLt8tJwe5MGWfmdTDTzBXjf1V6Pbjzc1v-NQ3Q4k4TtlsE_MNo5_esuPLhUPm4aQdUnd-a4xueSvvaY-9RwZFPxZBBW_cdtFaA/s1600/8.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhZZ5-XZcMxiqcNB6hi03d9mL5psqNgpvXz6MNqILrhvLt8tJwe5MGWfmdTDTzBXjf1V6Pbjzc1v-NQ3Q4k4TtlsE_MNo5_esuPLhUPm4aQdUnd-a4xueSvvaY-9RwZFPxZBBW_cdtFaA/s200/8.jpg" width="126" /></a><b>„Powrót wojowników nocy” Graham
Masterton.</b> Nie lubię tego cyklu. Za stary na to jestem. Ale jako
uparłem się skompletować i przeczytać wszystko co wyszło spod
pióra Mastiego, brnę i w tę stronę. Trzeba przyznać, że cykl
skręcił ładnie w kierunku bardziej horrorowym i ma wielkie szanse
podobać się czytelnikom, ja pozostanę jednak bardziej sceptyczny
do młodzieżowych bohaterów w snach walczących z demonami.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDo2A0800zDgm954I3Wna1FYdc_V39yqULfZ_Tf7bIN0YSkTO64UfeEMZJhS-PB-PEYwybQb3fH5WHK-6RC5sKHjZbR3XsU7H1V52mQiZfXZdGjd32Ok8ZVqN3ysrE4H047TX77XbwBA/s1600/10.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDo2A0800zDgm954I3Wna1FYdc_V39yqULfZ_Tf7bIN0YSkTO64UfeEMZJhS-PB-PEYwybQb3fH5WHK-6RC5sKHjZbR3XsU7H1V52mQiZfXZdGjd32Ok8ZVqN3ysrE4H047TX77XbwBA/s200/10.jpg" width="125" /></a><b>„Dziewiąty koszmar” Graham
Masterton.</b> No i mam zagwozdkę. Piąty tom cyklu „Wojownicy Nocy”
to według mnie najlepsza odsłona serii. Koszmarny cyrk z jego
historią to horrorowy Masti w stanie nieskażonym. Jest brutalnie,
obrzydliwie, dziwacznie. Szkoda, że z antagonistami mierzą się
znów senni bohaterowie, z których najbardziej kuriozalną jest
teraz kobieta potrafiąca wywołać pożądanie gotujące krew... No
cóż, cały Masti. Została mi jeszcze jedna jego książka do
kupienia/przeczytania. Poradniki mnie nie interesują, nie jestem
Piotrem Pocztarkiem, który przeczyta nawet stworzony przez Mastiego
podręcznik do nicowania na drugą stronę papieru toaletowego.
Szacunek dla Waćpana!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
GRY:</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjz5LS7m_bpnl-7QCrM1tVdud8lzwEsDwu5tUb6D_Po-X7JmEVScpB93XEfGwUl9vD5e3pHRrgmKQRWBT0rvKnD3LzTcWKDRJaJ8l2qiPS1AeqBD14vlamjzVmkT-D5Dy9tzedWEINtoA/s1600/12.png" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="175" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjz5LS7m_bpnl-7QCrM1tVdud8lzwEsDwu5tUb6D_Po-X7JmEVScpB93XEfGwUl9vD5e3pHRrgmKQRWBT0rvKnD3LzTcWKDRJaJ8l2qiPS1AeqBD14vlamjzVmkT-D5Dy9tzedWEINtoA/s200/12.png" width="200" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhBygSuWPE80K7I3zTshP7-wL2p7nkt6MRyofYYK_JXuPVOYNz4kUhdn-fSH7ni-QhHo7Xl9jFLSnIYPETBBwTzOPPHsG-9r_sdG6TVlueojJXemi1LeHGEXaPm359r5UeeYsRmPbvXIg/s1600/11.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhBygSuWPE80K7I3zTshP7-wL2p7nkt6MRyofYYK_JXuPVOYNz4kUhdn-fSH7ni-QhHo7Xl9jFLSnIYPETBBwTzOPPHsG-9r_sdG6TVlueojJXemi1LeHGEXaPm359r5UeeYsRmPbvXIg/s200/11.jpg" width="146" /></a><b>„Contra”</b> i <b>„Lifeforce”</b>. Klasyki
z Pegasusa, które odnalazłem online dzięki Dzikiej Bandzie.
Przejście obydwu zajęło mi może dwie godziny, ale przypomniałem
sobie, jak to było mieć 12-13 lat. Piękny, nieskażony niczym
czas.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
I tyle na dziś.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Bez odbioru.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-717283212749735644.post-20040167437305768152015-07-09T15:53:00.000-07:002015-07-09T15:53:20.668-07:00Blog klasyczny (131) - Bez tytułuSto trzydzieści jeden.<br />
Czas się uaktywnić na blogu, problem, że czasu i doby na to nie starcza...<br />
O tym, że ostatni rok był wyjątkowo aktywny i pracowity pisać już nie zamierzam. Trułem na ten temat wystarczająco dużo. Teraz czas się brać ostro do następnych zajęć.<br />
Pierwszy etap już za mną. Po półtorej roku oczekiwania debiut Wilców stał się faktem. Płytę wydaną w formie digipacka można nabyć <a href="http://easthate.com/catalog/product_info.php?products_id=3077">tutaj</a>.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGe8SG4mGM8cUpwbb4vAXxLs_cHtlSOh9ns-0u8mqDf1n_TMQMV3RxmdzkgTYaVClzzFNTQALAI45cp1Zzq8t3v_8nGTbdo1zHfEO4vejwfp9Ev4IKeNFEqCsy6tprr4RjfQAX6cuvFg/s1600/20150708_115713.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGe8SG4mGM8cUpwbb4vAXxLs_cHtlSOh9ns-0u8mqDf1n_TMQMV3RxmdzkgTYaVClzzFNTQALAI45cp1Zzq8t3v_8nGTbdo1zHfEO4vejwfp9Ev4IKeNFEqCsy6tprr4RjfQAX6cuvFg/s320/20150708_115713.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Ruszają też pozostałe formy mojej aktywności muzycznej. Damage Case, niestety, musi po raz drugi zarejestrować materiał na następcę "Oldschool Maniac", bowiem po utarczkach z realizatorem płyty, które trwały blisko rok, doszliśmy do wniosku, że tego co nagraliśmy w zeszłym roku wydawać nie ma sensu. Tak więc już wkrótce ponownie przystępujemy do nagrań. No i Acrybia... Rok temu ruszyliśmy z pracami nad dziesiątym albumem i z wielu powodów musieliśmy to przerwać. Teraz nagrania powędrowały do mistrza masteringu, Krzysztofa "Korsarza" Bilińskiego, więc jest bliżej, niż dalej. W sierpniu dogramy wokale i zobaczymy, może się uda z premierą w tym roku. Także Damage Case "Drunken Devil" w tym roku na pewno, "Królestwo Powietrza" Acrybii bardzo możliwe. A ja już szykuję się do zarejestrowania bębnów dla zupełnie innego projektu...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kwestie pisarskie też czekają na ruszenie. "Miasteczko" zbiera pochlebne recenzje wśród fanatyków ostrego horroru i zniesmacza wszystkich innych, czyli jest jak miało być. Niemniej ja już kieruję się w nieco inną stronę. Trwają rozmowy nad wydaniem "Zombie.pl", w którym z Robertem znacznie łagodniej podchodzimy do horroru, niewykluczone, że ukażą się też dwie antologie, w których znajdą się jedne z moich ostatnich opowiadań. Ja tymczasem zbieram siły, by wziąć się za kolejną powieść z Robertem i napisać od nowa połowę "BHO III", bo jak zajrzałem do tego po czasie, to mnie się nie spodobało. No i czas w końcu ruszyć cykl bajkowy, ale, jak wspominałem, doba za krótka. Wracam do pisania zaległych recenzji, książkami własnymi zajmę się w przyszłym tygodniu.</div>
<br />
A na tapecie:<br />
<br />
KSIĄŻKI:<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqDVxUXl2idHyRBSVVZe2xZtVXuZBIbPMpSkTkgXy-kLR9RiH0YteVHAeBlwqkMgkIHRPeGIjMguidmcT0AYGsJyW4j7RtIKEqmTNXvFESjWdyIip0NfXDiW-GTqvkiKrP1J8-oTrSiw/s1600/Teror_okladka_front%25281%2529.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqDVxUXl2idHyRBSVVZe2xZtVXuZBIbPMpSkTkgXy-kLR9RiH0YteVHAeBlwqkMgkIHRPeGIjMguidmcT0AYGsJyW4j7RtIKEqmTNXvFESjWdyIip0NfXDiW-GTqvkiKrP1J8-oTrSiw/s200/Teror_okladka_front%25281%2529.jpg" width="130" /></a><b>"Terror" Dan Simmons.</b> Absolutnie rewelacyjna powieść opowiadająca prawdziwą historię badaczy, którzy utknęli na tytułowym statku w XIX wieku skuci arktycznym lodem na... trzy lata. Dawno nic mnie tak nie wciągnęło i nie przeraziło. Nie znoszę zimna, boję się głębokości, nic dziwnego, że emocje towarzyszące lekturze były dla mnie niezapomniane. Tak bardzo, że musiałem przeczytać coś lżejszego, a żeby nie skakać po tematach, to rzuciłem się na:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2sMYCIxQTBd3B_O9xcPy2q4tqy7YgN_8NIDwKs91StaQL59lRxPP4_nRpZet-YVoFWyC1a__JIMO2kdGbob1mzvXRfbiTjcNQf5OuHl8fveSjV5jfUEAi1RFZ0PIFwA_avvqh3FiHbQ/s1600/dss.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2sMYCIxQTBd3B_O9xcPy2q4tqy7YgN_8NIDwKs91StaQL59lRxPP4_nRpZet-YVoFWyC1a__JIMO2kdGbob1mzvXRfbiTjcNQf5OuHl8fveSjV5jfUEAi1RFZ0PIFwA_avvqh3FiHbQ/s200/dss.jpg" width="138" /></a><b>"Wyspa Skarbów" R.L. Stevenson.</b> Arcydzieło literatury młodzieżowej i przygodowej, o którym powiedziano już wszystko, a adaptacji filmowych nie zliczę. Cudowna książka, która nie starzeje się nigdy.</div>
<br />
FILMY:<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiywDoDzkDZub2jP_gOU-NGWZTCkcj9v9g_W3OulfdKljtop9Ra_wAeNthtxq_eIh77emfcUNcz6dar-Fp3gDW7XM8NdbXuAIIdym8HDLfk88DKon1l-cMZlJF3d4j5Y_fnI_v7Gf20cQ/s1600/7685279.3.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiywDoDzkDZub2jP_gOU-NGWZTCkcj9v9g_W3OulfdKljtop9Ra_wAeNthtxq_eIh77emfcUNcz6dar-Fp3gDW7XM8NdbXuAIIdym8HDLfk88DKon1l-cMZlJF3d4j5Y_fnI_v7Gf20cQ/s200/7685279.3.jpg" width="137" /></a></div>
<b>"Najdłuższa podróż" George Tillman Jr.</b> Niedawno pisałem na Dzikiej Bandzie, że warto przeczytać powieść Nicholasa Sparksa, nim Hollywood zniszczy ją swoją adaptacją. Wykrakałem. Ten film sam w sobie nie jest zły. Ot, romantyczna opowieść o dwójce zakochanych, którzy poznają pewnego staruszka, a ten opowiada im historię swojej miłości. Młodzi się uczą na jego błędach, sami dojrzewają, bla, bla, bla. W powieści wszystko miało sens, zazębiało się znakomicie i potrafiło chwycić za serce. W filmie z bohaterki zrobiono naiwną idiotkę, młody kowboj, mimo że grany przez syna Clinta Eastwooda ma w sobie ledwie ćwierć czaru ojca i tylko Alan Alda ratuje produkcję aktorsko. W porównaniu do innych adaptacji ("Pamiętnik", "I wciąż ją kocham") film wypada średnio, w zestawieniu z książką - słabiutko.<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9iHumC8g2jnXszyKYe-rN1li0EcDaU0DMzRKg0lL9nGYsb9oUhJNsp6LTaP3O8i84J1tvgNEpzt_HezSyAGPItG2wr4XFDAkP8EyLaolEI8lUBu_erAGr5gpQPAi_wxLXbluyx8H0PQ/s1600/7411340.3.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9iHumC8g2jnXszyKYe-rN1li0EcDaU0DMzRKg0lL9nGYsb9oUhJNsp6LTaP3O8i84J1tvgNEpzt_HezSyAGPItG2wr4XFDAkP8EyLaolEI8lUBu_erAGr5gpQPAi_wxLXbluyx8H0PQ/s200/7411340.3.jpg" width="141" /></a><b>"Paul" Greg Mottola.</b> Właśnie się skończył w TV. Niestety, mimo iż oglądałem go drugi raz, tym razem wspólna produkcja Nicka Frosta i Simmona Pegga do mnie nie przemówiła. Po rewelacyjnym hołdzie dla horroru ("Shaun of the Dead") i kina akcji ("Hot Fuzz") panowie postanowili pokłonić się przed kinem s-f. Niby jest śmiesznie, niby jest Sigourney Weaver, ale całość epatuje humorem, który mnie nie przekonuje. Tak samo jak ufoki. Już tak mam.</div>
<br />
Tyle na dziś.<br />
<br />
<br />
P.s. Coroczna statystyka. Obejrzałem w ciągu roku 67 filmów. Prawie sto mniej niż poprzednio. Za to przeczytałem 158 książek. Średnio jedną na dwa dni... Muszę czytać szybciej...Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-717283212749735644.post-44302248727292094062015-07-09T14:33:00.000-07:002015-07-09T14:33:27.991-07:00Większe recenzje - DRAŻLIWE TEMATY - Neil Gaiman<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBL5mFjMpTLmZDqJhrKZXpWflssm6f6CRWx3_SCGbFjl3YBLBCoQOYdIqcHAfnxGIMtPkBEtLNzFppp30pTk8oHYAxm3KAlK2IoStrKPfrQEEVdA9Z3U9ur8JT0ipWzOjUoQ-KmunWOQ/s1600/ssssss.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBL5mFjMpTLmZDqJhrKZXpWflssm6f6CRWx3_SCGbFjl3YBLBCoQOYdIqcHAfnxGIMtPkBEtLNzFppp30pTk8oHYAxm3KAlK2IoStrKPfrQEEVdA9Z3U9ur8JT0ipWzOjUoQ-KmunWOQ/s200/ssssss.jpg" width="130" /></a></div>
Neil Gaiman<br />
DRAŻLIWE TEMATY<br />
wydawnictwo: Mag<br />
ocena: 6/6<br />
<br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Neila Gaimana polecać
nikomu nie trzeba, to twórca, który złotymi zgłoskami zapisał
się w historii literatury za sprawą takich dzieł jak
„Nigdziebądź”, „Chłopaki Anasiego” czy „Amerykańscy
Bogowie”. Czy więc jest sens zachwalać jego nowy zbiór
opowiadań? Tak, bo to jedna z najlepszych książek, jakie czytałem
w ostatnich latach, a przeczytałem ich naprawdę sporo.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
„Drażliwe tematy:
Krótkie formy i punkty zapalne” to kolekcja krótszych i dłuższych
historii zebranych w pięknie wydanym tomie. Klimatyczna okładka
autorstwa Dagmary Matuszak, twarda oprawa, prawie czterysta stron
rewelacyjnej prozy. Wydawnictwo Mag jak zwykle stanęło na wysokości
zadania oddając w ręce czytelników produkt niemal idealny. Na
kilka drobnych literówek przymykam oko, ważna jest bowiem treść.
Absolutnie niezwykła.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Wszystko zaczyna się od
wstępu, w którym autor zdradza powód złożenia takiej właśnie
antologii opowiadań, przy okazji zdradzając genezę każdego z
utworów. To momenty w książkach, które uświadamiają
czytelnikowi, że autor jest również człowiekiem, pozwalają
budować specyficzną więź, tym samym zawsze bardzo wysoko je
ceniłem. Dokładnie tak jest i w tym momencie, dlatego pozwolę
sobie nie zdradzać żadnych zawartych tutaj wątków. Przeczytajcie
te czterdzieści stron, a przekonacie się, jak bardzo chcecie
wysłuchać opowiadanych przez Gaimana historii.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
A te historie? Różnorodne
pod względem treści, długości i formy. Mamy tu króciuteńkie
opowiadania, rozbudowane fabuły i wiersze. Szczególnie te ostatnie
ukazują wyjątkowo magiczny i nostalgiczny świat twórcy
„Koraliny”. Na pewno nie wszystkie przemówią do Was w ten sam
sposób, ale gwarantuję, że wiele z nich wgniecie Was w fotel,
głęboko poruszy, albo tylko (!) zmusi do zastanowienia. Trudno
wybierać między przerażającym „Klik-klak Grzechotka”,
fantastyką „Godziny Nic”, nostalgicznym „Problemem z
Cassandrą”, szaloną „Inwokacją indyferencji”. Jak nie
wspomnieć o „Śmierci i miodzie”, hołdzie dla Sherlocka
Holmesa, „Śpiącej i wrzeciono” wariacji na temat „Śpiącej
królewny” i „Królewny Śnieżki”, albo „Czarnym Psie”,
gdzie powraca Baldur „Cień” Moon? A to zaledwie czubek góry
lodowej. W każdym tekście Gaiman prezentuje się jako erudyta o
fenomenalnym warsztacie, mistrz krótkiej formy i nieograniczonej
wyobraźni, perfekcyjnie budujący nastrój i klimat.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Nie będę ukrywał, że zbiór po
prostu mnie oczarował. Zawsze byłem zwolennikiem opowiadań,
wychodząc z założenia, że horror i fantastyka wywodzą się
właśnie z krótkiej formy i tam najlepiej się odnajduje. Przez
lata przeczytałem tak wiele rozmaitych antologii i zbiorów, że w
pewnym momencie nastąpił całkowity przesyt, a ja zacząłem unikać
wszystkiego, co nie było dłuższe niż kilkaset tysięcy znaków.
Do „Drażliwych tematów” podszedłem więc z dużą dozą
niepewności, ale już sam wstęp sprawił, że poczułem się
komfortowo, a im dalej w las, tym bardziej rósł mój zachwyt, a ja
znów przypomniałem sobie te czasy, gdy z wypiekami na twarzy
zaczytywałem się w tekstach Lovecrafta, Sheridana Le Fanu, Ambrose
Bierce czy rodzimych mistrzów pokroju Stefana Grabińskiego i
Ludwika Sztyrmera. Autor zapowiedział we wstępie, że opowiadania
mają na celu poruszyć czytelnika. I zupełnie subiektywnie,
uczciwie, przyznaję, że we mnie poruszyły struny, które zdążyły
już zaśniedzieć. Serdecznie mu za to dziękuję.</div>
Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-717283212749735644.post-88692409459602260742015-06-30T14:55:00.001-07:002015-06-30T14:55:50.105-07:00Blog klasyczny (130) - Krótki przegląd "Na tapecie"<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Sto trzydzieści.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Blog klasyczny. Długo go
nie było. Mnie długo nie było. To był bardzo długi i ciężki
rok. I bardzo pracowity. Ale teraz powracam i choć zakładam, że
nie został nikt, kto chciałby jeszcze czytać co u mnie słychać
(skutecznie próbowałem odstraszyć wrzucając ostatnio
kilkadziesiąt zaległych i wypożyczonych recenzji), to od jutra
startuję dalej. Dziś tylko nadrabiam zaległości w „Na tapecie”.
A więc krótko o filmach i książkach, które obejrzałem i
przeczytałem w ostatnich kilku tygodniach, a jakimś cudem nigdzie
nie zrecenzowałem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
A więc:</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Na tapecie:</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
FILMY:</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTJKOL_k-W2R_9gv31E2Om4eBNLmWAykb5FAQdZ_56e3PU2CkUWP1asc7dcuFMXPjlZhvythsq1AJ-WJURWZEQWs7XtzNvPyh-0tEME_L6D8hJ7j_pwA6VxHKnszU0W0zk_FXgpNZz2w/s1600/7683234.3.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTJKOL_k-W2R_9gv31E2Om4eBNLmWAykb5FAQdZ_56e3PU2CkUWP1asc7dcuFMXPjlZhvythsq1AJ-WJURWZEQWs7XtzNvPyh-0tEME_L6D8hJ7j_pwA6VxHKnszU0W0zk_FXgpNZz2w/s200/7683234.3.jpg" width="134" /></a></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>Mad Max: The Fury
Road” George Miller.</b> Specjalnie opisuję ten film na początek,
bo jest to pierwszy film, jaki od dawna widziałem w kinie (wreszcie
wybraliśmy się z żoną na randkę). Przede wszystkim jest to
jednak najlepszy film, jaki widziałem od dobrych paru lat! Czekałem
jak opadnie wrzawa na jego temat, jak będę mógł bez nastawienia
na niego popatrzeć, ale i tak się bałem, że moje oczekiwania są
zbyt duże, szczególnie nakręcone opiniami ludzi, których zdanie
szanuję. Bzdura! Nowy Mad Max spełnił je wszystkie! Absolutnie
rewelacyjne, gwałtowne, momentami wręcz chore kino
postapokaliptyczne, które zostawia za sobą całą konkurencję we
wrakach zardzewiałych pojazdów. Ten film nie spodoba się wielu
osobom, wiele osób go nie zrozumie. To kino dla tych, którzy
dorastali w latach 80/90-tych. Ale kto by się nimi przejmował?!
Absolutne mistrzostwo, najlepszy film w tym wieku! Czekam na DVD.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRcVHWahO6U7Jb0_ngp4VHH9PaQr8oxUo9di2gc3tXod5v9-qw-xGVmG9pfnq2yhnaLu-lCDPqwZFOIXrKC2aDvJPEWKjoJ17QAh7KM57gM6g3B6SKPOG_8QaQY7R_aru1PDKtK9jC3g/s1600/7024424.2.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRcVHWahO6U7Jb0_ngp4VHH9PaQr8oxUo9di2gc3tXod5v9-qw-xGVmG9pfnq2yhnaLu-lCDPqwZFOIXrKC2aDvJPEWKjoJ17QAh7KM57gM6g3B6SKPOG_8QaQY7R_aru1PDKtK9jC3g/s1600/7024424.2.jpg" /></a>„<b>Mad Max” George
Miller. </b>No i wyszło szydło z worka. Ktoś pomyśli, że jadę
teraz po sentymentach, odświeżyłem przed nową odsłoną...
Niestety. W młodości go nie obejrzałem, bo rodzice mi nie
pozwolili. Za brutalny. Potem oglądałem tylko horrory. Wreszcie
nabawiłem się awersji do Mela Gibsona. I przeżyłem 35 lat nie
znając szalonego Maxa. Wiedziałem, że taki istnieje, kocham
Fallouta, ale dopiero teraz obejrzałem pierwowzór i... odpadłem!
Wspaniały, zimny film pokazujący upadek wartości i świata,
western postapokaliptyczny. Nic się nie zestarzał.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvI_IPKEudi2YgUGFHJUpQ7ygFquyfK-CdakKOMlDGTo2eU8p5Y8ilLeOC6vaF0BDuw82yRy-uJgqDn6r4s8UnyBGO3JwHGna0qufA3ZkojH4kcCveuufZ19pP5RI3ls_hvjc6BCajYA/s1600/7069840.2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvI_IPKEudi2YgUGFHJUpQ7ygFquyfK-CdakKOMlDGTo2eU8p5Y8ilLeOC6vaF0BDuw82yRy-uJgqDn6r4s8UnyBGO3JwHGna0qufA3ZkojH4kcCveuufZ19pP5RI3ls_hvjc6BCajYA/s1600/7069840.2.jpg" /></a>„<b>Mad Max 2” George
Miller. </b>Kontynuacja nadrabiania zaległości. Ten film widziałem
niegdyś we fragmentach, ale chciałem wreszcie obejrzeć cały nim
udałem się do kina na „The Fury Road”. No cóż, pewne stroje
się zestarzały, ale w gruncie rzeczy, to jeszcze lepsza,
niewiarygodnie energetyczna wizja zdegenerowanego świata, w którym
liczy się tylko brutalność i paliwo. Wizja, której zdawać się
mogło nie da się przeskoczyć. Nowy Max jest na szczęście
dowodem, że można i to zachowując logikę jak przystało na
solidną kontynuację.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjAQY-DnGeaE7bOfX4m18nvm8rPj2IUdWSwpyzZPZ_xXA6I1AzFNKrspes3o8e9Uw4kiZzVICRHbOT3pbdfYE8EOOJOEtSbku3x6Ke5Q5f3TnKNYlzqVTI-ahAFZYg5QnGIPEHOgDiPRQ/s1600/7488016.3.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjAQY-DnGeaE7bOfX4m18nvm8rPj2IUdWSwpyzZPZ_xXA6I1AzFNKrspes3o8e9Uw4kiZzVICRHbOT3pbdfYE8EOOJOEtSbku3x6Ke5Q5f3TnKNYlzqVTI-ahAFZYg5QnGIPEHOgDiPRQ/s200/7488016.3.jpg" width="138" /></a></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>Bitwa pod Wiedniem”
Renzo Martinelli. </b>Nie używam brzydkich słów na swoim blogu. Z
zasady. Więc powiem krótko – ależ to kupa jest. Widać, że ktoś
tu chciał zrobić nową wersję 300 (niektóre cyfrowe ujęcia są
naprawdę świetne), ale poza tym... Aktorzy, którzy sami nie
wiedzą, co tu robią (poza Adamczykiem), bitwa biedna jak potyczka
pod stadionem i uproszczenia religijno-fabularne, że aż dziw
bierze, że reżyser nie stał nad widzem i nie tłumaczył mu – o,
a teraz chodziło mi o to, że... Strata dwóch godzin. Dobrze, że w
tym czasie uzupełniałem papierki...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi0WKXTYvCu3zq-8vPWhxj_I7H4oBjLLvL8SXofXDHD-prep-WKCQ1pcIZBGvdD20ay936eWb2bjOh0QDddYnd1XGc6UUVcKF-k0PWcy2rZK8L-nhizZrgT9duw7511uKY2fpMjC8qiKQ/s1600/7562726.2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi0WKXTYvCu3zq-8vPWhxj_I7H4oBjLLvL8SXofXDHD-prep-WKCQ1pcIZBGvdD20ay936eWb2bjOh0QDddYnd1XGc6UUVcKF-k0PWcy2rZK8L-nhizZrgT9duw7511uKY2fpMjC8qiKQ/s1600/7562726.2.jpg" /></a>„<b>Wojna Z” Marc
Forester. </b>Nie interesuje mnie, co myślą o tym filmie inni. Po
pierwszych kilku minutach sam przestałem liczyć na adaptację prozy
Maxa Broksa. I dałem się porwać widowisku, które choć momentami
hollywoodzkie pokazało najbardziej dzikie i wściekłe zombie jakie
widziałem. A widziałem już wiele. Pewnie jestem jedynym, który
liczy na kontynuację.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgl0LFUbKslQaPdad4wekBHrWcNe1Rz3ycG8VtG2Nr_eZd55XB1g7TlXPfQuZuIl9MkdSUzUIPCQyKY9qIvB9ouVLSQJYakExofLVsaRj6lJZXQSetYy4lp_I79osy_a1cSEXyi-jGqWw/s1600/7568527.3.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgl0LFUbKslQaPdad4wekBHrWcNe1Rz3ycG8VtG2Nr_eZd55XB1g7TlXPfQuZuIl9MkdSUzUIPCQyKY9qIvB9ouVLSQJYakExofLVsaRj6lJZXQSetYy4lp_I79osy_a1cSEXyi-jGqWw/s200/7568527.3.jpg" width="141" /></a>„<b>Nad Życie” Anna
Plutecka - Mesjasz.</b> Ciężko pisać opinię o filmie, który
opowiada tak smutną, prawdziwą historię. Gdzie dwoje znakomitych
(choć niedocenianych) polskich aktorów stara się wygrać więcej
niż dał im scenariusz. Szkoda ubóstwa bijącego niemal z każdego
kadru, który upodabnia film do teatru telewizji... Może o to
chodziło, o skromność współgrającą z główną bohaterką?
Kino samo w sobie piękne, ale jednocześnie pokazujące wszystkie
bolączki polskiej kinematografii.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Książki:</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Pogubiłem się ile
książek w celach recenzenckich przeczytałem w ostatnich czasach.
Wiem na pewno, że dla odprężenia, nie dla kolejnego testu
zagłębiłem się w lekturę tych oto utworów:</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
</div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivDIZokPZdvRVZst5wqzxBdCdQ3YleXOsR1veRYJRM-Q2klnCNKiWgPBoHza2wzE0eKEWSTxAfnMm7AFek8_G5l1hA9W-3r0CqjpvOQrAd4VZXeANFxksmXZIQElyBh6oQhlLBLHci-g/s1600/mi.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivDIZokPZdvRVZst5wqzxBdCdQ3YleXOsR1veRYJRM-Q2klnCNKiWgPBoHza2wzE0eKEWSTxAfnMm7AFek8_G5l1hA9W-3r0CqjpvOQrAd4VZXeANFxksmXZIQElyBh6oQhlLBLHci-g/s200/mi.jpg" width="200" /></a>„<b>Domofon” Zygmunt
Miłoszewski.</b> Bardzo żałuję, że przeczytałem ten horror...
teraz. Umknął mi przed laty, a teraz odczuwam, że mocno się
zestarzał. To nie tak, że jest zły. To wciąż jeden z najlepszych
współczesnych horrorów opowiadających historie nawiedzonego
bloku. Ale po pierwsze naczytałem się już Orbitowskich, Małeckich
i jednego Ćwieka, którzy ten współczesny horror zrobili lepiej.
Po drugie, jakoś każdy większy zwrot akcji udało mi się
przewidzieć, a niektóre motywy odnalazłem... we własnej
twórczości. Krótko mówiąc- świetna książka, ale przegrała z
mymi nad wyraz wygórowanymi oczekiwaniami...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQ1DQwDJeT4WUubDNFST9OUUtk-UnbL4qIvm3xnhotx6n4kJfKj1gPFX06bVXG9L_PJEPzkylDkXjgJ-WxpPXwS7myliSW9lc1qBcn3p_fPmp-Ghgeyo4auHFB_-vaftLeaIODXVA-uw/s1600/dfgdsg.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQ1DQwDJeT4WUubDNFST9OUUtk-UnbL4qIvm3xnhotx6n4kJfKj1gPFX06bVXG9L_PJEPzkylDkXjgJ-WxpPXwS7myliSW9lc1qBcn3p_fPmp-Ghgeyo4auHFB_-vaftLeaIODXVA-uw/s200/dfgdsg.jpg" width="134" /></a></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
„<b>Zupa z pokrzyw”
Izabela Chojnacka-Skibicka.</b> Romans, realizm fantastyczny i
ogromna dawka regionalizmu, czyli dowód na to, że w moim regionie
są autorzy, którzy mogą i chcą pisać. Może pewne rzeczy są
tutaj nadmiernie uproszczone, niemniej czyta się to szybko i
znakomicie, a dziesiątki czytelników na spotkaniach autorskich dowodzą
jasno, że Iza Skibicka jeszcze nieraz nas zaskoczy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhFA4FCG-Or14GMjIjybAVNqO8haZEc5nsxqhU8dpJxoPtQ1iUu-3ixLHUY2crW1Icz14J-mty8IJ5mHtu4vfyEt4zoJkqwceQcFGLYMRWl6NxXm8Al-Sm33COcOGrF8cqle8wAKkF9qA/s1600/fgd.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhFA4FCG-Or14GMjIjybAVNqO8haZEc5nsxqhU8dpJxoPtQ1iUu-3ixLHUY2crW1Icz14J-mty8IJ5mHtu4vfyEt4zoJkqwceQcFGLYMRWl6NxXm8Al-Sm33COcOGrF8cqle8wAKkF9qA/s200/fgd.jpg" width="129" /></a>„<b>Ciemnia” Graham
Masterton.</b> Powrót do cyklu o Jimie Rooku. Tym razem nasz dzielny
nauczyciel styka się z duchem związanym ze sztuką fotografii, co
sprowadza się do walki z potworem będącym skrzyżowaniem człowieka
z aparatem. Klasycznie nowi uczniowie, słynne przemowy Jima i dużo
świetnej akcji przeplatanej z horrorem. Przyznaję, że pierwsze
tomy nie przekonały mnie od razu, ale im dalej w las, tym bardziej
cenię ten cykl Mastertona.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEilkiijjLyHB-BAK1jO5e8Kd5PvgeLvzABWNZ-3eK2S0rsfMuCpomWJrCKScM7Y528GC3wqdA4aQN4XqKO_1pf6HA9tGJIhgjEsTAvjOkZYOPkVZLcEGrbZQXqsRaIJX7zynQ2wWvxtuw/s1600/fsfd.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEilkiijjLyHB-BAK1jO5e8Kd5PvgeLvzABWNZ-3eK2S0rsfMuCpomWJrCKScM7Y528GC3wqdA4aQN4XqKO_1pf6HA9tGJIhgjEsTAvjOkZYOPkVZLcEGrbZQXqsRaIJX7zynQ2wWvxtuw/s200/fsfd.jpg" width="125" /></a>„<b>Złodziej dusz”
Graham Masterton. </b>No i z tym tomem mam problem. Fabularnie jest
znakomity. Wyraźnie Masti naoglądał się azjatyckich horrorów.
Mamy więc ucznia z Korei, za sprawą którego pojawia się bardzo
niebezpieczny i nieprzyjemny demon, jeden z najlepszych u Mastertona.
Niestety, autor kompletnie zapomniał chyba o czym jest jego cykl,
bowiem zmienił całkowicie charakter Rooka (który stał się
nadętym, obrażającym uczniów bufonem), wprowadził typowe dla
siebie sceny seksu (których wcześniej w cyklu na szczęście nie
było), a nawet zmienił płeć kota głównego bohatera. Że o
pomieszaniu jego wieku nie wspomnę. Tak więc sukces połowiczny.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEzw4lmJnhAg1-V1NqgPZ2_wm-QmfHCuNVBeKm13sXkZDcrnkjdcbo4x9jTBYoVObJPb0oZVBgMINbI0c8ovFbbqN05ajeAnDhWqh4LPdBxojtdkoKCv4affy2adQkJt0K-yiPkbOY1w/s1600/dsg.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEzw4lmJnhAg1-V1NqgPZ2_wm-QmfHCuNVBeKm13sXkZDcrnkjdcbo4x9jTBYoVObJPb0oZVBgMINbI0c8ovFbbqN05ajeAnDhWqh4LPdBxojtdkoKCv4affy2adQkJt0K-yiPkbOY1w/s200/dsg.jpg" width="125" /></a>„<b>Ogród zła”
Graham Masterton.</b> Ostatni tom cyklu o Rooku. Niestety, Jim
pozostał bufonem, a Tibbles kocurem, ale poza tym mamy armagedon
pełną gębą w horrorowej wersji biblijnego mitu o Adamie, Ewie i
Lilith. Po „Złodzieju dusz” tendencja wzwyżkowa, ciekawe, czy
to rzeczywiście świetne zamknięcie serii, czy jednak (jak w
przypadku „Manitou”) Masti będzie jeszcze coś próbował na tym
ugrać. Wolałbym, żeby nie, tym bardziej, że ostatnio świetnie mu
idzie z cyklem o Katie Maquire.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLo206KQUU5hbC7fNNZGgtX4nHCI6RvVh_EEdrUmNly-Hj6xVdhJzP2LMExL4ra5qPxfcTFsKuTG2s4UY2ErQNWfLytTBioDOi0gbbtWQ2426llsbKOfnUxLD9BJ7dzmrTNRuBEhPgSQ/s1600/sfafaf.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLo206KQUU5hbC7fNNZGgtX4nHCI6RvVh_EEdrUmNly-Hj6xVdhJzP2LMExL4ra5qPxfcTFsKuTG2s4UY2ErQNWfLytTBioDOi0gbbtWQ2426llsbKOfnUxLD9BJ7dzmrTNRuBEhPgSQ/s200/sfafaf.jpg" width="140" /></a>„<b>Nigdziebądź”
Neil Gaiman.</b> Wiele lat wzbraniałem się przed Gaimanem.
Przeczytałem kiedyś „Gwiezdny pył”, potem „Księgę
cmentarną”, obejrzałem „Koralinę” i choć wszystko mnie się
podobało, nie poczułem zachywtu. Dzięki żonie, która pomogła
mojemu synkowi uczcić Dzień Ojca, otrzymałem tę oto książkę,
która pochłonęła mnie całkowicie. Choć początkowo miałem
skojarzenia z Barkerem, niektórymi Kingami, koniec końców dałem
się porwać finałowi i zrozumiałem co i jak. Przepiękna,
nostalgiczna powieść. Po przeczytaniu przy okazji „Drażliwych
tematów” i właśnie „Nigdziebądź” zaryzykuję stwierdzenie,
że chyba mam kolejnego ulubionego autora.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Tyle na dziś.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Bez odbioru.</div>
Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-717283212749735644.post-70676357024018420552015-06-30T14:00:00.001-07:002015-06-30T14:00:42.490-07:00Większe recenzje - KŁAMCA. PAPIEŻ SZTUK - Jakub Ćwiek
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSHcOzhiRh_4O9zrC5fGDfkPXeYrvnfRnSLNFHoKpsK2FW1RKqXuUS7iipXKBAu0z9GEBOeiVWKdE9HiiimaznQewe8Vs7JXd-zjLGZD_SArczHgrdANJlbTs0ROjcN3S9BTrjcTL9tQ/s1600/K%2525C5%252582amca-Papie%2525C5%2525BC-sztuk.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSHcOzhiRh_4O9zrC5fGDfkPXeYrvnfRnSLNFHoKpsK2FW1RKqXuUS7iipXKBAu0z9GEBOeiVWKdE9HiiimaznQewe8Vs7JXd-zjLGZD_SArczHgrdANJlbTs0ROjcN3S9BTrjcTL9tQ/s200/K%2525C5%252582amca-Papie%2525C5%2525BC-sztuk.jpg" width="128" /></a></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Jakub Ćwiek</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
KŁAMCA: PAPIEŻ SZTUK</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
wydawnictwo: SQN</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
stron: 301</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
ocena: 5/6</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Ciężko pisać o książce
autora, którego zwykłem już wielokrotnie chwalić, zarówno na
swoim blogu, jak i na innych portalach, gdzie mam przyjemność
wyrażać głośno swoje opinie. Ciężko, by nie było mowy o
kumoterstwie, gdy obaj udzielamy się dość często w serwisie Dzika
Banda. Nic na to nie poradzę, jubileuszowy, szósty w sumie tom
Kłamcy, z podtytułem „Papież sztuk” po raz kolejny dowodzi
niesamowitego talentu Jakub Ćwieka i znakomicie wpisuje się w
standardy jego dotychczasowych dzieł.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Fabuła to jak zwykle
jazda bez trzymanki, kwestią gustu pozostaje czy się ją łyknie
bez popitki, czy będzie jojczyć, że znów mamy do czynienia z
papką popkulturową. Tym razem, obok Lokiego, wspartego oczywiście
przez Bachusa i Erosa, pojawia się kolejny (anty)bohater: Marcus
Lester. Jest to zwyczajny aktor odgrywający Dezyderiusza Crane'a,
główną rolę w serialu „Bóg pośród nas”. Serial cieszy się
ogromną popularnością, problem w tym, że został tak naprawdę
wymyślony przez Lokiego, który głodny sławy zdradził (w zasadzie
dla żartu), wiele boskich sekretów. Jeszcze większy kłopot
stanowi fakt, że Lester w pewnym momencie zyskuje boskie moce, równe
Lokiemu. Targany kompleksami i frustracjami człowiek-bóg staje się
zagrożeniem nie tylko dla świata przedstawionego...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
No właśnie. Cała
historia, choć niewątpliwie intrygująca i utrzymana w konwencji
poprzednich tomów „Kłamcy” jest tak naprawdę tylko pretekstem
do wielkiej zabawy, jaką Jakub Ćwiek proponuje czytelnikowi. Już
poprzednie części składały się w dużej części z mrugania
okiem do czytelnika i odniesieniami do rozmaitych filmów, seriali,
komiksów i gier. Tym razem autor idzie jeszcze dalej. Może nie
burzy całkowicie czwartej ściany, ale wywala w niej kilka wyrw,
przez które czytelnik może pozwolić sobie na więcej niż dotąd.
Jak? A co powiecie na wkradającą się nagle w całość grę
paragrafową? A kilkustronicowy komiks? Historyjki obrazkowe? Ćwiek
bawi się narracją, formą, fabułą popuszczając całkowicie wodze
fantazji. Oczywiście, znajdą się osoby utyskujące na taką formę,
autor wszak dorobił się równie wielkiego grona fanów, co i
antyfanów, ale w tym momencie wystarczy zadać pytanie – po co ci,
którzy Kłamcy nie lubią, sięgają po tę książkę? Osobiście
najwyżej cenię „Ciemność płonie”, bo tam Ćwiek pokazał,
jak wielki tkwi w nim potencjał, jak perfekcyjnie buduje nastrój i
klimat. Ale przecież cykl „Kłamcy” to zupełnie inna liga –
to jazda bez trzymaki, stworzona tak, by autor mógł się wyszaleć
popkulturowo. I tutaj również polecam artykuły pisarza, jego
recenzje i felietony. Dopiero wówczas można pojąć pełen obraz
cyklu, serii, czy też fenomenu Ćwieka. Bo że jest on fenomenalny,
to fakt, czy się komuś podoba czy nie. Są książki, które się
pisze w pocie czoła, cedząc każde zdanie, są takie, które piszą
się same, niczym rozpędzone z góry auto, z cegłą na pedale gazu
i wystawionymi za okno zabłoconymi glanami kierowcy. „Kłamca –
Papież sztuk” na pewno należy do tej drugiej kategorii.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Żeby jednak nie było,
że kadzę bezprzykładnie, to przyznam, że dwie rzeczy w nowej
powieści o „Kłamcy” nie przypadły mi do gustu. Zajawki gry
paragrafowej nie dawały wcale takiej swobody, jaką sugerowały. W
gruncie rzeczy prowadziły jedynie do punktów, z których i tak
trzeba było wrócić. Szkoda. Rozumiem, że nie dało się zrobić
alternatywnego zakończenia, ale gdyby nieco rozszerzyć możliwości
dotarcia do finału... Druga rzecz, już całkowicie osobista, to
Donnie Darko. Nie lubię, nie znoszę, uważam za grubo przechwalony film.
Może powinienem obejrzeć jeszcze raz? Spytacie co robi Donnie Darko
w Kłamcy? To Wy chyba nic o cyklu nie wiecie...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Krótko mówiąc,
Kłamcofilom polecam gorąco, choć w zasadzie nie muszę, bo pewnie
już mają książkę na półce. Jubileuszowe wydanie zostało
wzbogacone o posłowie autora, w którym wyjaśnia co i jak z tym
Lokim i jego popularnością, czyli w zasadzie udziela odpowiedzi na
wszystkie pytania dotyczące cyklu. Nie sądzę, żeby było to
ostateczne pożegnanie z serią, na pewno jest to piękne
ukoronowanie. Tymczasem z niecierpliwością wypatruję kolejnych
„Chłopców” i może w końcu skuszę się na „Dreszcza”.</div>
Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-717283212749735644.post-66128285173452004722015-06-28T12:38:00.002-07:002015-06-28T12:38:42.146-07:00Większe recenzje - SKONSUMOWANA - David Cronenberg <span id="intertext1"></span><br />
<div class="wstep">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5NJclpbwaVngihG2PNf1vWmU84nIPN83HtLtympSkqhWTmOtwwSL8Hunr6EBUosStQXOflxfC12_6wJTtFlIKGt2_S2mReroWTyTpYMdkjgEXYMt_0Fb76fY0q_z6WwN3x6VzfiCPkw/s1600/858.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5NJclpbwaVngihG2PNf1vWmU84nIPN83HtLtympSkqhWTmOtwwSL8Hunr6EBUosStQXOflxfC12_6wJTtFlIKGt2_S2mReroWTyTpYMdkjgEXYMt_0Fb76fY0q_z6WwN3x6VzfiCPkw/s200/858.jpg" width="130" /></a>David Croneberg</div>
<div class="wstep">
SKONSUMOWANA</div>
<div class="wstep">
wydawnictwo: Zysk i S-ka</div>
<div class="wstep">
ocena: 5/6</div>
<div class="wstep">
<br /></div>
<div class="wstep">
David Cronenberg to mistrz
horroru wenerycznego, twórca filmowy, którego miłośnikom gatunku
przedstawiać nie trzeba. Jego arcydzieła pokroju „Dreszczy”,
„Wściekłości”, „Muchy”, „Videodromu” czy „Nagiego Lunchu” na stałe
zmieniły jeśli nie historię kina, to przynajmniej nieodwołalnie
zrujnowały psychikę wielu widzów, do których niżej podpisany należy. I
choć zdawać się mogło, że najlepsze lata i dzieła ekscentryczny reżyser z
Kanady ma już za sobą, pojawia się w nietypowej dla siebie odsłonie –
jako autor książki o jakże wiele mówiącym tytule: „Skonsumowana”. Jeśli
oczekujecie, że dostaniecie skondensowanego Cronenberga jakiego kochacie
i za którym od lat tęsknicie... to się nie zawiedziecie.</div>
Bohaterami utworu są Nathan Math i Naomi Seberg, para reporterów,
których głównym zajęciem jest zdobywanie informacji i zdjęć, które z
kolei mogą sprzedać mediom. Oboje są fetyszystami nowych technologii, ze
wskazaniem na wszystko co związane z fotografią, oboje mają ogromne
apetyty seksualne i dość luźne podejście do związków partnerskich.
Sypiają ze sobą, ale spotykają się rzadko, więcej czasu spędzając w
oknach komunikatorów internetowych. Pewnego dnia Naomi skupia się na
okrutnej zbrodni, jaką rzekomo popełnił znany filozof, Arstide Arosteguy
brutalnie mordując, okaleczając, a następnie częściowo zjadając swoją
żonę Celestine. Wspierana przez dziwacznego studenta, Herve'a Blomqvista
odkrywa coraz bardziej zaskakujące aspekty tej sprawy. Tymczasem Nathan
badający sprawę eksperymentalnej i nie całkiem legalnej medycyny zaraża
się wyjątkowo obrzydliwą chorobą weneryczną, a jedyny ratunek może mu
przynieść jedynie jej odkrywca. Ten zaś stawia zaskakujący warunek.
Wkrótce okazuje się, że pozornie odległe sprawy i wątki mają więcej
punktów wspólnych niż mogłoby się wydawać... <br />
<br />
Zacznijmy od przypomnienia. To Cronenberg. Tutaj nie ma lekko i nie ma
taryfy ulgowej. Nie jest to książka dla wszystkich, zrazić się mogą
nawet co niektórzy miłośnicy specyficznego stylu autora. To co zawsze
odgrywało znaczącą rolę w filmach reżysera, a więc cielesność i erotyka
przekraczająca granice, często skrajnie dewiacyjna, tutaj znajduje nowe
terytoria. Nie chodzi nawet o to, że autor wynalazł coś nowego, faktem
jest tylko to, że dotąd pewne rzeczy przedstawiał w sposób zawoalowany,
inne wprost, ale poprzez estetykę gore często zamazywał ich obraz
odrobiną groteski. W „Skonsumowanej” tego nie ma. Od początku dostajemy w
twarz opisami perwersyjnymi, obrzydliwymi, bohaterami (zarówno
pierwszego jak i drugiego planu) są dewianci i zboczeńcy, często jeszcze
stosownie zdeformowani, albo po prostu chorzy. W książce nie ma jednak
miejsca na groteskę i humor, a wyobraźni nie zostaje wiele. To świat
zepsuty, mroczny, wręcz ohydny. Cronenberg zanurza się tutaj po uszy w
cielesności, babrając się w jej zgniłych aspektach i toczących
społeczeństwo perwersjach. Można je odczytywać dosłownie i wtedy nie
zostaje nic innego, jak odłożyć książkę na półkę z wyrazem niesmaku na
ustach, można i trzeba wgłębić się w liczne tropy i odwołania (także do
własnej twórczości) i dać się porwać jak zawsze specyficznej poetyce
okropieństwa, z jakiej słyną „Potomstwo”, „Nagi Lunch”, czy nawet
„Nierozłączni”. I gdy już nam się zdaje, że zawędrujemy w jeszcze
bardziej pokręcone i chore rejony niż te odnalezione w „Crush”, niczym w
„Videodromie” autor puszcza do nas oko i zaczyna odsłaniać spoiwa
łączące całość dystansując się do utworu i czytelnika, wreszcie samej
historii. Cronenberg się nie zestarzał, dalej kpi z nadętych odbiorców,
którzy mogą poczuć się zirytowani nad wyraz drobiazgowymi opisami
rozmaitych sprzętów i technologii. Cronenberg kpi ze swoich wielbicieli,
rozkręcając chorą wizję świata i budując misterny spisek, który w
ostateczności okazuje się... Nie napiszę, ale powiem jedno. To nie jest
łatwa, przyjemna książka. To lektura, w której nie ma nawet kogo
polubić. Ale jak zwykle w przypadku autora jest to dzieło, o którym się
nie zapomni. Najlepsze filmy Cronenberg ma za sobą. Czas na książki.<br />
<span id="intertext1"><br />
</span><br />
<span id="intertext1">Recenzja pochodzi z portalu <a href="http://horror.com.pl/books/recka.php?id=858">HORROR ONLINE</a><br />
</span>Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-717283212749735644.post-11131836244027052152015-06-28T12:36:00.001-07:002015-06-28T12:36:29.899-07:00Większe recenzje - ZNALEZIONE NIE KRADZIONE - Stephen King<span id="intertext1"></span><br />
<div class="wstep">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1gVobwCbUM07bd3PmXEkjVKAF0KZGZlOrzvPxipSVI11nkdvqjaqPNz6C2k0X2mtzRCFKZClOil4ZRNJtoKYLQjrgJsReQ-V04YZBzkOwEp1cnEiuysNNj8oZbSotjycLlrlqDoeexw/s1600/856386.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1gVobwCbUM07bd3PmXEkjVKAF0KZGZlOrzvPxipSVI11nkdvqjaqPNz6C2k0X2mtzRCFKZClOil4ZRNJtoKYLQjrgJsReQ-V04YZBzkOwEp1cnEiuysNNj8oZbSotjycLlrlqDoeexw/s200/856386.jpg" width="130" /></a>Stephen King</div>
<div class="wstep">
ZNALEZIONE NIE KRADZIONE</div>
<div class="wstep">
wydawnictwo: Albatros</div>
<div class="wstep">
ocena: 5/6</div>
<div class="wstep">
<br /></div>
<div class="wstep">
Ostatnia książka Stephena Kinga
„Pan Mercedes” podzieliła fanów autora „Lśnienia” i „To”. Jedni
odnaleźli w niej powiew świeżości i zabawę konwencją kryminału noir,
drudzy zawiedli się srodze utartymi schematami i złorzeczyli na
przewidywalność i nudę. Sam należałem do tej pierwszej grupy,
wychwalając powieść gdzie się dało i ciesząc się jeszcze bardziej, gdy
została ona nagrodzona w kategorii najlepszego kryminału. Tym bardziej z
wielką niecierpliwością oczekiwałem zapowiadanej kontynuacji
„Znalezione nie kradzione”. I może dlatego, poprzez zbyt wielkie
oczekiwania, nie znalazłem tu tego co szukałem. Czy to znaczy, że nowa
powieść Kinga jest zła? Bynajmniej.</div>
Młody chłopak, Morris Bellamy w 1978 roku napada na farmę, gdzie
skryty przed światem żyje wybitny pisarz John Rothstein. Od lat nie
wydał żadnej książki, a jego fani z niecierpliwością oczekują
kontynuacji trylogii o zbuntowanym Jimmy'm Goldzie. Młodzieniec nie może
przede wszystkim wybaczyć autorowi, że zmienił swego bohatera z
prowokatora w oportunistę. Zarzuca pisarzowi sprzedanie się, a
sprowokowany przez elokwentnego Rothsteina strzela do niego. Morderstwo
jest jednak tylko dodatkiem do kradzieży, Bellamy bowiem zabiera z sejfu
dwadzieścia tysięcy dolarów i największy skarb – notesy, które
zawierają rękopisy niewydanych powieści autora. Nie ma jednak czasu się
nimi nacieszyć. Oskarżony o inną zbrodnię trafia do więzienia, uprzednio
jednak ukrywa łup. Ponad trzydzieści lat później zakopaną skrzynię
odnajduje Peter Saubers, syn jednej z ofiar Pana Mercedesa i znalezione
pieniądze postanawia wykorzystać w zaskakujący sposób. Prawdziwym
błogosławieństwem okazują się jednak notesy, bowiem chłopak jest wielkim
miłośnikiem literatury i powieści o Jimmy'm Goldzie. Tymczasem Bellamy
wychodzi na zwolnienie warunkowe... Detektyw Bill Hodges i jego
pomocnicy znów mają pełne ręce roboty.<br />
<br />
Już pierwszy rzut okiem na fabułę ujawnia wiele kalek, które King
powiela w swoim nowym utworze. Fani autora odnajdą nawiązania do
„Skazanych na Shawshank”, „Misery”, a nawet „Historii Lisey” i „Serc
Atlantydów”. Z jednej strony jest to akcent bardzo miły, z drugiej,
pokazuje jasno, że autor jakby sam nie był przekonany do swojego
pierwotnego pomysłu i zaczął stosować sprawdzone chwyty, by nie dopuścić
do kolejnych podziałów wśród fanów. Elementy thrillera popychają fabułę
do przodu według sprawdzonych przez klasyków wzorców i King sprawnie
się nimi bawi, przetwarzając je na swoją modłę, ale nie mogłem pozbyć
się wrażenia, że historia Bellamy i Saubersa została połączona z
Hodgesem i Mercedesem na siłę, bo to są właśnie elementy najmniej spójne
w całej powieści. Nie oznacza to w żadnym wypadku, że utwór jest zły.
Wręcz przeciwnie, jednak wypada on słabo jako kontynuacja cyklu. Mamy tu
bowiem do czynienia z Kingiem gawędziarzem, który snuje dość oczywistą
historię z klasycznym dla siebie umiłowaniem dla literatury i
przeszłości, przez co wypada znacznie bardziej wiarygodnie, niż gdy
starał się przedstawić nowoczesnego geeka. Pozwolę sobie wysnuć wniosek,
że ci, którzy zawiedli się „Panem Mercedesem” tutaj odnajdą to czego im
w poprzedniku brakowało. Dla mnie zabrakło tutaj ikry i drapieżności,
bo choć całość ma prawdziwie kryminalne tempo i mocny wydźwięk, to
jednak jest napisana zaskakująco zachowawczo, niemal równie
klimatycznie, co melancholijny „Joyland”. King nie pisze złych książek.
Ale zdarzyło mu się wiele lepszych.<br />
<br />
<span id="intertext1">Recenzja pochodzi z portalu <a href="http://horror.com.pl/books/recka.php?id=857">HORROR ONLINE</a> </span>Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-717283212749735644.post-5036106252170789882015-06-28T12:34:00.003-07:002015-06-28T12:34:21.354-07:00Większe recenzje - KOMPLEKS BOGA - Piotr Rozmus<span id="intertext1"></span><br />
<div class="wstep">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBDEqTbnrhamkYyLRI3NDWF1cbY2fHBvSBXfrgio7ck5KBxTiTJEXWQtY9uUYF7rAeVmhMd_meLxbeXvjjfNczwST3qHmTzgwxgPihUGajKxByB5oAHBGT0QRJ-ROUr6DE71g5QUV4OQ/s1600/1543.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBDEqTbnrhamkYyLRI3NDWF1cbY2fHBvSBXfrgio7ck5KBxTiTJEXWQtY9uUYF7rAeVmhMd_meLxbeXvjjfNczwST3qHmTzgwxgPihUGajKxByB5oAHBGT0QRJ-ROUr6DE71g5QUV4OQ/s200/1543.jpg" width="130" /></a>Piotr Rozmus</div>
<div class="wstep">
KOMPLEKS BOGA</div>
<div class="wstep">
wydawnictwo: Videograf </div>
<div class="wstep">
3,5/6</div>
<div class="wstep">
<br /></div>
<div class="wstep">
„Bestia” Piotra Rozmusa ukazała
się w zeszłym roku wywołując spore zamieszanie wśród miłośników
kryminałów. Na ile było w tym skutecznej promocji autora, na ile
odpowiednio ulokowanego merchandisingu regionalnego, nie mnie osądzać.
Ważne, że pisarz wziął sobie do serca rozmaite uwagi i zaserwował nam
mocny i krwawy thriller „Kompleks Boga”, w którym jasno pokazuje, że
marzy mu się miejsce na poletku horrorowym.</div>
Cztery pozornie obce osoby trafiają w ręce psychopaty, który uważa, że
spełnia boską misję poprzez okrutne traktowanie i uśmiercenie każdej z
nich. Co łączy Krystiana, Ewę, Natalię i Wojtka? Kryminalista,
psycholożka, studentka i biznesmen, każde z innego świata, a jednak
zostaje porwane i uwięzione w obskurnej piwnicy, gdzie czeka ich
prawdziwa droga przez piekło.<br />
<br />
Tak, to wszystko już było, w wielu książkach, jeszcze liczniejszych
filmach, ale wbrew wszystkiemu nie odbieram tego jako wady utworu. Wszak
najbardziej lubimy to co już znamy, więc konwencja przypominając
„Siedem” czy „Piłę” przypadła mi do gustu i szczerze zaintrygowała. Tym
bardziej, że autor przyłożył się tym razem bardziej do opisów i wykazał
się znajomością tematu, prezentując kilka mocnych i krwawych scen. Bez
obaw, to nie gore, wciąż mamy tutaj do czynienia z thrillerem, niemniej
widać progres względem debiutanckiej powieści i umiejętność tworzenia
atmosfery zaszczucia i grozy. Szkoda tylko, że są to momenty, które nie
rozwlekają się na cały tekst. W większości przypadków odpowiada za to
styl pisarza, który za wszelką cenę stara się obudować każde zdanie jak
największą ilością przymiotników, a każdą postać wzbogacić o rys
psychologiczny wyjaśniający jednocześnie jej korelacje z przynajmniej
połową znajomych. Po co? Barok już był, a czasem mniej znaczy lepiej.
Odbija się to na naiwności w kreacji niektórych postaci, podobny
wydźwięk mają też niektóre dialogi. Fakt, że teksty głównego antagonisty
są sztampowe do bólu przyjmuję jako plus – w końcu to konwencja, ale
już tak wierne podążanie tymi schematami zapędza całość w ślepy zaułek.
Tytuł wyjaśnia bardzo wiele, konsekwentne powielanie wzorców resztę i
gdy nadchodzi finał, zamiast wielkiego zaskoczenia, które wbiłoby mnie w
fotel i zostawiło zszokowanego choćby na kwadrans stwierdziłem - „no
tak, to było do przewidzenia, a co dalej?”. Powieść kuleje w
najważniejszym aspekcie – psychologii, która jest omówiona albo
łopatologicznie, albo tak podręcznikowo-naiwnie, że finał nie poruszył
mnie w ogóle. Tego wymaga konwencja, tak musiało być.<br />
<br />
Nie znaczy to wcale, że „Kompleks Boga” jest książką złą. Jak napisałem,
potrafi ona przykuć uwagę, a stopniowe odkrywanie życiorysów
poszczególnych postaci i ujawnianie tym samym zagadek z przeszłości,
które doprowadziły do obecnego dramatu. Przyjmując konwencję, do której
zaprasza nas autor spędzimy miło kilka ekscytujących godzin, bowiem
powieść „czyta się sama” i w zasadzie człowiek się dziwi, że tak szybko
ujrzał napis koniec w niemal czterystustronicowej powieści. To co jednak
najbardziej ujęło mnie w „Kompleksie Boga” to bardzo duży przeskok
jakościowy pisarza, który za każdym razem udowadnia, że potrafi lepiej i
więcej. To może oznaczać tylko jedno – w przyszłości jeszcze
wielokrotnie nas zaskoczy. A jeśli zrezygnuje z kalek, a skupi się na
tym co wychodzi mu naprawdę bardzo dobrze – budowaniu atmosfery i
opisach, będzie naprawdę wspaniale.<br />
<br />
<span id="intertext1">Recenzja pochodzi z portalu <a href="http://horror.com.pl/books/recka.php?id=856">HORROR ONLINE </a></span>Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-717283212749735644.post-23895824969755724522015-06-28T12:32:00.002-07:002015-06-28T12:32:35.917-07:00Większe recenzje - KLĄTWA WENDIGO - Rick Yancey<span id="intertext1"></span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjjYtLesvMMHk1vou5P81YaEBEJu1akIv18hGf7wX22GDlAqtj2PsmMz30VZ958WWMauJvb9QdVu0Qpk94tH5N0lBSd4JIDHm4js0_dUTuk2XLCr_-DD7tBViFe2EgfM59fWoTFSbzq7A/s1600/853.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjjYtLesvMMHk1vou5P81YaEBEJu1akIv18hGf7wX22GDlAqtj2PsmMz30VZ958WWMauJvb9QdVu0Qpk94tH5N0lBSd4JIDHm4js0_dUTuk2XLCr_-DD7tBViFe2EgfM59fWoTFSbzq7A/s200/853.jpg" width="140" /></a></div>
<div class="wstep">
Rick Yancey</div>
<div class="wstep">
KLĄTWA WENDIGO</div>
<div class="wstep">
wydawnictwo: Jaguar</div>
<div class="wstep">
ocena: 5/6</div>
<div class="wstep">
<br /></div>
<span id="intertext1"><div class="wstep">
„Badacz potworów”, pierwszy tom
cyklu „Monstrumolog” zaskoczył mnie i zachwycił. Rick Yancey
wykorzystując schemat znany choćby z Kronik Wardstone zaprezentował
brawurowe połączenie klasycznej powieści grozy z powieścią przygodową i
brutalnym, krwawym horrorem. Znakomita intryga, sugestywne opisy i
zapadające w pamięć sceny sprawiły, że z niecierpliwością wypatrywałem
tomu drugiego i rzuciłem się na niego niczym pies na kość. Analogia
nieprzypadkowa, bowiem tym razem monstrumolog i jego uczeń trafiają na
trop legendarnego Wendigo. Całość zaś znów prezentuje się znakomicie,
choć dość odmiennie od poprzednika.</div>
<div class="wstep">
<br /></div>
Nad monstrumologią jako nauką zawisły czarne chmury. Oto zapadła
decyzja, żeby do bestiariusza potworów zaliczyć stworzenia mityczne, co
niewątpliwie wpłynie na utratę prestiżu i dorobku tej dziedziny nauki.
Oddany jej całym swoim życiem doktor Pellinore Warthrope nie może na to
pozwolić i przygotowuje się sumiennie do wystąpienia na zjeździe
monstrumologów. Tymczasem do drzwi jego domu puka tajemnicza kobieta,
która ma do niego wielką prośbę. Okazuje się ona być dawną narzeczoną
doktora, potrzebującą pomocy w odnalezieniu męża. Jej luby, również
badacz potworów, wyruszył do Kanady, by tropić Wendigo. Potwora, który
według nauki nie istnieje. Doktor Warthrope jest rozdarty między
uczuciem do dawnej miłości, a pasją i życiową misją. Wykonanie prośby
kobiety oznacza bowiem, że przyzna rację swoim oponentom i wyruszy na
poszukiwanie mitycznego stworzenia... W niezwykłej wyprawie towarzyszy
mu oczywiście nieodłączny Will Henry, jego uczeń i narrator opowieści. </span><br /><span id="intertext1">
</span><br /><span id="intertext1">
Zmiany widać już w konstrukcji fabuły, która tym razem skupia się
bardziej na relacjach między postaciami, ich przeszłością i związanymi z
tym zażyłościami. Pozwala to lepiej poznać doktora Warthrope'a, który
staje się coraz bardziej skomplikowaną i niezwykłą postacią,
zdecydowanie wyróżniającą się na tle podobnych mu bohaterów w innych
książkach. Zmiany dotknęły również Willa, stał się bardziej samodzielny,
wielokrotnie ma odwagę przeciwstawić się swemu mistrzowi, a z ich
dysput wypływają często intrygujące wnioski, ba, nawet znakomite
podsumowanie całej powieści. Do tego czasu jednak bohaterowie będą
musieli przeżyć dramatyczne przygody w dzikiej Kanadzie i stanąć przed
konsekwencjami podjętych decyzji. A te znów okazują się groźnie i
niebezpieczne, jednak w odróżnieniu od „Badacza potworów” znacznie mniej
makabryczne. Nie znaczy to, że tym razem Yancey unika rozlewu krwi czy
drastycznych opisów. Jest ich po prostu zdecydowanie mniej, o ile
poprzednik był brutalnym i trzymającym za gardło horrorem, to „Klątwa
Wendigo” skupia się na klimacie, emocjach i starannie budowanych
relacjach między bohaterami. Grozy tu nie brak, nie brak też humoru
przebijającego przez liczne dialogi, czy wreszcie radosnego puszczania
oka do czytelnika, gdy wśród postaci przewijają się osobistości pokroju
Brama Stokera. Autorowi niewątpliwie należy się pochwała za kreatywne
podejście do tematu, rozbudowanie uniwersum i skierowanie serii na inne,
nieco lżejsze tory. Niewątpliwie owa odsłona przypadnie do gustu
większej ilości czytelników, bowiem skrojona jest pod głównonurtowe
zagadnienia (miłość, wampiry, wilkołaki, indiańskie wierzenia), nie
sposób jednak odmówić jej oryginalnego potraktowania oklepanych
schematów. Mnie jednak bardziej odpowiadał ciężki klimat poprzednika,
który tutaj powraca dopiero w finale. Ten zaś nie może pozostawić
obojętnym. Podobnie zresztą oba tomy „Monstrumologa”. To cykl, który nie
zawiedzie nikogo, kto ceni dobrą literaturę. </span><br />
<br />
<span id="intertext1">Recenzja pochodzi z portalu <a href="http://horror.com.pl/books/recka.php?id=853">HORROR ONLINE </a></span>Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-717283212749735644.post-37855487290287515012015-06-28T12:26:00.002-07:002015-06-28T12:26:46.162-07:00Większe recenzje - NALEŻYSZ DO MNIE - Karen Rose
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIzG6pvziRmuxLP5B0bmKWbuUTyFlzMJ9D3jA9-aIgRxp3YiTP6nBD33keXZ9f6nKf8p-S_scyD959TTSRxBAV2UEVuWHz-y49DO0hCg8vaIo83rMDt50b_L8lGKSEDgbZEAyfyyLnJg/s1600/nalezysz-do-mnie.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIzG6pvziRmuxLP5B0bmKWbuUTyFlzMJ9D3jA9-aIgRxp3YiTP6nBD33keXZ9f6nKf8p-S_scyD959TTSRxBAV2UEVuWHz-y49DO0hCg8vaIo83rMDt50b_L8lGKSEDgbZEAyfyyLnJg/s200/nalezysz-do-mnie.jpg" width="125" /></a></div>
<div align="JUSTIFY">
Karen Rose</div>
<div align="JUSTIFY">
NALEŻYSZ DO MNIE</div>
<div align="JUSTIFY">
wydawnictwo: Albatros</div>
<div align="JUSTIFY">
ocena: 4/6<br /><br />
</div>
<div align="JUSTIFY">
<span style="color: black;">Karen Rose jest znaną i
uznaną autorką kryminałów, której kolejne książki zdążyły
już podbić serca polskich czytelników. Osobiście do tej pory nie
zostałem fanem autorki i nie sądzę, żeby „Należysz do mnie”
miało to zmienić, choć muszę przyznać, że to bardzo dobry i
trzymający w napięciu utwór.</span></div>
<div align="JUSTIFY">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY">
<span style="color: black;">Akcja rozpoczyna się w
Baltimore, od znalezienia brutalnie okaleczonych zwłok mężczyzny.
Odnajduje je Lucy Trask, lekarka sądowa. Jak się wkrótce okazuje,
nie był to przypadek, a w okolicy seria bestialskich tortur i
zabójstw dopiero ma się rozpocząć. Sprawą zajmują się
policjanci – detektyw J.D. Fitzpatrick i jego partnerka Stevie
Mazzetti. Oboje w przeszłości stracili bliskich i połączeni
ciężkimi przeżyciami stanowią dobraną parę oddanych przyjaciół.
Dochodzenie w sprawie kolejnych zabójstw prowadzi ich do miasteczka
Anderson Ferry, gdzie przed laty wydarzył się wielki dramat. Jak
się okazuje, tutaj również dorastała Lucy Trask. Fitzpatrick nie
wierzy w przypadki, niestety, w międzyczasie udało mu się uwikłać
w płomienny i niebezpieczny romans z lekarką. Równolegle do
przedstawionych zdarzeń prywatny detektyw Clay Maynard prowadzi
śledztwo w sprawie zaginięcia swojej partnerki i jej ostatniego
klienta – Evana Reardona. Jak można się domyślić, prędzej czy
później wszystkie wątki zbiegną się w jednym, dramatycznym
punkcie.</span></div>
<div align="JUSTIFY">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY">
<span style="color: black;">Powieść została napisana ze
stosownym nerwem i znajomością tematu, jak i zasad konwencji, tak
więc pod tym względem nie mam autorce absolutnie nic do zarzucenia.
To rasowy i mocny thriller kryminalny, z pełnokrwistymi, wyrazistymi
postaciami, które nawet jak wdają się w romans, to nie są
romantyczne, tylko zaborcze i stęsknione za czułością w tym
bezlitosnym, okrutnym świecie. Akcja biegnie do przodu bardzo
szybko, sprawnie odsłaniając kolejne karty zbrodni z przeszłości,
która doprowadziła do obecnej eskalacji przemocy i okrucieństwa.
Niestety, w zasadzie od początku jest znana osoba głównego zabójcy
i jego motywacja, co psuje trochę element suspensu i pozbawia utwór
największego atutu, jakim byłoby wyjaśnienie tragedii w Anderson
Ferry. Oczywiście, tego typu zabiegi są znane z wielu innych
utworów (żeby daleko nie szukać – „Czerwony Smok” Harrisa
czy „Pan Mercedes” Kinga), ale tam zostaje dużo więcej do
rozwiązania, podczas gdy w „Należysz do mnie” nie da się nawet
przez moment zwątpić po czyjej stronie jest sympatia autorki, tym
samym od razu wiadomo, kto zwycięży. Pytanie tylko jak i co w
międzyczasie odkryje.</span></div>
<div align="JUSTIFY">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY">
<span style="color: black;">Nie brak tu zwrotów akcji i
kilku niespodzianek, dlatego nie sądzę, żeby miłośnicy takiej
literatury poczuli się zawiedzeni. Również wspomniany wątek
romansu głównych bohaterów bardzo dobrze wkomponowuje się w
całość historii, uwypuklając kilka jej aspektów. Pozwala to też
świetnie poznać bohaterów, co jest istotne bo postacie te powrócą
jeszcze w innych odsłonach śledztw z Baltimore. Jest to zabieg nie
tylko ciekawy, ale i przykuwający uwagę, nie będę nawet ukrywał,
że bardzo polubiłem Fitzparticka. Na pewno więc będę wypatrywał
kolejnych powieści Karen Rose, ale zajmą one stosowne miejsce w
kolejce oczekujących do przeczytania.</span></div>
<div align="JUSTIFY">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY">
<span style="color: black;">Recenzja z e-magazynu <a href="http://grabarz.net/karen-rose-nalezysz-do-mnie/">GRABARZ POLSKI</a> </span></div>
Łukasz Radeckihttp://www.blogger.com/profile/15145727753451506870noreply@blogger.com0