Trzydzieści pięć.
Ostatnio zagłębiając
się w lekturę kolejnych horrorów zastanawiałem się nad
niepowodzeniami tego rynku w Polsce. Nie chcę się teraz kreować na
speca i znawcę polskiej literatury grozy (zrobiłem to już kilka
lat temu w pierwszym numerze Czachopisma i starczy na razie), nie
widzę potrzeby sypania nazwiskami zapomnianych, niestety, twórców
przedwojennych. Przyjdzie czas by i o nich wspomnieć. Może jak
Grabiński znów powrócą do łask. Cieszy mnie fakt, jak to
wszystko powoli się rozwija. Jak wspominałem ostatnio, jeszcze
dziesięć lat temu, gdy pisałem pracę o Lovecrafcie, mało kto
kojarzył to nazwisko, nawet mój promotor mówił o „niedocenianym”
autorze, padły też epitety „antykwaryczny pisarzyna”, a
opracowań na ów temat było... trzy. Dziś wiadomo jak jest. Cieszę
się, że i kilka cegiełek dołożonych zostało przeze mnie, choć
w zasadzie gigantyczny gmach wybudował Mateusz Kopacz i takie
wydawnictwa jak Zysk i S-ka, C&T, Vesper i SQN.
Jednak słyszy się
narzekania na sytuację na rynku horroru. Niepotrzebnie. Oczywiście,
czytelnictwo leci na łeb na szyję, ale akurat literatura grozy ma
się świetnie, jeśli nie znakomicie. Dziesięć lat temu pisarzem
grozy można było nazwać jedynie Łukasza Orbitowskiego, nieznaczne
kroki w tym kierunki czynili Tadeusz Oszubski, Dariusz Zientlak czy
Jerzy Nowosad. Zachwycaliśmy się pojedynczymi utworami Andrzeja
Sapkowskiego („Muzykanci”) i Jacka Dukaja („Xavras Wyżryn”).
Należy też wspomnieć o „Czekając w ciemności” Pawła
Siedlara. Wstrząsem był genialny zbiór „Księga Jesiennych
Demonów” Jarosława Grzędowicza. Niedługo później pojawili się
pierwsi pionierzy (Dawid Kain i Kazimierz Kyrcz Jr w 2004, Robert
Cichowlas w 2006). Sam również zadebiutowałem w 2005 roku, co
niedawno wypomniał mi Michał Gacek... :) Ale do rzeczy. Pamiętam,
że wtedy fascynowało mnie wyszukiwanie polskiego horroru,
zaczytywałem się każdym nowym autorem. Dziś już tego co się
dzieje nie ogarniam. Na tę chwilę mógłbym wymienić trzydzieści
nazwisk (w większości bardzo młodych), które ochoczo uprawiają
literaturę grozy w rozmaitych odmianach, publikując czy to w sieci,
czy w niszowych wydawnictwach. I to jest wspaniałe. Nie zgadzam się
z Pawłem Waśkiewiczem (żadna nowość), który utyskiwał, że
teraz w zasadzie każdy kto czyta, ten pisze. Sądzę, że to jest
właśnie klucz do sukcesu. Dlatego wspomniałem o Lovecrafcie. Jego
lista towarzystwa wzajemnej adoracji była niewiarygodnie obszerna,
dlaczego więc mamy narzekać na to, że scena horroru w Polsce staje
się coraz silniejsza i liczniejsza? Że wreszcie w ogóle jest?
Wspaniale. Oczywiste, że spora część tych utworów jest
przeciętna a czasem kiepska. Tak jak polska literatura fantastyczna
na czele z gniotami firmowanymi jako As(s)y polskiej fantastyki,
gdzie tylko przed Grzędowiczem chylę czoła, a uznaniem darzę
Andrzeja Pilipiuka i Jacka Komudę. Reszta
zjada swój ogon i odstawia pańszczyznę w sposób perfidny (vide
uwielbiany niegdyś przeze mnie Jacek Piekara), a wszystko to się
wciska w każdym empiku w złotym papierku. Dziesięć lat temu
szedłem do rzeczonych empików i nie wiedziałem co kupić, tyle
tego było. Teraz stoję i patrzę, bo nie ma co wybierać. Niszowe
księgarnie rządzą. Do rzeczy jednak. Niech się polski horror
rozwija. Niech kwitnie tak jak przystało za pomocą opowiadań (z
których ten gatunek się wywodzi i o czym zapominać nie wolno!) i
towarzystw wzajemnej adoracji. Czas zweryfikuje jego siłę, czas
odrzuci słabszych, zniszczy mniej zdeterminowanych (łatwo pisać na
studiach, na garnuszku rodziców, znacznie trudniej z pracą, dziećmi
i obowiązkami). Na pewno też wrzuci kilku autorów pójdzie do
mainstreamu (już poszli tam Łukasz Orbitowski i Jakub Małecki).
Ale wierzę, że przyjdzie moment i to nie tak odległy, kiedy polski
horror zacznie się cenić należycie. Czego i sobie i Wam życzę.
Chciałbym być w tym szeregu, który poniesie ten sztandar, nie
ukrywam, ale zobaczymy czy wytrwam (wbrew pozorom tak silna
konkurencja na rynku działa bardzo mobilizująco i na aktywność i
na jakość pracy). Kwestia też, czy w pewnym momencie sam nie złożę
broni uznawszy, że są lepsi - po co się rozpychać (już miewam
takie momenty). Do reszty horrorowej braci - czy to autorów
(wybaczcie, że nie wymieniam Was z nazwisk, ale kogoś pominę i
będzie wtopa i obraza, wiecie, że to o Was myślę) - czy
czytelników. Los polskiej literatury grozy jest w naszych rękach i
nigdy nie był na tak dobrej pozycji jak teraz. Trzymam kciuki by
było jeszcze lepiej.
Uff...
Rozpisałem się zadziwiająco. Na koniec więc prywata. Oto już
wkrótce nowa antologia grozy autorów polskich i zagranicznych.
Silwuple okładkę:
Na
tapecie:
KSIĄŻKA:
„Jądro
ciemności” Joseph Conrad.
Rzuciłem się znów na klasykę, by nie zatracić się w horrorze
całkowicie. Tak, taka gra słów z ostatnimi słowami Kurtza.
Genialna, wyjątkowa, wielopoziomowa powieść o podróży w głąb
Afryki, choć tak naprawdę będąca analizą człowieczeństwa,
krytyką rasizmu i kolonializmu, a przede wszystkim człowieczego
losu, gdzie jest tylko samotność. Jeśli z Bogiem to w trwodze,
jeśli bez Niego to w ohydzie. „Żyjemy tak jak śnimy. Samotnie”
GRA:
„Fallout
2” Zawziąłem się,
ale nie ukrywam, że te początkowe etapy ganiania z dzidą na
szczury i gekony potrafią być irytujące. Dziękuję „paul
soinowi” za poradę i zachętę. Spróbuję wytrwać. Na razie
przedarłem się do Nory (The Den). Przyznam, że fascynujące jest
to, że na przykład takie Klamath, to nic innego jak zgliszcza The
Hub z „jedynki”. Lubię takie smaczki. Czuję, że chwilowo
zostanę przy tym tytule na dłużej.
Nie do końca rozumiem, czemu odniosłeś moją wypowiedź tylko do środowiska horroru. ;) Zwracam uwagę na to, że mnóstwo czytelników pisze - niezależnie od gatunku. Choć z jednej strony powinno to wszystkich cieszyć, to z drugiej ma to też skutki negatywne, toteż pozwoliłem sobie poutyskiwać. Zaś polskiemu horrorowi życzę jak najlepiej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Paweł
Pawle, w żadnym wypadku nie odniosłem tego tylko do horroru ;) Może nie dość jasno to wyraziłem. :) A chodzi o to, że utyskując na to, że wszyscy piszą, przypominasz mi jak w latach 90-tych nastolatkowie zakładali zespoły black metalowe i głosili, że walczą z trendem... zakładania zespołów black metalowych. ;)Nie zrozum mnie źle, ale skoro przeszkadza Ci, że czytelnicy też piszą, zacznij od siebie i przestań :) Oczywiście nie rób tego ;) Rozumiem Twój punkt widzenia, ale każdy chłopak w dzieciństwie gra w piłkę, nie znaczy jednak, że zaraz zostanie piłkarzem. Nie każdy kto uczy się grać na gitarze założy zespół, nie mówiąc o zrobieniu kariery. Tak samo z pisaniem. Niech piszą wszyscy. Zostaną najlepsi. I mówię to z pełną świadomością, że sam pewnie odpadnę zanim się pisać nauczę. A że Ty polski horror wspierasz, to wiedzą wszyscy. Nikt nie zaprzeczy.
UsuńPodoba mi się ten tekst: "niech piszą wszyscy. Zostaną najlepsi". Tak mi się kojarzy - niekoniecznie horrorowo ale niewątpliwie coś z grozy w sobie ma - taka jedna pani: Erika Leonard. Szerzej znana jako E.L.James. Tak, to "coś z grozy" to obawa, że ją zaliczą do tych najlepszych, że ona zostanie. I statystyki czytelnictwa będą rosły.
OdpowiedzUsuńDo polskiego horroru się nie odniosę. Prawie nie czytuję i większość wymienionych we wpisie nazwisk nic mi nie mówi. I nawet nie powiem: muszę to nadrobić. Powinnam, ale nie mam czasu.