wtorek, 8 kwietnia 2014

Wieści radosne i niewesołe - czyli życie zwyczajowe

Pięćdziesiąt osiem


Niech strzelą korki szampana! Wyszedł „Bóg Horror Ojczyzna: Złego Początki”. Mariusz Orzeł Wojteczek jest wielki! Dzięki jego „Oficynie Wydawniczej Literat” jedna z najbrutalniejszych książek w Polsce trafiła na papier. Dorównuje jej chyba tylko „Pradawne Zło”, że tak bezczelnie zażartuję. Jestem równie podekscytowany jak co niektórzy z Was i również z niecierpliwością czekam na swój egzemplarz. Może już wkrótce, na pewno najpóźniej w przyszłym tygodniu. Tom drugi, spytacie? Może w przyszłym miesiącu... Cieszmy się tą chwilą, jest bowiem co świętować.

Chwila smutku i toast pamięci wznoszę wirtualnym szampanem abstynenta za pamięć Jakuba Wojnarskiego, o którego śmierci dowiedziałem się dzisiaj. Znany co poniektórym jako lider NIEGRZECZNEJ PENSJONARKI, szef Klang Terror Records odszedł po nierównej walce z chorobą. Spotkaliśmy się tylko raz przed laty, wiele potem korespondowaliśmy, mieliśmy kiedyś wspólne plany muzyczne, ale czas je zweryfikował, dziś rzec by można - ostatecznie.

W ostatnich dniach poświęciłem się jedynie pisaniu powieści „Utrapieni”, bo mnie Robert pogania, ale i tak nie mam na nią tyle czasu ile bym chciał. Niemniej, idziemy ostro do przodu. No i daliśmy wywiad do czeskiego „Howarda”. Dziękujemy, Honza!


Wyszedł „Krwawnik”, jak zwykle przesłany wzorcowo przez Kostnicę wraz z gadżetami i o czasie. Tak, nawiązuję do tego, że egzemplarza autorskiego „Księgi wampirów” nie mam do dziś. Studio Truso troszeczkę chyba przesadza. Inni się jednak wykłócają, poczekam. Niemniej zaczynam się bardzo gniewać. Co do „Krwawnika” zaś... Nie zdążyłem przeczytać całości i szczerze się boję. Ogarnąłem tylko tradycyjnie swoje opowiadania i o ile jedno jest całkiem całkiem, to drugie już niekoniecznie... Strach pomyśleć - inni będą ode mnie lepsi :)


Muzycznie zaś kolejny przełom, to znaczy dzięki Radkowi Nowickiemu ksyw wszelakich, stałem się posiadaczem kultowych klawiszy, na których rejestrowano słynny materiał Agalirept. Tym samym, nastąpią wkrótce kolejne nagrania, a Acrybia zrealizuje nowy materiał najpóźniej latem. Nowy/stary skład krzepnie, ale idzie ku lepszemu. Jak nie najlepszemu. Niestety, po dwunastu latach, opuścił nas ostatecznie Sezmoth, który stwierdził, że jest „martwy twórczo”. Nie mogę nikogo do niczego zmuszać, stojąc zaś w miejscu i czekając, sam stanę się martwy.
Damage Case ma już osiem nowych numerów, finał coraz bliżej, nowa płyta też może zostać nagrana przed wakacjami. No i Wilcy. Nie mam pojęcia, kiedy się ukażą. Wszyscy schowali się za filar i bądź tu mądry. Żeby nie było, w tym tygodniu czas ruszyć też z grind/deathowym projektem. Wszystko zależy od organizacji czasowej.
A z zupełnie innej beczki. Ostatnio ustrzegłem się przed nabyciem gry „Rambo: Video Game”, niemniej, poczekam aż stanieje, sam zaś nabrałem ochoty na powrót do filmów z rzeczonym bohaterem. Zanim wybrałem właściwy tytuł, włączyłem TV, a tam:

FILMY:
Rocky” John G. Avildsen . Niespodzianka, prawda? Jestem pewien, że już pisałem o tym filmie. Dodam więc, że za każdym razem nie mogę się nadziwić, jaki potencjał tkwił i w Stallone'm i w całej tej historii, która później tak rozmieniła się na drobne. Pierwsza część jednak za każdym razem podoba mnie się coraz bardziej i niezmiennie uważam ten film za wybitny. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że gdyby nie pozostałe filmy, ten jeden uczyniłby Sly'a nie aktorem akcji, a twórcą uznanym i bardzo cenionym. Gdyby zaś nie kontynuacje, nikt by się nie uśmiechał litościwie na myśl o tym tytule, lecz wspominał z dumą – jak „Wściekłego byka” czy „Za wszelką cenę”. Bo to jest film najwyższej klasy. Koniec, kropka. Kto twierdzi inaczej może wyjść ze mną na ring.

John Rambo” Sylvester Stallone. Czwarta część kultowego cyklu i powrót po latach niezwykłego bohatera. Również przypadkiem złapana w TV. Tym razem nieustraszony i niepokonany Rambo rozbija armię w Birmie. Dlaczego? Bo go sprowokowali, a on przecież nie chciał. Prosili go tylko by podwiózł pomoc medyczną na tereny ogarnięte wojną. A dalej? Dalej jest cudownie! Ten film to dokładnie to, czego oczekiwałem od kontynuacji. Z tą różnicą, że jest czymś więcej niż kultowe, choć średnie części druga i trzecia. Nie dorasta, oczywiście, do dramatyzmu „jedynki”, ale jest filmem wybornym. Brutalnym, mocnym, dosadnym, a jednocześnie tak cudownie oldschoolowym i niepoprawnym politycznie. A nawiązania do klasyków z Dziką Bandą na czele... Miodzio. To nie jest film wybitny. Nawet nie jest świetny. Ale jest po prostu mistrzostwem w swojej klasie. Widziałem z pięć razy i już się waham, czy DVD nie odnaleźć na półce...

Muppety: Poza prawem” James Bobin. Ha! I znów niespodzianka. Zabrałem córkę do kina, bo synuś jeszcze za mały. I jakże się zdziwiłem, gdy po kiepskiej części pierwszej (nie liczę na chwilę odsłon z wieku ubiegłego) sequel okazuje się tym czego od Muppetów oczekiwałem. Absurdalną komedią pełną równie dzikiego humoru i gwiazd światowej klasy w epizodach. Christopher Waltz walcujący z potworem w Teatrze Narodowym w Berlinie. Salma Hayek tratowana przez byki w Madrycie. Dany Treyo
w gułagu w Rosji. I wiele, wiele innych. Bawiliśmy się świetnie.

Pręgi” Magdalena Piekorz. Nieistotne, dlaczego naszło mnie, by wygrzebać ten film z naszej domowej DVD-teki. Ale zachciało się mnie i już, a poza tym, czasem warto siąść z żoną i wyciszyć się po stresach dnia codziennego. „Pręgi” to film, który kiedyś wzbudził spory zamęt i bardzo wysoko oceniono go z przeróżnych powodów. Nieważne już dziś jakich. Ale warto wspomnieć, że reprezentował nas w walce o Oscara. Nie miał szans. Historia chłopca, maltretowanego przez ojca i pytanie, czy dziecko, gdy dorośnie będzie takie samo? W filmie tym zawsze ujmował mnie wybitny Jan Frycz. Z jednej strony okrutny i nad wyraz wymagający, z drugiej jednak wyraźnie starający się i nie potrafiący kochać. W drugiej zaś dominuje Michał Żebrowski, jako dorosła ofiara, teraz próbująca odnaleźć miłość w życiu. Bo Żebrowski grać potrafi. Szkoda, że w Polsce nie ma co. Co do całości... Wiem, że całość została złagodzona w stosunku do pierwowzoru literackiego. Akurat to odbieram jak plus filmu, bo czasem powiedzieć i pokazać mniej, to lepiej. Szwankuje mi jednak finał. Na siłę hollywoodzki i troszeczkę zbyt szybko rozwiązany. Sprawia to, że film zamiast być znakomitym, jest tylko dobrym. Wartym obejrzenia.


KSIĄŻKI:
Dziewicza podróż” Grahama Mastertona. Obyczajówka Mastiego rozgrywająca się na gigantycznym transatlantyku, gdzie dochodzi do wielu ludzkich dramatów, skandali seksualnych oraz wielkich intryg i przekrętów. Lubię historyczne tła w tego typu powieściach Mastiego, bowiem nigdzie indziej nie dba tak on o realia i detale. Równie niebanalne są zazwyczaj intrygi, choć tutaj finału akurat można się było spodziewać. Liczni i ciekawi bohaterowie przykuwają uwagę, nie chciało mnie się jednak sprawdzać, które z nich są autentycznymi postaciami i ile w tym wszystkim prawdy. Osobiście nie wierzę, by było jej choć trochę, bo choć lata 20-ste ubiegłego wieku słynęły z rozwiązłości seksualnej, to ten temat u Mastiego mam przedawkowany. Dla zainteresowanych będzie to pewnie alternatywna wersja Titanica. Czyli warto.

GRY: 
Uruchomiłem trzy. Need For Speed: World i po kilku wyścigach się znudziłem... Odpaliłem Dead Space, przeszedłem pierwszy rozdział utyskując na sterowanie i zaciąłem się pewnym momencie na tyle, że nie chce mnie się kombinować dalej. Gram dla relaksu i w wolnych, rzadkich chwilach, nie mam czasu na zawziętą eksplorację. Call me casual... No i Alice Madness Returns. Czekałem na tę grę dziesięć lat. Potem jeszcze cztery, aż ją dorwałem. I tak co w nią gram, to chce mnie się wrócić do jedynki. Klimat jako taki jest, ale jakieś toto na siłę. A muzyka... Szkoda gadać. Tutaj mogę grać bez głośników. Soundtrack od tamtej wciąż jest przeze mnie słuchany.
Tyle na dziś.
Bez odbioru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz