poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Większe recenzje - AC/DC DIABELSKI MŁYN - Mick Wall

Mick Wall
AC/DC DIABELSKI MŁYN
Wydawnictwo: In Rock
stron: 556
ocena: 5/6

Trudno sobie wyobrazić historię muzyki rockowej bez AC/DC. Ich niebywała determinacja, żywiołowość i konsekwencja są wzorem dla całych pokoleń muzyków, którzy od ponad czterdziestu lat śledzą karierę grupy braci Young. Trudno też wyobrazić sobie lepszego autora gotowego zmierzyć się z legendą, niż Mick Wall, znakomity dziennikarz, który wśród licznych publikacji skutecznie rozprawiał się z innymi bogami rockowej sceny, by wspomnieć tylko o Black Sabbath i Metallice. I podobnie jest tutaj. Autor zna muzyków osobiście, w związku z tym większość znalezionych w książce informacji pochodzi z pierwszej ręki, a co ważniejsze, Wall nie zamierza stawiać AC/DC pomnika. Muzyka broni się sama, tutaj, podobnie jak w innych swoich książkach autor skupia się na ludziach, nie ukrywając ich zachowań i wpadek, jawnie roztrząsa problemy i cienie przeszłości. Wydawałoby się, że trudno wymarzyć sobie lepszą biografię będąc fanem zespołu. A jednak w całości znajduje się łyżka dziegciu. I to rozmiarów sporej chochli.

Legendarna grupa powstała w Sydney w 1973 roku z inicjatywy dwóch braci, Malcolma i Angusa Youngów. Swoją energetyczną mieszanką rock n' rolla, boogie i bluesa poniekąd wynaleźli hard rock. Stopniowo, konsekwentnie podbijali rynek muzyczny, najpierw w macierzystej Australii, z której wystrzelili później prosto w oko amerykańskiego show buisnessu, by zasiąść w glorii i chwale na szczycie górującym nad resztą mniej znaczących formacji. Nie oszukujmy się, trudno o bardziej rozpoznawalny, zachwycający i poruszający tłumy zespół. Dowodów nie muszę szukać daleko. Moje prywatne dzieci (w wieku rozmaitym) podrygują radośnie w rytm „Let There Be Rock”, w dobie muzyki tandetnej i klubowej uczniowie mojej szkoły eksponują przypinki z charakterystycznym logo. Jako jedynego przedstawiciela sceny rockowej. Nie ukrywam, że przez lata sam skutecznie ignorowałem ten fenomen eksplorując bardziej brutalne lub bardziej złożone formy ekspresji muzycznej. A mimo to nie mogłem przejść obojętnie obok utworów pokroju „Back in Black” czy „You Shock Me All Night Long”. Dopiero w okolicach trzydziestki zrozumiałem geniusz grupy i zatonąłem w dźwiękach zawartych na albumach z ery Bona Scotta. I jeszcze długo przekonywałem się do Briana Johnsona. Nie z powodu jego głosu, ale po prostu zdaje mnie się, że w okresie z nim na pokładzie poza wybitną „Back in Black” trudno było grupie osiągnąć poziom poprzedników.

Dlaczego o tym wspominam? Bowiem Mick Wall doszedł widać do podobnego wniosku pracując nad ową biografią. Opisuje bardzo drobiazgowo początki grupy, w tym także dzieciństwo Youngów, co okazuje się być znamienne biorąc pod uwagę ich pochodzenie. Jednak na ponad 550 stron składających się na ową książkę ledwie 100 dotyczy ery Johnsona, gdzie wszystkie płyty zostały potraktowane zdawkowo i pobieżnie, a każda nagrana ze Scottem jest pieczołowicie omówiona nie tylko od strony muzyki i teksów, ale i promujących je koncertów. Zgadzam się, że Scott był niezwykły, a jego życiorys tragiczny, jednak w pewnym momencie zastanawiałem się czy to biografia AC/DC czy Scotta i Youngów. Biorąc pod uwagę, że większość fanów odpowie - „ale przecież to to samo” - uznam to za pytanie retoryczne.

Niemniej „Diabelski Młyn” okaże się kopalnią wiedzy nawet dla najbardziej zagorzałych fanów. To nie tylko multum informacji o tym jak hartowała się stal i jak bezwzględnie postępowali bracia z każdym, kto nie pasował do ich wizji, lub po prostu wzbudzał w nich zawiść i zazdrość (jak wczesna sekcja rytmiczna, pierwszy wokalista, czy liczni menadżerowie), który z braci jest lepszym gitarzystą solowym, jak bardzo Angus lubi swój mundurek i ile pracy oraz samozaparcia kosztowała ich „długa droga na szczyt”. To także niuanse pozwalające zrozumieć fenomen, jak na przykład pochodzenie (bracia są rodowitymi Szkotami), więzi rodzinne tworzące wewnętrzny krąg dowodzenia, specyficzny klan, gdzie niebagatelną rolę odegrał we wczesnych latach George Young, najstarszy z braci, który zrobił światową karierę i wypromował znakomity przebój „Friday on My Mind” (skutecznie zabity później przez Gary'ego Moora). Jak to zwykle u Walla z książki wyłania się obraz zadziornych małolatów, którzy nie wylewali za kołnierz (poza abstynentem Angusem) i nie przepuścili żadnej dziewczynie, by w międzyczasie zrobić światową karierę, ustatkować się i uspokoić i obecnie korzystać z ciężko zarobionych pieniędzy. W szkocki sposób, a więc jeżdżąc kilkunastoletnim samochodem, żałując pieniędzy na nowy. Tak, nie brak tu humoru, nie brak też sytuacji skłaniających do refleksji. Szkoda tylko, że autor mimo zapewnień ze wstępu tak czołobitnie pokłonił się braciom i Scottowi, marginalizując późniejszą działalność formacji.

Szkoda też, że życie napisało scenariusz niespodziewany i nowa płyta grupy została nagrana bez udziału jej lidera, Malcolma Younga. W momencie gdy książka trafiła do druku Wall jedynie słyszał pogłoski o chorobie gitarzysty, zapewne nikt nie przypuszczał jak poważna się okaże. Dziś, gdy „Rock or Bust” nagrane z udziałem kolejnego członka klanu Stevie Younga udowadnia, że dzisiejsze AC/DC nie ma się czego wstydzić, ale i zdobyć nic więcej nie zdoła. Warto więc zagłębić się w historię tej fenomenalnej grupy. Tu poznacie dogłębnie jej początki i pobieżnie resztę historii. Ale to właśnie tutaj odnajdziecie kwintesencję i rdzeń, który powinien odpowiedzieć na wszystkie pytania jakie chcielibyście znaleźć odpowiedź.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz