niedziela, 24 maja 2015

Większe recenzje - PANOWIE SALEM - Rob Zombie, B.K.Evenson

Rob Zombie, B.K.Evenson
PANOWIE SALEM
wydawnictwo: Zysk i S-ka
stron: 372
ocena: 5/6

Rob Zombie to wyjątkowa postać, której poświęciłem kiedyś specjalny artykuł w ostatnim numerze „Czachopisma”. Muzyk, reżyser, scenarzysta, tym razem spróbował swoich sił w literaturze przy wsparciu B.K. Evensona. Byłem zawsze pod wielkim wrażeniem pomysłowości twórcy „Domu 1000 trupów”, jego wielkiej wiedzy i wyczucia horrorowej estetyki, która przebijała ze wszystkich jego twórczych erupcji talentu, czy to w przypadku płyt długogrających, czy komiksów, czy filmów. Nie da się jednak ukryć, że geniusz jaki objawił się przy pierwszych produkcjach artysty zaczął ustępować miejsca nie zawsze udanym eksperymentom i dziś na dokonania Zombie patrzę ze znacznym dystansem. Tym samym, do książki podszedłem bez żadnego nastawienia, nie obejrzawszy nawet uprzednio filmu o tym samym tytule.

Akcja powieści rozgrywa się w Salem, mieście, którego miłośnikom horroru i historykom przedstawiać nie trzeba. To tutaj w roku 1692 doszło do procesów czarownic, w wyniku których życie straciło osiemnaście kobiet oskarżonych o czary i kontakty z diabłem. Na kanwie tego zdarzenia Zombie stworzyło opowieść o Heidi, kobiecie po ciężkich przejściach i problemach z narkotykami. Obecnie pracuje w rozgłośni radiowej nadającej ciężką muzykę i wraz ze swymi przyjaciółmi próbuje promować mało znane zespoły. Pewnego dnia otrzymuje dziwną płytę od zespołu o dziwnej nazwie Panowie. Nagranie wywołuje wściekłość u mężczyzn i fascynację u kobiet. Wkrótce przez miasto przetacza się fala brutalnych morderstw, a Heidi staje w centrum zainteresowania wiedźm, które postanawiają się zemścić za zbrodnię sprzed lat.

„Panowie Salem” Roba Zombie i B.K. Evensona są mocnym, momentami skrajnie drastycznym horrorem satanistycznym, wspaniałym przykładem klasy B w najlepszej postaci. Nie brak tu klasycznej grozy, sugestywnie budowanego klimatu, w który wdzierają się gwałtownie ohydne sceny gore i perwersyjne akty zbliżające całość do estetyki horroru ekstremalnego. I pod tym względem książka nie zawodzi. Nie ujmując nic Robowi, którego karkołomne pomysły ekscytowały mnie przed laty, podejrzewam ogromny wkład B.K. Evansona, bowiem całość reprezentuje się znakomicie pod względem literackim. Całość jest bardzo dobrze napisana, brak tu jakichkolwiek logicznych wpadek, czy choćby drobnych wpadek, które przepuściłaby korekta. Czytelnik szukający mocnego, poruszającego i niepoprawnego politycznie horroru w doskonałej postaci może ślepo sięgnąć po ów tytuł, otrzymując dokładnie to, czego oczekuje – mocny, ponury, horror satanistyczny. Że trochę płytki pod względem prezentacji bohaterów? Że dość przewidywalny? To też jego urok. O piekło lepszy od filmu, którym Zombie zaprezentował schyłek swego geniuszu. Może czas wziąć się za książki, panie Robercie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz