Pięćdziesiąt dwa.
Po dość aktywnym we
wszelkiego rodzaju emocje tygodniu poprzednim, ten okazał się...
jeszcze bardziej emocjonujący. Niestety, większość nie była
miła, więc rozpisywać się nie będę. Łapię się na tym, że
zdecydowanie nie mam mocnych nerwów, wręcz przeciwnie - robią ze
mnie sito, głównie dlatego, że duszę je w sobie. Nieważne.
Ważne są dzieci. Jaśko
pochorował się ostatnio straszliwie, jednak to twardziel jest i
powoli staje na nóżki. A Aurelka skończyła wczoraj dziewięć lat
i staje się coraz większą pannicą. Jak ten czas leci...
[…] Wyciąłem
znajdujący się tu fragment nasączony jadem i komentarzami do
sytuacji literackich, jakie ostatnimi czasy zaśmiecają mi
wiadomości, tablicę na FB osoby rozmaite. Czasem po prostu wstyd
się nazwać autorem horrorów... Nieważne znów.
Wkrótce mają się
ukazać dwie antologie: „Gorefikacje II” i „Księga wampirów”.
W pierwszym „Fundacja Hackenholta”, w drugim „Ćma”. Gdzieś
tam w niedalekiej przyszłości jeszcze trzy antologie i... koniec.
Definitywnie kończę na ten rok z opowiadaniami. Nie mam czasu ani
ochoty. Muszę skoncentrować się na tym co już napisane i
doprowadzić do końca rozgrzebane projekty. Mój plan długofalowy
wygląda więc tak: „Horror klasy B” (zbiór opowiadań),
„Wolfenweld: Genesis” (powieść), „Bóg Horror Ojczyzna: Oko
cyklonu” (powieść), „Wolfenweld: Nieświęty Zaarth” (zbiór
opowiadań), „Jak Buszakan wędrował do horyzontu” (bajka) i
„Jotka - Łowca Smoków” (bajka). To wszystko mam już napisane,
skończone, na różnych etapach redakcyjno-wydawniczych. Ponadto z
Robem rozgrzebaliśmy dwie powieści, które mają ogromne szanse być
ukończone w tym roku. Jeśli więc choć połowa z tego się uda,
będzie wspaniale. A jeszcze pierwsze tomy BHO pójdą na papier...
To chyba wystarczający powód, żeby schować się pod kamień i
trochę odespać.
Jutro koncert Damage
Case w Wydziale Remontowym w Gdańsku. Ot, żeby nie wypaść z
rytmu. Potem zabieram się z Acrybię, za grind/death w marcu.
Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Zapraszam do zapoznania
się z nowym numerem Grabarza Polskiego, gdzie opisuję „Martwicę
mózgu” i „Buio Omega”. Trudno o bardziej kultowe horrory.
Na tapecie:
Książki:
„Coś z Nightside”
Simon R. Green. Czasem warto przemóc uprzedzenia i sięgnąć po
książkę, która odstrasza pewnym logo. Z drugiej strony, okładka
i opis były na tyle interesujące, że jak zobaczyłem cenę (mocno
przecenioną), nie wahałem się chwili i... stałem się fanem
zarówno autora jak i cyklu. Bohaterem jest tu John Taylor,
chandlerowski prywatny detektyw, który prowadzi dochodzenia w
tytułowym Nightside, przerażającym, magicznym i, obowiązkowo
tajnym, sercu Londynu, gdzie spotykają się rozmaite bóstwa, stwory
i potwory. Historia jest mroczna, intrygująca i skrząca się od
nowatorskich pomysłów. Może i opisana dość lekko, ale akurat to
wpływa korzystnie na szybkość czytania. No i finał pozwalający
zaliczyć lekturę do tekstów bliższych mniej pulpowym czytelnikom.
Krótko mówiąc, świetne dark fantasy, ze wskazaniem na grozę i
horror. Zakupiłem dwa następne tomy. Również w przecenie.
„Upadłe anioły”
Graham Masterton. Powrót Katie Maguire, ambitnej i zdolnej pani
komisarz, która tym razem tropi sadystycznego mordercę księży.
Przyznam, że to jeden z moich ulubionych cykli Mastertona, któremu
lepiej wychodzi opisywanie tego co realne niż zmyślone. Niestety, w
świetle ostatnich nagonek o pedofilię księży temat jest trochę
zbyt wyeksploatowany, a główny motyw, choć intrygujący, również
odgadłem dość szybko, bowiem kilka miesięcy temu zupełnie
przypadkiem czytałem artykuł poświęcony... żeby nie spoilerować
- osobom, które w tej książce są mordercami.
Tyle na dziś.
Bez odbioru.
Pozostaje tylko powiedzieć: Do boju, Łukasz! :)
OdpowiedzUsuń