poniedziałek, 27 stycznia 2014

Nieregularnie po raz 50. Bez jubileuszu.

Pięćdziesiąt
Stuknęła pięćdziesiątka i już samo to należy uznać za sukces. Czasem się trzeba cieszyć najmniejszymi drobiazgami.
Coraz bliżej do premiery "Pradawnego Zła", ale pozwolę sobie na nie atakowanie reklamami w tym miejscu, bowiem dziś z Robertem zarzuciliśmy już całego facebooka. O Złotym Kościeju też nie będzie, ale obrażę się na wszystkich, którzy na mnie nie zagłosują. Żartuję. Już osiągnąłem więcej z cyklem Bóg Horror Ojczyzna niż marzyłem. Przynajmniej w niektórych dziedzinach. A wszystko dzięki oddanym pomocnikom - Mariuszowi Wojteczkowi (poecie, pisarzowi, recenzentowi), który prowadzi fan-page na FB i Bogdanowi Ruszkowskiemu (recenzentowi, autorowi), który z kolei stworzył i prowadzi oficjalną stronę tegoż cyklu. Dziękuję Wam, panowie!
Ja tymczasem odpoczywam od literackich wybryków, czyli zbieram siły na poprawki do "Wolfenweldu". Czy raczej dopiski, bowiem okazało się, że dla wydawnictwa powieść jest za krótka. Nic to. Poświęciłem ostatni tydzień na muzykę, tym samym mogę rzec, że prace nad nowym albumem DAMAGE CASE nabierają tempa, debiutancka płyta WILCY została nagrana (to co zrobił perkusista Kozak, to dla mnie mistrzostwo!) i aktualnie pertraktujemy z wydawcami (choć raz w życiu jest odwrotnie!). Wkrótce zabiorę się za wspomniany debiut grind/deathowy i pożegnam się z ACRYBIĄ. Tak, po 15-stu latach zdecydowałem, że czas zakończyć działalność w miejscu, gdzie na koncie pozostaje 9 płyt, z czego najlepszą jest ostatnia. Kwestia teraz co zrobi reszta składu, bo aktualnie nad tym debatujemy.
Odpoczywam, zbieram siły.
Jest dobrze.

A na tapecie:
FILM:


"Hobbit: Pustkowie Smauga" Petera Jacksona. No cóż. Nie będę klaskał wraz z innymi... To wspaniałe widowisko, istotnie, momentami naprawdę zapierające dech w piersiach. Ale odstępstwa od powieści idą już tak daleko (wątek miłosny krasnoluda i wysokiej elfki), że momentami było mi autentycznie niedobrze. I co z tego, że Smaug jest świetny, skoro Legolas (co tu robi Legolas?!) w zasadzie sam dałby radę wszystkim orkom i innym przeciwnikom. W zasadzie, we Władcy Pierścieni, po tym co robi w Hobbicie, powinien sam wygrać całą wojnę. To co wartościowe w powieści (Beorn, Mroczna Puszcza) zostało skrócone, spłycone do ledwie kilku minut... Ech, bardzo mieszane mam uczucia. To bardzo dobry film fantasy. Ale nijak nie przystaje mi do "Hobbita". Tym razem Jackson przesadził.


"Equilibrium" Kurta Wimmera. Utopijna i intrygująca historia świata przyszłości, gdzie nie ma przemocy, nie ma uczuć, bo te kontrolowane są przez specjalne leki. Ich nie zażywanie karane jest śmiercią. Tropieniem buntowników zajmują się wyszkoleni Mnisi. Wizualnie film był ubogi już w chwili premiery, co zasadniczo tylko pogłębiało jego wymowę. A ta z kolei nie zestarzała się w ogóle. Świetny, jak zawsze, Christian Bale. Unikatowy i wyjątkowy film science-fiction. 


"Alamo"Johna Wayne'a.  John Wayne w roli Davida Crocketta i historyczna, hollywoodzka obrona fortu Alamo w wersji 145 minut. Wyraźnie nie trafiłem na dobry dzień, bo o ile kiedyś ten film robił na mnie wrażenie, teraz musiałem go rozłożyć na raty, a i tak przez większość czasu ziewałem.

Poza tym jak zwykle dużo Polańskiego. Tak, przygotowuję specjalny artykuł, więc o filmach teraz pomilczę. Ponadto "Przyjaciele". Odświeżamy z żoną serial. Taki powrót do beztroskiej młodości.

KSIĄŻKA:


"Krew Manitou"  Graham Mastertona. Nowy Jork zaatakowała plaga wampiryzmu. W centrum tego znalazł się Harry Erskine. Czyli wspaniała zabawa klasy B, z moim ulubionym bohaterem Mastertona. Bo jeśli przymknie się oko na wszystkie logiczne niedociągnięcia i naciągnięcia, to nie sposób nie bawić się przy czarnym humorze Harry'ego. Reszta zaś jest klasycznym horrorem Mastertona. Czyli znamienitą rozrywką.


"Rook" Graham Mastertona. Zdecydowałem się wreszcie zacząć ten cykl. Historia nauczyciela klasy specjalnej walczącego z wyznawcami Voo Doo naprawdę przypadła mi do gustu. Lekka, wciągająca i pełna wartkiej akcji lektura w sam raz na wieczór, góra dwa. No i bohater, którego nie sposób nie polubić.

Tyle na dziś.

2 komentarze:

  1. A propos Hobbita ostatniego, to ponoć ciekawie jest oglądać go z dubbingiem:D szczęśliwie nie miałam tej przyjemności :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie odważyłbym się obejrzeć tego filmu z dubbingiem. Robiliśmy co mogliśmy, żeby znaleźć wersję oryginalną w kinie :)

    OdpowiedzUsuń