niedziela, 21 lutego 2016

137 - blog klasyczny

Sto trzydzieści siedem
Czas na porządne postanowienia. Nadrobiłem zaległości, ale jakoś nie wpłynęło to na częstotliwość postów na blogu, co tym dziwniejsze, że w międzyczasie ukazało się wreszcie długo oczekiwane „Zombie.pl”. Ale w tym samym czasie również poległem za sprawą bezlitosnych wirusów, tak więc ponad tydzień minął na zbieraniu sił i walce z domową epidemią. Spróbuję na jakiś czas przynajmniej zmusić się do cotygodniowych wpisów. Powiedzmy przez dwa miesiące. Od dziś. Start.

10 lutego miałem przyjemność wziąć udział w spotkaniu autorskim zorganizowanym w Ośrodku Szkolno-wychowawczym. Fantastyczna atmosfera wytworzona przez fantastyczną młodzież i ich wychowawców na długo zostanie mi w pamięci. Zresztą, zgodnie z ustaleniami, najpóźniej za rok znów do nich wrócę, jeśli nie wcześniej. Za organizację dziękuję Agnieszce Predygier, która okazała się być moją koleżanką... z przedszkola. Pozdrawiam chłopaków raz jeszcze. Pamiętajcie - w Waszych rękach jest realizacja Waszych marzeń.




15 lutego został rozstrzygnięty plebiscyt Złotego Kościeja organizowany corocznie przez portal Kostnica. Wydawnictwo Videograf zgłosiło powieść „Miasteczko”, ja sam podrzuciłem opowiadanie „Ogrodniczkę”. Niesamowite wsparcie fanów, znajomych i byłych uczniów dokonało cudu. Statuetki zostały zdobyte. Bardzo wszystkim dziękuję, z całego serca. Wszystkim, którzy we mnie (i Roberta) uwierzyli. Cieszy mnie to tym bardziej, że „Miasteczko” wywołuje przecudownie skrajne emocje. Od całkowitego odrzucenia po uwielbienie. Biorąc pod uwagę ilość zawartego tam horroru ekstremalnego i klasycznego gore wiem, że więcej w tym gatunku osiągnąć się nie da. Dziękuję bardzo raz jeszcze.

16 lutego ukazało się wreszcie „Zombie.pl”. Zdecydowanie odmienne od naszych wcześniejszych książek, jak się okazuje już zbierające pozytywne opinie i recenzje. Żywe trupy w Gdańsku i Malborku cieszą i poruszają, nie tylko miłośników horrorów i grozy. Szykują się również spotkania autorskie w całym kraju. Pewny jest już Gdańsk (skoro tam zaczyna się akcja książki), Poznań (gród Roberta), Stare Pole (jakby ktoś zapomniał gdzie mieszkam ja) i Wrocław (kto zgadnie dlaczego). W planach kolejne miasta, ale wszystko w swoim czasie.

Krótko mówiąc – dzieje się. Mamy początek roku, a ja już mam kolejną książkę w bibliografii, nagrodę i zapowiedziany udział w kilku antologiach. Najzabawniejsze, że zupełnie przypadkowo. Po cichu też szykuje się mała książeczka przy współudziale z pewnym znanym i uznanym autorem oraz mój udział w zupełnie odmiennym od dotychczasowych projektów. O szczegółach kiedy indziej, muszę bowiem wziąć się za zaległe recenzje i powieść, która leży odłogiem... Wspominałem, że chorowałem?
Bez odbioru.

Na tapecie:

KSIĄŻKI:
Książek było sporo, ale znów wszystko do recenzji. Opinie na temat czterech tomów Zwiadowców, Białej Róży, Klejnotu, Przeklętej Laleczki, Czerwonego Rycerza i Skrzydeł ognia już wkrótce na Dzikiej Bandzie i Rzecz Gustu.

FILMY:
„Syberiada polska” Janusz Zaorski. Film polski, co wyjaśnia już bardzo dużo. Cierpimy, płaczemy, jesteśmy mesjaszem narodów. Aktorzy znakomici, jak zwykle nie mają co grać. I jak na zesłańców wszyscy niezwykle czyści i zadbani. Może ja za dużo wymagam. To nie był zły film. Ale tak bardzo polski...
„Zombie Flesh Eaters” Lucio Fulci. Lata mijają, a ten film nic nie traci ze swego niezwykłego uroku. Scena z drzazgą i okiem wciąż poraża, a walka rekina z zombie na dnie oceanu... toż to cudo po dziś dzień. Oczywiście, charakteryzacja, scenariusz mają swoje braki, ale one tam były zawsze. Klasyk i już. Mogę oglądać w kółko.
„Ostatnie piętro”  Tadeusz Król. Polski film. Thriller psychologiczny. Czyli w zasadzie można wykorzystać część tego, co pisałem o Syberiadzie. Świetni aktorzy, dziurawy scenariusz, dobre zdjęcia, uproszczeń co niemiara. I problem w tym, że jak na niszową produkcję byłoby to coś wyjątkowego. Tylko, że to nie nisza i wychodzi średniak.Gdyby tylko skupić się na obłędzie głównego bohatera i dać sobie spokój z aferą, polityką, społecznym komentarzem... Za dużo grzybów w tym barszczu.
„Zwierzogród” Byron Howard, Rich Moore. Kryminał (nie tylko) dla dzieci. Wprost rewelacyjny! Absolutnie fenomenalny dubbing, przezabawny scenariusz i niebanalne przesłanie złożone w naprawdę mądry sposób. Perełka, prawdziwa perełka. Ubawiliśmy się z rodzinką i do dziś wspominamy poszczególne teksty i sceny.
„Układ zamknięty” Ryszard Bugajski. Polski film. I dowód na to, że to co pisałem o dwóch poprzednich może być jednak bzdurą. Fenomenalny scenariusz, mistrzowskie kreacje aktorskie i ciary na plecach podczas seansu, które zostają na długo po. Absolutnie rewelacyjna produkcja.
„Żołnierze kosmosu” Paul Verhooven. Znów produkcja, którą chciałem obejrzeć lata temu. I powinienem był. Bo teraz ta sympatyczna bajeczka science-fiction wywołała we mnie jedynie uśmiech politowania i zażenowania. Szkoda czasu.
„Gęsia skórka”. Robert Letterman. Horror dla (starszych) dzieci i młodzieży z Jackiem Blackiem w roli głównej. Czyli zwariowana adaptacja prozy mistrza grozy dla najmłodszych R.L.Stine. Szkoda, że w Polsce mało popularna, bowiem film jest znakomity. Straszny gdy trzeba, przezabawny zawsze. Już czekam na drugą część.
"Alvin i Wiewiórki: Wielka Wyprawa" Walt Becker. To widziałem parę tygodni temu, na wycieczce z klasą, ale nie wspomniałem o tym w poprzednim wpisie. Żeby nie było, że się wypieram i zgrywam twardziela, co to tylko horrory non stop ogląda. Obejrzałem, pośmiałem się z wielu głupiutkich gagów. Familijny film dla maluchów jak znalazł. Mała młodzież też się świetnie bawiła.
"Widmo" Masayuki Ochiai. Oryginalne, tajskie "Widmo" było jednym z ostatnich (jeśli nie ostatnim) horrorem, na których się przestraszyłem i zachwyciłem finałem. Remake okazał się tym, co spodziewałem. Żałosnym gniotem z drętwymi postaciami i nudnym, niepotrzebnie udziwnionym scenariuszem. Zaskoczył mnie jednak. Fatalnymi efektami specjalnymi. Żenada.
"W poniedziałek rano" Otar Iosseliani. Nieco absurdalny, melancholijny film mistrza kinematografii, który nie zawsze do mnie przemawia. Nie ukrywam, że obrazem tym zachwyciła się moja małżonka, ja jedynie sumiennie jej kibicowałem. O dziwo, historii Vincenta, który pewnego poniedziałku rzuca wszystko i rusza w podróż, prędko nie zapomnę.


GRY:

„Valhala Hills” Wspaniała strategia, o której napiszę wkrótce dla Rzecz Gustu. Zabawa przednia.

„Sniper Elite: Nazi Zombie Army 2” Czy naprawdę muszę przekonywać kogokolwiek, że wspaniale bawię się podczas tej gry? Rewelacyjny klimat, świetne udźwiękowienie i realizm (broni oczywiście). Cudowny odstresowywacz na kilkanaście (dziesiąt) minut dziennie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz