Czterdzieści jeden
Minął już
prawie miesiąc od poprzedniego wpisu, czas więc przerwać
milczenie. Wydarzyło się wiele, ale czasu brak, by ogarnąć
wszystko i pozbierać się co nieco. Jeszcze miesiąc temu pyszniłbym
się pewnie tym co wypisano o mnie na czeskiej ziemi, albo chwalił
wywiadami, jakie udało się przeprowadzić. Tymczasem ostatnio
zebrało się tyle czarnych chmur i tak się pokomplikowało wiele
spraw, że jak dorzucimy do tego jeszcze nadchodzące w przyszłym
tygodniu rozmaite egzaminy i klasyczną biurokrację w pracy
zawodowej, jasnym się stanie, że w zasadzie nie mam na nic siły i
czasu. Do „Gorefikacji II” wciąż mam tekst rozgrzebany, choć
tu akurat do finiszu brakuje niewiele. Zobaczymy co będzie dalej.
Bardzo poważnie rozważam nad swoją dalszą non profitową
działalność redakcyjną. Patrzę w niebo i nie widzę słońca. O
mym stanie niech świadczy fakt, że nowo zakupione filmy to „Auta
2” i „Shrek 4”. Nastrój więc oczywisty.
Przez ostatni
miesiąc nie miałem niemal w ogóle czasu/ochoty/siły na książki
i filmy, stąd lista niewielka.
„Podbój planety małp” Lee J.
Thompsona. Czwarta część jest już tak odległa od
pierwowzoru, że aż nie sposób uwierzyć, że jeszcze trzyma się
kupy. Zasadniczo rozwija wątki poprzednika, a więc prezentuje losy
dziecka dwóch inteligentnych małp, które przybyły z przeszłości.
Cezar, bo o nim mowa, staje na czele buntu człekokształtnych,
którzy stali się w międzyczasie niewolnikami ludzi. Intrygująca
wizja przyszłości i ponury klimat post apokalipsy nijak się jednak
mają do oryginalności i niezwykłości części pierwszej. Da się
to obejrzeć, tylko zasadniczo po co? Wypacza to wizję całości,
jest kompletnie na bakier z logiką, bo (i tu uwaga spoiler) jasno
pokazuje, że małpy stanęły do walki z człowiekiem, nie zaś jak
pokazywał oryginał, przejęły władzę po tym jak ludzie sami się
wytępili (koniec spoilera). Ponury klimat science fiction jest
całkiem niezły, ale końcowe walki całkowicie nierealne, a
złagodzony i na nowo (źle) zmontowany finał psuje ogólną wymowę.
„Bitwa o planetę małp” Lee J.
Thompsona. Tutaj już ciężko powiedzieć cokolwiek dobrego.
Akcja rozgrywa się kilkaset lat po wydarzeniach z „Podboju...”,
małpy są więc władcami świata, ludzie ich niewolnikami (niby jak
w oryginale, z tą różnicą, że tutaj ludzie są inteligentni i
pomocni szczególnie szympansom). Bzdur i logicznych dziur nie sposób
zliczyć. Okazuje się, że nie tylko Cezar dalej rządzi
człekokształtnymi (a więc wiek osiągnął imponujący), ale
wspiera go również czarnoskóry McDonald znany z „Podboju...”.
Skąd się wzięły inne, starsze inteligentne małpy, skoro Cezar
był pierwszy? Jak ludzie przeżyli w podziemiach kilkaset lat (też
ci sami z „Podboju...”) i dlaczego akurat teraz wyruszają na
wojnę? No właśnie. W całości chodzi o bitwę między
niedobitkami napromieniowanych ludzi, a szympansami i orangutanami, a
w to wszystko jeszcze należy wliczyć wrogość i agresję goryli
względem niewolników. Z całości zaś bije taniocha, brak pomysłów
i logiki. Miło znów popatrzeć na małpki w oryginalnych strojach,
ale nic poza tym. Naprawdę, szkoda czasu.
„Terminator: Ocalenie” Josepha
McGinty Nichola. Wzbraniałem się przed tym filmem bardzo długo.
Już „trójkę” uważałem za film niepotrzebny i idiotyczny skok
na kasę. Przeniesienie akcji do czasów post apokaliptycznych,
ukazanie całego buntu maszyn i zrobienie z Christiana Bale'a Johna
Connora wydawało mi się zamachem na forsę już tak haniebnym, że
niemal karkołomnym. Skusiłem się jednak, kupiłem okazyjnie i...
wsiąkłem. Nie dość, że fenomenalnie przedstawiony świat post
apo, genialny Bale idealny do tej roli, to jeszcze rewelacyjny (w
swej klasie) scenariusz co rusz oddający hołd pierwszym dwóm
częściom za pomocą mniej lub bardziej subtelnych aluzji. Świetne
kino science fiction w wydaniu rozrywkowym i bardzo zgrabne
zawiązanie i zazębienie wątków całej serii.
„Szklana pułapka” Johna Mc
Tierena. Klasyk kina akcji. Co tu dużo pisać. Legendarny John
McClane rozbijający na bosaka gang terrorystów w wieżowcu
Nakatomi. Lata mijają, a yupi-kay ey motherfucker wciąż bawi i
spełnia się znakomicie jako wieczorny odmóżdżacz.
„Szklana pułapka 2” Renny'ego
Harlina. Kontynuacja nad wyraz udana, idealnie wpasowująca się
w konwencję. Tym razem McClane walczy z terrorystami na lotnisku.
Nietrafiony polski tytuł ma jeszcze jakieś uzasadnienie, a Bruce
Willis zabija równie brutalnie jak mordercy we włoskim giallo.
Twisty stosowne są, klasyczne nawiązania do poprzednika też, czyli
bawimy się świetnie.
„Szklana pułapka 3”Johna Mc
Tierena. Pierwszy film z serii jaki widziałem, bo polazłem na
niego do kina. Bawiłem się świetnie, głównie za sprawą
znakomitego Samuela L. Jacksona. Tym razem tytuł polski się
rozjechał z fabułą dokumentnie, ale akcja ogarniająca tym razem
cały Nowy Jork trzyma w napięciu jak pojedynek Rambo z ruskim
helikopterem. Zaskoczeń nie ma żadnych, ale to rzadki przypadek w
kinematografii, kiedy „trójka” nie dość, że nie przynosi
wstydu, to godnie kontynuuje tradycje. Yupi-kay ey działa.
„Szklana pułapka 4.0” Lena
Wisemana. To nie jest zły film. Scena z samolotem, czy karambol
w tunelu są naprawdę widowiskowe, ale ja czułem się równie staro
jak McLane, który zagubiony w świecie technologii był już w 1990
w „dwójce”. Te całe komputery, internety, sieci, to wszystko
jakieś takie science-fiction dla mnie. Ja wiem, że to jest prawda,
ale wolę jednak mniej skomplikowany świat. I trochę bardziej
skomplikowane filmy. I nie lubię Justina Longa. Plus za epizod z
Kevinem Smithem. I tyle. Obejrzeć można, choć niekoniecznie
trzeba. Jakoś mnie się nie chce oglądać piątki. Obejrzę jeszcze
dodatki i zakopię na półce.
„Panika” Grahama Mastertona. Oj,
zaskoczyłem się. Bardzo żałuję, że przeczytałem tę książkę
dopiero teraz, bo moja rozmowa z autorem, którą odbyłem w lipcu
przebiegła by trochę inaczej. Akcja rozgrywa się w środowisku
polskich emigrantów w Chicago, sięga II wojny światowej i Puszczy
Kampinoskiej, a w Polsce śledztwo prowadzi obleśny komisarz Piotr
Pocztarek. No coś wspaniałego po prostu. Sama książka, to
klasyczny, wyższych lotów Masterton – intrygujące, brutalne
morderstwa, świetne zawiązanie akcji, zaplątanie całości w
bardzo chaotyczne i zaskakujące rozwiązania i wyprowadzenie tego w
zgrabny i ponury finał. Polecam miłośnikom autora. Muszę gdzieś
skrobnąć dłuższą recenzję.
Tyle na dziś.
Bez odbioru.
Ufff, a już myślałam, że zszedłeś...
OdpowiedzUsuń