TRZECH PANÓW W ŁÓDCE
NIE LICZĄC PSA
wydawnictwo Vesper
stron: 244
ocena:5/6
Wiele arcydzieł zostało
niesłusznie zapomnianych i dziś pamiętają o nich tylko
antykwariusze, poloniści i bibliofile. Dużo z tych niegdyś
wychwalanych książek nie przetrzymało próby czasu, niektóre
natomiast nie dały rady sobie z miejscem. Bo czy rzeczywiście
Polacy potrafią docenić geniusz humoru zawarty w najsłynniejszej
powieści Jerome K. Jerome?
Niedawno wspominałem, że
Jasona Bourne'a poznałem jako pacholę w audycji radiowej, dopełnię
więc wyznania, że „Trzech panów w łódce nie licząc psa”
również usłyszałem we fragmentach, czytane w Telewizji Polskiej.
Niestety, nie pamiętam przez kogo. Nie potrafię też wytłumaczyć
dlaczego kilkuletni uczeń szkoły podstawowej zamiast w wakacje
ganiać po podwórku za piłką siedział przed telewizorem i słuchał
fragmentów książki może nie skandalicznej, ale na pewno
wykraczającej poza zainteresowania małolata. Pamiętam tylko, że
słyszane tam historie bardzo mnie śmieszyły i obiecałem sobie, że
kiedyś tę książkę przeczytam w całości. No i stało się.
Prawie trzydzieści lat później.
Dzieło Jerome K. Jerome
opowiada zgodnie z tytułem o trzech mężczyznach: Jerome
(narratorze), Harrisie i Montmorencym. Podczas jednej z rozmów
dochodzą do wniosku, że cierpią na przeróżne choroby (w zasadzie
ich popis hipochondrii wyklucza tylko jedną ze wszystkich możliwych
przypadłości) i dochodzą do wniosku, że jest to skutek
przepracowania. Jedynym wyjściem jest odpoczynek, w związku z tym
panowie postanawiają wybrać się w podróż po Tamizie. Wyruszają
łodzią za jedynego towarzysza mając psa należącego do Jerome.
Planują nocować pod gołym niebem i zwiedzać ile się da.
Tak pogodną,
humorystyczną i pełną ironii książkę mógł napisać tylko
Anglik. Chociaż całość powstała z myślą o przewodniku i
rzeczywiście potrafi zaimponować zarówno opisami historycznych
miejsc, jak i wspaniałymi deskrypcjami przyrody i miejscowości, to
właśnie ironia i dystans czyni tę powieść niepowtarzalną.
Jerome imponująco przedstawia historię Anglii, a jednocześnie
podśmiewa się z pojawiających się w niej zależności i postaci.
Najmocniej jednak pokpiwa z samych Anglików, w tym samego siebie,
eksponując przywary w sposób przewrotny i inteligentny. W zasadzie
ma się wrażenie, że uczestniczy się czasem w spotkaniu dobrych
znajomych, którzy prześcigają się w opowiadaniu zabawnych
anegdot, a czasem jest się świadkiem wyprawy trzech zadufanych w
sobie mężczyzn, których pewność siebie jedynie ich ośmiesza w
konfrontacji w rzeczywistym światem.
Dlatego, choć chciałbym
się mylić, uważam, że książka dziś nie znajdzie poklasku wśród
innych grup niż wymienione we wstępie. Ponury, nieoczytany, a
przede wszystkim nadęty naród Polski rzadko potrafi się śmiać z
samych siebie. Oczywiście, pośmiać się z Anglików wolno i
wypada, ale ilu z potencjalnych czytelników będzie potrafiło
odnieść przeczytane zdarzenia do siebie? Mam nadzieję, że wielu,
bo wówczas świat staje się piękniejszy, a wyprawa na Tamizę
staje się jednym z głównych planów wakacyjnych.
To czytał Pokora. Pamiętam to... Też wówczas zapamiętałam tytuł. I chyba nie tylko, bo kiedy po latach czytałam książkę, to niektóre fragmenty wydawały mi się mocno znajome.
OdpowiedzUsuńPoczytasz Trzech panów w Niemczech/na włóczędze/na rowerach (tym razem bez psa) to Ci się zechce pojechać do Niemiec. Choćby po to, żeby sprawdzić, czy też tak widzisz Niemców jak Jrome Klepka Jerome i jego przyjaciele.