sobota, 15 lutego 2014

52

Pięćdziesiąt dwa.
Po dość aktywnym we wszelkiego rodzaju emocje tygodniu poprzednim, ten okazał się... jeszcze bardziej emocjonujący. Niestety, większość nie była miła, więc rozpisywać się nie będę. Łapię się na tym, że zdecydowanie nie mam mocnych nerwów, wręcz przeciwnie - robią ze mnie sito, głównie dlatego, że duszę je w sobie. Nieważne.
Ważne są dzieci. Jaśko pochorował się ostatnio straszliwie, jednak to twardziel jest i powoli staje na nóżki. A Aurelka skończyła wczoraj dziewięć lat i staje się coraz większą pannicą. Jak ten czas leci...
[…] Wyciąłem znajdujący się tu fragment nasączony jadem i komentarzami do sytuacji literackich, jakie ostatnimi czasy zaśmiecają mi wiadomości, tablicę na FB osoby rozmaite. Czasem po prostu wstyd się nazwać autorem horrorów... Nieważne znów.
Wkrótce mają się ukazać dwie antologie: „Gorefikacje II” i „Księga wampirów”. W pierwszym „Fundacja Hackenholta”, w drugim „Ćma”. Gdzieś tam w niedalekiej przyszłości jeszcze trzy antologie i... koniec. Definitywnie kończę na ten rok z opowiadaniami. Nie mam czasu ani ochoty. Muszę skoncentrować się na tym co już napisane i doprowadzić do końca rozgrzebane projekty. Mój plan długofalowy wygląda więc tak: „Horror klasy B” (zbiór opowiadań), „Wolfenweld: Genesis” (powieść), „Bóg Horror Ojczyzna: Oko cyklonu” (powieść), „Wolfenweld: Nieświęty Zaarth” (zbiór opowiadań), „Jak Buszakan wędrował do horyzontu” (bajka) i „Jotka - Łowca Smoków” (bajka). To wszystko mam już napisane, skończone, na różnych etapach redakcyjno-wydawniczych. Ponadto z Robem rozgrzebaliśmy dwie powieści, które mają ogromne szanse być ukończone w tym roku. Jeśli więc choć połowa z tego się uda, będzie wspaniale. A jeszcze pierwsze tomy BHO pójdą na papier... To chyba wystarczający powód, żeby schować się pod kamień i trochę odespać.
Jutro koncert Damage Case w Wydziale Remontowym w Gdańsku. Ot, żeby nie wypaść z rytmu. Potem zabieram się z Acrybię, za grind/death w marcu. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Zapraszam do zapoznania się z nowym numerem Grabarza Polskiego, gdzie opisuję „Martwicę mózgu” i „Buio Omega”. Trudno o bardziej kultowe horrory.

Na tapecie:

Książki:


„Coś z Nightside” Simon R. Green. Czasem warto przemóc uprzedzenia i sięgnąć po książkę, która odstrasza pewnym logo. Z drugiej strony, okładka i opis były na tyle interesujące, że jak zobaczyłem cenę (mocno przecenioną), nie wahałem się chwili i... stałem się fanem zarówno autora jak i cyklu. Bohaterem jest tu John Taylor, chandlerowski prywatny detektyw, który prowadzi dochodzenia w tytułowym Nightside, przerażającym, magicznym i, obowiązkowo tajnym, sercu Londynu, gdzie spotykają się rozmaite bóstwa, stwory i potwory. Historia jest mroczna, intrygująca i skrząca się od nowatorskich pomysłów. Może i opisana dość lekko, ale akurat to wpływa korzystnie na szybkość czytania. No i finał pozwalający zaliczyć lekturę do tekstów bliższych mniej pulpowym czytelnikom. Krótko mówiąc, świetne dark fantasy, ze wskazaniem na grozę i horror. Zakupiłem dwa następne tomy. Również w przecenie.


„Upadłe anioły” Graham Masterton. Powrót Katie Maguire, ambitnej i zdolnej pani komisarz, która tym razem tropi sadystycznego mordercę księży. Przyznam, że to jeden z moich ulubionych cykli Mastertona, któremu lepiej wychodzi opisywanie tego co realne niż zmyślone. Niestety, w świetle ostatnich nagonek o pedofilię księży temat jest trochę zbyt wyeksploatowany, a główny motyw, choć intrygujący, również odgadłem dość szybko, bowiem kilka miesięcy temu zupełnie przypadkiem czytałem artykuł poświęcony... żeby nie spoilerować - osobom, które w tej książce są mordercami.

Tyle na dziś.
Bez odbioru.

1 komentarz: