czwartek, 9 października 2014

Blog klasyczny - Krótko - 94

Dziewięćdziesiąt cztery
W ostatnich czasach pojawiam się tu bardzo rzadko i zazwyczaj tylko po to, aby wrzucić większą recenzję o książce. Powodem jest chroniczne przepracowanie i dodatkowe obowiązki, których do tej pory nie miałem. Przyznaję, koniec z końcem (szczególnie doby) coraz trudniej związać. Doszły do tego sprawy zdrowotne, które pomieszały szyki w różnych kwestiach. Dzięki nieocenionej pomocy bliskich wciąż jadę do przodu, choć nawał pracy daje o sobie znać, a terminy wszelakie coraz trudniej dotrzymać. Niemniej, w przyszłym tygodniu powinienem znaleźć czas by skrobnąć co nieco o kwestiach pisarskich i muzycznych, na ten czas zaś tylko wspomnę o zbliżającym się wielkimi krokami KFASONIE, którego mam zaszczyt być gościem. Szczegóły też wkrótce. 


Tymczasem tapetowy przegląd filmów i książek, które nazbierały się przez ostatni miesiąc. Oto zebrane notki i opinie.

FILMY:

Szepty” Nick Murphy. Przypadkowo, podczas przykolacyjnego przeskakiwania po kanałach trafiliśmy z żoną na tę oto produkcję, która w grzeczny sposób, z szacunkiem opowiada historię jaką wszyscy znamy, ale lubimy. Czyli młoda kobieta, specjalistka od podważania autentyczności nawiedzonych domów bada budynek, w którym podobno pojawia się duch zamordowanego tutaj chłopca. Film sam w sobie konwencjonalny, ale smaczku dodaje fakt, że osadzono go w realiach sprzed wieku. Koniec końców, dobry film w swojej klasie. Lubię brytyjskie horrory. Na wieczór jak znalazł.
Sierpień w hrabstwie Osage” Ten film to masakra, która emocjonalnie potrafi naprawdę nieźle przeciągnąć pod kilem. Znakomita sztuka teatralna przeniesiona na ekran opowiada o śmiertelnie chorej kobiecie, która z okazji stypy po mężu spotyka się z dawno niewidzianą rodziną. Czarny humor miesza się tu z dramatem, tragedia z gorzką oceną ludzkich zachowań, a każdy odnajdzie tu coś z siebie. Coś co zaboli. Mistrzowskie role Meryl Streep i Julii Roberts, które kradną film pozostałym aktorom. Oglądaliśmy ten film z żoną w kinie, nie wiem jednak, czy kiedyś jeszcze do niego wrócę. Chyba nie mam odwagi.
Zombie Samurai” Tak Sakaguchi. Oto japońskie gore w pełnej klasie, zaznaczyć trzeba jednak, że mowa tu o nowej fali, gdzie brutalność jest tak przerysowana, że niemal kreskówkowa. Film opowiada o rodzinie, która terroryzowana przez tajemniczych i dziwacznych przestępców trafia na teren opanowany przez przeklęte zombie trzech samurajów. Przyznam, że miałem mieszane uczucia przez cały seans, bo twórcy wyraźnie nie mogli się zdecydować, czy jednak kręcą film poważny, czy jednak jajcarski. Szalę zwycięstwa przeważył finał. Czyli, podoba mnie się.
Obecność” James Wan. Słyszałem o tym filmie dużo, tak dużo, że aż musiałem odczekać nim go obejrzę. I tak się stało. Do kin weszła „Annabelle”, a my z żoną obejrzeliśmy dopiero teraz historię nawiedzonego domu, w którym rodzina z piątką dzieci była terroryzowana przez duchy i demona. Oczywiście, wszystko na faktach. Muszę przyznać, że opinie się potwierdziły. Świetny, klimatyczny horror, dawno nie odczuwałem takich emocji jak przez pierwszą połowę seansu. Potem już wszystko odbyło się konwencjonalnie, niemniej, to jeden z najlepszych horrorów ostatnich lat. Wciągnął nas na tyle, że poświęciliśmy z żoną kilka godzin na reaserch odnośnie faktów i mitów związanych z tą historią. Bo rzeczywiście, „Obecność” potrafi zamieszać na krótko w głowie. Dobry film.
Resident Evil Potępienie” Makoto Kamiya. Ot, dorwałem w „Biedronce” z 9 zeta, więc ucieszyłem się ogromnie, bo ja lubię wszystko gdzie są zombie. A do RE mam sentyment od czasów zarwanych nocek przy komputerowej „dwójce”. Serii z Milą Jovovich nie komentuję, animowany poprzednik był naprawdę dobry. Dlatego zdziwiłem się tym co zobaczyłem tutaj. Znany fanom serii Leon trafia do fikcyjnego państewka na wschodzie, gdzie rząd i rebelianci używają do walki genetycznie modyfikowanych potworów. Przyznaję, że mam zaległości w grach z tej serii, dlatego zdziwiłem się zamiast zombie widząc jakieś dziwne mutanty, wreszcie pojedynki gigantycznych olbrzymów. Bardzo to widowiskowe było, to fakt. Wrażenie też robiło. I się skończyło.
Monty Python sezon 1” Czyste szaleństwo, czyli nieposkromiony, obłąkany i niepoprawny żadną miarą humor pajtonów zawsze zwalał mnie z nóg. Sezon pierwszy jest chyba moim ulubionym, a niektóre żarty mogę oglądać na okrągło. Z serialem wiążą się też różne historie i wspomnienia łączące się z różnymi okresami w moim życiu. Ale to temat na osobną rozprawę, lub innąokazję.

KSIĄŻKI:
Demon zimna” Graham Masterton. Czwarty tom z cyklu o Jimie Rooku, nauczycielu, który wybornie uczy angielskiego, świetnie dogaduje się z młodzieżą i w międzyczasie walczy z duchami, demonami i upiorami. Tym razem do klasy trafia chłopak z Alaski, a więc mamy demona z wierzeń Eskimosów. Typowa mastertonowa młodzieżówka, czyli klasyczny horror, ale nie tak brutalny jak zwykle i kompletnie pozbawiony scen erotycznych. Czyta się go natomiast wspaniale, bo Rook jest tak przezabawną postacią, że kilkukrotnie podśmiewałem się z jego żartów i zachowań. Fabuła do połowy radzi sobie nieźle, w finale, klasycznie w cyklu staje okoniem i robi się dziecinnie. Dobre czytadło na półtorej godziny.
Syrena” Graham Masterton. Słyszałem, że to słaba książka. Że trudno ją dostać. Dostałem i przeczytałem, a co więcej, bezczelnie twierdzę, że z cyklu o Rooku podobała mnie się do tej pory najbardziej. Humor i cynizm nauczyciela sięgają tu szczytów, a sama historia to tym razem klasyczna ghost story... I więcej powiedzieć nie mogę. No może tylko tyle, że duch kobiety pojawia się w wodzie i topi ludzi. Dlaczego? Jak go zatrzymać? Warto przeczytać. Klasa b, ale półtorej godziny dobrej zabawy gwarantowane.
Król w Żółci” Robert W. Chambers. Wreszcie mogłem zapoznać się z mistrzowską klasyką, która inspirowała samego H.P.La. Zbiór opowiadań, który powinien poznać każdy, kto mieni się znawcą grozy. Ja posypuję sobie głowę popiołem, że do tej pory znałem tylko niektóre teksty, co przy mojej znajomości angielskiego nie pozwalało na pełne rozkoszowanie się konstrukcją opowiadań. Ech, szkoda, że minęły czasy gdy tak pisano książki... Jest to także obowiązkowa gratka dla fanów "True Detektyw". Dlaczego? A co Wam mówi "Żółty znak"?
Susza” Graham Masterton. Lubię thrillery Mastertona, bo są bardziej logiczne niż jego horrory, a przede wszystkim potrafią naprawdę wciągnąć. „Suszę” przerobiłem jednego wieczoru, od deski do deski. Konwencja i schematy Mastiego dość powszechne, ale polubiłem bardzo głównego bohatera Martina Makepeace, który jest twardzielem jakiego w twórczości Grahama jeszcze nie było. A co jest poza tym? Wielka polityka, namiętności i brutalność świata postawionego na skraju zagłady. Do tej pory na zawsze miałem w pamięci pewne sceny z „Bezsennych”, „Tengu”, czy „Czarnego Anioła”, gdzie na otwarcie dostawałem po głowie bestialskimi atakami przemocy. „Susza” dołącza do tego grona za sprawą brutalnego gwałtu w jednej z pierwszych scen. Znak, że Masti się nie starzeje. Ja tak.
Żyć znaczy umrzeć” John McIver. Znakomita, mistrzowska wprost biografia Cliffa Burtona, tragicznie zmarłego basisty Metalliki, który ukształtował jej brzmienie i nagrał z nią trzy ich najlepsze płyty. Książka napisana z polotem, ale i bez upiększania. Zdawało mnie się dotąd, że o Metallice wiem bardzo dużo, jeśli nie wszystko. Kilka poglądów musiałem zweryfikować. Wkrótce większa recenzja tutaj, albo gdzie indziej.
Anioł Jessiki” Graham Masterton. Znów lektura na półtorej godziny. Jakże zaskakująca jak na Mastiego, bowiem opowiadająca historię z pogranicza jawy i snu młodej dziewczynki, która trafia do innego, upiornego świata, by uratować piątkę tragicznie zmarłych dzieci. W rzeczywistości zaś wszystko wygląda inaczej. Jak na Mastiego jest to powieść bardzo delikatna i wysublimowana, momentami wręcz ociera się o „Abarat” Barkera. Naprawdę intrygująca i dobra rzecz.

Tyle na dziś.
Bez odbioru.

1 komentarz:

  1. Cześć Łukaszu, można Cię prosić o listę filmów, o których opowiadałeś na KFASONie? Pozdrawiam,

    Jacek Piekiełko
    www.jacekpiekielko.pl

    OdpowiedzUsuń