VALERIAN tom 1
wydawnictwo: Taurus Media
stron: 160
ocena: 6/6
Mój pierwszy kontakt z Valerianem miał
miejsce w 1990 roku, kiedy to „Komiks Fantastyka” opublikował
zeszyt „Miasto wzburzonych wód”. Już wtedy ujęła mnie wizja
postapokaliptycznej Ameryki i przygody czasoprzestrzennych agentów
(właśnie w tej kolejności), które wciągnęły mnie niesamowicie,
mimo humorystycznej, czasem karykaturalnej kreski. Ze względu na mój
ówczesny wiek nie doceniałem wartości artystycznej komiksu,
zachwycałem się jedynie opowieścią i bohaterami, bez wahania
sięgnąłem też po „Krainę bez gwiazd” oraz „Witajcie na
Alflolu” (jakoś umknął mi drugi tom „Cesarstwo Tysiąca
Planet”. Zaczytywałem się nimi, ucząc się wręcz każdej
planszy na pamięć, mimo mojej niechęci do science-fiction. Gdy po
ponad ćwierć wieku zacząłem odbudowywać utraconą przed laty
kolekcję komiksów, nie brałem pod uwagę popularności danych
tytułów, skupiłem się jedynie na tych, które były ważne dla
mnie. Siłą rzeczy, „Valerian” był jednym z nich. Jakże się
ucieszyłem, kiedy wkrótce potem ujrzałem zbiorcze wydanie
zaprezentowane na naszym rynku dzięki wydawnictwu Taurus Media.
Klamka zapadła, a moja żona dopełniła całości sprawiając mi
ten niezwykły prezent.
Wracam wspomnieniami do mojej pierwszej
przygody z Valerianem, bowiem wtedy nie zdawałem sobie sprawy jak
ważna i rozległa to seria, choć jak się okazuje, miałem
podświadome przeczucie obcowania z arcydziełem. Jak wielkim
pokazuje właśnie pierwszy tom wydania zbiorczego. Akcja cyklu
rozgrywa się (teoretycznie) w XXVIII wieku i dotyczy wielkiego
miasta Galaxicity, stolicy Ziemi i Ziemskiego Imperium Galaktycznego.
Tu przed kilkuset laty odkryto natychmiastową teleportację materii
w czasie i przestrzeni, co z kolei zmusiło ludzi do powołania
agencji strzegącej porządku we wszystkich wymiarach i epokach.
Głównymi bohaterami jest sprytny Valerian i jego urocza towarzyszka
Laurelina. Poznajemy ich w trakcie kolejnych zadań w odległych
galaktykach i podróżach w czasie. Rozmach całości potrafi
naprawdę zachwycić.
Omawiany tom zawiera trzy komiksy.
Pierwszy z nich to niepublikowana dotąd w Polsce historia „Koszmarne
Sny”, będąca numerem „0” w serii. Widać tu już wspomniany
rozmach fabularny, ale jednocześnie widać tu jeszcze
niezdecydowanie twórców (wyjątkowo humorystyczne rysunki i
momentami infantylna intryga). Niemniej, przygoda ta przenosząca nas
nagle do mroków Średniowiecza, wyjaśnia pochodzenie Laureliny,
system pracy agentów i wreszcie wprowadza postać Xombula,
szwarccharakteru dominującego kolejny album, „Miasto Wzburzonych
Wód”. Pierwszy tom czytałem przed laty, ale muszę przyznać, że
nie zestarzał się on w żadnym stopniu. I choć dalej rysunki stoją
czasem w opozycji do powagi fabularnej, nie sposób nie wciągnąć
się w historię pościgu Valeriana i Laureliny za arcyłotrem w
czasach, które kataklizm zniszczył Ziemię, a prawdziwa katastrofa
dopiero nadejdzie. Widoki porośniętego dżunglą, zalanego wodą
Nowego Jorku, czy walki w Parku Yellowstone to coś czego się nie
zapomina. Co jednak najważniejsze, tutaj mamy do czynienia z
wydaniem rozszerzonym, gdzie wreszcie możemy przeczytać pełną
wersję tej historii. Czasem są to tylko dwa dodatkowe obrazki na
stronie, czasem pięć zupełnie nowych stron! Nie tylko wprowadzają
one nowe wątki i uwypuklają fabułę, ale spinają opowieść w
taki sposób, że teraz zastanawiam się, jak wcześniej mogło tych
scen zabraknąć. No i wreszcie odcinek specjalny „Cesarstwo
Tysiąca Planet”. Oficjalnie drugi zeszyt serii, który zmienił
wszystko. Po pierwsze, wprowadził kanon, który potem seria będzie
kontynuować, a więc interwencję naszych bohaterów na obcej
planecie, sprowadzającą się do walki humanizmu ze wszelkimi
odmianami tyranii, terroru i niewoli. Po drugie, odmienił oblicze
fantastyki naukowej w sposób nieodwracalny. Mezires i Christin
stworzyli postacie i kadry, które są do dziś powielane w kinie,
literaturze i grach science-fiction, często bezwiednie i bez
zrozumienia oryginału. Najlepszy przykład daje właśnie to
wydanie, w którym w przedmowie mamy porównanie kilku kadrów sagi
„Gwiezdne Wojny” z poszczególnymi rysunkami z „Valeriana”.
Darth Vader jest oryginalny? Spójrzcie na Wiedzących z „Cesarstwa
Tysiąca Planet”. Imponuje Wam Sokół Millenium? Valerian latał
takim pięć lat wcześniej. Wstrząsnął Wami zamrożony Han Solo?
Valerian miał tę przygodę dziewięć lat wcześniej. Księżniczka
Leia w złotym bikini? Laurelina nosiła takie dziesięć lat przed
nią. I tak dalej, i tak dalej. Nie da się przecenić wpływu serii
na wizerunek fantastyki naukowej, dziw bierze, że francuscy twórcy
wciąż pozostają znani jedynie największym fanatykom komiksowym.
Pozostaje się tylko cieszyć, że dzięki takiemu wydaniu Valerian
ma szansę wreszcie odzyskać swą zasłużoną pozycję. Niech nie
zwiedzie Was zabawna kreska, to mistrzostwo gatunku i arcydzieło
komiksu.
Za egzemplarz dziękuję mojej żonie,
Dagmarze, która dba o chłopca w mej duszy, który wierzył, że
marzenia się spełniają i w świecie nie ma rzeczy niemożliwych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz