Ira Levin
DZIECKO ROSEMARY
wydawnictwo Rebis
stron: 296
ocena: 6/6
Są książki, które
zmieniły oblicze nie tylko literatury, ale i popkultury. Ira Levin
był twórcą tak wszechstronnym, że inspirował i twórców grozy i
komedii, a większość z jego dzieł została z sukcesem
zekranizowana. Wystarczy wspomnieć o „Chłopcach z Brazylii” z
Gregory Peckiem czy przezabawnej i przewrotnej „Śmiertelnej
pułapce” z Michaelem Cainem i Christopherem Reeve'm. Mnie jednak
zachwyciły przede wszystkim horrory na czele z „Żonami ze
Stepford” (tylko i wyłącznie wersja z roku 1975) i „Dzieckiem
Rosemary”, jednym z najlepszych filmów Romana Polańskiego i
najwybitniejszych obrazów grozy w historii kina. Tak, wstyd się
przyznać, ale z każdym dziełem Levina zapoznałem się w odwrotnej
kolejności, czyli po obejrzeniu ekranizacji. Nadrabianie zaległości
w niczym nie odbiera jednak przyjemności obcowania z książkami,
które są po prostu arcydziełami.
Rosemary i Gary Woodhouse
kupują piękne mieszkanie w Nowym Jorku. Są szczęśliwym
małżeństwem. On robi karierę aktorską, ona marzy o dziecku.
Wkrótce poznają nowych sąsiadów, a ich życie stopniowo ulega
zmianie. Gary coraz bardziej ulega wpływowi małżeństwa
Castevetów, Rosemary zaczyna tracić kontakt z rzeczywistością,
coraz bardziej obawia się o życie własne i dziecka, które nosi w
brzuchu...
O fabule wspominam z
zasady, trudno mi bowiem wierzyć, że ktoś nie słyszał choćby o
historii, która doczekała się dwóch adaptacji, jednej wybitnej w
wydaniu Polańskiego, jednej tragicznej (w reżyserii Agnieszki
Holland). Powieść Levina to arcydzieło horroru, które przeniosło
grozę z nawiedzonych zamczysk, zapuszczonych cmentarzy i upiornych
prowincji do współczesnych apartamentów, jasno oświetlonych
mieszkań, pozbawiając ją gotyckich konotacji, jednocześnie
koszmar jaki staje się udziałem głównej bohaterki. Horror jaki
rozgrywa się w wymarzonym mieszkaniu Woodhousów nie jest bezmyślnym
epatowaniem okrucieństwem i obrzydliwością, do jakich
przyzwyczaiły czytelników współczesne powieści z tego gatunku.
To groza podskórna, metafizyczna, pełna niedopowiedzeń, głęboko
zakorzeniona w psychologii. Nawet główny wątek sprowadzający się
do satanistyczno-okultystycznej sekty jest tak naprawdę tylko
środkiem do opowiedzenia historii o zdradzie, zagubieniu i lęku
macierzyńskim, przede wszystkim zaś o manipulacji, alienacji i
samotności. Samotności w wielomilionowym mieście. Wątki te
uwypuklił w swoim dziele Roman Polański, również dzięki
zakończeniu, mniej dosłownym niż w powieści.
Frazesem byłoby
stwierdzenie, że to powieść ujmująca klimatem, posępna i
trzymająca w napięciu, choć skierowana raczej do wymagającego i
ambitnego czytelnika. Niestety, wszystko to jest prawdą. „Dziecko
Rosemary” to absolutny kanon horroru i jedna z najlepszych powieści
gatunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz