czwartek, 9 lipca 2015

Blog klasyczny (131) - Bez tytułu

Sto trzydzieści jeden.
Czas się uaktywnić na blogu, problem, że czasu i doby na to nie starcza...
O tym, że ostatni rok był wyjątkowo aktywny i pracowity pisać już nie zamierzam. Trułem na ten temat wystarczająco dużo. Teraz czas się brać ostro do następnych zajęć.
Pierwszy etap już za mną. Po półtorej roku oczekiwania debiut Wilców stał się faktem. Płytę wydaną w formie digipacka można nabyć tutaj.
Ruszają też pozostałe formy mojej aktywności muzycznej. Damage Case, niestety, musi po raz drugi zarejestrować materiał na następcę "Oldschool Maniac", bowiem po utarczkach z realizatorem płyty, które trwały blisko rok, doszliśmy do wniosku, że tego co nagraliśmy w zeszłym roku wydawać nie ma sensu. Tak więc już wkrótce ponownie przystępujemy do nagrań. No i Acrybia... Rok temu ruszyliśmy z pracami nad dziesiątym albumem i z wielu powodów musieliśmy to przerwać. Teraz nagrania powędrowały do mistrza masteringu, Krzysztofa "Korsarza" Bilińskiego, więc jest bliżej, niż dalej. W sierpniu dogramy wokale i zobaczymy, może się uda z premierą w tym roku. Także Damage Case "Drunken Devil" w tym roku na pewno, "Królestwo Powietrza" Acrybii bardzo możliwe. A ja już szykuję się do zarejestrowania bębnów dla zupełnie innego projektu...

Kwestie pisarskie też czekają na ruszenie. "Miasteczko" zbiera pochlebne recenzje wśród fanatyków ostrego horroru i zniesmacza wszystkich innych, czyli jest jak miało być. Niemniej ja już kieruję się w nieco inną stronę. Trwają rozmowy nad wydaniem "Zombie.pl", w którym z Robertem znacznie łagodniej podchodzimy do horroru, niewykluczone, że ukażą się też dwie antologie, w których znajdą się jedne z moich ostatnich opowiadań. Ja tymczasem zbieram siły, by wziąć się za kolejną powieść z Robertem i napisać od nowa połowę "BHO III", bo jak zajrzałem do tego po czasie, to mnie się nie spodobało. No i czas w końcu ruszyć cykl bajkowy, ale, jak wspominałem, doba za krótka. Wracam do pisania zaległych recenzji, książkami własnymi zajmę się w przyszłym tygodniu.

A na tapecie:

KSIĄŻKI:

"Terror" Dan Simmons. Absolutnie rewelacyjna powieść opowiadająca prawdziwą historię badaczy, którzy utknęli na tytułowym statku w XIX wieku skuci arktycznym lodem na... trzy lata. Dawno nic mnie tak nie wciągnęło i nie przeraziło. Nie znoszę zimna, boję się głębokości, nic dziwnego, że emocje towarzyszące lekturze były dla mnie niezapomniane. Tak bardzo, że musiałem przeczytać coś lżejszego, a żeby nie skakać po tematach, to rzuciłem się na:

"Wyspa Skarbów" R.L. Stevenson. Arcydzieło literatury młodzieżowej i przygodowej, o którym powiedziano już wszystko, a adaptacji filmowych nie zliczę. Cudowna książka, która nie starzeje się nigdy.

FILMY:

"Najdłuższa podróż" George Tillman Jr. Niedawno pisałem na Dzikiej Bandzie, że warto przeczytać powieść Nicholasa Sparksa, nim Hollywood zniszczy ją swoją adaptacją. Wykrakałem. Ten film sam w sobie nie jest zły. Ot, romantyczna opowieść o dwójce zakochanych, którzy poznają pewnego staruszka, a ten opowiada im historię swojej miłości. Młodzi się uczą na jego błędach, sami dojrzewają, bla, bla, bla. W powieści wszystko miało sens, zazębiało się znakomicie i potrafiło chwycić za serce. W filmie z bohaterki zrobiono naiwną idiotkę, młody kowboj, mimo że grany przez syna Clinta Eastwooda ma w sobie ledwie ćwierć czaru ojca i tylko Alan Alda ratuje produkcję aktorsko. W porównaniu do innych adaptacji ("Pamiętnik", "I wciąż ją kocham") film wypada średnio, w zestawieniu z książką - słabiutko.

"Paul" Greg Mottola. Właśnie się skończył w TV. Niestety, mimo iż oglądałem go drugi raz, tym razem wspólna produkcja Nicka Frosta i Simmona Pegga do mnie nie przemówiła. Po rewelacyjnym hołdzie dla horroru ("Shaun of the Dead") i kina akcji ("Hot Fuzz") panowie postanowili pokłonić się przed kinem s-f. Niby jest śmiesznie, niby jest Sigourney Weaver, ale całość epatuje humorem, który mnie nie przekonuje. Tak samo jak ufoki. Już tak mam.

Tyle na dziś.


P.s. Coroczna statystyka. Obejrzałem w ciągu roku 67 filmów. Prawie sto mniej niż poprzednio. Za to przeczytałem 158 książek. Średnio jedną na dwa dni... Muszę czytać szybciej...

1 komentarz:

  1. Jedna książka na dwa dni to świetny wynik :) Ale wiadomo, poprzeczka zawsze musi iść wyżej.

    Ja mam Terror dopiero przed sobą, ale po tym co napisałeś moje obawy się potwierdzają. Muszę odłożyć ją do czasu, aż będę mogła się jej oddać całkowicie.

    OdpowiedzUsuń