Pięćdziesiąt pięć.
Znów krótko.
Stosunek Kingów do
Mastertona na mojej półce osiągnął wynik 48 do 59. I
zaskakujące, bliżej mi do uzbierania książek tego pierwszego. Ale
Stefcio i tak zajmuje więcej miejsca niż Masti. Koniec konkluzji.
Wynikiem dzielę się z
powodu lustracji biblioteczki Roberta Cichowlasa, bowiem wreszcie
doprowadziliśmy do rodzinnego spotkania, w trakcie którego udało
się między innymi ustalić szczegóły dalszej współpracy. Jak widać, obradowaliśmy twardo.
Niniejszym mogę
poinformować, że powieść „Utrapieni” rozrasta się w tempie
zastraszającym, a powieść „Nienasycony” w tempie znacznie
mniej imponującym. Nie jest to jednak nasze ostatnie słowo w tym
roku. Tak na tę wieść zareagowali nasi synowie:
Oba zdjęcia oczywiście autorstwa mojej żony :)
Samodzielnie też jeszcze
działam, albowiem mogę już potwierdzić, że w przyszłym tygodniu
ukaże się papierowa wersja „Bóg Horror Ojczyzna” dzięki
Oficynie Wydawniczej Literat. Na razie tom pierwszy, czas pokaże,
kiedy wyjdą kolejne. W kwietniu zaś „Horror klasy B”, a więc
zapowiadany od dawna zbiór dwunastu opowiadań, które ukażą się
dzięki wydawnictwu - a jakże - Horror Masakra.
I na tym na dziś
skończę, bo miało być krótko.
Na tapecie:
FILM:
„Larry Crowne”
Toma Hanksa. Uwielbiam ten film. Szczerze i bez zastrzeżeń. Tom
Hanks, jako podstarzały student pragnący zmienić swoje życie i
zakochujący się w nauczycielce retoryki granej przez Julię
Roberts, to niezwykła, bardzo pogodna i przezabawna komedia, która
zawsze nastraja mnie pogodnie i radośnie.
„Belfer” Roberta
Mandela. To film z czasów, gdy człowiek cenił kino w stylu
zabili go i uciekł. Tom Berenger w roli komandosa, który zatrudnia
się w zastępstwie jako nauczyciel w szkole z trudną młodzieżą.
Ma w tym prywatny cel, a klimat „Młodych gniewnych” szybko
ustępuje miejsca strzelaninom i mordobiciom, które wypadają blado
w porównaniu z klasykami gatunku. Kiedyś film podobał mnie się
bardzo. Dziś już tylko do połowy.
„Wywiad z
wampirem”Neila Jordana. Zdecydowanie mój ulubiony film o
krwiopijcach, który widziałem przypadkiem w dniu premiery, a potem
podobał mnie się tylko bardziej. Co tu pisać? Płaczliwy i
wrażliwy Brad Pitt, młodziutka i buntownicza Kirsten Dunst oraz
upiorny i homoseksualny Tom Cruise tworzą wampiryczne trio, którego
nie sposób zapomnieć. I nawet Banderas niewiele tam zdziałać
może. Klasyk i tyle.
KSIĄŻKI:
„Kły i pazury”
Grahama Mastertona. Drugi tom cyklu Rook, w którym tym razem
nauczyciel musi zmierzyć się z indiańskim demonem Coyote.
Zasadniczo wszystko jest jak być powinno, a Masti plus indiańskie
legendy to sukces gwarantowany. Nie mogłem się jednak pozbyć
wrażenia, że mimo kilku brutalnych scen, to jednak literatura tak
lekka, że niemal młodzieżowa.
„Studnie piekieł”
Grahama Mastertona. O! To jest jazda! Masterton tym razem
pomieszał wątki Szatana, Cthulhu i gigantycznych krabów, w jakie
zmieniają się ludzie po wypiciu wody z zatrutych studni. Klasyczny,
rasowy horror klasy B. Czyli podoba mnie się.
„4 po północy”
Stephena Kinga. Cztery opowiadania, czy raczej nowele, z których
każda jest dłuższa od powyższych powieści Mastiego. Pierwsza to
„Langoliery”, opowieść oscylująca w klimatach science-fiction,
która porazi fanów i zniechęci, tudzież znudzi innych. Mnie
zmęczyła straszliwie. Opowiadanie „Tajemnicze okno, tajemniczy
ogród” to już klasyczny thiller, znany mi wcześniej dzięki
adaptacji z Johnnym Deppem. Świetna rzecz, klasyczny King w pigułce,
a więc problemy ześwirowanego pisarza. Wstrząsem jest „Policjant
Biblioteczny”. Utwór pozornie naiwny i głupkowaty, skręca w
pewnym momencie w rejony bardzo mroczne i bardzo groźne. I tu jest
prawdziwy horror. „Polaroidowy pies”... no cóż. Świetna
historia z dreszczykiem, która jest co najmniej o połowę za długa.
Ogólnie więc pół na pół.
„Czas zamykania”
Jack Ketchum. Wyjątkowy, świetny zbiór mistrza horroru, który
nie napisał horroru, tylko opowiadania z pogranicza obyczaju i
dramatu. Szczegóły w recenzji na Horror Online.
Tyle na dziś.
Bez odbioru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz