AC/DC DIABELSKI MŁYN
Wydawnictwo: In Rock
stron: 556
ocena: 5/6
Trudno sobie wyobrazić
historię muzyki rockowej bez AC/DC. Ich niebywała determinacja,
żywiołowość i konsekwencja są wzorem dla całych pokoleń
muzyków, którzy od ponad czterdziestu lat śledzą karierę grupy
braci Young. Trudno też wyobrazić sobie lepszego autora gotowego
zmierzyć się z legendą, niż Mick Wall, znakomity dziennikarz,
który wśród licznych publikacji skutecznie rozprawiał się z
innymi bogami rockowej sceny, by wspomnieć tylko o Black Sabbath i
Metallice. I podobnie jest tutaj. Autor zna muzyków osobiście, w
związku z tym większość znalezionych w książce informacji
pochodzi z pierwszej ręki, a co ważniejsze, Wall nie zamierza
stawiać AC/DC pomnika. Muzyka broni się sama, tutaj, podobnie jak w
innych swoich książkach autor skupia się na ludziach, nie
ukrywając ich zachowań i wpadek, jawnie roztrząsa problemy i
cienie przeszłości. Wydawałoby się, że trudno wymarzyć sobie
lepszą biografię będąc fanem zespołu. A jednak w całości
znajduje się łyżka dziegciu. I to rozmiarów sporej chochli.
Legendarna grupa powstała
w Sydney w 1973 roku z inicjatywy dwóch braci, Malcolma i Angusa
Youngów. Swoją energetyczną mieszanką rock n' rolla, boogie i
bluesa poniekąd wynaleźli hard rock. Stopniowo, konsekwentnie
podbijali rynek muzyczny, najpierw w macierzystej Australii, z której
wystrzelili później prosto w oko amerykańskiego show buisnessu, by
zasiąść w glorii i chwale na szczycie górującym nad resztą
mniej znaczących formacji. Nie oszukujmy się, trudno o bardziej
rozpoznawalny, zachwycający i poruszający tłumy zespół. Dowodów
nie muszę szukać daleko. Moje prywatne dzieci (w wieku rozmaitym)
podrygują radośnie w rytm „Let There Be Rock”, w dobie muzyki
tandetnej i klubowej uczniowie mojej szkoły eksponują przypinki z
charakterystycznym logo. Jako jedynego przedstawiciela sceny
rockowej. Nie ukrywam, że przez lata sam skutecznie ignorowałem ten
fenomen eksplorując bardziej brutalne lub bardziej złożone formy
ekspresji muzycznej. A mimo to nie mogłem przejść obojętnie obok
utworów pokroju „Back in Black” czy „You Shock Me All Night
Long”. Dopiero w okolicach trzydziestki zrozumiałem geniusz grupy
i zatonąłem w dźwiękach zawartych na albumach z ery Bona Scotta.
I jeszcze długo przekonywałem się do Briana Johnsona. Nie z powodu
jego głosu, ale po prostu zdaje mnie się, że w okresie z nim na
pokładzie poza wybitną „Back in Black” trudno było grupie
osiągnąć poziom poprzedników.
Dlaczego o tym wspominam?
Bowiem Mick Wall doszedł widać do podobnego wniosku pracując nad
ową biografią. Opisuje bardzo drobiazgowo początki grupy, w tym
także dzieciństwo Youngów, co okazuje się być znamienne biorąc
pod uwagę ich pochodzenie. Jednak na ponad 550 stron składających
się na ową książkę ledwie 100 dotyczy ery Johnsona, gdzie
wszystkie płyty zostały potraktowane zdawkowo i pobieżnie, a każda
nagrana ze Scottem jest pieczołowicie omówiona nie tylko od strony
muzyki i teksów, ale i promujących je koncertów. Zgadzam się, że
Scott był niezwykły, a jego życiorys tragiczny, jednak w pewnym
momencie zastanawiałem się czy to biografia AC/DC czy Scotta i
Youngów. Biorąc pod uwagę, że większość fanów odpowie - „ale
przecież to to samo” - uznam to za pytanie retoryczne.
Niemniej „Diabelski
Młyn” okaże się kopalnią wiedzy nawet dla najbardziej
zagorzałych fanów. To nie tylko multum informacji o tym jak
hartowała się stal i jak bezwzględnie postępowali bracia z
każdym, kto nie pasował do ich wizji, lub po prostu wzbudzał w
nich zawiść i zazdrość (jak wczesna sekcja rytmiczna, pierwszy
wokalista, czy liczni menadżerowie), który z braci jest lepszym
gitarzystą solowym, jak bardzo Angus lubi swój mundurek i ile pracy
oraz samozaparcia kosztowała ich „długa droga na szczyt”. To
także niuanse pozwalające zrozumieć fenomen, jak na przykład
pochodzenie (bracia są rodowitymi Szkotami), więzi rodzinne
tworzące wewnętrzny krąg dowodzenia, specyficzny klan, gdzie
niebagatelną rolę odegrał we wczesnych latach George Young,
najstarszy z braci, który zrobił światową karierę i wypromował
znakomity przebój „Friday on My Mind” (skutecznie zabity później
przez Gary'ego Moora). Jak to zwykle u Walla z książki wyłania się
obraz zadziornych małolatów, którzy nie wylewali za kołnierz
(poza abstynentem Angusem) i nie przepuścili żadnej dziewczynie, by
w międzyczasie zrobić światową karierę, ustatkować się i
uspokoić i obecnie korzystać z ciężko zarobionych pieniędzy. W
szkocki sposób, a więc jeżdżąc kilkunastoletnim samochodem,
żałując pieniędzy na nowy. Tak, nie brak tu humoru, nie brak też
sytuacji skłaniających do refleksji. Szkoda tylko, że autor mimo
zapewnień ze wstępu tak czołobitnie pokłonił się braciom i
Scottowi, marginalizując późniejszą działalność formacji.
Szkoda też, że życie
napisało scenariusz niespodziewany i nowa płyta grupy została
nagrana bez udziału jej lidera, Malcolma Younga. W momencie gdy
książka trafiła do druku Wall jedynie słyszał pogłoski o
chorobie gitarzysty, zapewne nikt nie przypuszczał jak poważna się
okaże. Dziś, gdy „Rock or Bust” nagrane z udziałem kolejnego
członka klanu Stevie Younga udowadnia, że dzisiejsze AC/DC nie ma
się czego wstydzić, ale i zdobyć nic więcej nie zdoła. Warto
więc zagłębić się w historię tej fenomenalnej grupy. Tu
poznacie dogłębnie jej początki i pobieżnie resztę historii. Ale
to właśnie tutaj odnajdziecie kwintesencję i rdzeń, który
powinien odpowiedzieć na wszystkie pytania jakie chcielibyście
znaleźć odpowiedź.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz