wtorek, 12 maja 2015

Oglądane, grane, czytane. Blog klasyczny (128)

Sto dwadzieścia osiem.
Minął ponad miesiąc od normalnego wpisu. Powód był jeden. Praca. Pochłonęła mnie praca nad kilkoma projektami do tego stopnia, że nie miałem czasu na nawet krótkie wpisy. Wiem, że były recenzje. Ale to też poniekąd praca. 
Dziś też wpisu nie będzie, bo choć jeszcze przedwczoraj myślałem, że największa zawierucha i największe projekty niemal pozamykane, to dziś znów wypłynęły nowe zadania, do których muszę się pilnie wziąć. Konkretnie scenariusz do przedstawienia tym razem. Ale żeby nie robić za dużych zaległości, a z siebie tytana pracy, powiem, że przez te półtora miesiąca przeczytałem trzy książki, których nie musiałem nigdzie recenzować (plus kilkanaście, które musiałem). Obejrzałem też kilka filmów, a nawet ośmieliłem się pograć w gry, coby całkiem nie zlasować sobie mózgu pracą. 
Lista przewinień na tapecie.

FILMY:

Jeździec znikąd” Gore Verbiński. Przyznam, że nie oczekiwałem po tym filmie wiele, bo raz, że Disneya, dwa, że Johnny Depp, który przejadł mnie się całkowicie po pierwszej części „Piratów z Karaibów”. A tu dostałem bardzo ładny hołd dla filmów Sergia Leone (stroje i pociągi), z kilkoma mocniejszymi scenami i jedną wyjątkowo smutną i niehollywoodzką. Plus multum żartów, gagów i efektów specjalnych. To nie jest film wybitny, ale zapewnia wspaniałą rozrywkę.

Nagłe zderzenie”Clint Eastwood. Brudny Harry tym razem tropi zabójcę, który ofiarom (tylko mężczyźni) uprzednio strzela w genitalia. Motyw zemsty jest nad wyraz wyraźny, tym bardziej, że twórcy nie ukrywają, że karę wymierza zgwałcona przed laty kobieta (Sondra Locke). Istotne, że reżyseria zajął się tym razem sam Eastwood i już powoli zaczął odciskać tu swoje piętno, ciągnąc bardziej w stronę dramatu i wyraźnie sympatyzując ze ściganą. Wielu narzeka na ten film, ale ja uważam go za najlepszą odsłonę po „jedynce”.

Pula śmierci” Budy Van Horn. A tu wprost odwrotnie. Za młodzieniaszka bardzo mnie się ten film podobał, a teraz nie bardzo pamiętam dlaczego. Może z powodu otoczki thrillerowo-horrorowej (do której Callahan nie pasuje), może z powodu epizodów z Guns n’ Roses, których we wczesnej podstawówce uwielbiałem? Dziś da się to oglądać (a nawet trzeba dla młodych ról Liama Nelsona i przede wszystkim satanistycznego narkomana granego przez Jima Carreya), ale nie da się ukryć, że to równia pochyła i dobrze, że zaprzestano kontynuacji.

Gazu mięczaku, gazu!” David Schwimmer. Mam słabość do Simona Pegga, a moja żona do biegów długodystansowych. Oboje zaś do serialu „Przyjaciele”. Wszystko to łączy się w zabawnej komedii o nieudaczniku, który postanawia udowodnić swej byłej, że przebiegnie maraton. Całość wyreżyserował David Schwimmer i choć to nie film wysokich lotów, pośmiać się było z czego.

Taksówkarz” Martin Scorsese. Co tu pisać? W moim mniemaniu najlepsza rola Roberta DeNiro, film wybitny, który wstrząsnął mną totalnie przy pierwszym seansie i do dziś porusza. Obejrzałem w telewizji, bo dziwnym trafem nie mam go na DVD, ale kiedyś to nadrobię. Mistrzowskie studium narastającego szaleństwa, frustracji zdegenerowanym światem, pozostawiającego jednak we wszystkim promyk nadziei. A w rolach głównych znakomici DeNiro, Cybill Sheeperd, Harvey Keitel i Jodie Foster, a wszyscy tak młodzi, że trudno uwierzyć, że to oni.

Ostre psy” Edgar Wright. Zabawne, ale chciałem obejrzeć sobie dla relaksu ten film na DVD, a tymczasem poleciał w telewizji. Niewątpliwie ostatnia naprawdę dobra komedia duetu Edgar Wright i Simon Pegg, którzy tym razem za cel postawili sobie złożyć hołd filmom policyjnym, sensacyjnym i kryminalnym, choć trzeba przyznać, że zamiłowanie do horrorów odbija się echem w bardzo krwawych scenach zabójstw. Ba, motyw z zabójstwem przy wieży kościoła paręnaście lat temu uznano by za ozdobę każdego filmu giallo, dziś zdobi komedię. Ot, czasy. Tak czy inaczej, pomijając idiotyczny polski tytuł, od komediowego początku, po westernowy finał zabawa wyborna. No i jacy aktorzy! Jim Broadbend, Bill Nighy, Timothy Dalton... Wyborna satyra na wieś spokojną, wieś wesołą. Będę do tego filmu wracał.


Milczenie owiec” Jonathan Demme. No puścili w TV, więc nie można było ominąć. I stwierdzam, że mimo upływu lat film nic a nic się nie zestarzał, zaś wejścia Hopkinsa wciąż są upiornie przerażające i tylko szkoda, co z postaci Hannibala zrobiły kontynuacje i seriale...

Substancja” Larry Cohen. Odwiedził mnie świetny czeski pisarz, Honza Vojtisek, więc trzeba było urządzić sobie dobry seans filmowy. Żeby nie zajeżdżać klasyków, wybraliśmy kultowy „The Stuff”, mieszankę filmu sensacyjnego, horroru i pastiszu na konsumpcjonizm z morderczym jogurtem w roli głównej. Widziałem ten film po raz czwarty bodajże i bawiłem się tak samo dobrze, jak za pierwszym razem.

Robale” James Gunn. To też film kultowy. Nie tylko dlatego, że tak bardzo retro. Miłosna opowieść wlepiona w obrzydliwy atak obcego organizmu, który zmienia w piekło niewielkie miasteczko. Pomijając fakt, jak makabryczny i cudownie ohydny jest ten film, jest również niezwykle zabawny. Oglądałem po raz któryś i wracać będę nie raz.

Absurd” Joe D'amato. znany też jako z „Piekła rodem. Cóż, tu się zawiodłem srodze. Nie to, żebym po Joe D'amato spodziewał się arcydzieła, ale pomijając kilka mocnych scen gore, w tym niesamowicie nudnym i niespójnym filmie nie ma nic ciekawego. Strata czasu.


KSIĄŻKI:

Odrażające, brudne, złe – 100 filmów gore”. Piotr Sawicki. Długo polowałem na ten tytuł i dorwałem ją w najbardziej prozaiczny sposób – od kumpla, który sprzedawał ze mną książki na jarmarku. To jak pisze Piotr Sawicki może wywołać kompleksy i przypomina mi, czemu zaprzestałem swych prób w opracowaniach naukowych. Zgłupiałem przez ostatnie lata i brak stosownych ćwiczeń. Znakomity leksykon zawierający w pigułce wszystkie najważniejsze i najciekawsze filmy z gatunku, jednocześnie prezentujący jego ogrom i głębię. Oczywiście do pewnych tytułów można się przyczepić („Ocean strachu” to nie tylko w moim mniemaniu nadinterpretacja, ale po prostu naprawdę słaby film, ot, ocean nudy), nie przemawia do mnie alfabetyczny układ w miejsce chronologicznego, ale jest to książka, którą każdy miłośnik horroru powinien poznać. Wielkie brawa dla autora.

Taniec ze smokami” G.R.R. Martin. Wiele osób ostrzegało mnie przed tymi tomami, sugerując, że
znienawidzę i cykl i autora. Nie wiem dlaczego. Dlatego, że zabił przedostatnią postać, której los mnie w sadze interesował? Że wprowadził multum wątków i postaci sprawiających wrażenie „niech wydłużą fabułę”. Że w gruncie rzeczy niewiele się rozwiązało, za to dużo wydarzyło? Standard. Za to ów cykl polubiłem. Było tutaj zdecydowanie ciekawiej i barwniej niż w „Uczcie dla wron”. Czekam więc cierpliwie na kolejny tom, a nowego sezonu jakoś nie śpieszę oglądać.


GRY:

Batman: Arkham Asylum”. Ukończyłem, żeby mieć podkład do kontynuacji. Wciąż rozczarowuje mnie finał, wciąż zachwyca grafika i rozgrywka. Tytuł do licznych powrotów, bowiem znów nie chciało mnie się rozgrzebywać i odnajdywać wszystkich sekretów itp.

Batman: Arkham City”. O dziwo, tu jest jeszcze lepiej. To już czysty sand box w świecie Batmana, fabularnie bez zarzutów, z niepowtarzającymi się i sensownymi fabularnie questami pobocznymi (których jeszcze nie pokończyłem). W sumie gra idealna. No, może poza faktem, że jakbym chciał grać Catwoman, to szukałbym gry z nią w tytule.

Baldur’s Gate”. No wzięło mnie na oldschool i czasy młodości, więc powróciłem do świata Baldura. Magia działała przez pierwsze dwa rozdziały i utknąłem w trzecim, ale za czas jakiś powrócę. W końcu jest świat do uratowania.

Prototype”. Kiedyś oceniłem ów tytuł najwyższą notą w Horror Online. I dziś, gdy po raz drugi ją ukończyłem mogę to potwierdzić. Fenomenalny klimat zagrożenia, skrzyżowanie Akiry z Resident Evil, Nowy Jork opanowany przez mutanty, zombie i bohatera, który potrafi... w zasadzie wszystko. Jeszcze chwilę się pobawię w questy i czas na dwójkę.

Bez odbioru.
Wracam do pracy, albo idę spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz